Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 04-02-2015, 08:10   #71
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
POPOŁUDNIA U BIN NASSURA CIĄG DALSZY

Aria słuchała Jabbara i czuła jak wzbiera w niej gniew. Nie dlatego, że obrażał ją czy oficjalnie odcinał się od znajomości z nimi i nie oferował pomocy. To było oczywiste i do przewidzenia. To, że bin Nassur nie zgłosił ich wynajęcia gildii zdumiało ją nieco, lecz pasowało do naiwnego kupca, który z pewnością oczekiwał, że wszyscy w gildii rozumują podobnie jak i on. Jednak postawa al-Awasaniego, który - w przeciwieństwie do bin Nassura - traktował ich z góry, jak pospolitych najmitów, a do tego strofował niczym małe dzieci sprawiła, że czarodziejka od razu stała się czujna. Miała już do czynienia z ludźmi tego pokroju - wyrachowanymi szlachcicami, którzy w białych rękawiczkach załatwiali niewygodne dla siebie sprawy nie dbając o los zleceniobiorców, a nierzadko również wypierając się znajomości z nimi gdy przychodziło do uiszczenia zapłaty. Różnica między postawą głowy Gildii, a innych mieszkańców Zakhary, których do tej pory spotykali była uderzająca.

- Błagam o wybaczenie, czcigodny Jabbarze. Nie byliśmy świadomi, że tak łatwo sparaliżować kroki, które nie są podejmowane - Aria przepraszająco skłoniła głowę, by kupiec nie zobaczył złych błysków w jej oczach. - Staraliśmy się działać praworządnie niczym mulucka milicja i ubolewam nad tym, że zawiedliśmy zaufanie szlachetnego bin Nassura, którego serce i sumienie są czyste niczym górski kryształ, w przeciwieństwie do serc wielu mieszkańców tego miasta, których do tej pory poznaliśmy.
Mężczyzna spojrzał na Arię i z uwagą słuchał jej słów. Dziewczynka widziała, że odpowiedź wyraźnie go zdziwiła, ale i w jakiś sposób zaimponowała.
- Wielu ludzi błądzi - odparł filozoficznie - Nie nasza to rzecz zaglądać im do sumień i wystawiać oceny. Bogowie mają nad wszystkim pieczę i to oni ważą ludzkie serca. Kapłani jednak zamiast tkwić w jałowych dyskusjach powinni kierować wiernych na właściwe ścieżki. Tego życzyłby sobie zarówno Wielki Kalif, jak i wszyscy bogowie. Nie przybyłem jednak tutaj, aby prowadzić dyskusje o moralności i sumieniach mieszkańców Muluk. Nasze stanowisko jest ci znane. Nikt nie oczekuje od ciebie żadnych wyjaśnień, tłumaczeń, czy przeprosin. Zrobiliście co uznaliście za słuszne. Drogi Przeznaczenia są niezbadane. Teraz do ciebie należy decyzja, dokąd się udacie. Stoisz na rozstaju dróg i musisz poprowadzić swoich towarzyszy - zakończył miałkim porównaniem kupiec.
Aria spojrzała Jabbarowi w oczy, rozczarowana tym, że kupiec był zbyt zadufany lub zwyczajnie zbyt głupi, by dostrzec wbijane w niego szpilki. Albo po prostu wcale go to nie obchodziło.
- Drogi przeznaczenia zaiste są niezbadane, lecz ufam, że nie zaprowadziło nas ono do Muluk byśmy stali się płatnymi mordercami na usługach człowieka bez honoru i gildii o mentalności sal’uków, których ściga - Aria wstała. Była przekonana, że nawet jeśli zgodziłaby się na zlecenie to “nieoficjalna” wypłata byłaby mniej niż pewna. - Jeśli szukasz “praworządnych” rozwiązań jestem pewna, że Jednooki Abdul dostarczy ci ich - za odpowiednią kwotę - znacznie szybciej i bez późniejszych problemów z organami władzy.
To powiedziawszy czarodziejka skierowała się do drzwi.
- Rozumiem, że to twoje ostatnie słowo? - zapytał spokojnym głosem Jabbar, nie wstając z miejsca.
- Nie czuję się władna odpowiadać za wszystkich towarzyszy, ale skoro oczekiwałeś mojej natychmiastowej decyzji - oto ona - Aria odwróciła się w stronę mężczyzny. - Zwracasz się do nas z braku innych opcji, a desperacja często prowadzi ludzi do… niegodnych kroków. Koniec końców - jak sam rzekłeś - jesteśmy tylko ajami, a stając się dodatkowo zabójcami nie bylibyśmy godni szacunku ni słowności ludzi honoru. Żegnaj i niech bogowie będą z tobą.
- Salam alejkum - odparł Jabbar i również ruszył na dół do sklepu.
Aria szybko skręciła w stronę kantorka bin Nassura; na szczęscie Jabbar wyszedł ze sklepu nie zamieniwszy nawet słowa z właścicielem.
- Wybacz, szlachetny bin Nassurze; obawiam się, że rozmowa z szacownym al-Awasanim nie poszła po twojej myśli - rzekła czarodziejka, gdy została z kupcem sam na sam. - Żywię nadzieję, że przez moją porywczość, wynikającą z młodego wieku i nieobycie w muluckich zwyczajach nie będziesz miał problemów z radą gildii.
Na twarzy bin Nassura pojawił się uśmiech.
- To była propozycja gildii, nie moja. Cieszę się Ario, że odmówiłaś - bin Nassur po raz pierwszy zwrócił się do dziewczyny po imieniu. Czarodziejka odruchowo oddała uśmiech, zaskoczona ale i uradowana postawą przyjaciela szejka.
- Przykro mi, że tak się to wszystko skończyło. Myślałem, że uwolnicie miasto z tych przeklętych oszustów, ale gildia postanowiła, że wykorzysta wasze zdolności. Oponowałem, że powinniśmy działać w inny sposób, ale mój głos niewiele znaczy. Nikt mnie nie chciał słuchać. Jedyne, co mogę teraz dla was zrobić, to pomóc wam finansowo. Mam małe oszczędności i mogę wam wypłacić za waszą pracę i pomoc w zdemaskowaniu fałszywych monet, sto pięćdziesiąt dinarów. Niewiele, wiem, ale na pewno się wam przyda. Z pomocą langust będę musiał jakoś sobie poradzić z oszukanymi monetami. Dziękuję wam.
- Mangust - odruchowo poprawiła Aria, po czym zaczerwieniła się zawstydzona i skłoniła przed kupcem. - Twoją szlachetność i hojność, o bin Nassurze przewyższa tylko twoja mądrość - rzekła. - Jednak nie mogłabym wziąć tych pieniędzy z czystym sumieniem nie uprzedziwszy cię wpierw, że - mimo najszczerszych chęci - nasze działania względem oszustów mogą się wkrótce zakończyć. Będąc poszukiwanym przez policję nie możemy działać otwarcie i możliwe, że będziemy musieli wkrótce uchodzić na pustynię. Pomożemy na ile nam się uda, jednak nie mogę złożyć żadnych obietnic. Jeśli jednak chciałbyś przekazać szejkowi jakąś wiadomość, dostarczymy ją z najwyższą przyjemnością.
- Doskonale to rozumiem, o szlachetna Ario - odparł z nutką smutku w głosie kupiec - Nawet nie śmiałby was prosić, abyście dalej pomagali. Mógłbym, co prawda porozmawiać z kilkoma najbliższymi znajomymi kupcami i nawet zebrać razem z nimi jakąś większą sumę, aby opłacić wasze usługi. Jednak ani ja, ani nikt z moim znajomych nie mógłby zapewnić wam bezpieczeństwa. Musielibyście działać narażając się na ciągły konflikt z mulucką milicją, a o to nie mogę was prosić. Wyjazd z miasta na pewno jest rozsądnym wyjściem z tej przykrej sytuacji. A list oczywiście napiszę. Opiszę w nim, jak bardzo mi pomogliście i szejk na pewno przyjmie was z otwartymi rękoma. Pod jego skrzydłami będziecie bezpieczni, tego jestem pewien.
- Twe słowa leją miód na me serce, lecz nasze życie nie ma ceny. Nie kłopocz się więc zbieraniem dinarów wśród znajomych. Mogłoby to zaszkodzić twojej reputacji i stosunkom z Gildią, zwłaszcza że możemy nie mieć do zaoferowania więcej ponad już wykonane usługi. Doceniam jednak twój gest i z pokorą przyjmę ofiarowaną przez ciebie zapłatę, gdyż pieniądze te pomogą nam zachować bezpieczeństwo.
Wkrótce zjawię się znowu z wieściami - ja lub któryś z towarzyszących mi dziś chłopców, jeżeli nie uda mi się wymknąć. Przekażę także twe łaskawe słowa towarzyszom; z pewnością uraduje ich fakt, iż nadal spoglądasz na nas łaskawym okiem. Niech bogowie i Przeznaczenie zawsze będą po twojej stronie - czarodziejka skłoniła się ponownie i po krótkim pożegnaniu ruszyła do domu właściciela “Czarnego Lwa”, kurczowo ściskając sakwę z dinarami ukrytą w fałdach ubrania.

Po powrocie do kryjówki przekazała towarzyszom słowa bin Nassura oraz przedstawiciela Gildii. Skrupulatnie podzieliła złoto na siedem równych kupek po 21 dinarów, a pozostałe trzy odłożyła na poczet uregulowania rachunku u Amaniego, z którym nie zdążyli się rozliczyć za pobyt w seraju.
 
