Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-02-2015, 23:02   #21
Deadpool
 
Deadpool's Avatar
 
Reputacja: 1 Deadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetny
Quina ponownie znajdowała się na przeciwko olbrzymiej syreny. Jej miecz leżał pod jej stopami. Kreatura wpatrywała się w nią. Raczyła się odezwać:
- Wielce się wsławiła. Dobrze przyczyniła. Dostanie pochwałę. Broń odzyska, mieszkanie wytyczymy. Może zostać, ile pragnie. - stwierdziła - Rozmawiać może się z innymi nauczy. Zobaczy. Monety dajcie. - dodało po chwili stworzenie, a jakaś niemrawa syrenka podpłynęła i wręczyła Qunie worek wypełniony starannie wyszlifowanymi monetami z akwamarynów. - Niech ma się zdrowo.
Artystka ukłoniła się nisko, ręką niemal zamiatając podłogę opuszkami palców. Przy okazji podniosła swoją broń. Otrzymany worek przerzuciła przez plecy, jak to mają stereotypowi rabusie. Ponownie kłaniając się w pokorze zaczęła wycofywać się w tył, gdyż nie wypadało odwracać się do jej rybiego majestatu plecami.
Kobieta z czystej ciekawości udała się na targ. Był on dość żywy i ruchliwy. Syreny targowały niemalże każdym rodzajem materiału i przedmiotu. Były tu różnorodne muszle, morskie zwierzęta, a nawet wytwory z dziwnych skał i gałęzi nieznanych Quinie roślin. Syreny sprzedawały nawet swoje uzbrojenie.
Quina nie do końca wiedziała czego szuka, kręciła się od straganu do straganu ignorując zdumione spojrzenia ryb. Wtedy to poczuła dwie rzeczy: Burczenie w brzuchu, oraz uwieranie w miejscu gdzie wetknęła sztylet. Trzymanie ostrza za paskiem nie było zbyt komfortowe, a że tutaj posiadali najróżniejszy towar, może i znajdzie się jakiś pokrowiec na oręż. Drugą rzeczą było zjedzenie czegoś, na co by nie spojrzała nie wyglądało jej to na jadalne, pomijając oczywiście ryby, te mniej humanoidalne oczywiście. Ale nawet te bez przyrządzenia nie zapowiadały się na apetyczne. Nawet nie miała możliwości zapytania o cokolwiek, co było najbardziej frustrujące. Zatrzymała się przy stoisku z roślinami i owocami morza, coś stąd musi być dla niej zjadliwe. Po ponad godzinę kręcenia się po targu udało jej się znaleźć rybę zdolną do stworzenia pokrowca który był zaczepiany przy łydce, oraz tuzin jakiś skorupiaków. Bez wielu nieporozumień i masy gestykulacji się nie obyło.
Skierowała się na obrzeża targu, gdzie znalazła sobie jakąś ławkę i spoczęła na niej. Wydobyła z pokrowca sztylet i zaczęła zabierać się na pancerz który stał jej na drodze do mięsa. Kuchcik z niej żaden więc nie miała pojęcia o obróbce takowego posiłku, po prostu improwizowała dłubiąc, dźgając, rąbiąc o kant ławki pancerzem skorupiaków. Gdy już dostała się do mięsa zaczęła je zjadać po kawałeczku. Nie było tak złe jak to sobie wyobrażała, ale nad ogniem było by znacznie lepsze. Nabijając na sztylet kolejne kawałki posiłku pogrążyła się w zadumie. Nie była jakaś skomplikowana, bo jedyne co obijało się o ściany jej rozmyślań było “Co dalej?!”.
Właśnie wtedy do Quiny podleciała jedna z ryb. Wyglądała znajomo. Musiał to być jeden z sprzedawców. Był dość szeroki i poniekąd przypominał rekina. Szczerząc się, pochylił się przed Quiną i wyjął z torby mały drobiazg.
Czarnowłosą, ludzką głowę z tatuażem na policzku. - Chcesz? Weź. - odzywał się, starając mówić jak najprościej. - Jeden pieniądz. Jeden. Będziesz mieć na zapas. - proponował.
Scena ta była dość dziwaczna. Mało tego, głowa wydawała się żyć. Spać, ale żyć.
Oczy Artystki poszerzyły się mimowolnie. Nawet nie chciała zrozumieć w jakim sensie rekin miał na myśli “zapas”, ale fakt że głowa… żyła był tak absurdalny że nie mogła się temu oprzeć. Z woreczka wyciągnęła jeden z oszlifowanych akwamarynów i podała go sprzedawcy.
Ryba odleciała, dosyć zadowolona z sprzedaży, zostawiając Quinę z nieznaną głową, o której ani ona, ani handlarz nie mieli najmniejszego pojęcia.
