Mały Wulf pozwolił, by oddech zarzęził w jego płucach. Nikt nie używał takiej siły bezkarnie, i choć wróg spoczął u jego stóp, mulnik wiedział, że niedługo zapłaci żywym ogniem bólu torturowanych ścięgien za to zwycięstwo. Na polu były jednak osoby, które mogły zapłacić życiem, gdyby poddał się swej słabości w tej właśnie chwili.
Zaczął biec w kierunku najemnika, który usiłował zabić krasnoluda. Wydawało się, że nie zdąży, więc wydał z siebie potężny ryk - może obwieś zawaha się i nie zabije krwawiącego przedstawiciela Starszej Rasy?
Skoro bandyta był na tyle wprawny, by posiekać krasnoluda, który pół wieku co najmniej poświęcił na walkę z plugastwem atakującym podziemne siedziby khazadów, Wulf musiał się bardzo postarać, by nie zakończyć swego żywota jako kolejny anonimowy kopczyk kamieni nad kościami - wszak jego niespodziewani sojusznicy nie wiedzieli nawet, jak ma na imię!
Nie zamierzał szarżować, by jego przeciwnik nie uskoczył na bok - wówczas nie byłby wzięty przez niego i przez krasnoluda w dwa ognie. Najchętniej powtórzyłby sztuczkę ze sparowaniem, skróceniem dystansu i zamknięciem w kleszczach uścisku - wszak Tileańczyk nie widział zejścia swego kompana, a taktyka ta się sprawdzała. |