Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-02-2015, 19:07   #631
PanDwarf
 
PanDwarf's Avatar
 
Reputacja: 1 PanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputację
Kyan omiótł spojrzeniem bezkres gór i śniegu wciągając mroźne powiewy do płuc, widział jak uczucie pełzających promieni słonecznych i rześkiego powietrza po twarzach wtłoczyło w serca khazadów radość i nadzieje. Był krasnoludem z krwi i kości z dziada pradziada czy to głębokie ciasne, duszne i wąskie tunele czy szczyty gór czuł się w nich komfortowo w końcu to był jego dom i naturalne środowisko.

-I f taki oto sposób ma misja dobiegła końca... - możliwość wypowiedzenia tych słów wywołała ulgę na twarzy khazada, wypełnił swą powinność mimo pewnych utrudnień i perturbacji.

Jego honor pozostał nieskalany, a karkołomny rozkaz wykonany. rozważał możliwości i opcje powrotu, gdyby dotarł do pierścienia otaczającego Azul byłaby szansa jednak zajęłoby to wiele tygodni, doliczając patrole wroga możliwe że utknąłby w tunelach na miesiące nim by miał cień szansy na przebicie się. W jego obecnym stanie i brakach zaopatrzeniowych niestety było to niewykonalne.

- Kasdy seblał ciesiątki lan fięksość nie jest f stanie nafet unieść bloni f dłoń jedynym fyjściem jest sukanie miejsca, gcie mosna się fylecyc, naplafic spet, slobic sapasy. Bes losnicy jakie plany macie dalej, potsebna nam osada lub Kalak… - stwierdził cierpko

-Na poczatek trzeba nam osłonietego miejsca co by rozpalić z czego się da choc maly ogieniek i stopic wodę, a i rozejrzeć się czy pod śniegiem nie ma jakowyś kozonków czy innego jadalnego cholerstwa. Nie wiem jak wy, ale jak czując chłód i wiatr a nawet śnieg czuje sie znacznie lepiej… zaproponował stary sierżant. -Na dyskusje przyjdzie czas gdy gardła będą mniej umęczone.

Thorin był wyraźnie radośniejszy niż zwykle.
- No wreszcie - uśmiechął się pod nosem wpatrując w dal i oczyszcząc się śniegiem, już po tym jak zaspokoił pragnienie.
- Rozgrzać śnieg można choć z tej groty z której wyszliśmy, tam gdzie obozowały orki. Mówiąc szczerze to dość dobre i ostatnie chyba miejsce na odpoczynek. Ja już mięśni to zwyczajnie nie czuje , ba moje zakwasy się zakwasiły… Tak czy inaczej czeka nas trudna wędrówka i powinniśmy nabrać sił przed wymarszem. Z tego co wiemy to tylko południowa droga jest wolna od orków. Fort tam leżący może mieć zapasy , zwłaszcza że stacjonowały tam co najmniej dwie grupy, być może zresztą wciąż tam są. Zresztą to ostatnia możliwość by ów fort zbadać , znaleźć kilka odpowiedzi, wreszcie wywiązać się tak jak można z obietnicy zaciągniętej przez Rorana , a która że tak przypomnę, nie jednego z nas wyciągnęła spod służby w Azul. - Thorin zrobił głęboki wdech zaciągając się czystym górskim powietrzem.
Po czym dodał - Może to i nawet lepiej że przesyłka spłonęła. Nie mogła zawierać nic cennego - bo jak słusznie zauważył Dirk takich rzeczy nie trzyma się w tubach zdolnych do samozniszczenia. Najpewniej były to jakieś tajne, sekretne wiadomości i przodkowie raczą wiedzieć czy splamilibyśmy sumienie dostarczając je czy też nie. Nikt nam zarzucić nie może że nie dołożyliśmy starań aby ta przesyłkę dostarczyć, a stało się jak stało. Rad bym był zakończyć tą sprawę na dobre , nim zleceniodawcy uznają że odczytaliśmy wiadomość i ulotniliśmy się z nią. Nie chciałbym przynieść mej rodzinie wstydu z powodu ściganego przez prawo syna. Tak czy inaczej powinniśmy się trzymać razem. Mam nadzieje że reszta ruszy wraz ze mną i Galebem do Runkaraki Sverrissona by wypełnić swą powinność, jak tylko wydostaniemy się z tych gór. Chwilę później Thorin wyciągnął fajkę i porcję tytoniu, załadował po czym cieszył się każdym buszkiem.


