Wątek: Sen o Warszawie
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-02-2015, 00:40   #9
Bounty
 
Bounty's Avatar
 
Reputacja: 1 Bounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputację
Igor


Mierząc na zmianę do maszynisty wskoczyli do kabiny i zatrzasnęli za sobą drzwi.
- Nie strzelajcie, proszę – jęknął kolejarz.
- Zatrzymuj pociąg, już! – Krzyknął Iwan. Na twarz miał naciągniętą damską pończochę – pamiątkę po byłej dziewczynie. Romans dawno się zakończył, lecz Smirnow twierdził, że pończocha przynosi mu szczęście. Dlatego uparcie łaził w niej jak jakiś kretyn, odmawiając używania holomaski lub choćby porządnej kominiarki.

Igor musiał się tylko upewnić, że facet nie włączy cichego alarmu. Pulpit sterujący znał doskonale z Euro Train Simulator. Zresztą nawet po Netropolis jeździły w ramach kontraktu reklamowego PESY podobne składy. Fakt, że zwykle puste. W końcu po co komu nawet superszybki pociąg tam, gdzie można teleportować się i latać?
Przed czołem pociągu widać było już na tle nocnego nieba zbliżający się szybko łuk wiaduktu w Studziankach – punkt, przed którym musieli rozpocząć hamowanie.
Maszynista nie próbował zgrywać bohatera i wcisnął właściwy przycisk. Pociągiem lekko szarpnęło, po czym zaczął zwalniać, z raniącym uszy piskiem trących o szyny hamulców.

- Czysto! – Iwan tymczasem sprawdził tył lokomotywy, gdzie mieściła się łazienka i kuszetka na długie trasy. „Kałasznikow” wrócił do kabiny i kazał wstać maszyniście, siedzącemu dotąd posłusznie w fotelu.
Dopiero teraz Igor miał czas przyjrzeć się mu bliżej. Facet był biały i wyglądał na jakieś czterdzieści lat. Na podłużnej twarzy miał ciemne wąsy i dłuższe włosy wystające spod kolejarskiej czapki.
- Proszę, nie róbcie mi krzywdy – powiedział cicho, wstając. – Błagam, mam małe dzieci.
Coś było z nim nie tak. Na przekór słowom w głosie nie czuć było strachu. Uniesione w górę ręce nie drżały ani trochę.

- Zablokowali mój atak – zameldował Connor. – Przynajmniej wiemy, że to nie przypadkowo włączone, przemycane chińskie holofony.

Pociąg zatrzymał się z głośnym syknięciem dwieście metrów od lasu. Skoro ustało dudnienie jego kół Igor usłyszał a po chwili dostrzegł przez okno na biegnącej wzdłuż torów drodze nadjeżdżającą kolumnę Nomadów, w tym dwie ciężarówki z wojskowego demobilu.
- Haroszo, rebiata! – Usłyszał w komunikatorze głos Aldony. – Wchodzimy!

Prowadzony przez Iwana na zaplecze maszynista odwrócił skuloną głowę i też zerknął w tym kierunku. Igor spojrzał na niego i widział już co najbardziej nie gra. Oczy. W oczach maszynisty też nie było widać strachu. Były beznamiętne jak wizjery kamer.




- …poza Brukselą ciężkie starcia uliczne trwają wciąż także na przedmieściach Wiednia. Użyto ostrej amunicji. W Warszawie doszło dziś do kilku incydentów na tle rasowym, zaś grupki Młodzieży Patriotycznej zbierają się w pobliżu dzielnicy muzułmańskiej na Woli. A oto co miał do powiedzenia na ten temat mufti Kraju Polskiego, Jusuf Maszewski.

Na ekranie pojawia się drobny, niebieskooki mężczyzna z bujną blond brodą i w luźnych szatach imama. Jego na wskroś aryjska aparycja musi doprowadzać neonazistów do szału.

- Wczoraj nie pozwolono nam wyrazić na ulicach naszego oburzenia na barbarzyńską politykę Frontexu – mówi, spokojnym głosem. - Nasza niewielka warszawska społeczność uległa neonazistowskiej przemocy, w biały dzień próbowano podpalić nasz meczet. Żyjemy jak w oblężonej twierdzy. Jednak już pojutrze to się zmieni. Muzułmanie i antyrasiści z całej Europy przyjadą do Warszawy na wielki marsz pod siedzibę szejtana zwanego Frontexem. Rada miasta powinna wykazać się odpowiedzialnością udzielając oficjalnej zgody na tą demonstrację. Będzie ona pokojowa, lecz jeśli policja nie powstrzyma tych, którzy będą chcieli nas zatrzymać, będziemy zmuszeni się bronić.

