Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-02-2015, 13:24   #27
Dekline
Opiekun działu Warhammer
 
Dekline's Avatar
 
Reputacja: 1 Dekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputację
 Erich


Erich udał się w do domu sołtysa. Szedł wraz z Jonasem oraz dwoma strażnikami którzy nieśli rannego. Włodarz cały czas był przytomny i kontaktujący, lecz jego oddech był płytki i spowolniony.

Dom sołtysa nie wyróżniał się zbytnio na tle innych. Zarówno obejście jak i wnętrze urządzone było skromnie i było zadbane. Od progu przywitała ich małżonka Anita wraz z dziećmi: Caroline z mężem Alexem oraz Joachim z żoną Elvirą pracujących we wspólnym gospodarstwie.

- O boże, co ci się stało kochany ?! Gdy tylko wilki weszły do wsi, od razu pobiegliśmy do domu, myśleliśmy że byłeś z Jonasem - od progu zaczęła Anita a następnie skierowała się w stronę herszta:

- Przecież miałeś go pilnować, mówiłam ci, on już nie jest młody nie radzi sobie tak jak kiedyś.

- Przepraszam Proszę Pani, faktycznie przyznaje, to jest po części moja wina, lecz muszę się tez usprawiedliwić. Wilki nigdy nie podchodziły tak blisko. No ale nie ma co teraz o tym rozprawiać. Co się stało to się nie odstanie. Mieliśmy tylko szczęście że wilki znikły równie szybko jak się pojawiły, no i że wśród ochotników był Pan Erich który błyskawicznie zajął się Philippem, bez niego pomocy mogłoby stać się coś bardzo niedobrego.

Pani Anita zdawała się być już nieco bardzo spokojna, zwróciła się w stronę Ericha I dygnęła z lekka.

- Panie Erichu, przepraszam, gdzie moja kultura, proszę sobie spocząć - wskazała na krzesło - Elvira, zrób doktórowi herbaty, ale zagotuj wiecej wody, pewnie będzie potrzebna. Caroline wyciąg z szafy kilka czystszych szmat, mogą się przydać

- Panie Erichu, dziękuje Panu bardzo, naprawdę, ten cały Ginter to nawet palcem nie ruszy żeby mężowi pomóc, a drugi czeladnik Pan Timon, z tego co słyszałam, poszedł we wieś, kilku chłopów zostało rannych w wyniku Paniki.

Do izby weszła kolejna osoba, akolita ojciec Lothar.

- Pokój temu domostwu. - zaczął od wejścia akolita, po czym przysiadł się do Ericha na krześle podstawionym przez Joachima

- Erichu mój przyjacielu, mów ale szczerze. Jak tam nasz sołtys. Źle z nim? Wyjdzie z tego?

Philipp leżał na stole zdała od reszty ludzi którzy otoczyli siedzących: Ericha oraz Lothara, oczy wszystkich skierowane były na cyrulika

 Felix oraz Waightstill


Roswitha niesiona przez chłopa wierzgała się niesamowicie, lecz nie sprawiało trudności Waightstill aby utrzymać ją w ryzach nawet jedną ręką. Niósł ją na barku jakby była pękiem słomy bądź wiązanką chrustu. W drugiej ręce niósł kosę. Taki widok sprawiał że każdy napotkany mieszkaniec wsi schodził z drogi na długo przed tym jak chłop mógł go w ogóle zauważyć. W cieniu bartnika szedł Felix. Razem wyglądali dość komicznie.

Gdy doszli do domu Jonasa, zostali tylko Elisę - żonę herszta, która powiedziała im że małżonek nie wrócił jeszcze od sołtysa. Domy włodarza oraz jego prawe reki znajdowały się w odległości kilkudziesięciu stóp. Pod drzwiami zebrało się już kilku ciekawskich. W środku musiało dziać się coś ciekawego.

 Max oraz Marvald


Chodzenie po lesie i szukanie jakichkolwiek śladów przykrytych kilkucentymetrową warstwą śniegu było bardzo podobne do szukania igły w stogu siana. Z tym że w przypadku igły istniała realna szansa na sukces. No ale co się rzekło...

Bohaterowie pochodzili trochę po obrzeżach lasu, nie zapuszczali się za głeboko gdyż i tak nie miało to zbytniego sensu. Doszli do umownej granicy wsi, dalej był już tylko dom Maxa oraz innych samotników. Na śniegu zauważyli ślady krwi oraz coś co mogło przypominać ciągnięty po śniegu worek. Chociaż obydwa tropy po połączeniu bardziej wskazywały na ciało.
Obok, znajdowały się świeże ludzkie ślady. Prowadziły wzdłuż tropu, w stronę chaty Maxa. Śnieg w tamtym rejonie był mniej ubity. Wózeczek który cały czas ciężko radził sobie z zaspami wypompował siły z Marwalda. Człowiek potrzebował odpoczynku bo tak potężnym oraz ....bezsensownym wysiłku.

 Konrad


Ślady doprowadziły człowieka do jakiejś chaty, znajdującej się spory kawałek za wsią. Ślady dalej były dobrze widoczne wiec ich zgubienie można by nazwać nie inaczej jak totalnym pechem. Na szczęście tak się nie stało. Przed chatką stała ośnieżona ławeczka, w sam raz na odpoczynek. Po sięgnięciu do pamięci Konrad przypomniał sobie że jest to chatka Bezuchego. Z wewnątrz nie dobiegały żadne odgłosy.

Ślady prowadziły dalej w las ....
 
Dekline jest offline