Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-02-2015, 15:47   #630
Zombianna
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Dziękuję wszystkim za wspólną grę, powodzenia w dalszej części! :)

Thorgun, choć ręce mu drżały, w ciszy i milczeniu pielęgnował swoją Miruchnę. Był zmęczony, znudzony i jednocześnie szczęśliwy. Jaskinie, podziemia - nareszcie to miał za sobą, a nad nim świecił upragniony księżyc. Zimne powietrze wpadało mu przez nozdrza do płuc, ogromne i bezkresne niebo rozciągało się nad jego głową. Cisza i spokój, której tak bardzo pragnął i pożądał umęczony krasnolud. Twarz jego przepełniały jednocześnie radość i cierpienie. To pierwsze, bowiem istniała nadzieja, że przeżyją. To drugie liczne rany, jakie odniósł, dawały znać o sobie przy każdym ruchu, czy gwałtowniejszym wciągnięciu powietrza.
Żył jednak i to się liczyło.

Cisza nie trwała długo. Gdy przymknął oczy do jego uszu doleciało ciche kaszlniecie, a po nim padło jedno krótkie słowo, wypowiedziane niskim, ochrypłym głosem. Szybki komunikat wyrzucony na wydechu - suchy i oficjalny.
- Odchodzę.
Khaidar nie zamierzała bawić się w uprzejmości i strzepię języka po próżnicy. Miedzy bogami a prawdą, nie miała za bardzo pojęcia, jak w ogóle przekazać to, co ma do powiedzenia. Wolała się więc nie rozdrabniać i walnąć prosto z mostu. Ze wszystkich zawszonych, poranionych kompanów strzelca darzyła największą estymą - jeśli miała się z kimś żegnać, to właśnie z nim. Może i momentami irytował khazadkę, wzbudzając w niej najgorsze mordercze instynkty, jednak tego co między nimi zaszło nawet ona nie mogła od tak zignorować. Przykucnęła ciężko obok niego, starając się wyglądać normalnie: zupełnie jakby nic niezwykłego nie miało miejsca. Pożegnania nigdy jej nie wychodziły, zresztą inne formy komunikacji werbalnej również.

Wypowiedź kobiety spotkała się z ciszą. Białowłosy khazad uniósł lekko oczy ku swojej rozmówczyni, z lekkim zdziwieniem i niemym pytaniem. Nie wypowiedział jednak słowa. Sam nie wiedział co ma powiedzieć. Jego towarzyszka była uparta i wiedział, że jeśli wbije sobie coś do swojego zakutego łba nic jej nie powstrzyma. Czyszczenie broni ustało. Usta delikatnie rozchyliły się jakby chciały coś powiedzieć, ale po chwili zamknęły się.
-Nie będę cię zatrzymywał, bo o i tak nic to nie da. Chcę tylko wiedzieć, dlaczego tak postanowiłaś? - padło pytanie.

Khaidar odwróciła głowę, spoglądając na wschód. Według Hurana do najbliższej osady mieli dwa-trzy dni drogi. Stamtąd już na spokojnie mogła obrać swój kierunek.
Gdzie się udać? - na ową chwile odpowiedź na to pytanie była oczywista: byle dalej od całej tej przeklętej wojny, braci khazadów, szczurów i pokręconych, podziemnych korytarzy. Może ruszy nad morze? Nigdy nie widziała morza...
Zaciśnięte pieści oparła o kolana i milczała uparcie przez dłuższą chwile, układając w myślach kolejne zdania. Była przygotowana na wyrzuty, złośliwości i całe wiadro pomyj, pomieszanych z gwałtownymi rękoczynami. Spokój i zrozumienie - tego się, kurwa, nie spodziewała. Wolała już krzyki i wyzwiska - dzięki nim wszystko stałoby się prostsze, a tak cholerny strzelec po raz kolejny wprawił ją w zakłopotanie... nienawidziła być zakłopotana.
- Thorgun - zaczęła, choć dziwna, kolczasta kula utkwiła jej w gardle - A czy to do ciężkiej kurwy nie jest oczywiste? Spójrz na mnie. To nie moja piaskownica, nigdy nią nie była. Gdyby nie Roran, nigdy nie pojawiłabym się w Azul. Cała ta rodzinna schadzka była o kant dupy potłuc. Zamiast uzyskać pomoc, wpakowałam się w jeszcze większe gówno, trudno. Nigdy nie należałam do wzorowych przedstawicieli naszej nacji. Wracam do siebie, do tego co znam i co jestem w stanie przyjąć na klatę. Nie zamierzam ginąc za coś, co lata mi koło chuja. Mam inne priorytety życiowe.