Miejsce muftiego na powrót zajmuje prezenterka.
- Na konferencji prasowej Europejskiej Federacji Związków Zawodowych ogarniające cały kontynent zamieszki skomentował jej przewodniczący, Alain Derbousier.

- Sądzę – grzmi po francusku siwy mężczyzna w garniturze a translator tłumaczy jego słowa - i nie jest to tylko moja opinia, że cała ta afera z islamistami to prowokacja, mająca opóźnić przeprowadzenie wyborów. Rząd potrzebuje więcej czasu na zatuszowanie swoich przekrętów. Powinno się odebrać jego członkom paszporty.

- Wiadomości lokalne –
mówi prezenterka. - Trwa ewakuacja zakładów przemysłowych i hurtowni na warszawskim Targówku Fabrycznym, gdzie…


- Joł, elo, holoziomki! Kurwa! Tu Niusy Bez Ściemy w 4Fun HV, kanale dostosowanym do odbiorcy! Wita was wasz ulubiony, jedyny i niepowtarzalny Prezenter-Dezerter, który mówi jak jest! Jebać Euronews na sto procent, tak zostałem wychowany! Jestem na Fabrycznym Targówku, zafajdanym wypizdówku, gdzie jakiś mechaniczny kundel pokąsał dwóch ziomków. Trzymetrowy, kurwa, czarny wilk, czaicie bazę? Bydlę popierdala sobie luzem po dzielni i kto wie czy nie wbije na osiedla, więc ziomki z Targówka i Grochowa, obczajajcie i jakby co przysyłajcie fotki! Aha, widziałem jeszcze trupa, ale mendy nie dały mi bliżej oblukać. Psy i chyba jajcarze szukają tego kundla po dzielni. Psy gonią psa, haha! Mogliby się, kurwa pośpieszyć, bo muszę jeszcze zdążyć na wieczorną zadymę z ciapatymi. Przypominam wszystkim ziomkom co chcieliby tam uderzyć: zbiórka o osiemnastej w Lasku na Kole…hej! Puszczaj, wolno mi tu być, jestem dziennikarzem! Hawudepe, ała!


________________________________________________


Modest


- Ścisz z łaski swojej to gówno! – Ryknął Taras w kierunku zamkniętych drzwi sypialni. – Próbujemy tu z Modestem rozmawiać!
Holowizor za drzwiami posłusznie ucichł.
- Nie miałaś w ogóle iść z koleżankami do kosmetyczki, czy coś? – Zapytał drzwi Kosacz.
Te uchyliły się i ukazała się w nich wysoka, błękitnowłosa dziewczyna w obcisłej, korespondującej z kolorem włosów sukience. Miała niewiarygodnie długie nogi i przeczące prawom natury kształty współczesnej gwiazdy porno. Karina? Katia? Konkubiny Tarasa zmieniały się zbyt szybko, by Modest zapamiętał.
- Już się zbieram, misiu pysiu – odparła słodkim głosikiem, grzebiąc w torebce od Prady. Perły przed wieprze, ale kto bogatemu zabroni?
Stukając obcasami przeszła przez pokój, kołysząc zmysłowo biodrami. Pochyliła się ostrożnie na siedmiocentymetrowych szpilkach i pocałowała w zarośnięty policzek Tarasa, który z kolei klepnął ją w tyłek.
- No, zmykaj, kiciu.
- Pa, Modest! – Upewniwszy się, że Taras nie widzi, pomachała Darskiemu zalotnie paluszkami i puściła doń oko, nim zniknęła za drzwiami.
- Lafirynda - podsumował Kosacz. - Ale żebyś wiedział co jej kolczyk w języku potrafi... – zamruczał zbereźnie.
Wychylił kieliszek i otarł wielką dłonią brodę.