Gwardzistka zaczęła oglądać głowę z każdej strony, aż w końcu postanowiła obudzić głowę. Naciągnęła jej policzek tak bardzo jak się dało. To powinno wybudzić z drzemki łepetynę.
Twarz nie obudziła się, za to tatuaż z jej policzka zaczął powoli się kruszyć.
Mniej-więcej w tym momencie Quinę odnalazła syrena, która była pierwszą poznaną przez nią tutejszą osobistością. Tym razem nie miała już w rękach broni, widocznie zwolniona z obowiązku gwardzisty. Podpłynęła ona do kobity i ukłoniła się lekko. - Ja przepraszam. - powiedziała. - Chcę ci wynagrodzić. - dodała.
Gdy zobaczyła jak tatuaż się rozpada, miała minę w rodzaju “Ups”.



Natychmiastowo puściła policzek, a na słowa ryby odpowiedziała zaś unosząc jedynie brwi, wykonując delikatne kiwniecie głową w gorę.
Syrena złapała Quinę głową za rękę, ciągnąc ją znaną już kobiecie trasą. Do drzewa.
Zaprowadziła ją pod samą roślinę i przyłożyła jej dłoń do jego kory. - Spokojnie. Królowa pozwoliła.- poinformowała syrena. Gdy tylko Quina spróbowała mrugnąć, jej okolice zmieniły się.

Powoli, zorientowała się że stoi w przepełnionej czernią okolicy, rozświetlaną wyłącznie za pomocą pojedynczej linii światła. Była ona złocista i dość pokaźna, stojąc spory kawałek od kobiety. Wewnątrz niej, pływało wiele nieznanych Quinie istot.
- To magia sama w sobie. - wyjaśniła syrena. - Możesz pić. Wolno ci.
Ostatnie wydarzenia mocno zakwestionowały dość fundamentalne rzeczy w które wierzyła, a to… coś tylko odrobinę ją zdziwiło. Odłożyła głowę, jak i broń. Następnie przykucnęła by nabrać w dłonie tej dziwnej cieczy. Nawet się nie zawahała. W końcu co magia sama w sobie może jej zrobić?
Ciecz była niewiarygodnie leka. Kreatury z wnętrza strumienia uciekały od Quiny gdy tylko się do nich zbliżała. Napój spływał w jej gardle nie tworząc żadnego wrażenia. Wydawało jej się, że wyłącznie oddycha ustami.
Nagły, palący i kłujący zarazem ból odezwał się w jej gardle, zmuszając do przerwy i odruchowego pochwycenia go. Szybko, wrażenie przeszło do jej żołądka.
Ból ustał po pewnej chwili, a sama Quina czuła się dość nietypowo...miała wrażenie uniesienia, otwarcia, obecności. Było to ciężkie zarówno do opisania jak i zrozumienia.
-I jak? - spytała syrena, podpływając.
Wtedy też głowa otworzyła swoje oczy. Były one niezwykłe, tam gdzie powinno być białko, była jedynie czerń. Natomiast źrenice były całkowicie białe, jak gdyby ktoś odwrócił kolorystykę zwierciadeł duszy tego osobnika. Widocznie skołowana sytuacją głowa rozejrzała się po okolicy na tyle ile pozwalała jej aktualna pozycja, aż w końcu dostrzegł kobietę. Mimo, że czarnowłosy nienawidził tego robić… odezwał się.
- Kim jesteś..?
Quina jak oparzona odskoczyła w tył, a jej kciuk delikatnie wysunął ostrze. Beznamiętnym wzrokiem, oraz tonem przemówiła.
- Artystką. - Nie drgnęła nawet o milimetr.
- Widziałem już wielu artystów w swym istnieniu… -odezwała się głowa, nie odrywając wzroku od kobiety. - Jednak żaden nigdy nie pokazał mi w spektaklu swych uczuć, czy pragnień… -dodała smutno, jak gdyby lekko oderwana od rzeczywistości. - Czy i ty próbujesz przekonać innych do swej wizji świata? Chcesz pokazać im czym jest radość, smutek, ból i trwoga mimo że nigdy nie poznałaś prawdy o tych uczuciach? Czy może twój kunszt jest inny, gdyż pogodziłaś się ze swoją niewiedzą?
- Uczono mnie by nie wplatać uczuć w pracę. - Przemówiła tym samym tonem, ale zrezygnowała z bojowej postawy. Zbliżyła się odrobinę do głowy i przykucnęła.