Z pewnym zmęczeniem Galeb pokiwał głową i przemówił.
- Nie można powiedzieć, żeśmy... mało spraw ruszyli będąc w Stalowym Szczycie… - wychrypiał - Część z nich może nas prześladować jeszcze długo... nawet jeżeli o nich zapomniemy…

Runiarz grzebnął butem kupkę śniegu.
- Jak powiedział Thorin… mam zamiar udać się do Runkarakiego Sverrisona... zanim to znów on pofatyguje się do nas wiadomością, rozkazem czy… czymkolwiek innym. Póki co Roran ma rację... Zróbmy obozowisko, aby się w spokoju napoić.

Na koniec poklepał obandażowaną ręką ramię Kyana.
- Tak. Dobrze się spisałeś przewodniku... Wypełniłeś zadanie, zgodnie z rozkazem dowódcy - rzekł jakby dla formalności, gdyby ktoś wątpił.

- Bądźmy szczerzy, w naszym stanie fort to śmierć. Mówisz Thorinie że może to i lepiej że przesyłka spłoneła, a ja mówie niekoniecznie.I nie tylko dlatego że to alchemiczne gówno, oby pogowie je przekleli i obsrali, spaliło i mnie. Ponieważ jej wyniesienie było ceną za nasze zycia, jaką tamci rzucili. Nie za próbę a za dostarczenie. Pójdę zapewne z Galebem do runraki a póxniej...cóż, Lustria jest ponoc ładna o tej porze roku...W Arabi też mnie jeszcze nie było. Ale cokolwiek zrobicie, ja do fortu się zapewne nie wybieram odparł zdecydowanie Ronagaldson
-Nie zamierzam zdechnąc nie mogąc utrzymac nawet topora. A jeśli sadzicie że czeka nas tam cos innego niż walka jeśli nie bedziemy mieć tuby to chyba was pochrzanilo

Dirk zagryzając śnieg przysłuchiwał się całej rozmowie.
- Jadła mamy pod dostatkiem. Wody mamy pod dostatkiem. Orczy obóz możemy spokojnie przejąć i dzień czy dwa tu wypocząć.- Na chwilę zamilkł, przeniósł wzrok na Galeba
- Jeśli pozwolisz Mistrzu Run ruszę z tobą. - Kończąc pokłonił się Galebowi oddając mu należny szacunek.

Następnie wymierzył w Rorana oskarżycielski palec i rzekł
- Wątpię aby Bogowie Przodkowie przeklęli Ogień Klanu Lisa, bo to za ich wsparciem ów powstał. Sądzę nawet, że to właśnie Bogowie Przodkowie kierowali ręką Galeba gdy ciskał bombą, a mimo, że byłeś na skraju wybuchu jesteś poparzony najbardziej, co za zbieg okoliczności. Pewnie pokarali cię za bluźnierstwa, których się dopuściłeś wobec Bogów Przodkow, Roranie Ronagaldsonie. Gadasz o honorze, gadasz o powinnościach, sam mając to za czcze słowa. Wiedz, że przybywając na posterunek w Azul, do milicji politycznej, dokładnie przestudiowałem kroniki Thorina, taki miałem rozkaz. Otrzymałem także zadanie od przełożonych, przed którymi odpowiadał także Relv, aby patrzeć ci na ręce, bo miano cię w podejrzeniu, i słusznie. Wygląda na to jak byś od momentu przejęcia władzy działał na własną korzyść mając sobie za nic szkodę oddziału, a tym bardziej Królestwa Azul. Nie mówisz całej prawdy mówiąc o wiążącej nas przysiędze, którą pewnikiem złożyłeś w zamian za złoto. Nas wszystkich wiązała przysięga, którą złożyliśmy Królowi Azul, niektórzy z nas wciąż są jej wierni. Czarne szarfy co nam dałeś też były gówno warte, sprawdziłem to. Jedynie kolor kojarzył się mieszkańcom z barwami agentów Ciernia. Poza tym z tą czarną szarfą przemykałeś jak pospolity bandyta, a gdyby była ułaskawieniem, w co chcesz abyśmy dali wiarę, nie musiał byś się ukrywać. Obozu przed ucieczką z Azul także nie wybrałeś przypadkiem, mimo że były propozycje by ruszyć do karczmy. Uważam że zostałeś przewerbowany i miałeś przemycić ważne informacje. Informacje zdradzające tajemnice Azul. Ruszyłem za tobą, bo taki rozkaz dostałem od agenta Ciernia, któremu także złożyłem raport o twoim cudownym uwolnieniu. W Azul, to mi powiedział, czeka cię kaźń i publiczna egzekucja za to coś uczynił. Teraz zapewne wszystkich zainteresuje na czyich usługach jesteś Roranie. Bo na pewno nie jesteś wierny Królowi, w ten czas wojenny. Komu powierzyłeś swój topór? Bonargers? A może innej organizacji, która zmusiła cię do posłuszeństwa? Komu dokładnie miałeś dostarczyć poufne informacje zawarte w spalonej tubie? Co to za organizacja, której służysz? Kim są ‘tamci’? - Dirk patrzył w oczy Rorana, oceniał go. Następnie przyglądał się kolejno pozostałym towarzyszom.