Sayane jest offline  
Stary 04-02-2015, 15:50   #72
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
W domu Amaniego


Napad szaleństwa Adila zaskoczył wszystkich; w nawale problemów zdążyli zapomnieć, że jeden z kłopotów wędruje z nimi. Rzecz jasna w najmniej pożadanym momencie do pokoju wszedł godpodarz. Spojrzał gniewnie na wszystkich i spytał oburzonym tonem:
- Co wy wyprawiacie do jasnej cholery?
- Już wszystko w porządku - zdyszany po nagłym wysiłku i od adrenalinowego uderzenia Janos podniósł dłoń. - Nasz przyjaciel miał atak choroby, właśnie z jej powodu zawsze ktoś z nas jest przy nim. Musimy go pilnować by nie uczynił sobie krzywdy, nie jest wtedy sobą. Zaraz wyleczymy jego obrażenia. A ty - odwrócił się do Akbara - skończyłbyś wreszcie z dziecinnymi żartami.Krasnolud spojrzał podejrzliwie na Janosa i gładząc swoją brodę zapytał:
- A co to za choroba jeśli można wiedzieć?
- To może ja wyjaśnię, panie - ni to spytał, ni stwierdził Adil spoglądając w kierunku smoka - W końcu to moja wina.
W tym momencie Shamal zaczął żałować, ze uprzednio nie zakneblowali Adila. Jeśli ten ostatni został nagle opanwany przez jakieś złe duchy, to bogowie tylko wiedzieli, co mógł powiedzieć. - Może jednak poczekasz z mówieniem, aż wrócisz do pełni sił, Adilu? - spytał uprzejmie.
Adil pokornie spuścił wzrok, a po chwil ponownie spojrzał na Janosa, którego miał za swego pana i władcę. Półsmok coraz częściej miał ochotę wyciepnąć Shamala za okno, ale teraz skinął z uznaniem głową.
- Nikt z nas cię nie obwinia - powiedział stanowczo. - Napady szaleństwa wystarczająco cię doświadczyły i powinieneś teraz skupić się na próbie zapanowania nad nimi, niż rozpamiętywaniu i użalaniu się. Tak jak obiecaliśmy, jeśli bogowie dadzą, nawiedzimy sanktuarium [nazwa] by cię uzdrowić.
- Czyżby demony pomieszały zmysły temu biednemu chłopcu? - zapytał prawdziwie przejęty Amani.
- Niestety tak - odpal Akbar przestając pajacować. - Wspólnie staramy się mu pomóc w zdjęciu klątwy. Byliśmy już nawet na tropie, niestety chwilowo wizyty u mędrców i w bibliotece są trochę utrudnione. Nie obawiaj się, będziemy go pilnować ze zdwojoną uwagą, by nie uchybił prawom gościnności swym zachowaniem.
- Demony, klątwy, czary i szaleństwo - krasnolud złapał się za głowę - O nie, nie, nie. Za dużo tego, a jak mawia wielki mędrzec Bahrani “złe do złego ciągnie” Bardzo wam współczuje i tobie synu - Amani spojrzał w stronę Adila - ale za dużo tego wszystkiego. Zły cień nad wami, oj zły. Zapewne jeszcze wiele krzywych ścieżek przed wami, a ja mam rodzinę i dom na utrzymaniu. Żona przygotuje dla was strawę na drogę, a ja obiecuje modlić się do wszystkich bogów o powodzenie dla was, ale musicie niestety opuścić mój dom.
- A więc odmawiasz pomocy potrzebującym - upewnił sie Akbar - Trudno, dzięki i za to. Pewnie schwytają naszego smoczego przyjaciela ale tak widać musi być. Oczywiście postaramy się go uratować, ale sam wiesz jak to w życiu bywa. Jeśli nam się nie uda wezmą go na tortury. Ooo, z pewnością długo wytrzyma ale w końcu zacznie mówić, każdy zaczyna. Niestety może wtedy zdradzić, kto nam pomógł. Przyjacielu, nie narażaj nas wszystkich i swej rodziny. Pozwól nam zostać jeszcze z dzień czy dwa, poszukamy innego, bezpiecznego lokum i wyniesiemy się.
- Czcigodny panie - zaczął bardzo oficjalnie i poważnie Amani - Pomogłem już wam. Gościłem was u mnie w seraju, ostrzegłem przed obławą i użyczyłem własnego domu, jak najlepszemu przyjacielowi. To wy złamaliście prawa gościnności i zniszczyliście spokój w moim domu. Bogowie widzą wszystko i sprawiedliwie i słusznie osądzą. A teraz na koniec jeszcze ty, zamiast podziękować i przeprosić grozisz mi i mojej rodzinie. Won! - krzyknął krasnolud - Won! Bo psami poszczuje!
- Odejdziemy zatem - odparł Akbar - Dzięki za to co zrobiłeś, rozumiem twój strach. Lecz nie straszyłem cię, ani nie groziłem. Jedynie przedstawiłem fakty takie jakimi są. Bywaj i oby szczęście ci sprzyjało.
- Bywajcie - odparł krótko Amani z rękami założonymi na piersi. Zniesmaczona postawą Akbara Aria chciała chociaż zapłacić gospodarzowi za pobyt w seraju, lecz krasnolud krótko odparł, że nie chce ich przeklętych pieniędzy. Czarodziejka przeprosiła cicho Amaniego za problemy, podziękowała za gościnę, schowała pieniądze i ruszyła za towarzyszami.
 
__________________
Why Do We Fall? So We Can Rise
Romulus jest offline  
Stary 06-02-2015, 15:22   #73
 
Hazard's Avatar
 
Reputacja: 1 Hazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputację
Yat i uroki

Mistyk, gdy tylko drużyna znalazła bezpieczną przystań z pomocą Adila i jego uczniów, ruszył do domu kobiety na którą rzucono urok. Przez cały czas Yat myślał o tym, że obiecał pomoc i przez splot różnych okoliczności nie mógł tego zrobić. Przeznaczenie jakby specjalnie oddalało jego ścieżki od domu potrzebującej kobiety.

Idąc opustoszałymi ulicami Muluk Yat miał dziwne uczucie, że ktoś go obserwuje. Ilekroć się jednak obrócił nikogo za sobą nie zobaczył. Sam nie wiedział, czy to już szerząca się epidemia paranoi, jaka ogarniała drużyną, czy też faktycznie ktoś podążał jego śladem.

Po kilku minutach Yat dotarł w pobliże domu kanalarza. Gdy ujrzał niewielką grupę ludzi przed domem chorej, nogi się pod nim ugięły. Już wiedział, co się stało. Przybył za późno. Widział lamentujące kobiety i mężczyzn, którzy stali ze spuszczonymi głowami. Nic jednak nie słyszał, otoczyła go kompletna cisza. Z przerażeniem patrzył na pogrążonych w żałobie ludzi i czuł, że mięśnie odmawiają mu posłuszeństwa.

Gdzieś na skraju wzrok dostrzegł, jakiś podejrzany ruch. Czyżby to był ten, który śledził go całą drogę?
- Wiem, że tam jesteś. Ujawnij się – rzekł spokojnie, lecz na tyle głośno, by obserwujący mógł go usłyszeć. Poczucie winy wprawiło go w stan ponurej obojętności. Nie obawiał się ów jegomościa, kimkolwiek mógł być. Czuł, że powinien ponieść kare za swój błąd.

Głos mistyka był pewny i twardy, jak nigdy dotąd. Zawiódł i wiedział, że to uczucie go nie opuści przez bardzo długi czas. Na wezwanie Yat istota ukryta w cieniu wyszła i mistyk omal nie cofnął się z przerażenia. Przed nim w odległości zaledwie kilku kroków ukazała się dziwna zjawa. Z sylwetki przypominała kobietę, ale jej ciało było blade i przeźroczyste.

- Nazywam się Fatima - wyszeptała istota, a jej głos brzmiał niczym wściekły pustynny wiatr - Przybyłam cię ostrzec. Wiem, że twoje intencje są dobre. Gromadzą się jednak nad tobą gęste, czarne chmury. Pilnuj swych ścieżek, gdyż zło pragnie twojej zguby, zło z którym stykasz się na co dzień…

- To on! - krzyknął ktoś z tłumu - To on miał pomóc!

Yat tylko na sekundę spojrzał w stronę tłumu. Gdy ponownie spojrzał na miejsce, gdzie stała zjawa, niczego już nie dostrzegł.

Pustka, która chwile wcześniej ogarnęła umysł mistyka, przerodziła się w przeciągu kilku sekund w chaotyczny potok myśli. Kim była ów zjawa? Kto ją wysłał? Czym jest ów zło, które go prześladuje? Dziesiątki pytań, na które nie miał teraz czasu odpowiadać. Poczuł jednak przypływ nadziei i nowej siły. Przeznaczenie nie odtrąciło go. Wiedział, że jego strach i zwątpienie przyczyniły się do śmierci niewinnej kobiety. Wiedział również, że musi za to odpowiedzieć. Przed tymi ludźmi, samym sobą, oraz Przeznaczeniem. Wyszeptując słowa modlitwy, zwrócił się w stronę tłumu, czekając na pojawienie się brata nieboszczki.

Wśród grupy ludzi mistyk nie dostrzegł męża zmarłej. Za to na czoło tłumu wysunęła się starsza kobieta. Twarz miała podrapaną, a włosy potargane. Jej oczy wypełnione były łzami.

- Czego tu szukasz? Miałeś jej pomóc, miałeś ją uratować. Przeszedłeś się teraz nad nami pastwić? Czego chcesz?

- Wynoś się stąd! - krzyknął ktoś z tyłu.

- Ile ci zapłaciła ta jędza, abyś pomógł umrzeć naszej siostrze?

Stojący nieco z boku Shamal z pewnym niepokojem przyglądał się całemu zajściu. Przyszedł tu z Yatem, by pomóc tamtemu w razie jakichś drobnych kłopotów, ale w obliczu takiego tłumu był - nie da się ukryć - bezradny. Na dodatek Yat zachowywał się tak, jakby się poczuwał do winy, czego Shamal nie potrafił nijak zrozumieć.
Wszak mistyk nie przyłożył swej ręki do czyjejkolwiek śmierci...