– Dobra, kurwa, do rzeczy. Po pierwsze dzięki, Kocur, że się zgodziłeś. Odpowiadam za stosunki z Groznymi i Nemyria na pewno wyciągnąłby mi to jeszcze dziś przed ojcem, gdybym zostawił sprawę niezałatwioną. Personel i sprzęt, pytasz…To będzie tak. Po całej dzielnicy łażą ciapate patrole. Normalnie egzekwują tylko prawo szariatu, ale teraz skupili się na samoobronie. Dziś znów będzie tam zadyma, co jest nam na rękę, bo odciągnie ich uwagę. Większość muslimów ma tylko pałki lub noże, ale niektórzy mogą nosić spluwy. Jeśli będziesz wyglądał na swojego to nie powinni zaczepiać. A jak rzucą ci swoje „as-salam” odpowiesz „wa alejkum salam” i po sprawie. Nie używaj translatora. Wielu z nich urodziło się w Europie lub w Polsce i poza paroma zwrotami nie zna mowy przodków, więc to nie będzie problem.

Taras włączył zamontowany w stole holoprojektor, wyświetlając trójwymiarowy plan miasta.

- Sadulajew mieszka tutaj – przybliżył fragment Woli. – Przy Czorsztyńskiej, przez ulicę z Parkiem Moczydło, gdzie stoi ichni meczet. – Zbliżenie ukazało nowoczesny, sześciopiętrowy apartamentowiec wciśnięty między niższą i znacznie starszą zabudowę. – Zamożniejsi ciapaci zbudowali to specjalnie dla siebie i na pewno mają tam dobrą ochronę.

Wyświetlił plan budynku.

- W pomieszczeniu ochrony zawsze siedzi cieć – rzekł, wskazując miejsce markerem. – Nie żaden emeryt-inwalida a przeszkolony facet z bronią, może automatyczną. Do podziemnego garażu, gdzie jest skrzynka elektryczna, dostaniesz się schodami lub windą. Wjazd dla aut jest na pilota, ale nawet gdybyś jakiegoś ukradł lub zhakował to kamery mogą wychwycić obcy pojazd. Czy więcej strażników jest w środku nie wiem. Ale w razie alarmu okolica na pewno zaroi się od Groznych, więc postaraj się zrobić to cicho.


________________________________________________


Paweł


- Tak…to to… - odparła tonem sprawiającym, że Paweł nie był wcale pewien czy to „było to”. I weź tu zrozum kobiety… Ale Magda wykrzywiała już drobne wargi do lekkiego uśmiechu, dodając:
- Słuchaj, Paweł…jakoś przekonam Darka, żeby zatańczył z Natą. Tyle, że będziesz musiał wystąpić w masce i na pewno nie w bluzie Black Horse’a. Tam będzie mnóstwo ludzi, którzy oglądają holowizję, ktoś mógłby cię poznać a wiesz, nie chciałabym, żeby mój pokaz skończył się aresztowaniem – puściła do niego oko. - Więc jeśli jesteś gotów wystąpić jako Tajemniczy Tancerz to czeka nas sporo ćwiczeń – stuknęła go po kumpelsku ramieniem w ramię. – Ale najpierw…mam ochotę pobić cię wreszcie w wyścigu przez Pekin!

Magda zrobiła nieoczekiwany przewrót w tył i poderwała się zwinnie na nogi. Stanęła, opierając dłonie na biodrach i patrzyła na niego wyzywająco, podczas gdy wiatr poruszał kosmykami ciemnych włosów, wystającymi jej spod kaptura. Chyba mówiła serio! Jeszcze nigdy nie pokonała go na tak długim dystansie. Wszczepy i muskulatura Pawła robiły swoje, lecz Magda przez ostatnie miesiące trenowała ostro i była coraz lepsza. Pierwotna energia wydawała się wręcz bić od tej dziewczyny, co nieodparcie skłaniało do fantazjowania jaka była w łożku. Teraz, nie widać po niej było już najmniejszego śladu zmęczenia po wcześniejszym hopsaniu, czego nie mógł powiedzieć o sobie. Jesień w rejonie Trzechstacji zaowocowała sporą ilością imprez, niezbyt korzystnie wpływających na kondycję.