Kyan przysłuchiwał się ze spokojem wymianie zdań jaka zachodziła między towarzyszami, podejmowali tematy o jakich nie miał bladego pojęcia, dlatego też stał z boku i nie mieszał się do dysputy. Jak widać musieli podróżować ze sobą dłuższy czas nim dołączył do nich, nazbierało się trochę zepsutej krwi, która w końcu prędzej czy później musiała znaleźć ujście. Jednak najczęściej odbywało się podczas popijaw z jego doświadczenia kończyło się porządną rozróbą i laniem po mordach. Miał nadzieje cichą że do tego nie dojdzie bo Roran gotów był się rozsypać w proch niczym wiekowa mumia nawet po pierdnięciu komara wycelowane w jego osobę.

- Nie potseba kosonkóf mamy mięcho i tseba je sjeść nim się popsuje, salcia mamy na osiemnaście dni,. Lospale ogień, jako se losumiem is chfile tutaj zabafimy i odpocniemy. Dajcie mi sfoje bukłaki, lostopie śnieg i napełnie je fodą, - wtrącił się

I jak rzekł tak zrobił, zebrał bukłaki złożył je nieopodal orczego miejsca obozowania, rozpalił ogień, topił śnieg używając do tego naczynia pożyczonego od towarzyszy lub we własnym hełmie napełniając wodą kolejne bukłaki po sam korek. Z boku smażył surowe płaty mięsiwa, zamiast jeść te już które zdążyli upiec, tamte mogły się jeszcze przydać. Zebrał orcze szmaty, zapytał towarzyszy czy ktoś nie potrzebuje ciepłych szmat na lodowate wichry, które będą penetrować każdy cal ich ciała niczym zręczna dziwka gdy wyruszą w drogę. Jeżeli nikt się nie zgłosił dorzucił je do ogniska.
Jako że sam nie był w stanie zbytnio wykonywać prac fizycznych, wezwał jednego z towarzyszy by wyciągnął liny z jamy, następnie te także użył do ogniska. Chociaż nikt nie wykorzysta ich ponownie by zapuścić się w azulskie tunele.
Obejrzał dokładnie łuk i strzały, zapas jadła mieli spory, jednak nigdy nie wiadomo co się wydarzy, zaproponował drużynie by wzięli łuk wraz ze strzałami licząc iż ktoś je poniesie. Sam był mocno przeciążony od dłuższego czasu na domiar złego wraz z Thorgunem byli najciężej ranni, no nie wliczając może Rorana. Cała drużyna chciała się rzucić jak i na wodę tak i na mięsiwo niczym stado wygłodniałych wilków.