Yat padł na kolana przed tłumem. Zawiódł. Nie był winny śmierci kobiety, jednak mógł jej pomóc. Obiecał, że to zrobi. Przybył do Muluk, aby wyzwolić go od zła i przynieść nadzieje jego mieszkańcom. Miał swoją misje. Lecz przez jego zaniedbanie ktoś stracił życie i gotów był ponieść wszelkie tego konsekwencje.

- Popełniłem straszliwy błąd – zaczął mówić z nieukrytym żalem, przykładając czoło do ziemi w geście upokorzenia. – Zawiodłem. Przybyłem tu by pomóc, jednak przez me zaniedbanie spóźniłem się. Teraz nie mam zamiaru się w żaden sposób usprawiedliwiać, ani prosić was wybaczenie. Wiem, że słowami nie uzyskam rozgrzeszenia za swą opieszałość. Jednak nie mogłem odwrócić wzroku i uciec od konsekwencji. Me serce przelewa się bólem, albowiem zawiodłem nie tylko was, tym którym przysięgałem pomóc, ale i Przeznaczenie, które mnie tu przywiodło. Dlatego jestem gotów przyjąć karę za swe błędy.

Takiej reakcji nikt z tłumu najwyraźniej się nie spodziewał. Zapadła cisza. Przerażająca cisza. Ludzie wpatrywali się w mistyka i stojącego za nim al-badi. Przez długą chwilę nikt nie miał odwagi nic powiedzieć. W końcu przez tłum przedarł się pewien mężczyzna. Yat rozpoznał w nim kanalarza, który prosił go o pomoc.

- Liczyłem na ciebie o święty panie - powiedział schylając się nad mistykiem i podnosząc go z kolan - Zawiodłeś… tak zawiodłeś, ale to nie ty ją zabiłeś. Bogowie wiedzą, kto to jest temu winien. Odnajdź ją. Błagam odszukaj tą przeklętą kobietę i ukaż ją tak, jak na to zasługuje. O to jedno cię proszę święty panie.

Stojący tłum jeszcze przed chwilą pełen nienawiści zupełnie stracił rezon. Zniknęły zacięte miny i złowrogie gesty. Pojedynczy ludzie zaczęli oddalać się w stronę swoich domów.

Samobójstwo, pomyślał przez moment Shamal, widząc poczynania Yata i zastanawiajac się, czy nie ma czasem do czynienia z szaleńcem, podobnym nieco do Adila.
A jednak, ku jego zdziwieniu, Yat nie został na miejscu ukamieniowany...

- Niezbadane są wyroki Przeznaczenia - powiedział Shamal, podchodząc do mężczyzny, który przedstawił Yatowi swoją prośbę, po czym powiedział:

- On z pewnością ci pomoże - stwierdził. Miał świadomość, ze Yat prędzej da się pokroić w plasterki niż odwróci się plecami do takiego zadania.

- Czy możesz jednak najpierw zaprowadzić nas w jakieś miejsce, gdzie moglibyśmy porozmawiać w spokoju? - spytał niezbyt głośno.

Kanalarz spojrzał podejrzliwie na Shamala, ale przystał na jego prośbę. Zaprowadził ich do swego domu i ugościł w swoim pokoju.

- Co też takiego chcesz powiedzieć panie, że wymaga to aż tak wielkiego ukrycia? - spytał mężczyzna.

- Nie tyle ukrycia, co spokoju - powiedział Shamal. - Już i tak zbyt wiele osób wie, że ten święty mąż ma odnaleźć i ukarać wiedźmę, czy jak tam chcesz nazwać ową kobietę przeklętą, która winna jest twojej tragedii. A ja na przykład nic o nie nie wiem.

- A ty nic o niej nie musisz wiedzieć. Mistrz Yat wie wszystko, co potrzeba - odparł mocno podirytowany mężczyzna.

- Nie miej niczego za złe memu towarzyszowi. To dobry człowiek – Yat spojrzał przyjaźnie na Shamala, któremu był niezmiernie wdzięczny za wsparcie. – On, oraz reszta mych towarzyszy z pewnością wspomoże mnie w tej misji. Taką przynajmniej mam nadzieje. Wiem, że to nie wymaże mych win, jednak przysięgam, że nie dopuszczę by ta Hakima skrzywdziła kogoś jeszcze i dopilnuje by sprawiedliwość ją dosięgła. Niech Przeznaczenie i Wielcy Bogowie mają Cię w opiece. Codziennie modlić się będę za dusze twej siostry.

- Wierzę panie, że bogowie będą ci sprzyjać i będziesz mieczem sprawiedliwości, który spadnie na kark tej wiedźmy.
 
Hazard jest offline  
Stary 11-02-2015, 08:31   #74
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Narada i odbicie wierzchowców
Późny wieczór

Po powrocie do kryjówki, Yat wciąż był pogrążony w smutku. Choć słowa kanalarza nieco załagodziły jego ból, to wciąż miał przed sobą spory dylemat. A nawet nie jeden. Oczywiście opowiedział towarzyszą co zaszło, nie miał zamiaru ukrywać przed nimi swej porażki. Przemilczał jedynie objawienie Fatimy. Nie dlatego, im że nie ufał. Jednak duch wyraźnie powiedział, że zło, z którym spotykam się na co dzień, chce mojej zguby. Dlatego niepewnie spoglądał na Adila, a zwłaszcza na przeklęty medalion. Dla pewności nawet rzucił na niego zaklęcie, pozwalające mu wykryć zło, jednak niczego nie poczuł. Jeszcze.

Późnym wieczorem, gdy wszyscy znów byli w jednym miejscu, Yat przerwał narastającą chwile ciszy.
- Niewątpliwe nadszedł czas, byśmy podjęli w końcu decyzję – rzekł, spoglądając po kolei na każdego z nich. – Przeznaczenie wzywa nas na pustynie. Kolejne ataki klątwy Adila jasno na to wskazują. Nasz kolejny przystanek znajduje się w sanktuarium Suhail min Zanna, tam znajdziemy sposób na uwolnienie Adila ze szponów zła oraz informacje na temat Geomantów. Musimy pokładać swe nadzieje w Przeznaczeniu, że sprawa żuków rozwiąże się prędko. Wydaje mi się, że gdy w końcu Akbar znalazł sposób na rozpoznawanie fałszywych monet, to i tak sprawa szybko przycichnie. A odpowiedzialni za ten występek będą musieli zrezygnować.

Po krótkiej chwili milczenia, kontynuował wypowiedź.
- Niestety nasze wielbłądy pozostały w Czarnym Lwie, a bez nich wędrówka po pustyni byłaby zbyt ciężka. Jednak wydaje mi się, że przyszedł mi do głowy sposób, jak moglibyśmy je odzyskać, bez krzywdzenia kogokolwiek – tu zrobił krótką przerwę, wyraźnie się nad czymś zastanawiając. – Jak wiecie, spędziłem cały swój wczorajszy dzień w dzielnicy biedy. Sami wiedzieliście idąc tu, że ludzie tu są gotowi zrobić wszystko za kilka monet. Dlatego myślę, że bez problemu znaleźliśmy siedmiu takich, którzy wyprowadziliby nasze wielbłądy poza obręby miasta. Zawiadomilibyśmy Aminiego o naszych planach, więc pozwoliłby im je zabrać. Za murami czekałby jeden lub dwójka z nas, by odebrać wierzchowce. Myślę Janosie, że ty nadawałbyś się do tego. W mieście jesteś powszechnie rozpoznawany, ale w nocy powinieneś dać radę wymknąć się poza bramy miasta. Masz przecież miksturę niewidzialności, skradzioną z domu Abdula – ostanie słowa powiedział z nieukrytą niechęcią. Jednak nie trwało to długo, gdyż wciąż nie dając dojść do słowa reszcie towarzyszy, kontynuował. – Reszta z nas, dołączyłaby do Ciebie rano. Wątpię by mistrz Hasim rzuciłby wszystko w jednej chwili i ruszył z nami w środku nocy. Musimy również zakupić potrzebne zapasy na drogę, a ja mam do wypełnienia obietnicę. Jeśli ta hakima jest dalej w mieście, to nie powinno zająć mi wiele czasu odnalezienie jej.