-Chcesz ruszyć sama , czy potrzebujesz towarzystwa - zapytał nieśmiało, wręcz półszeptem. O ile strzelanie nie było niczym trudnym, tak rozmowy z kobietami, a w szczególności z Khaidar nigdy nie były łatwe. Sam nawet nie wiedział czemu to wyszło od niego. Spoglądał więc teraz na Khazadkę w milczeniu.

Ta zamarła, a przez jej twarz przemknął dziwny grymas. Propozycja białowłosego ją zaskoczyła. Prędzej spodziewałaby się gromu z jasnego nieba, niż podobnych słów. Dlaczego cholernik to powiedział? Przecież pasował do oddziału skazańców - też miał swoje ideały, honor i cała resztę, za którą prawilny krasnolud bez wahania oddałby życie. Poczuła się dziwnie, znowu. Po raz kolejny Thorgun wprawił ją w zakłopotanie, oferując coś, do czego córa Ronagalda nie przywykła.
-Ruszam z Hurinem - zaczęła powoli, spoglądając na swoje ręce. Wyglądały zwyczajnie - ilość palców i rozłożenie plam brudu się zgadzały - Czemu pytasz? Jeszcze nie zbrzydło ci moje towarzystwo?

-Czemu? Mam dość tak naprawdę. I twojego brata, i całej tej afery. Nie widzę siebie umierającego gdzieś pod jakimś krzakiem, zapomniany przez Bogów, tylko dlatego że tak wyszło. Ty.. cóż są gorsze rzeczy od Ciebie, choćby Hydra. A w gruncie rzeczy, przyzwyczaiłem się do twego marudzenia. No i lepiej mieć kogoś przy sobie, kto umie ochronić twoją dupę.. - odparł z lekkim uśmiechem. Chciał być zabawny. Średnio u to wychodziło.

-Ochronić, czy obrobić? - spytała, nim zdążyła ugryźć się w język. Prychnęła, potrząsnęła łbem i splunąwszy pod nogi kontynuowała - Już ty byś się moją dupą pozajmował, wiem o tym. Kurwa...rozumiesz teraz dlaczego unikałam Rorana przez tyle czasu? Musiałam za dużo wypić by sądzić, że tej zjeb będzie mi w stanie pomóc..albo za mocno oberwałam po głowie - jeden chuj. Stało się, to się stało. Nie ma co narzekać po fakcie. Chcesz to chodź, przecież nie połamię ci nóg żebyś tego nie uczynił i fakt...będzie raźniej. Ja pierdolę, nie wierzę, że to powiedziałam. - warknęła na koniec.

- Roran to idiota, i żałuję że go poznałem.Ale ty marudzisz, niczym koza co ma okres. No wiesz, rozumiem, że jesteś poddenerwowana, ostatnie dni były chujowe ale bez przesady. A twoją dupą chętnie się zajmę, bo dawno nikt jej nie okazywał chyba czułości - rzucił radośnie, klepiąc Khaidar w plecy po przyjacielsku.

Khazadka parsknęła, zezując na thorgunową kończynę opartą o swój bark. Z dwojga złego była to lepsza opcja niż topór w czaszce. Wzruszyła ramionami, zrzucając z siebie obcy balast.
- Uważaj, żebym ci rzyci rogami nie przebiła, różnie może się zdarzyć - wyszczerzyła się, co przy poparzonej, pokrytej bliznami gębie wyglądało dość upiornie - A podobno już się przyzwyczaiłeś do marudzenia. Pamiętaj o tym, jeśli dalej mamy szwendać się we dwoje. Będzie i bezpieczniej i kurwa zdrowiej. Tylko dokąd się udasz, gdy nadejdzie czas wyboru? Masz jakieś pomysły?

-Może jakieś miłe i przyjemniejsze miejsce niż Khazadzkie góry, czy podziemne fortece. Zawsze możemy udać się do Norski. Tam jest mój dom.Tylko czy nie odmrozisz sobie tam swojej słodkiej dupci.. - parsknął śmiechem Sam nie wiedział co nim powodowało, ale zmęczenie i to że był tak blisko śmierci uświadomiło mu, że jeśli miał umrzeć wolał by potem ktoś go pochował. Nie chciał umrzeć w zapomnianym miejscu, jako żer dla zwierzyny. To nie było godne. Choć co teraz było godne i honorowe. -Cóż..to gdzie się udamy, i czy razem się udamy, wszystko czas pokaże - rzekł poważnie.