Znajomych było wielu
Wieczory i poranki…


Paweł dopiero teraz zauważył, że pozostali parkourowcy ulotnili się z dachu, zeskakując po biegnących wzdłuż wszystkich pięter Pekinu galeriach i podążając dalej ziemią, niczym zwykli niewolnicy grawitacji. Pewnie poszli obczaić odkrytą przez Michała miejscówkę, ale prym wiódł Konstant, perorując o czymś i gestykulując energicznie rękami. Konstant cieszył się na dzielni pewnym szacunkiem, wynikającym z faktu bycia organizatorem legendarnej „Osiemnastki Seby”, lepiej znanej pod nazwą „Warsaw Street Party 2049”. Latem zeszłego roku zaprosił dla żartu przez sieć na urodziny kumpla kilkadziesiąt tysięcy osób, z czego nieoczekiwanie całkiem sporo przyszło. Niezapomniany był widok wypełniających ulice tłumów, śpiewających „Sto lat” pod blokiem przerażonego Seby, który w końcu uległ presji i pokazał się w oknie, pozdrawiając zgromadzone zastępy niczym papież pielgrzymów na placu św. Piotra. Całość zakończyła się zresztą równie spektakularnie jak zaczęła: orgiastycznym rabunkiem, zamieszkami z policją i podpaleniami. Paweł i Oleg mieli niezły ubaw obserwując to wszystko z dachów. Wspomnienia…


________________________________________________


Ida i Jerzy


- Jest zabezpieczony – oznajmił Nguyen, chowając do kieszeni płaszcza zdjęty z trupa holofon. – Rozpracujemy go później w oddziale. Zrzuciłem wam podgląd z dronów na hola.

Podczas gdy przebywali w hali niebo zasnuło się chmurami. Ewakuacja sąsiednich fabryk i hurtowni dobiegała końca – ostatnie podstawione busy i auta opuszczały dzielnicę. Na sąsiednim placu budowy wielkie koparki zamarły w bezruchu.
Obok, policjanci wlekli do radiowozu jakiegoś cudaka z neonowymi tatuażami, sprawiającego wrażenie zjaranego zmodyfikowanym genetycznie zielskiem i wrzeszczącego, że jest reporterem. Rzekome gwałcenie wolności mediów dokumentowało kilka latających wokół niego kamerek 3D. Gruby glina-żartowniś wepchnął je za chłopakiem do auta, łypiąc spode łba na Idę.

Przed halą tymczasem zaparkowało czarne, nieoznakowane, agencyjne Audi i wysiadło z niego dwóch mężczyzn. Pierwszy był czterdziestoparolatkiem o surowych rysach. Remigiusz Nowacki, najbardziej doświadczony agent terenowy w Warszawie. Pracował dla IAICA od samego początku, czyli od wydzielenia agencji z Interpolu dwanaście lat temu. Rok później przeszedł do nowo utworzonego warszawskiego oddziału. Na lewej połowie twarzy wciąż widoczne były blizny po poparzeniach od pamiętnego wybuchu półtora roku temu.
Drugim mężczyzną był smagły i czarnowłosy a nazywał się Abdul Hamdouchi. Fakt, że był praktykującym Muzułmaninem czynił z niego w tym konkretnym przypadku dobrego, choć nieco fanatycznego Łowcę Duchów. Jak większość współwyznawców uważał bowiem zaawansowane AI za narzędzia szejtana i tępiąc je wypełniał niejako religijny obowiązek. Zwykle nucił pod nosem wersety z Koranu.
Przywitali się, ustalili co trzeba i rozeszli.

Teren do przeszukania był ogromny a oprócz zarośli, wysypisk i bocznic kolejowych obejmował kilkadziesiąt dużych budynków: czynnych oraz opuszczonych fabryk, magazynów i hurtowni.
Hala, w której urządzano walki znajdowała się na południu obszaru. Nowacki i Hamdouchi wraz z trójką antyterrorystów ruszyli dwoma zespołami na północny zachód i północ.
Idzie i Jerzemu przypadł mniej więcej północny wschód, kierunek na Ząbki.
Po lewej mieli mieć trójkę Jóźwiakowskiego, z którą mieli trzymać się w miarę blisko.
Po prawej zaś piąty zespół, który sformował starszy aspirant Kalus ze swoją partnerką – tęgą szatynką z Wydziału Zabójstw i dwoma krawężnikami.

- Nie cierpię pieprzonych robotów – rzekł Jóźwiakowski. – Po człowieku wiesz mniej więcej czego się spodziewać. Po tym ustrojstwie ni cholery.
Antyterroryści spodziewali się widać najgorszego, bowiem włożyli na tą okazję grube pancerze, w których wyglądali trochę jak oponowate ludziki Michelina. Mniej nowoczesne niż Gibson Battle Suit, który miał na sobie Jerzy, ale przeciw tytanowym kłom wilkora każda ochrona poza tarczą siłową była raczej iluzoryczna. Dawała jednak psychiczne poczucie bezpieczeństwa.