Aria nie miała zamiaru puszczać brata samego za mury; wiedziała, że w razie problemów jej wsparcie będzie niezbędne. W końcu w unikaniu pościgu mieli lata praktyki. Wolne godziny spędziła na odpoczynku i studiowaniu zaklęć - nawet jeśli nie zdąży się nauczyć wszystkich to będzie gotowa na najgorsze.
Dzięki wypłacie od Nassura mieli złoto potrzebne by nabyć aprowizację i niezbędne do podróży przedmioty, wiec czarodziejka miała zamiar wykorzystać to w pełni. Skrupulatnie sporządziła listę zakupów i wręczyła piśmiennym towarzyszom z prośbą by wyprawili się na bazar. Potem odwróciła się do Yata.
- Masz zamiar wziąć tych chłopców ze sobą? - rzekła cicho. Pomijając dodatkowe gęby do wyżywienia byli oni dodatkowymi istotami do ochrony w razie ataku potworów czy bandytów, a to robiło różnicę.
- Tak – rzekł krótko Yat, lecz po chwili zastanowienia dodał. – Wiem, że to ryzykowne. Jednak jak myślisz? Jaki los ich czeka tu, w Muluk? Nie mają rodziny, domu, pieniędzy. Wiem, że wcześniej parali się też kradzieżą. Jeśli tu zostaną albo zginą z ręki jakiegoś zbira, albo sami staną się zbirami. Z nami mają większe szanse.
- Biorąc pod uwagę naszą dotychczasową historię nie byłabym taka pewna. Bierzesz pod uwagę demony prześladujące Adila? I samego Adila? Nie potrzeba potworów czy pustynnych bandytów - jesteśmy zagrożeni w dzień i w nocy przez sam fakt przebywania z nim. Mam wrażenie, że wszyscy o tym zapominają - zakończyła ze złością w głosie. - Pamiętasz co mówił czcigodny mędrzec w świątyni? Gdy wchodzą w grę demony należy być ciągle czujnym, nawet w obecności ludzi pozornie szlachetnych. Czy możesz - czy wszyscy możemy to o sobie powiedzieć?
- Rozumiem twoje obawy. Niebezpieczeństwo czyha wszędzie i przybiera przeróżne formy. Za każdym razem w obecności Adila, ogarnia mnie niemożebne uczucie, że z głębi jego duszy łypie na mnie demon. Jedynie my stoimy mu na drodze do przejęcia pełnej kontroli nad Adilem, dlatego zrobi wszystko by się nas pozbyć. I z tego powodu nie możemy odpuścićmistyk mówił, jednak sprawiał wrażenie nieobecnego. Po chwili jakby oprzytomniał. – Nie obawiaj się. Ostrzegałem już ich o niebezpieczeństwie, na jakie mogą się narazić w moim towarzystwie. Ta wyprawa będzie w tym samym stopniu niebezpieczna dla każdego z nas, a oni nie są już dziećmi. Zapewne przeszli równie ciężką drogę co ty i Janos… co każdy z nas.
Aria nie była przekonana (zwłaszcza co do tego ostatniego), ale skinęła głową. W końcu to była odpowiedzialność Yata, nie jej. Potem zwróciła się do Malika.
- Czy odwiedzisz sha’ira, którego nam polecano? Jeśli mamy wyjechać to ostatnia okazja by dowiedzieć się czegoś o klątwie Adila i Niewidzialnych Prześladowcach, którzy z pewnością nadal nam zagrażają.
- Masz rację, Mistrzyni Magii - odpowiedział Malik. - Każda informacja jest dla nas istotna, a czcigodny Hassim uchodzi za osobę oświeconą, powinien być nam przychylny. Udam się do niego niechybnie rankiem.
Czarodziejka skinęła głową. Kumalu zgłosił chęć pomocy w zakupach, toteż wręczyła mu listę i odpowiednią - jej zdaniem - ilość złota. Potem ustalili szczegóły misji i ucieczki, i Yat znów wyruszył w miasto, zaopatrzony w pozostałe po podziale wypłaty trzy dinary.

Wynajęcie kilku ludzi nie stanowiło problemu. Biedacy zrobiliby o wiele więcej za kilka srebrnych monet. W krótkim czasie wszystkie wierzchowce drużyny zostały wyprowadzone z seraju. Teraz pozostawało pytanie, czy Janos będzie czekał poza bramami miasta, aby odebrać zwierzęta.
- Przyjacielu - rzekł Akbar do smoka - Masz skrzydła, nie wiem czy możesz na nich latać, ale może możesz na nich szybować skoczywszy z wysokiego miejsca? Na przykład z jakiejś wieży niedaleko murów… w nocy byłbyś niewidoczny…
- Jeśli chodzi ci o to bym opuścił niepostrzeżenie miasto to wolę skorzystać z mikstury niewidzialności - Lazarides odpowiedział z ociąganiem.
- Pójdziemy oboje - rzekła twardo Aria i zaczęła przygotowywać się do drogi.
 
Sayane jest offline  
Stary 11-02-2015, 19:10   #75
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
W tym cuchnącym, pełnym oszustów i złodziei mieście, bardzo łatwo można było z potencjalnego bohatera przekształcić się w poszukiwanego przez strażników wroga publicznego numer jeden. Przed momentem dbali o interesy kupców i ścigali oszustów, a nim się zdążyli nacieszyć ewentualnymi sukcesami już stali się osobami poszukiwanymi, za głowy których wyznaczono nagrody.
Ale czegóż można było się spodziewać. Wszak w Muluk rządziły pieniądze, a kogóż by to obchodziły, czy były czyste, czy brudne. Wszak pieniądz nie śmierdzi.

Nie dało się ukryć, ze Shamal z ulgą przyjął decyzję o opuszczeniu miasta.
Nie, zdecydowanie nie uważał, że ich kłopoty były karą za to, że miast dostarczyć pismo szejkowi zajęli się sprawami oszukiwanych kupców (którzy - zdaniem Shamala - i tak złota mieli pod dostatkiem). Kłopoty były efektem ciekawości i wtykania nosa tam, gdzie nie powinni.
Nie pchaj nosa między drzwi, mawiano. Jak na razie swoje nosy (tudzież inne części ciała) ocalili, ale kto mógł wiedzieć, jak długo szczęście im będie sprzyjać. Lepiej było opuścić to miejsce i przez jakiś czas tu nie wracać.

Przysłuchując się wymianie zdań między Yatem a Arią Shamal uśmiechnął się lekko. Obaj bracia, choć młodzi, nie byli dziećmi. I raczej nie można było jednoznacznie nich że bycie uczniem Yara sprowadzi na obu większe kłopoty, niż stałoby się to w mieście.

***

- Skoro masz zamiar znaleźć Matkę Hanifę - Shamal zwrócił się do Yata - to pójdę z tobą. Może dowiemy się czegoś, co rzuci chociaż cie śwatła na postępowanie owej hakimy.

Shamal nie sądził, by Yat dowiedział się czegoś ciekawego.
Nie, może nie do końca tak. Na temat hakimy mógł zdobyć wiele ciekawych informacji. Pytanie brzmiało - na ile to, co ludzie powiedzą, będzie zgodnie z prawdą. Ile osób zmyśli coś, nawet nieuświadomienie, mając do Hanify takie czy inne pretensje, mniej lub bardziej nieuzasadnnione? Ilu skłamie, bojąc się tego, jak hakima może się na nich zemścić? A kto w końcu będzie mówić trzy po trzy, licząc tylko i wyłącznie na chwilowe choćby bycie w centrum zainteresowania?
Trudno było orzec.

- Dobrze by było - powiedział po chwili - gdybyśmy się dowiedzieli, jal często ta wiedźma bywa w mieście, oraz z jakiego jest lub była plemienia czy klanu. Jeśli jest wyrzutkiem.... - Zamilkł na chwilę. - Można się wtedy spodziewać po niej wszystkiego, co najgorsze,

A swoją drogą, Shamal był ciekaw, co Yat zrobi hakimie, jeśli w końcu kiedyś ją znajdzie.
 
Kerm jest offline  
Stary 11-02-2015, 22:20   #76
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
Kumalu był tak zawiedziony, że nawet specjalnie nie odzywał się podczas narady na temat ucieczki z miasta. Wrogowie okazali się zbyt potężni i mameluk czuł w ustach gorzki smak porażki. Harim Jabul al Nasari to nazwisko od teraz wryło się w jego pamięć na zawsze albo może do kolejnej potyczki, bo choć upadły Sha'ir wygrał pierwszą bitwę to nie wygrał całej wojny. Kumalu postanowił że następnym razem będzie ostrożniejszy i bardziej bezwzględny. Nie zależnie od tego co się stało trzeba było zadbać o najbliższą przyszłość i dlatego zadeklarował chęć zrobienia najważniejszych zakupów. Woda, żywność, prosty namiot, jakaś lina i pochodnie mogą zaważyć o przetrwaniu na pustyni. Gdy wszystko zostało ustalone mameluk zamierzał załatwić jeszcze jedną sprawę.

Miasto szykowało się do snu a Kumalu nie zamierzał spać, chciał jeszcze przed wyjazdem pożegnać się z Abbasem al Azizem. Oczywiście nie był to tylko jedyny powód spotkania mameluk zamierzał dowiedzieć się od kolegi, kto właściwie złożył skargę na smoczą drużynę i kogo dokładnie, oprócz Janosa i Arii, straż jest w stanie zidentyfikować. Wojownik osłonił chustą twarz by nie zostać przypadkiem rozpoznanym i ruszył w kierunku seraju w którym zazwyczaj spotykał się z Abbasem. Gdyby nie udało mu się uniknąć jakiegoś patrolu straży miejskiej to miał zamiar mocno kaszleć udając ciężko chorego który szuka cyrulika.
 
Komtur jest offline  
Stary 12-02-2015, 11:49   #77
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
Lazarides milczał i czekał.

Już nocne wypadki i rozmowy zważyły mu humor, a poranne wieści wcale nie były lepsze. Nie miało znaczenia czy milicja trafiła na ich ślad dzięki nagle odzyskanym zdolnościom śledczym, dyskretnej pomocy życzliwych czy boskiej interwencji - mieli na pieńku z oficjelami. Opowieść Kumalu o “spontanicznej manifestacji” skupionej wokół tajemniczego “trybuna ludu” i trupie Łysego Abdula pogłębiła wściekłość półsmoka. W innych okolicznościach mógłby podziwiać taktyczną zagrywkę przeciwników, obrócenie przez nich ostrza jambiyi oskarżeń i skierowanie go przeciwko drużynie. Teraz jednak miotał nim wrzący gniew i Janos całą siłę woli skupiał na zachowaniu spokoju, do tego stopnia że wydawał się niemal pogrążony w letargu. Nie pomagało to że Aria uparła się by towarzyszyć mu na pustyni w oczekiwaniu na wykradzione - czy co tam w końcu prorok-mistyk z nimi wymyślił - wierzchowce. Potrzebował czegoś i wcale nie była to rozmowa czy towarzystwo.

Miał ochotę zabijać, gołymi rękoma rozdzierać przeciwników na strzępy, skręcać karki i łamać kości. Wbrew wszelkiej logice miał nadzieję że Powietrzne Bestie czy ci… Władcy Mroku czy jak się tam zwali, wychyną w pościgu i będzie mógł ich rozszarpać w furiackim ataku.