-O ile się nie pomordujemy po drodze...może być ciekawie - westchnęła, podnosząc się ciężko. Rana na nodze zapiekła jak jasna cholera. Kobieta miała cichą nadzieję, że paskudztwo nie zacznie znów krwawić. Trochę tak głupio byłoby, gdyby wykrwawiła się właśnie teraz, po całym tym syfie który przeżyli - Przygotuj się więc.. -Darowała wiec sobie głupie deklaracje, zresztą i tak nie miałoby to najmniejszego sensu. Ruszyła przed siebie, trzymając się za zranione udo. Nim zniknęła miedzy cieniami rzuciła jeszcze przez ramię, mrużąc ostrzegawczo oczy - Wyruszamy o świcie, nie zaśpij.

Opuściła obozowisko, znajdując omszały kamień i usiadła na nim, kierując oczy ku górze.
-Kurwa…- westchnęła rozmarzona. Przez ostatnie tygodnie zdążyła stracić wszelką nadzieje na to, że ponownie będzie jej dane ujrzeć gwiazdy. Niby nic niezwykłego - ot kilka wkurwiających światełek, wiszących ponad ziemią i mrugających od czasu do czasu, jakby nie miały nic innego do roboty, leniwe kurwiesyny. Ich widok jednak koił serce Khaidar, niosąc spokój szalonej duszy.
Mętlik w jej głowie powoli ustępował, oddech stał się spokojny i miarowy, nerwowe napięcie ustało. Pozostało zmęczenie, oraz mdlący ból, promieniujący z każdej, najmniejszej nawet kosteczki i ścięgna.
Ostatni raz dała się wrobić w spotkania rodzinne. Z całej kabały wyniosła jedynie masę blizn, a jej problemy pozostały takie jak były - nierozwiązane.
Splunęła pod nogi, przeklinając siebie i brata na wszelkie znane sposoby.
Rodzina jest przereklamowana...
Czas mijał, a kobieta pozwoliła mu przelatywać przez palce. Obserwowała jak z każdą kolejną minutą niebo na wschodzie robi się coraz jaśniejsze. Głęboki granat ustępował powoli miejsca krwistej czerwieni, przechodząc stopniowo przez wszystkie odcienie różu i złota, aż do jasnego błękitu... lecz jeszcze nie teraz. Do świtu wciąż pozostawało parę chwil, khazadka zamierzała wykorzystać je w pełni. Choć zmaltretowana i obolała ponad wszelkie logiczne normy, nie udała się na spoczynek. Miała do załatwienie jeszcze jedną sprawę.
Powłócząc nogami przeszła kilka razy dookoła obozowiska, wyczekując na moment, w którym dane jej będzie przydybać brata bez świadków, a gdy moment ów nastąpił, bez zwłoki podtoczyła wymęczone cielsko w jego kierunku.

Brat siedział rozparty w miarę wygodnie i wgapiał w się w nieboskłon, którego nie widział tak dawno. Był to widok szczerze radujący jego serce, miał bowiem dość podziemi.Kobieta stanęła przed nim i krzyżując ręce na piersi gapiła się chwile w ciszy, mierząc go ponurym wzrokiem, a w jej głowie rozpoczęła się gonitwa myśli. Być może mieli ostatnią szanse by porozmawiać, bogowie przodkowie jedynie wiedzieli, czy jeszcze kiedyś dane im będzie się zobaczyć. Khaidar chciała wykrzyczeć mu w twarz co o nim sądzi, lecz zmęczenie i rezygnacja wzięły górę. Miast zacząć wylewać wiadro pomyj, splunęła w stronę ognia.
- Zwijam się stąd - zakomunikowała burkliwym tonem. - Dośc tych rodzinnych przygód... a, i nie pisz do mnie przez najbliższe parę dekad. Sama się odezwę, o ile, kurwa, nie wyciągnę kopyt gdzieś po drodze.

- Nie dziwie ci się jakoś przesadnie - odburknął Roran, spoglądając na swoje spalone ręce. - Gdzie się zabierasz? Sporo się tu orków kręci… - Nie mówił zbyt wiele, no bo cóż mógł rzec, rozumiał ją doskonale. Gdyby nie jego obecna sytuacja i jego już by tu nie było.

Córa Ronagalda prychnęła, a spaloną twarz ozdobił grymas będący czymś pomiędzy złością i rezygnacją.
-Byle dalej od tej zaplutej kompanii - warknęła mrużąc kaprawe ślepia.- Na początek niech będzie wschód. Huran popiardywał coś o osadzie górniczej...dla mnie bajka. Widoku naszych pobratymców wystarczy mi do końca życia. Nigdy nie pasowałam, nie pasuje i nie będę pasować do tego cyrku. Moje miejsce jest jak najdalej od podziemi...przynajmniej się kurwa o tym przekonałam na własnej skórze.