Thorin mocno zagniewany tą sytuacją musiał rozdać parę kopniaków i cięgów po łapskach obozowiczom nim ci się opamiętali i nie zrobili sobie większej jeszcze krzywdy.
- Zanim znowu się zapchamy mięsem, radze uzupełnić płyny i poczekać trochę. Wygłodniali zrobiliśmy podstawowy błąd jedząc do syta a skurczone żołądki potrafią dać popalić gdy się je nadmiernie rozepcha. Będzie trzeba z głową wydzielić racje stopniowo zwiększając ilość przyjmowanego pokarmu. - rzekł Thorin widząc jak Kyan zabrał się do roboty. Zamierzał dopilnować by każdy zjadł tylko małą porcję. Zgodnie z zasadą lepiej częściej a mniej i biorąc pod uwagę, że z stanu głodówki nie wolno od razu przechodzić w stan pełnego posiłku. Sam zresztą zamierzał odpuścić sobie najbliższą porcję, wiedząc, że wciąż ma trudy z strawieniem poprzedniego posiłku. To samo zalecił Grundiemu.

Gdy wszyscy byli względnie podjedzeni i napici, Kyan zaległ na swej skórze z niedźwiedzia. Czuł się jak wyżmięta i zdeptana szmata, mimo iż specyfiki uśmieżyły względnie ból i mógł w miarę funkcjonować, odczuwał mocno efekty upadku. Wyjął fajkę nabijając ją tytoniem rozpalił, wypuścił parę kółek z dymu, które przez chwilę krążyły mu nad głową, starając się odpocząć nim nastąpi wymarsz. Spoglądał po towarzyszach, przedstawiali stan wstępnej zgnilizny i rozpaczy. Nawet weterani wojenni przechodząc obok nich pochylili by głowy w tym momencie. Każdy styrany, stytłany, obkrwawiony, pocięty nie mniej niż mięsiwo które spożywali. Drugiego takiego Kowala run jak Galeb nie znajdzie się w całym królestwie, morda zwęglona, będzie plątaniną okropnych blizn, które ni jak ukryć, do tego dożywotni brak owłosienia. Kto go spotka pewnym jest że go spamięta po wsze czasy i to nie przez brak nogi. Roran… cóż wolał sobie nawet nie wyobrażać co może się kryć pod zwałami bandaży jakie na sobie nosił, powoli krasnoludowi brakowało skali porównań do stanów jakie przestawiali, bo jeżeli na widok Galeba nawet Trollica i Ogrzyca by biła rekordy prędkości w spierniczaniu byle dalej... to jak określić Rorana? “Nawet Nagash by się skrzywił..”.. Dirk kolejny podpieczony,Thorin cała lewa strona gęby wygląda jak trolla sraczka, reszta cóż, brak palców, oczu, uszy ot normalka.

Roran tymczasem zignorowawszy wymierzowy w siebie palec i prychnąwszy ruszył potowarzyszyć kompanom w ich działaniach. -Kolejnym idiota burknał tylko do Galeba.

Żadna odpowiedź nie doszła Rorana z pomiędzy bandaży okrywających twarz Galeba. Patrzył tylko to na jednego to na drugiego swoimi zielonymi oczyma. Te bitwy Roran musiał rozgrywać sam i nie było co kowalowi run mieszać się do tego. Mógł co najwyżej uspokoić zebranych. To jednak pewną myśl mu przyspożyło.
- Kwestię tą przydyskutujecie… kiedy będziemy w bezpiecznym obozie… nie będziemy marznąć na chłodzie. - rzekł tylko.

-Przynajmniej koniec z kopalnymi dołami odparł Roran z niewielkim uśmiechem na twarzy. Duzo bardziej wolał zimne wiatry niż błąkanie się po tunelach. Dołączył więc śpiesznym krokiem do Thorina i Kyana, dopomagając im choć werbalnie w ich pracy.

- To, że uciekasz, nie powiem jak kto, świadczy o tym, że temat bardzo jest dla ciebie niewygodny. Nie dam ci spać jeśli nie dokończymy sprawy. Na obecną chwilę oskarżam cię o to, że jesteś zdrajcą. A ty odwracasz się jak obrażona dziwka w burdelu. - Dirk z łatwością wyprzedził Rorana i zastąpił mu drogę. - Komu służysz? Dla kogo zdradziłeś Azulczyków? Bo to, że zdradziłeś nie ulega wątpliwości.