Otworzył oczy gdy Aria dała znać o grupce ludzi i zwierząt kierujących się ku ich kryjówce… co ze względu na okoliczności - było to miejsce uprzedniego spotkania Wściekłego Psa z dżinem - było swoistą ironią losu. Podniósł się na równe nogi i rozejrzał po ciemniejącym niebie. Potem spojrzał ku nadciągającej grupie.
- Mam nadzieję że nie spróbują jakichś numerów - wymamrotał i uśmiechnął się blado do dziewczynki. Po prawdzie miał nadzieję że najmici będą się handryczyć czy kombinować, ale obok niego była wszak Aria a jej nie mógł narażać. Sięgnął po miecz.

Może na pustyni będzie miał więcej okazji by się wykazać, bez konieczności ukrywania się na każdym kroku.
 
__________________
Why Do We Fall? So We Can Rise
Romulus jest offline  
Stary 12-02-2015, 23:31   #78
 
Ereb's Avatar
 
Reputacja: 1 Ereb jest na bardzo dobrej drodzeEreb jest na bardzo dobrej drodzeEreb jest na bardzo dobrej drodzeEreb jest na bardzo dobrej drodzeEreb jest na bardzo dobrej drodzeEreb jest na bardzo dobrej drodzeEreb jest na bardzo dobrej drodzeEreb jest na bardzo dobrej drodzeEreb jest na bardzo dobrej drodzeEreb jest na bardzo dobrej drodzeEreb jest na bardzo dobrej drodze
Smak porażki
Tydzień spędzony w Muluk okazał się być obfitującym w wydarzenia, nowe znajomości i moc kłopotów. Jedni uważali to za wyrok Przeznaczenia, inni uważali, że to zasługa tych który byli zbyt ciekawi, czy nawet wścibscy.
Jednak dla jednych, jak i dal drugich porażka jakiej doznała drużyna była bardzo gorzko. Spisek jaki zawiązał się w mieście przekroczył możliwości i umiejętności grupy. Przynajmniej tak się wydawało. Angażowanie się w walkę nieznanych frakcji i najpotężniejszych osobistości w mieście była zbyt ryzykowna. Tym bardziej, że nagroda i ewentualne zasługi byłby bardzo mgliste i niepewne. Pewni natomiast byli coraz bardziej liczni wrogowie i fakt, że na członków nałożono list gończy w związku z podejrzeniem udziału w kradzieży i zabójstwie Łysego Abdula.
Podjęto, więc decyzję o ucieczce z miasta. Decyzję o wyjeździe z Muluk i zajęciu się innymi, bardziej pilnymi sprawami zapadła, co prawda już wcześniej, ale cały czas ją odkładano. Teraz gdy zagrożenie stało się wręcz namacalne i prawdopodobnie śmiertelne, drużyna zdecydowała o jak najszybszej ucieczce z miasta.
W czasie narady nikt, nawet mający spore doświadczenie w tych sprawach Akbar, nie wspomniał słowem, że ucieczka to wręcz przyznanie się do winy i być może ściągnięcie na siebie jeszcze większych kłopotów.
Strach jednak przed konfrontacją z magami rozkładu, siecią ich popleczników i przede wszystkim z miejską milicją, najwyraźniej zaślepił wszystkim umysły.

Nawet jednak w obliczu zagrożenia drużynie brakowała zdecydowania. Niby wszystko było już przygotowane do ucieczki, ale jak się okazało cześć z osób miała jeszcze pilne sprawy do załatwienia w mieście. W związku z tym tylko Janos i Aria opuścili Muluk pod osłoną nocy.
Yat i Shamal chcieli odszukać hakimę, która rzuciła śmiertelny urok, Malik chciał zasięgnąć języka w sprawie Adila, a Akbar chciał się jeszcze pokręcić po mieście i posłuchać plotek. Natomiast Kumalu pragnął rozmówić się ze swoim bratem z bractwa Abbasem.

Samotna noc rodzeństwa
Aria i Janos znaleźli się samotnie poza murami potężnego miasta królów. Samotnie nie licząc grupy wielbłądów, która leniwie skubała rosnące w pobliżu krzaki, ogołacając jej z rzadkich zielonych liści. Reszta drużyny mimo, że również deklarowała chęć opuszczenia miasta, tej nocy nie opuściła jego murów. Każdy miał jakieś ważne sprawy, które musiał zamknąć przed wyjazdem.
Gorzki smak porażki cały czas dręczył Janosa. W środku czuł palący ogień, jakby smoczy bóg dawał mu znać, że nie jest zadowolony z jego postawy. Smok był zawiedziony, że nie doświadczył kolejnej wizji, która by mu pomogła lub wskazała drogę. Jak na złość, nie pojawił się choćby najcichszy szept smoczego boga. Od czasu ucieczki z niewoli Janos czuł, że został wybrany do ważnego zadania. A teraz miał wrażenie, że zawiódł. Porażka dotyczyła wszak nie tylko trywialnej sprawy żukowych oszustów, ale przede wszystkim klęski w starciu z magami, które jak wskazywały wizje byli w posiadaniu smoczych relikwii.
Do złości po porażce doszło, więc także poczucie straty honoru i nieumiejętność obronny czci wielkich przodków.

Na nic zdały się próby Arii, aby zająć czymś brata. Dziewczynka również nie była szczęśliwa z porażki, ale dla niej nie była to aż tak honorowa i prestiżowa sprawa. Podchodziła do tego o wiele bardziej pragmatycznie. Złapali po prostu za rogi zbyt dużego byka i umieli ustąpić. Lepiej wszak uciec niż dostać się do więzienie, czy co gorsza stracić życie. A biorąc pod uwagę, że ich przeciwnikami byli magowie rozkładu mógł czekać ich i jeszcze gorszy los.

Zapadła noc i Janosi Aria czuwali przy mały ognisku skryci przed niepożądanym wzorkiem , za niewielkim pagórkiem.
Nagle nie spodziewanie tuż obok smoka pojawił się jakiś mężczyzna. Ubrany był w piaskową dżellabę, a twarz skrywał mu delikatnie prążkowana kefija. Janaos instynktownie sięgnął po miecz, a Aria poderwała się na równe nogi i złożyła ręce w geście rozpoczynającym sekwencję do wywołania czaru.
- Saalam - powiedział cicho mężczyzna, a jego głos brzmiał jak piasek przesypujący się w klepsydrze - Nie macie się czego obawiać. przybywam z posłannictwem. oto list od mojego pana.
Mężczyzna zbliżył się do smoka i wręczył mu zalakowany rulon. Smok wziął list i zerwał pieczęć. Niestety nie było na niej żadnego znaku, który mógłby wskazywać na nadawcę.
Smok zaczął czytać, a zaciekawiona Aria zaglądała mu przez ramię.

“Niech wszelkie zastępy bogów błogosławią wam na waszych życiowych ścieżkach, a nieomylne Przeznaczenie niech będzie dla was łaskawe i sprawiedliwe, niech słońce każdego dnia rozpromienia wasze życie, a potomstwo niech mnoży się na chwałę waszych rodów.
Obserwuje wasze poczynania od kilku dni i muszę przyznać, że jestem pod wielkim wrażeniem. Przez ten czas zdziałaliście więcej, niż mulucka milicja i inne służby powołane do walki z nieprawością i występkiem przez Wielkiego Kalifa, niech żyje on długie lata w szczęściu, zdrowiu i bogactwie, a jego panowanie niech rozszerza się z każdym rokiem o nowe ziemię. Nie przeszkodziły wam w tym ani nieznajomość miasta, ani brak doświadczenia. Zaiste zrobiło to na mnie ogromne wrażenie i szczerze wam gratuluje. Nie wasza to wina, że misja nie zakończyła się spektakularnym sukcesem. Nic na szczęście jeszcze nie jest stracone. W mieście szerzy się korupcja, występek i niesprawiedliwość. Brakuje chętnych do walki z tymi grzechami, a nasz jaśnie oświecony władca nie może tolerować takiej sytuacji. Jeżeli, więc honor, sprawiedliwość, mądrość Dawczyni Wiedzy oraz prawa Wielkiego Kalifa są dla was najważniejsze i najdroższe, to czekam na was jutro wieczorem w “Morskich głębinach” . To niewielki seraj nieopodal portowego nabrzeża.”


Gdy tylko Janos skończył czytać list ten zajął się ogniem i w ciągu kilku chwil zmienił się w czarny popiół, którego drobinki opadły na piaszczystą ziemię.
Po posłańcu także nie było śladu. Rozpłynął się równie nagle, jak się pojawił.
Do rana Aria i Janos mieli o czym myśleć i rozmawiać.