Ruszyli przez opustoszały przemysłowy krajobraz. Rdza, rdza i jeszcze raz rdza. Wilgoć w powietrzu wydobywała jej barwę. Wilgoć skoncentrowała się i z szarego nieba zaczął siąpić drobny deszcz. Wyschnięta ziemia wchłaniała zachłannie krople, pozostawiające mokre plamy na betonie obok.


Bestia mogła być gdziekolwiek. Jej rozmiary jednak obróciły się przeciwko niej, nie mogła udawać zwykłego zwierzęcia. Jeśli przedostałaby się do sąsiednich dzielnic, ktoś by ją już zauważył. Być może zamierzała przeczekać tu do zmroku. Czy sama była tak sprytna, czy ktoś nią sterował?
Przeczesywali zarośla i zakamarki budynków już dobre pół godziny, gdy usłyszeli odległe echo wystrzału.
- Co jest?! Macie go?! Kto strzelał?! – Komunikatory rozbrzmiały kakofonią głosów.
- Nic, kurwa, tylko pies. Zwykły pies. Szlag. Ja pierdolę.
- W niektórych ruinach koczują bezdomni – pouczył ich Nowacki. - Uważajcie, żebyście nie zabili człowieka.

Po kolejnym kwadransie Ida i Jerzy dotarli już niemal do wschodniej odnogi torów. Widzieli w oddali znajdującą się dalej niewielką łąkę. Jedynym co do tej pory znaleźli było opuszczone w pośpiechu koczowisko bezdomnych w ruinach. Chudy czarny kot, który wyjadał coś z porzuconej miski, uciekł na ich widok.
Wtem usłyszeli trzaśnięcie drzwi. Wyjrzeli zza rogu i ujrzeli mężczyznę w dżinsowej kurtce, rozglądającego się wokół i zamykającego kluczami wejście do niewielkiego budynku. Gdzieś dalej na północ, po drugiej jego stronie byli antyterroryści Jóźwiakowskiego.
Zaś bliżej pary agentów, na podjeździe stał zaparkowany duży motocykl.

W tym momencie rozbrzmiały wystrzały. Bliżej, znacznie bliżej niż poprzedni. Z południa, od strony zespołu Kalusa. Sto-dwieście metrów, za dużą, ceglaną halą.
- Jezuuuus Maria!
- Nie módl się tylko strzelaj! Tam! Tam jest! Wal! – W tle Kolejna seria.
- Co się dzieje?! Meldujcie?!
- Jest…był tutaj, kurwa mać, przebiegł tuż obok!
- Wszyscy cali?!
- Tak! Cholera…
- Dorwaliście go?!
- Strzelaliśmy, ale jest za szybki! – Krzyczał Kalus. - Uciekł! Na piechotę nigdy go nie dogonimy! Ida, Jerzy, uważajcie, biegnie w waszą stronę!


________________________________________________


snaX


W tle rozbrzmiały trąby a chwilę potem wystrzały z armat. Armia dzielnych bohaterów niezależnych z bojowymi okrzykami na ustach ruszyła do szturmu na okupowany przez siły Chaosu Altdorf. Wspierało ich kilkudziesięciu, głównie starszych graczy, którzy stwierdzili, że udział w tak epickiej bitwie wart jest ryzyka niemal pewnej śmierci. Ci akurat rozumieli, że Warhammer polega na tym, że bohaterowie giną.
Rozpętało się piekło na wirtualnej ziemi. Kilka minut później, gdy dziesiątkowana pociskami i czarną magią fala atakujących dotarła do miejskich murów, imperialni magowie rzucili na drużynę czar teleportacji. Śmiałkowie pojawili się w rozbłysku na zrujnowanym miejskim placu pod bramą twierdzy Kor-Phaerona. Sama twierdza, wyglądająca jak ulepiona z zaschniętej lawy, była zabezpieczona przed magicznym desantem oraz przed spawnowaniem w jej wnętrzu. Kilkanaście mechanicznych palców snaXa stukało w klawiatury, pracując nad rozwiązaniem tego problemu, Dzięki nim klepał kod niemal równie szybko jak programistyczne AI, do których Kor-Phaeron przecież nie należał. Mimo to miał pewną kontrolę nad kodem gry i ustępował pola powoli, najpierw oddając we władanie netrunnera dziedziniec.