-Nie zamierzam tracic czasu na kolejnego szczyla któremu wydaje się że cos wie lub coś rozumie. Zejdź mi z drogi i odpierdol się. Jesteś tchórzem i miernotą, inaczej nie rzucałbyś takowych słów wiedząc żem w bandażach. Liczysz bowiem na swobodę swobodnego szczekania, wiedząc że każdy krasnolud będący w stanie rozwalił by ci za to ryj. A ja ci mówię – jesteś idiotą a do tego bezużytecznym. Zajdź mi z drogi, a jeśli zastąpisz mi ja jeszcze raz, policzę ci to kiedyś prychął i odparł z jawną i niezgłębiona pogardą, a głosno stary krasnolud, po czym ominął swego prześladowcę bokiem.

Dirk nie zamierzał schodzić Roranowi z drogi, gdy ten próbował Dirka wyminąć, ponownie zastąpił mu drogę.
- Roranie robię ci przysługę, chcę otrzymać informacje bez rozlewu krwi. Martwy nie powiedziałbyś mi tego co chcę wiedzieć, a co dotyczy nas wszystkich. Bo to właśnie ty nas wciągnąłeś w całą kabałę i teraz wraży agenci będą polować na nas wszystkich, a to twoja zasługa. Wiem, że jesteś porywczy, a rozumku u ciebie niedostatek. Gdybyś złapał za broń wypatroszyłbym cię jak rybę. Ale jeśli będziesz chciał stanąć do walki gdy już wydobrzejesz, wiedz że tylko jeden z nas wyjdzie z tego żywy. Poza tym dziwne, że zasłaniasz się teraz ranami. Przed wymarszem trzymałeś gębę na kłódkę, gdy cię sprowokowałem, gdy niemal splunąłem ci w twarz. Każdy mający honor Khazad by wyzwał mnie w ten czas na pojedynek, ty uciekłeś, tak jak chcesz to zrobić teraz. Bałeś się wtedy. Boisz się teraz. Byłeś w dobrym zdrowiu, z tego co pamiętam. Może elfi bogowie wtenczas ci nie sprzyjali? Jednak co byś nie powiedział, wiem że zostałeś przewerbowany, że działasz na naszą szkodę. Jeśli jest inaczej, jeśli nie masz nic na sumieniu, to wyjaśnij cudowne uwolnienie. Wystarczy, że odpowiesz na proste pytania i dam ci spokój. Komu służysz? Bo z pudła po ataku na Królewską Gwardię nie wyciągnęli cię ludzie Ciernia. Czyli kto? Dla kogo stałeś się sługą? I kto, przez twoją bezmyślność i zdradę na nas dybie? Komu przysięgałeś by ocalić skórę, by nie trafić na szafot za atak na Królewską Gwardię? - Dirk pełen spokoju patrzył wprost w Rorana oczy. Jego zdenerwowanie utwierdzało Dirka w tym, że był na dobrym tropie. Był jak wilk, gdy raz podjął trop nie odpuszczał. Dodatkowo Roran się bał, a Dirk wyczuwał strach. - Tym co zrobiłeś zdradziłeś nie tylko Azul, przede wszystkim zdradziłeś swój oddział. Nie chcesz o tym mówić, bo prawda by cię zabiła, bo to by było jakbyś dobrowolnie wsadził łeb w pętlę.

- Zejdź mi z drogi szczylu prychnał tylko Roran, widocznie juz zniecierpliwiony. Ile mial znosic tego głupiego szczeniaka.

Dirk ani myślał się usuwać. - Kim są twoi nowi mocodawcy? - Patrzył Roranowi w oczy.

- Hej, skwarki. - rozległ się głos Galeba - Spokój. Albo Wróżka Zębuszka. - dodał śmiertelnie poważnym tonem który nie pasował do tej wypowiedzi.

Roran skinał głową w stronę swego dysputanta. On bynajmniej tej rozmowy nie zaczynał i nie planował. Ruszyl ponownie wymijając alchemika. Ten niech sobie stoi jeśli chce.