Matka Hanifa - przeklęta, czy święta
Yat podwójnie przeżywał porażkę. Zawiódł nie tylko w sprawie żukowych oszustów, ale także a może przede wszystkim w sprawie uzdrowienia żony kanalarza. Nie on, co prawda przyczynił się do jej śmierci, ale zaniedbanie jakiego się dopuścił było karygodne. Gdyby potrafił rozgraniczyć i rozpoznać, co jest ważne, kobieta zapewne by żyła. A tak jedyne, co pozostało mistykowi, to spełnić prośbę jej męża i ukarać podłą hakimę.
Z pomocą Shamala, Yat udał się następnego dnia skoro świt do miejskiej studni przy której przesiadywała Matka Hanifa. Szybko się okazało, że nie mam jej już w mieście. Ponoć wyjechała wczoraj wieczorem. sprawa wydawał się wiec przegrana. Za namową Shamala mistyk jednak postanowił wypytać się przebywających tutaj ludzi o hakimę.
Niestety tak, jak podejrzewał nomad ile osób, tyle głosów w na temat tej kobiety.
Jedni twierdzili, że to cudotwórczyni, że leczy ludzi z chorób, sprzedaje cudowne zioła oraz miłosne eliksiry. Ponoć potrafiła przewidywać przyszłość i była w tym niezwykle biegła. Ponoć duchy pustyni były na jej usługach i to od nich miała najlepsze wieści. Ludzie cenili ją i chętnie korzystali z jej usług. Byli jednak i tacy, który mieli zupełnie inne zdanie. Grupa ta była o wiele mniejsza i jakby mniej skora do rozmowy.
Shamal znalazł na szczęście pewnego starca, który miał więcej odwagi i opowiedział o Matce Hanifie o wiele więcej.
- Hanifa to zwykła wiedźma. To przez nią bogowie pokarali mnie bielmem i odebrali ukochaną córkę. Hanifa to podła kobieta, choć talentu jej nie można odmówić. Jednak jej usługi są bardzo ryzykowne. Ponoć oddała ona dusze pustynnym demonom i od nich czerpie moc i ma dar widzenia przyszłości. Słyszałem, że onegdaj należała do klanu Żwirowych Robaków. Ponoć została z niego wyrzucona za praktykowanie zakazanej magii i modły do przeklętych bogów. Sam klan w kilka dni po tym, jak Hanifa od nich odeszła został strawiony przez dziwną chorobę. Zginęli wszyscy. Kobiety, mężczyźni, starcy i dzieci. Nikt nie ocalał. Taka była zemsta Hanify. Kości tych nieszczęśników do dzisiaj bieleją na pustyni.
Shamal słyszał o tym klanie. Dopadła ich jakaś tajemnicza zaraz, mówiono że napili się skażonej wody i w ciągu tygodnia cały ponad stuosobowy klan został pochłonięty przez śmierć. O samej Hanifie nomad nie miał żadnych wieści.
- Mówią, że kto nie zapłaci Hanifie, albo nie wywiąże się z umowy, tego czeka okrutna śmierć. Uroki rzucane przez tę kobietę mają wielką moc. Są ponoć też tacy, którzy płacą jej za to, aby rzuciła urok na sąsiada. Słyszałem jednak, że za to nie płaci się złotem lecz duszom. Mówię wam unikajcie tej wiedźmy. Nic dobrego nie może was spotkać z jej strony.
- A gdzie ona mieszka, jak wyjeżdża z miasta?- zapytał Shamal.
- jedni mówią, że włóczy się po pustyni i spółkuje z demonami. Inni, że kontaktuje się z duchami i czerpie od nich moc. Jeszcze inni, że mieszka ponoć w jakieś jaskini na wschód od miasta. Dla mnie mogłaby już tu nigdy nie wracać, przeklęta baba.

Informacje uzyskana przez mistyka i nomada były skromne, ale niewątpliwie rzucały nowe światło na całą sprawę. Odnalezienie Hanify na pewno nie będzie łatwe, ale Yat wierzył, że Przeznaczenie skrzyżuje jeszcze jego ścieżki z tą kobietą.

***

Yat i Shamal odwiedzili po raz ostatni bin Nassura. Jak zawsze ugościł on ich z wielkimi honorami. Obiad, jaki zaserwował im gospodarz na długo zapadnie im w pamięć. Również na drogę ofiarował im dwa duże kosze różnych smakołyków. Suszone daktyle, rodzynki oraz chałwę. Znalazł się tam również pieczony udziec barani i słoiki z pożywnym gulaszem. Na koniec bin Nassur wręczył awanturnikom zalakowany list i życzył szczęśliwej drogi.

Kolejnym przystankiem w wędrówce po mieście była Księżycowa Wieża w której rezydował astrolog, mistrz Hasim al-Jaburah bin Sahal.
Idąc w jego kierunku Shamal i Yat kilkakrotnie spotkali się z bardzo przenikliwymi spojrzeniami przechodniów. Echa zabójstwa oraz wieczornej manifestacji oburzonych mieszkańców jeszcze nie opadły. Złoczyńcy byli nadal na wolności i wszyscy, którzy byli choć trochę podobni do opisu poszukiwanych musieli liczyć się z takim traktowaniem. W wielu miejscach wywieszono portrety Janosna oraz blond dziewczynki, która w niewielkim stopniu przypominała Arię, ale i to i tak wystarczyło. W końcu w Zakharze blondynki praktycznie nie występowały.

Astrolog ucieszył się z wizyty awanturników i sygnału do wymarszu. martwił się jednak ewentualnym pościgiem. Był jednak zdania, że trzeba podjąć ryzyko i wyjaśnić sprawę dziewięciu spadających gwiazd i klątwy, jaka miała spaść na miasta, a może i całą Zakharę.

Załatwiwszy wszystkie sprawy Yat, Shamal i mistrz Hasim opuścili miasto kierując się w stronę kryjówki, gdzie przebywała reszt drużyny.

Spotkanie z Abbasem
Również Kumula nie opuścił miasta wieczorem. Został do następnego dnia, aby dokonać zakupów, a przede wszystkim, aby pomówić z Abbas al-Azizem.
Po załatwieniu sprawunków i przygotowaniu wielbłąda do drogi, mameluk ruszył w umówione miejsce. Abbas czekał już tam na niego i machnął ręką na powitanie.
- Witaj bracie - powiedział - Widzę, że w nie małą kabała się wpakowałeś. Mówiłem ci, żebyś uważał na tych ajami. Z nimi zawsze tylko same kłopoty. Cała mulucka milicja was szuka. Aż dziw, że nie mają twojego rysopisu.
Kumulu wyczuł w tych słowach niewypowiedzianą groźbę.
- Przecież doskonale wiesz, że to tylko pomówienia.
- Wiem, wiem bracie, ale ty też doskonale wiesz, że opuszczając miasto tylko jej potwierdzacie. Wczoraj grupa mieszkańców była u samej pani kalif. Ponoć do włamania i morderstwa dołożono wam jeszcze kilka innych zbrodni. Znaleźli się świadkowie, którzy widzieli jak ten was smok grozi kilku osobom. Wiesz, jak to działa. Ja tam w to nie wierzę, ale tłuszcza nie ma wątpliwości kto jest winnym wszystkim nieszczęściom w tym mieście. Pani kalif nie wie, jak wygląda życie na ulicy, więc i ona uwierzyła. Nie wiem, czy to przez swoją naiwność i beztroskę, czy ktoś w tym maczał palce. Pewne jest jednak, że podbiła stawkę za głowę smoka. Nie zdziwiłbym się, jakby waszym śladem wyruszyło kilku łowców nagród. Żukowi oszuści zdaje się trochę przycichli, ale słyszałem, że nadal pojawiają się oszustwa. Myślę, że to wszystko się jeszcze nie skończyło. Teraz nastąpiła cisza przed burzą. zwrócono uwagę na was i teraz tylko będą czekać na odpowiedni moment, a wszystko i tak pójdzie na konto twoich znajomych.
Mam dla ciebie jednak propozycję. - rzekł Abbas nachylając się nad stołem - Co cię trzyma z tym awanturnikami? Ani to twoi bracia, ani rodzina… nikt nie wie, że z nimi się kręcisz. Nikt chyba poza mną oczywiście - Abbas uśmiechnął się przy tym złośliwie - Dlaczego więc nie zająć się cała sprawą we dwójkę. My mamelucy powinniśmy trzymać się razem, no nie? Jakby się udało zebrać trochę dowodów, to można by tak to wszystko rozegrać, żebyśmy tylko na tym zyskali. A y bez obaw mógłbyś mnie wprowadzić do swojego bractwa. Mam dom, trochę zaoszczędzonych pieniędzy i znajomości w mieście. Z twoją pomocą się na pewno uda. To, jak wchodzisz w to? Szczerze mówiąc to mógłbym nawet wyruszyć z wami, gdyby to miało pomóc mojemu członkostwu w bractwie. To jak umowa stoi? Razem zwojujemy świat, mówię ci bracie.

O czym szumią mulckie ulice
Akbar, co prawda nie miał jakiś ważnych spraw do załatwienia w mieście, al nie tak nie dołączył do Janosa i Arii. Sal’uk kręcił się po mieście bez celu i nadstawiał ucha to tu, to tam. Był ciekaw, czym żyje miasto. A plotek było, co niemiara. Ludzie gadali, że szykuje się wojna. Ponoć Janos miał być wysłannikiem smoczej armii, która miała najechać Zakharę. Obwiniano go ie tylko o obrabowanie domu Łysego Abdula, jego śmierć, ale także o inne śmiertelne wypadki w mieście, o wysokie ceny i oszukańcze, żukowe monety. Ktoś ewidentnie przekonał ludzi, że półsmok, to zło wcielone. Wiele też mówiło się o wczorajszej manifestacji, której przedstawiciele spotkali się z panią kalif. Ponoć była to całkowicie spontaniczna reakcja mieszkańców na bulwersujące morderstwo, ale co odważniejsi mówili, że śmierć Łysego Abdula to muszą być jakieś porachunki i że za manifestacją stoją ludzie od Lepkiego Ahmeda. Akbar usłyszał też wiele na temat tajnego wysłannika Wielkiego Kalifa. Ponoć przebywał on w mieście już od kilku dni i niepostrzeżenie zbiera informacje i działa, aby ukrócić grzech i korupcję panująca w mieście.