Roran pokiwał wolno głową. Tu się zgadzali jak rzadko.
- Mnie to mówisz... dość mam tych jebanych lochów i korytarzy górniczych. Ja nie górnik, kurna. Co prawda zdziwię się jak ta osada cała z orkami pod bokiem ale... może, kto wie, to dziwna inwazja.

- Zachciało się polityki, co? - spytała jadowitym tonem, po czym ponownie splunęła i mówiła spokojniej - Moje plany znasz, a co z tobą? Masz jakiś pomysł na siebie, czy nadal będziesz brnął w to bagno? Jakoś nie wydaje mi się, żeby ten kurwidołek pod naszymi stopami tęsknił i spać po nocach nie mógł na myśl, że żadne z nas nie postawi tam więcej stopy.

- Nie przypuszczam...na razie z nimi polezę, potrzebuję Thorina a i muszę z Galebem sprawę czy dwie załatwić. A później? Zobaczymy. Nikt z was w to nie wierzy, ale oni naprawdę są w stanie na nas zapolować.. Tak więc cholera wie co będzie niedługo - odburknął cicho były sierżant, chcąc odruchowo przygryźć wąsa którego już nie miał.

- To niech sobie polują, zjebane łby. Powodzenia im życzę - Khaidar ściszyła głos, kucając obok brata - Nie oni pierwsi wystawią list gończy z moją mordą. Na dobrą sprawę w dużych, ludzkich miastach też nie mam się co pokazywać, pechowo w chuj co nie? W sumie już dawno miałam w planach opuścić ten kontynent. Za dużo syfu się porobiło. Tobie też to radzę, jeśli trzęsiesz gaciami o swoje bezpieczeństwo.

- Mnie to mówisz? Moje ryje wiszą dalej w całej Bretonii, o innych miejscach nie wspominając. Taaak, ten kontynent robi się coraz groszy... słyszałem o imperialnych placówkach handlowych w na południu i w Lustrii... myślę o nich czasem, tam mnie jeszcze nie bywało… ale chuj wie… długo tu raczej nie zabawię pokiwał głową, również ściszając głos. - Przy sumach jakie piszą na listach to ci tutaj wydali by mnie od razu.

- Nie kuś kurwa, bo zapomnę żeśmy z jednej matki wyszli. Brzdęku nigdy za mało - wesoły rechot wydobył się z gardła córy Ronagalda, lecz jej oczy pozostały zimne, zupełnie jakby kalkulowała czy podobny zabieg by się opłacał. Pokręciła ledwo zauważalnie głową - Reszta lepiej niech nie wie, przynajmniej głupie pomysły im się we łbach nie zaroją. Jeśli jakimś cudem zawędrujesz do domu, to przekaż ojcu... albo jebać go. I tak wie co o nim sądzę - w tej materii nic się nie zmieniło - prychnęła, prostując plecy. Tym razem obyło się bez syczenia i rzucanych pod nosem przekleństw.

-Thorin wie, reszta się nie dowie. Jak już mają mnie chować, niech choć wiedzą co wyryć w kamieniu, pha, jakby to miało znaczenie. Zresztą... spójrz na mój ryj, i tak by im by nie wypłacili kasy - zaśmiał się głośno a wrednie stary khazad.

- Nie jęcz, i tak zawsze byłeś równie paskudny, co bezmózgi. To u nas rodzinne chyba, ehhh... kurwa. Uważaj na siebie, rozumiesz? To, że za tobą nie przepadam nie oznacza, że ucieszyłaby mnie twoja śmierć. Jeśli ktoś ma cię nadziać na pal to tylko ja, jasne? - spojrzała na brata, starając się przybrać poważną minę.

- Nie planuję zdychać, o to się nie bój. To by było nudne - prychnął, rozbawiony tą czułością Ronagalsdon. - Znikasz bez słowa czy uprzedzisz resztę?

- Jebie mnie reszta, to nie ich sprawa. - syknęła przez zaciśnięte zęby - Wystarczy że wiesz ty. Co mnie obchodzą inni? Chociaż...pożegnaj ode mnie Thorina i Detlefa. Mam u nich dług, a nienawidzę pożegnań. Już wystarczająco się dziś nagadałam. - dodała, myśląc o strzelcu - I żadnych głupich komentarzy, bo urwę ci łeb przy samej dupie.

- Pożegnam - odparł krótko Roran. - Uważaj na siebie

-Ty też. - odpowiedziała sucho.
Więcej nie trzeba było dodawać. Wszystko zostało powiedziane.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline