Wątek: Narrenturm
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-02-2015, 00:23   #7
piotrek.ghost
 
piotrek.ghost's Avatar
 
Reputacja: 1 piotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie coś
25. Wollentag czas Nachhexen

Pełnia rozświetlała całą okolicę uniemożliwiając ukrycie się w ciemnościach wszelkiemu plugastwu jakie błąkało się po tym zniszczonym wojną kraju. Khazadzi postanowili wykorzystać fakt, że noc jest rozświetlona blaskiem Mannslieba i nadrobić kilka kilometrów. Nie mieli sprecyzowane celu podróży, zmierzali na północ, w kierunku, z którego nadchodził chaos. Nie mieli powodu żeby tam iść, Helvgrim nie był zbyt rozmowny i rzadko wyjawiał swoje plany, Wolfgrimm natomiast, ufał swojemu krewniakowi, którego co prawda poznał niedawno i postanowił podróżować ze swoim krewniakiem.
Spotkali się niespełna miesiąc temu, w trakcie Hexensnacht w Kleipzig podczas obchodów Nowego Roku, czasy nie nastrajały do świętowania jednak okazja do napicia się dobra jak każda inna, może spotkanie było im przeznaczone, może był to zwykły zbieg okoliczności, Wolfgrimm rzadko myslał o losie i decyzjach sił wyższych toteż nie miał zamiaru się w to zaglębiać. Wraz z nastaniem 2522 roku licząc według kalendarza imperium razem z Sverrissonem ruszył w podróż licząc, że nauczy się czegoś od bardziej doświadczonego towarzysza
Dawno już minął czas, kiedy księżyc znajdował się w najwyższym punkcie nieboskłonu i dwójka podróżnych postanowiła rozbić obóz, Wolfgrimm zajął się przygotowaniem strawy, był w tym naprawdę dobry, potrafił przygotować coś z niczego, dzisiejsze menu składało się jak ostatnio codzień z potrawki z królika, którego udało im się upolować w trakcie marszu. Helvgrim zaś, zajął się w tym czasie zabezpieczeniem obozowiska i zbieraniem opału coby ognisko w nocy nie zgasło. Nie rozmawiali zbyt wiele, zjedli, napili się troche i udali się na spoczynek, mimo, że krasnoludy były wytrzymałe i mogły pokonać wielkie odległości spać też kiedyś musieli.

1 Wellentag, czas Jahrdrung

W trakcie kiedy Helvgrim próbował rozpalić ogień ze znalezionego w spalonej gospodzie drewna, Wolfgrimm postanowił się rozejrzeć po okolicy. Pewnym było, że szabrownicy odwiedzili już to miejsce, jednak zawsze istaniała nadzieja, że gonieni strachem zostawili coś cennego. Niestety jak to mówi stare przysłowie nadzieja matką głupich jest to i nic ciekawego poza rupieciami w ruinach nie znaleźli, a fakt że od kilku dni padało uczynił potencjalnie idealne miejsce do rozbicia obozu na popołudniowy popas bezużytecznym. Nie było sensu dłużej mitrężyć. Wolfgrimm usłyszal wołanie swojego kuzyna i wrócił w ruiny, gdzie zastał Sverrissona gotowego do drogi.

-Nie ma sensu sie pieklić - skwitował słowa krewniaka, który to klął na czym świat stoi na szabrowników, uchodźców i niewiadomo kogo jeszcze -tyle grup już pewnie kręciło się w okolicy, że nawet złamany pens by sie nie uchował pod największym kamieniem. Racje masz słońce już w zenicie to i ruszać w drogę pora, może pogoda dopisze, sprzykrzył mi się już ten deszcz, dupa ciągle mokra, a gary i broń to niedługo całe rudą mi sie pokryją jak tak dalej będzie. Ruszajmy!

Wolf wyszedł z krzaków podciągając spodnie kiedy usłyszał pytanie krewniaka, spojrzał w kierunku, który ten wskazywał i również dostrzegł grupę, która z każdą chwilą jawiła się jako większa. Pokraczny ruch wskazywał na to, że ludzie uciekają przed czymś, widać było, że tępo narzucili szybkie, a rzadkie to było wśród grup uchodźców, jakie spotykali po drodze, w grupach tych przeważały kobiety i dzieci toteż do nich dostosowane było tępo marszu. Pospiech tej zgrai napewno nie wróżył nic dobrego.
Usuneli się na pobocze gościnca w momencie kiedy czoło kolumny było już na tyle blisko, że mozna było rozróżnić umorusane błotem twarze ludzi. Widział, że jego towarzysz aż gotuje się w środku, też zdążył zorientować się, że grupa gnana jest strachem większym niźli tylko sttrch przed najeźdzcą, coś musiało ich zaatakować, a może to tylko umysły slabych ludzi podsuwały im różne lęki. Razem z Sverrissonem poganiał biegnących ludzi, jeden z mężczyzn, który dał się poznać jako wojak zatrzymał się na chwile i wyjaśnił, że grupa została zaatakowana przez bandę orków, którzy teraz gonią ich jak zwierzynę łowną. Khazadzi popędzili ludzi do gospody, w której sami przed południem próbowali założyć obóz. Dzieci i kobiety zagonili do części, która najmniej została strawiona przez ogień, a sami z pomocą mężczyzn postanowili przygotować karczmę do obrony.
-Ruszać dupy i nie mitrężyć! - przekrzykiwał gwar i swojego kuzyna -Kobiety i dzieci do izby a każdy kto choć pałke umie w rękach utrzymać albo cegły nosić niech wykrzesa z siebie ostatki sił!
 
piotrek.ghost jest offline