Malik, Adil i magiczne konsultacje
Choć czasu było niewiele, a i ryzyko całkiem spore sha’ir zdecydował się zasięgnąć porady u innego maga w spawie Adila i dziwnego dysku obciążonego klątwą.
Znany już Malikowi mag przyjął go w swym domu i z wielkim zainteresowaniem przystąpił najpierw do przepytywania Adila, a później oglądania dysku.
- Przedmiot doprawdy dziwny - rzekł Hasim - Zdaje się, że przedmiot nie jest magiczny, ale jest w nim coś tajemniczego i niepokojącego. Nie potrafię tego dokładnie określić. Musiałbym przeprowadzić bardziej wnikliwe badania, ale to wymagałoby pozostawienia u mnie dysku.
- Niestety nie ma takiej możliwości o czcigodny - odparł Malik - Przedmiot jest przywiązany do tego chłopca i to w sposób doprawdy przedziwny. Zawsze wraca on do niego, nie ważne go on go pozostawi.
- Zadziwiające. Potwierdza to tylko, że gdzieś głęboko w tym przedmiocie ukryte są jakieś magiczne właściwości. Dobrze jednak skoro nie mogę zająć się dyskiem, przyjrzę się jeszcze raz chłopakowi. Podejdź chłopcze.
Adil podszedł, a sha’ir położył na nim swe dłonie. Zamknął oczy i przez długi czas trwał w tej pozycji.
Malik zauważył, jak kilka razy obok Hasima pojawia się jego dżin wykonuje jakieś czynności.
W końcu Hasim otworzył oczy. Miał przerażoną minę i z lękiem wpatrywał się w Adila.
- Doprawdy odważny z ciebie człowiek, czcigodny Maliku, że trzymasz przy sobie tego chłopaka. Ciąży na nim potężna klątwa, a demony wręcz go osaczają. Z jakiegoś jednak powodu nie mają pełnego dostępu do chłopaka. Jednak moc tych duchów jest wielka i nie wiadomo, kiedy dusza i umysł chłopca ulegną i straci on nad sobą kontrolę. Tyle tylko mogę ci powiedzieć w tym momencie, czcigodny Maliku. Sprawa doprawdy arcyciekawa, ale też równie niebezpieczna. Jestem pewien, że trzymając przy sobie tego chłopaka narażasz się na wielkie niebezpieczeństwo, śmiertelne niebezpieczeństwo. Bywaj zdrów i niech bogowie mają cię w swojej pieczy.

Wizyta u Hasima niewiele pomogła, gdyż większość informacji, które on przekazał, Malik już znał. Niestety nie było czasu, aby pozwolić na dłuższe badania. Być może Malik zaryzykowałby dłuższy pobyt u Hasima i naraził się na gniew reszty drużyny, ale nie było pewności, że w ten sposób uda się zdobyć jakieś dodatkowe informacje.
Malikowi nie pozostało więc nic innego, jak udać się jeszcze na bazar i sprawić jakiś prezent swoje dżiniji. Ostatnimi czasy Malik nader często korzystał z usług Latifiyahi. A zgodnie z umową musiał opłacać jej usługi. Dżinija długo chodziła od sklepu i wybierała najróżniejsze szaty i biżuterię. Malik wiedział, że będzie musiał zapewne słono zapłacić, aby móc liczyć na bezwarunkową pomoc Latifiyahi w czasie podróży przez pustynię.
W pewnym momencie Adil idący obok Malika zachwiał się i omal nie przewrócił.
- Wybacz panie, ale zakręciło mi się w głowie.
Malik spojrzał na chłopca i odskoczył od niego przerażony. Oczy Adila lśniły dziwnym blaskiem, który budził lęk i niepokój. Sha’ir nie miał pojęcia, co się dzieje. Wiedział jednak że musi czym prędzej wyprowadzić chłopaka z zatłoczonego bazaru. Ostatnie bowiem czego potrzebował to nagły atak demonów.
Latifiyah nie była pocieszona i głośno wyrażała swój sprzeciw.
- Panie to zaczyna być już męczące. Ten obszarpaniec jest ważniejszy ode mnie. Ciekawe kogo wyślesz po zaklęcia, gdy będziesz w potrzebie. Mnie, czy tego chłystka?
Po tych słowach dżinija rozpłynęła się w powietrzu.
Sha’ir został więc sam z coraz słabszym Adilem. Gdy tylko Malikowi udało się wyjść z bazaru, skręcił w mniej uczęszczaną uliczkę i oparł chłopaka o chłodną, pogrążoną w cieniu ścianę. Adil osunął się na ziemię, a głowa opadła mu na piersi. Po kilku chwilach podniósł ją i spojrzał na sha’ira niemal całkowicie żółtymi oczyma.
- Przebudził się ten, który spał przez wieki. Jego krzyk wypełnił ziemię. Wściekły i żądny krwi, pragnie zemsty. Nadchodzi jego czas i nic mu się nie przeciwstawi. Haralan naewwe inamab ihear. Haralan untaera ia nawa.
Po tych słowach Adil całkowicie stracił przytomność. Malik próbował go ocucić, ale bez rezultatu. Nie mając innego wyjścia sha’ir postanowił wyprowadzić chłopaka z miasta i udać się do przyjaciół po pomoc.
Idąc ulicami Muluk i dźwigając Adila na ramieniu, Malik nie mógł się oprzeć wrażeniu, że ktoś go cały czas obserwuje. I nie chodziło wcale o przechodniów i wszystkich mijanych ludzi. Malik czuł na sobie jakiś obcy, złowrogi wzrok, który go przeszywał na wskroś. Choć wzywał cicho Latifiyah, to ta nie zjawiła się i Malik był skazany sam na siebie.

***

Gdy tylko Malik przekroczył bramę miasta, Adil przebudził się. Oczywiście nic nie pamiętał z tego, co się działo. Chłopak nigdy nie pamiętał, co robił, ani co mówił w czasie swoich napadów szaleństwa. Sha’ira niepokoiło jednak coś innego. Mimo, że chłopak wrócił do świadomości to mag nadal w jego oczach dostrzegał ten dziwny żółty blask, który pojawił się w momencie, gdy Adil gorzej się poczuł.

Na pustynnym szlaku (wszyscy)
Gdy słońce przekroczyło zenit cała drużyna zebrała się w wyznaczonym miejscu.
Wszystko było gotowe do wyjazdu, a przynajmniej tak się zdawało. Mury miasta lśniły w słońcu i awanturnicy z pewną nostalgią spoglądali na ten widok. Ich pobyt w Muluk, mieście królów zakończył klęską i przymusową ucieczką. Na szczęście mieli nowy cel i nowych sojuszników. Co prawda była to tylko dwójka uczniów Yata oraz stary astrolog, mistrz Hasim, ale trzeba dostrzegać pozytywne strony życia. Ich celem było obecnie sanktuarium Suhail min Zann, gdzie ponoć ratunek mógł znaleźć Adil, którego duszę dręczyły demony.

Wszyscy wsiedli na wielbłądy i wolno ruszyli w wyznaczonym kierunku. Słońce prażyło mocno i nie forsowano tępa. Aura nie zachęcała bowiem do szybkiej podróży. Teren wokół Muluk był co prawda dość łagodny i żyzny, jak na warunki Zakhary. Nawet jednak tutaj żar bijący od nagrzanych piaszczystych pustkowi był nieznośny. Pojawiające się co jakiś czas świeże powiewy wiatru od strony morza łagodziły panujący upał, ale i tak upał dawał się we znaki. Shamal wybrał szlak, który pozwolił mniej doświadczonym jeźdźcom przyzwyczaić się do monotonnej jazdy w siodle. Wielbłądy wolno i majestatycznie kroczyły jeden za drugim, kołysząc się niczym pustynne statki. Dwójka braci, która została uczniami mistyka podróżowały wraz ze swoim mistrzem i cały czas wypytywały go o różne rzeczy. Mistrz Hasim korzystał z wielbłąda, który był własnością Malika, a Adil siedział za plecami Janosa. Grupa wolno przemierzała kolejne kilometry. Shamal, jako najbardziej doświadczony jechał na przedzie. Prowadził ich niewielką karawanę i wypatrywał potencjalnego niebezpieczeństwa. Pochód zamykał Kumalu, który miał zająć się pilnowaniem, czy aby nikt nie podążą ich śladem.

Mijały kolejne godziny, a ani Aria, ani Janos nie mogli zdecydować się, aby powiedzieć reszcie o tajemniczym posłańcu i liście, jaki otrzymali. Nie po to bowiem opuszczali miasto, aby zaraz do niego wracać. Sprawa zdawała się zamknięta, ale mimo to dręczyła smoka i nie dawała mu spokoju.

Pogrążony w myślach Janos w pierwszej chwili nie zwrócił uwagi na ciche szepty Adila. Dopiero, gdy chłopak zaczął się mocno chwiać w siodle, smok odwrócił i spojrzał na niego.
Adil był rozpalony i nie był to raczej skutek upału, gdyż słońce chowało się już powoli za horyzont. Biednego chłopaka trawiła maligna, co tylko potwierdziły słowa, które usłyszał Janos.
- Zimno mi. Nie krzywdź mnie panie. On i tak przyjdzie, to nie moja wina. On widzi wszystko. Skryty w mrok obserwuje nas cały czas. Jego panowanie nadchodzi i nic go nie powstrzyma.
Haralan naewwe inamab ihear. Haralan untaera ia nawa.
Po tych słowach Adil odchylił się do tyłu i zapewne zleciałby z siodła, gdyby nie pochwycił go smok.

W tym samym momencie jadący na czele Shamal wyczuł dziwną woń. Znał ten zapach i nigdy nie zwiastował on nic dobrego. Swąd spalenizny oraz charakterystyczny fetor przelanej krwi i śmierci. Takie właśnie zapachy przyniósł delikatny powiew wiatru. Bitwa, czy też napad miały zapewne miejsce kilka mil stąd, gdyż swąd był ledwo wyczuwalny. Nie wiadomo jednak było gdzie są ci, którzy dokonali tej rzezi. Nomad bacznie rozejrzał się wokół i wtedy na odległym horyzoncie na tle zachodzącego słońca dostrzegł jakaś postać na wydmie.
Z tego, co widział Shamal był to pojedynczy człowiek i zdawało się, że idzie przed siebie na czworaka.
 
__________________
"Kupię 0,7, to leczenie paliatywne i pójdę spać, bo w końcu sam sobie zbrzydnę" AJKS
Ereb jest offline  
Stary 17-02-2015, 22:50   #79
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
Ranek w Muluk
Rzomowa Kumalu z Abbasem.