Dirk skłonił się nieznacznie Runiarzowi. Usiadł obok swoich rzeczy. Po czym rozpoczął głośno monolog, który niósł się echem.
- Oddziałów najemnych Kapitana Kurgana Storrinsona nie było głównym zadaniem walka na polu bitewnym. Głównie łapaliśmy przestępców, których należało przesłuchać by wskazali pozostałych z bandy. Część z nich była twarda do końca tortur, nie sypali, a gdy się złamali popadali w obłęd, ci trafiali do piachu. Byli też inni, ci byli twardzi, ale po kilku dniach z mistrzem małodobrym, a sypali wszystkich, nawet krewniaków. Potem także lądowali w piachu. Ale byli tacy co sypali bo im bliższa była ich własna skóra niż kompanów. I ci dzielili się na dwie grupy. Jedna z nich udawała, że zostali złamani i sypali, inni sypali od początku, i ci tylko wychodzili. - Dirk zakończył nie komentując.

Przemowa Dirka zanosiła się na dłuższą opowieść. Ale teraz nie był na to czas. Podszedł więc do alchemika i rzekł ponuro.
-[i] To idź i napierdol, staremu. Tu teraz. No już. [i] - twarzy Galeba była niewidoczna ale brwi i oczy wyrażały śmiertelną powagę.
- A co to da! Co przez to osiągnę! Wszyscy jesteśmy lub niebawem będziemy na widelcu kogoś kto był gotów odebrać przesyłkę. - Dirk teraz rozpoczął rozmowę z Galebem więc temu się przyglądał, choć zerkał od czasu do czasu na Rorana.
- Napierdol mu gówniarzu! Już, kurwa, albo wybiję ci młotem wszystkie zęby! - warknął.
Dirk przyglądał się ze spokojem Galebowi. Wstał. - Mistrzu Run, nigdy nie podnosiłem ręki na bezbronnych i nie mam zamiaru tego teraz zmieniać.
W oczach runiarza pojawił się błysk, a jego obandażowana ręka sięgnęła ku zawieszonemu u pasa młotowi.
Dirk się cofnął poza zasięg broni Galeba.
-Wstrzymaj się stary przyjacielu… rzucił Ronagaldson pod adresem runiarza. -Daj młodemu spokój… Nie chce to nie…
Ręka chwyciła stylisko młota i choć chwyt nie był mocny Galeb uniósł go i wskazał nim najpierw na Dirka, potem na Rorana.
- Mamy teraz… co innego do zrobienia. - warknął - Roran wpadł po czubek swego czerepu… dogadał się z… cholera wie kim. Nic nie wiemy… w tej kwestii pewnego. Ale wiem jedno. Wydostaliśmy się z tuneli… euforia jednak minie. Zaraz zaczniemy zamarzać. Potrzeba nam… odpocząć i ustalić dalszy plan. To obejmuje także… rozważenie… co począć z roranowymi… znajomkami. Ta rozmowa… poczeka. Niedługo, ale poczeka. Albo Kyan nie będzie… jedynym w tej gromadzie mającym problem z… wysławianiem się. Dotarło? - w oczach Galeba błysnęło nie tylko w przenośni, ale i dosłownie.
Dirk skinął głową na znak, że dotarło. Patrzył w oczy Galeba, nie zadowolenia nie ukrywał. Te pytania, które zadał były ważne, bo jedyny który znał na nie odpowiedzi mógł nie przeżyć przeprawy. Poza tym Dirk wierzył, że wyjaśnienie tej sprawy oczyściłoby atmosferę w oddziale. Miał zamiar niebawem ponownie wrócić do tego tematu.

- Piecenie mięsa sajmie mi do sachodu słońca, psespimy tutaj noc, jest ciepło i nie fieje, a o bsasku lusymy w dlogę. Tak fięc mamy cały dień na odpocynek. Nie bęcie lepsego casu by omófić fasne sprafunki, i jakieś fase sasłości… - stwierdził krótko Kyan wskazując miejsca wokół ognia.
 

Ostatnio edytowane przez PanDwarf : 18-02-2015 o 23:27.
PanDwarf jest offline