- Twoje istnienie zaprzecza wielu prawom. Jak to możliwe że jesteś… w takiej formie? -
- Bo mój król jeszcze mnie nie opuścił. Mój przyjaciel i władca pragnie bym żył, więc nie mogę umrzeć. Każdy ma kogoś kogo marzenia chce spełniać...czy chciałabyś by śmierć cie przed tym powstrzymała? Ból,samotność, cierpienie, gdy istnieje ktoś dla kogo chcemy to znosić, nic nie powstrzyma nas przed życiem. Jednak gdy odtrąci nas jedyny przyjaciel, nawet śmierć będzie lepsza od takiego losu. -westchnęła głowa. - Zawiodłem swego Króla więc teraz zmuszony jestem istnieć w tej postaci, czekając na jego łaskę. Jednak dzięki temu wiem, że nie jestem sam.
Oczy gwardzistki otworzyły się szerzej.
- Obawiam się że nie rozumiem. Jesteś cóż… głową. I żyjesz bez reszty ciała. To absurdalne i niedorzeczne. - Wyraziła swój punkt widzenia.
Syrena zaczęła się kręcić w okół Quiny, uśmiechnięta. - To wy normalnie nie żyjecie jako same głowy? I tak dziwni jesteście. - odezwała się. - Rozumiem cię!- ucieszyła się.
- Tak, istnienie wszystkich jest niedorzeczne, więc czemu nie możemy jednocześnie sami w sobie być absurdalni. -westchnął melancholijnie. - Mogę zabrać cie do miejsca, gdzie odkryjesz swe pragnienia i spróbujesz uciec z klatki niedorzeczności. Miejsca, gdzie wszyscy których kochasz odkryją swoje prawdziwe uczucia i zrozumieją co dla nich jest najcenniejsze. O ile zajmiesz się mną, póki jestem...taki. -dodał uśmiechając się smutno.
- W tych krabach musiało coś być… na pewno.- Przytaknęła sobie samej, po czym usiadła krzyżując nogi. - Umm… Rybo jakim cudem nagle się rozumiemy? - Przemówiła nie odrywając wzroku od oczu głowy. - Powiedz mi jeszcze że też widzisz tą głowę i słyszysz co mówi. - Jej spojrzenie, przez ułamek sekundy wydawało się zdesperowane, jakby nie wierzyła w to co się właśnie dzieje.
- Istnieje. - powiedziała głowa. - Czyżbyś nie ufała własnemu umysłowi? Boisz się czegoś czego nie rozumiesz? Strach to dobre uczucie...prowadzi do samotności a tylko wtedy możemy zrozumieć po co żyjemy.
- Obecnie jestem przekonana że jestem pod wpływem jakiś substancji halucynogennych. Więc tak na tą chwilę nie wierzę własnym zmysłom. - Z tymi słowami chwyciła głowę, i zaczęła ją zewsząd macać oglądać. - Ale to wydaje się zbyt rzeczywiste. - Stwierdziła.
Twarz wyglądała na niezwykle zniesmaczoną dotykiem, jak gdyby przeżywała wewnętrzne katusze. - Odłóż mnie… -stęknęła cicho, jak gdyby miała zwymiotować. - Nienawidzę dotyku ludzi...nienawidzę gdy są blisko...ograniczmy to do minimum…
-Nie mam pojęcia co ona mówi.- przyznała syrena. - Ale ciebie rozumiem dość dobrze.
Quina wysłuchała słów ryby, po czym znów się zwróciła do głowy.
- Nie powinieneś od razu oznajmiać swego powiedzmy... słabego punktu nieznajomej. Jak ci na imię i skąd pochodzisz? - Zapytała przechylając głowę to w lewo to w prawo. - Obiecuję przestać jak powiesz. - Dodała.
- Nazywam się… -zaczęła odcięta głowa, jednak nie mogła z siebie tego wykrztusić. Po chwili spróbowała znowu. - Nazywam się… - jednak znowu okazało się to fiaskiem. Chłopak przypomniał sobie dzień, w którym pierwszy raz usłyszał swe miano, były w tym pewne podobieństwa...ale czy to znaczyło że został opuszczony? Tak nie mogło być, wtedy ta rozmowa nigdy by nie zaistniała. Jego król go nie opuścił, jednak to nie on wybrał cztery strony świata… tak to mogła być sprawka najbliższego przyjaciela władcy Sodomy.
- Nie pamiętam swego imienia...straciłem je już po raz drugi. -westchnął czarnowłosy. - Pochodzę z królestwa Sodomy. -dodał.
Artystka odłożyła głowę skąd ją podniosła.
- Nigdy wcześniej nie słyszałam o takim królestwie. Ja zaś pochodzę z Ferramentii. Na imię mi Quina. - Przedstawiła się niemalże dworsko delikatnie się kłaniając z ręką na piersi.
- A więc… co teraz? - Przechyliła delikatnie głowę w bok.
- Musisz zabrać mnie do Sodomy, mój Król mnie potrzebuje. -odparła głowa bez chwili wahania. - Znam drogę, potrzebuję jednak twych nóg.
- A jak mam cię przenieść bez dotykania? - Wypaliła od razu.
- Ograniczmy je do minimum… -mruknął Zachód. - Umieść mnie gdzieś gdzie będę mógł odpocząć, dotykaj tylko gdy będziesz czegoś potrzebowała, lub gdy moje oczy będą musiały wskazać ci drogę.
- Hmm… nie wiem czy mogę ci pomóc. Mam też swoje obowiązki. Poza tym skąd mam wiedzieć czy twoi rodacy nie zetną mnie na miejscu? - Uniosła brew.
- Jeżeli dotrzemy do skrzydeł Zachodu nikt nie warzy się cie tknąć. Twoje obowiązki mogą poczekać… zresztą i tak w Sodomie odkryjesz czy warto je wykonywać, a jeżeli tak to tam znajdziesz sposób. W naszym królestwie nie istnieją marzenia których nie da się spełnić.
- Takie jak… destrukcja pewnej rasy? - Zapytała dość enigmatycznie.
- Jeżeli szukasz mocy niczym Północ to jak i on znajdziesz ją w Sodomie. Jeżeli szukasz zemsty, zaspokoisz ją w Sodomie. Nasz Król kocha wszystkie pragnienia, chcąc spełnić każde, by pokazać kim jesteśmy pod nasza skorupa istnienia.
- Wydaje się to… a zresztą co tu mówić o realiźmie gdy rozmawiam z zdekapitowaną głową. - Quina westchnęła delikatnie. - A więc w którą stronę? -
- Na początek… w górę.
- Zanim ruszymy muszę zapytać o coś. - Skierowała wzrok na rybę. - Co ja właściwie wypiłam? Ta ciecz ma jakieś właściwości? -
- To czysta mana. Taka, jaką tworzy ziemia. - wyjaśniła ryba. - Esencja życia, wszystko powstaje dzięki magii, choć nie wszystko jest w stanie ją kontrolować. Picie pomaga pobudzać potencjał.- uśmiechnęła się. - Skoro nas rozumiałaś, doszłam do wniosku, że może to dać coś więcej.
- Zdumiewające… - Rzuciła spoglądając na swe otwarte dłonie. - Zaryzykuje także stwierdzenie że nadmiar czystej many nie jest czymś dobrym. Prawda? - Spojrzała na syrenę.
-Nadmiar. Nie każdy jest w stanie...przetrwać jej nazbyt duże spożywanie. - wyznała.
- Nazywano mnie tutaj wcześniej “Drzewościnem”, skąd taki tytuł i dlaczego jest kojarzony cóż… ze mną? - Wiedziała że chodzi o tych co ścinają drzewa, ale chciała się dowiedzieć nieco na ich temat.
-Oh. Jedyna osoba taka jak ty wcześniej, to tamten w masce. On chciał nam ściąć drzewo. - wyjaśniła ryba. - Nikt nie wiedział, że wy inni, nawet jak tak samo wyglądacie.
Quina zmrużyła oczy, może nawet z lekkim zniesmaczeniem.
- Jaka jest najszybsza droga na ląd? I czy jest szansa że zabraknie mi powietrza? Nie mam skrzel, ale jednak tutaj oddycham. Luźno zakładam że to dzięki obecności drzewa. - Wydedukowała, czy trafnie dowie się za chwilę.
-Ląd?
- Ląd… no ląd… taki suchy ląd. - Na krótki moment Quina zgłupiała, po czym zaraz pomyślała że żadne z tych tutaj istot mogło nigdy go na oczy nie widzieć. - Świetnie… - Westchnęła zrezygnowana. - Byliście kiedykolwiek na samej górze gdzie kończy się woda? - Zapytała w końcu ryby.
-Jak? Po co? - zdziwiła się Syrena. - Udusić się chcesz? - pytała, skonfundowana.
- Ja stamtąd właśnie pochodzę. I to ja powinnam się tutaj dawno udusić. - Przetarła dłonią twarz. Nagle wpadła na pewien pomysł. - Wasza waluta to akwamaryny. Tego właśnie potrzebowałam. - Wyciągnęła jeden z woreczka i zaczęła mu się przyglądać.
- Nie dusi cie codzienność? Nie przytłacza cie swoją szarością? - westchnęła głowa chyba sama do siebie. - Nie mamy czasu musimy ruszać...muszę coś sprawdzić, dotrzeć do mego króla.
- Dusi i przytłacza mnie twoje nastawienie. - Uniosła głowę, pstrykając ją delikatnie w nos. - Ruszajmy więc. - Dodała.
 
__________________
"My common sense is tingling..."
Deadpool jest offline