Kumalu zrozumiał w lot o co chodziło mamelukowi i pojął jak wielką mądrością wykazali się jego własni nauczyciele nie przyjmując Abbasa w szeregi bractwa. Ten człowiek był zachłanny i nie godny zaufania.
- Widzisz bracie chętnie bym przyjął twoją propozycję - odrzekł Kumalu starając się nie zdradzić swych uczuć wobec rozmówcy - ale niestety mam swoje rozkazy i nawet jeśli zostanę przez to zdekonspirowany to muszę je wykonać. Nie martw się, szepnę komu trzeba o twoim entuzjazmie i chęci pomocy. Wiedz jednak że sprawa żukowych przestępców i sprawa ajami z którymi podróżuję mają o wiele głębsze dno niż mogłoby się wydawać. Bądź cierpliwy bracie bo wkrótce w Muluk nastąpi dzień sądu.
Czarnoskóry wojownik łgał jak z nut starając się robić dobrą minę do złej gry.
- Widzę bracie, że wielka pycha przez ciebie przemawia. A wielka pycha, to wielki grzech. Ja naprawdę mogę okazać się bardzo pomocny. Uważasz się za lepszego ode mnie, a to twój błąd. Okoliczności wskazują, że to ja w tym momencie mam lepszą pozycję. Zastanów się dobrze, czy to twoje ostatnie słowa. Nie chciałbyś przecież, aby przez nieroztropność i pośpiech, komuś stała się krzywda, prawda?
- Czyżbym kiedykolwiek okazał ci wyższość bracie? - odpowiedział Kumalu starając się trzymać nerwy na wodzy - Za to teraz ty próbujesz się wywyższać i mi grozić. Mam rozkazy i wiesz dobrze że nie mogę ich złamać, poza tym czy myślisz że władze bractwa zezwoliłyby mi działać samemu w sytuacji gdy w grę wchodzą magowie rozkładu?
Mameluk udostępnił informację o czarownikach i okrasił ją blefem, miał nadzieję że Abbas się wystraszy i będzie trzymał język za zębami.
- Gdzieżbym śmiał ci grozić bracie - Abbas podniósł ręce do góry - Powołujesz się na rozkazy, ale czy naszym nadrzędnym obowiązkiem nie jest dbanie o cały kalifat i wszędzie umacniać władzę Wielkiego Kalifa, niech bogowie mają go w swej pieczy i błogosławią w każdym czynie. Zatem nikt z przełożonych nie będzie miał ci za złe jeśli w tak poważnej sprawie sięgniesz po pomoc zaufanego człowieka. Zatem, czy nie lepiej działać nam razem niż szukać w sobie wzajemnie wrogów.
Mameluk uśmiechnął się szeroko i czekał na reakcję Kumalu.
- Ależ oczywiście że umacnianie władzy Wielkiego Kalifa jest najważniejsze i cieszę się że w poważnych sprawach mogę na ciebie liczyć. Prawda jednak jest taka że muszę, chcąc nie chcąc, podążać z ajami, a oni zdecydowali się opuścić miasto. Obiecać jednak ci mogę, że przekażę komu trzeba wiedzę o twym zaangażowaniu. Bo czy wrócę tutaj to już tylko kwestia przeznaczenia.
- W takim razie zabierz mnie ze sobą - odparł prosto z mostu Abbas - W drodze też ci się mogę przydać. Dobrze znam okolicę, a na pewno przyda ci się przewodnik.
-A co z twoimi obowiązkami? Nie będzie dobrze widziane przez mistrzów bractwa, że odciągam cię od nich, a przecież dostanie się w szeregi bractwa jest twoim głównym celem.
- Twoja misja jest o wiele ważniejsza niż pilnowanie spaślaków w seraju. Współpraca z tobą byłaby wystarczającym usprawiedliwieniem.
-Usprawiedliwieniem owszem, które jednak nie pomogłoby ci w realizacji twego marzenia. Mistrzowie są bardzo czuli w temacie wypełniania obowiązków i rozkazów.
- Zatem to twoje ostatnie słowo, bracie? - upewnił się mameluk wstając powoli - Dobrze się nad tym zastanów i obyś nie pożałował swojej decyzji. Jakby, co to wiesz gdzie mnie znaleźć.
- Już żałuję bracie, ale nie mogę wpływać na wyroki przeznaczenia. Mam nadzieję że jeszcze się spotkamy. Żegnaj bracie.
- Bywaj bracie - odparł Abbas i ukłonił się z kurtuazją - niech bogowie strzegą cię, a Przeznaczenie ma dla ciebie tylko proste ścieżki.
Słowa mameluka były przyjazne i wypowiedziane łagodnym tonem, ale jego oczy pałały wręcz nienawiścią. Abbas odwrócił się na pięcie i opuścił seraj
 
Komtur jest offline  
Stary 17-02-2015, 22:52   #80
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Śmierć na pustyni

Shamal gestem zatrzymał podróżującą powoli grupę.
- Śmierć - powiedział cicho. - Karawana zapewne - dodał.
- Parszywe nasze szczęście - mruknęła Aria pod nosem i westchnęła. - Jedziemy sprawdzić? - pytanie było głośne i raczej retoryczne, bo z tego co zdążyła zauważyć ani Yat ani Malik z pewnością nie zostawią potrzebujących na pastwę losu. Z drugiej strony… jeśli to był ktoś należący do Lisów Pustyni?
- Nie - odparł natychmiast Shamal. - Pojadę sam i zobaczę, co się tam stało. Nie ma sensu, żeby wszyscy ryzykowali.
Nie czekając na odpowiedź skręcił nieco ze szlaku. Nie zamierzał jechać prosto w stronę miejsca prawdopodobnego napadu. Gdyby tak byli jeszcze jacyś bandyci, to lepiej by było nie naprowadzać ich na resztę drużyny.

Shamal objechał wydmę szerokim łukiem, bacznie rozglądając się po okolicy. Gdy tylko odjechał od głównego szlaku, jakim podążali dostrzegł na horyzoncie wąską smużkę dymu. Wysoki słup znajdował się kilka mil od miejsca, gdzie znajdowała się drużyna. Była to pozostałość po zapewne sporym pożarze. Mężczyzna, który mozolnie czołgał się przez wydmę wyglądał na ciężko rannego. Jego ubranie nosiło ślady spalenia, a twarz była cała osmolona, a na dodatek pokryta krwawymi strupami.
Z pewnością nie był to dym obozowego ogniska. Nikt na pustyni nie tracił w taki sposób drogocennego opału. I nikt nie informował innych o swojej obecności. Napad, bez wątpienia. Pytanie brzmiało - kto i kogo napadł. I jakim cudem ktoś ocalał.

Rozglądając się na wszystkie strony Shamal ruszył w stronę poparzonego mężczyzny, starając się równocześnie nie wystawiać głowy ponad wierzchołki wydm. Skoro ktoś uciekał, to inny ktoś powinien go gonić.

Gdy nomad zbliżył się do rannego przeraził się jego stanem. Skóra była w płatach, które odłaziły od ciała. W niektórych miejscach skóra złączyła się z materiałem tworząc okropną krwawą masę. Oczy mężczyzny mocno wysunęły się z oczodołów i wyglądał on, jakby się ciągle czemuś dziwił. Najdziwniejsze było jednak to, że nie spostrzegł on stojącego nieopodal jeźdźca. Shamal zastanawiał się jak ten człowiek mógł jeszcze żyć.

- Salam alejkum - powiedział Shamal, równocześnie nakazując wielbłądowi, by przyklęknął.
- Arghhh hrhhrr - warknął mężczyzna obnażając rząd połamanych zębów. Jego oczy zalśniły płomiennym blaskiem i o ile to było możliwe jeszcze bardziej wysunęły się z oczodołów.
Nagle rzucił się on szybkim biegiem, czy też raczej raczkowaniem w stronę Shamala. W tej pokracznej pozycji przypominał jakieś paskudne zwierze z sennego koszmaru. To jednak nie był sen i Shamal musiał coś zrobić.
Szaleniec był zazwyczaj osobą nawiedzoną przez duchy i jako takiemu należał mu się szacunek i ochrona. ten jednak wyglądał niczym nawiedzony przez demona i Shamal nie miał zamiaru zbytnio ryzykować. Zszedł z linii ataku i sięgnął po szablę, chcąc uderzeniem rękojeści ogłuszyć napastnika, któremu nagle, nie wiedzieć skąd, przybyło sił.
Nomad odskoczył i pewnie wyprowadził cios. Ku swemu przerażeniu dostrzegł, że tym jednym ciosem wyrąbał sporą dziurę w czaszce poparzonego. To jednak nie powstrzymało szaleńczego ataku. Zdeformowany mężczyzna rzucił się na nogi Shamal i bez trudu obalił go na ziemie.
Wielbłąd zaryczał przerażony i niemal stanął dęba. Po chwili już gnał przed siebie w panicznym strachu.*
Zaskoczony Shamal w pierwszej chwili nie wiedział co zrobić. Miał jednak wolne ręce i broń. I decydowanie miał zamiar ujść z życiem z tej opresji. Desperacko zaczął wbijać ostrze szabli w ciało trzymającego go stwora, starając się rozwalić mu kręgosłup i przyszpilić do piasku.
kolejne ciosy spadały na głowę ożywieńca. Shamal nie szczędził sił, aby roztrzaskać łeb potwora. Potwora, który zapewne jeszcze kilka godzin temu był człowiekiem. Siła nomada i ostrze szabli wystarczyły, aby ożywieniec po kilku chwilach odpuścił. jego uścisk zelżał, aż po kolejnym uderzeniu jego ciało zsunęło się i potoczyło w dół wydmy.
- Chwała bogom... - Shamal skłonił głowę w odruchowym niemal geście, po czym zaczął czyścić ostrze z resztek potwora. - Obyś nigdy nie wyjrzał z Gehenny - wypowiedział całkiem szczere życzenie pod adresem tego, co zamienił człowieka w nieumarłego stwora.
 
Kerm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:21.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172