Panel admina Warhammer World przypominał poziomem skomplikowania pulpit wahadłowca NASA, z tym że utrzymany w steampunkowej stylistyce. snaX musiał użyć skryptów wyszukujących, żeby nie stracić pół dnia na próby połapania się w tym. W końcu dogrzebał się. Bogowie. Khorne. Boskie interwencje: zesłanie hordy demonów, zesłanie wizji, mutacje, błogosławieństwa, klątwy. Te ostatnie obejmowały głównie krwawienie z wszelkich możliwych części i otworów ciała. Od samej lektury robiło się niedobrze. snaX mógłby w ramach żartu zapodać coś z tego kumplom z agencji, ale miał im pomagać, nie przeszkadzać. Po drugie, niezmodyfikowane bioporty i kombinezony VR oszczędnie oddawały nieprzyjemne wrażenia. Przebicie mieczem odczuwało się jak mocniejsze ukłucie.
Po trzecie, nie było czasu na wygłupy.
Dotarcie do końca listy równało się wielkiemu rozczarowaniu. System nie przewidywał boskiej personifikacji! Za wyjątkiem Sigmara, lecz ten po zstąpieniu na ziemię miał żadnych mocy, prócz swego zafajdanego młota. Napisanie tej funkcji dla reszty panteonu zajęłoby kilka godzin, wyglądało więc na to, że snaX będzie musiał zadowolić się odpowiednikiem Kor Phaerona – to jest księciem demonów.

Chwilowo jednak musiał zająć się przechwyceniem hordy potworów, która wypadła z dziedzińca. Imperialni żołnierze ginęli w zastraszającym tempie, mimo, że spawnował samych weteranów Reiksgwardii. Po kilku minutach spektakularnej rzezi przejście zostało jednak oczyszczone i drużyna wdarła się do twierdzy. Reiksgwardziści, którzy wbiegli na dziedziniec wraz z nią, natychmiast zmutowali – twierdza musiała być zbudowana częściowo ze spaczenia! snaXowi uporanie się z tym zajęło dobrą minutę, podczas której śmiałkowie wycięli zmutowaną eskortę i ruszyli dalej sami. Na szczęście byli pierwszej wody manczkinami i nawet bez wsparcia kosili nadbiegających falami wojowników Chaosu jak zboże. Póki co zginął tylko pilotowany przez informatyka EA kapłan Sigmara – strzała zwierzoczłeka trafiła go w oko. Pod tym względem gra była dość realistyczna. Koleś narzekał głośno po angielsku na wspólnym kanale na swojego pecha i snaX musiał go wyciszyć.

Tymczasem boty powróciły z niczym a były to dobre boty – snaX sam je programował. Zatem uPon1s nie kłamał. Żadnych zwyczajowych setek IP. Poza jednym należącym do pary emerytów z Łodzi. Wiesław i Halina Mąciak. Były motorniczy tramwaju i szwaczka, oboje po osiemdziesiątce. Na hakerów zdecydowanie nie wyglądali.
Starsi państwo zostali już zresztą przesłuchani.
W trakcie włamu do WHW oboje byli sami w domu. A nawet w dwóch domach naraz: w prawdziwym, w łódzkiej kamienicy i tym w Netropolis. Uwili sobie w wirtualności ładne gniazdko: z 5000 m2 posesji, szablonowa willa wzorowana chyba na domu jakiejś gwiazdy holonowel, kort tenisowy, basen oraz palmy. Od upowszechnienia się VR „emerytura pod palmami” nareszcie przestała być pustym hasłem. Świadczenia były głodowe, ale na najtańszy chiński kombinezon na raty stać było prawie każdego.
Odczyt pamięci DNS potwierdził równoczesną wizytę z adresu państwa Mąciaków w Warhammer World oraz Netropolis. Przypomnieli sobie, że narzekali wczorajszego popołudnia na lagi.

Nagle w tle usłyszał głośny ryk i zerknął do gry. Szóstka śmiałków dotarła do komnat Kor-Phaerona. W sumie to już piątka, bo jeden, wcześniej już ranny, zginął niemal natychmiast w oślepiającym rozbłysku czarnej magii. Arcydemon Tzeentcha mierzył dobre trzy metry, dookoła czaszki miał wieniec oczu a wokół pasa osiem dodatkowych rąk, w których dzierżył różne bronie. Odziany w żywą, wijącą się zbroję, zdawał się nic sobie nie robić ze strzał i rzucanych nań czarów. Bohaterowie dostrzegli to również i ruszyli do szarży. snaX wiedział już jak to się skończy.
Musiał się pośpieszyć.
 

Ostatnio edytowane przez Bounty : 19-02-2015 o 00:55.
Bounty jest offline