Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-02-2015, 11:31   #30
Tom Atos
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Dziewczyna wydawała się zaskoczona bezpośredniością Abrahama, jednakże nie była ona z typu cichych, skromnych myszek. Ten rodzaj kobiet odszedł wraz ze starymi, dobrymi wiktoriańskimi czasami.
To była dziewczyna nowoczesna, z tych co to musiały przejąć męskie funkcje w czasie Wielkiej Wojny i po jej zakończeniu nie miały zamiaru dać się zepchnąć do kuchni i niańczenia dzieci.
Wyciągnęła dłoń i uścisnęła rękę Adamsa.
- Jestem Maude Williams. – przedstawiła się krótko – Pan wybaczy, ale czy nadinspektor Davis nie doprowadził do skazania James’a? Dość dziwne, że chce go teraz ratować. Skoro ma dowody na jego niewinność, to czemu na miłość boską nie idzie z tym do sędziego?
Dziewczyna wydawała się szczerze zaskoczona.
- Cóż … - rozejrzała się wkoło – to nie jest miejsce na takie rozmowy. Tu niedaleko jest restauracja „Siedem Kotów”. Czy zechce mnie Pan tam zaprowadzić?


W „Siedmiu Kotach” było dosyć ciemno, zakład wyróżniał się staroświecką atmosferą dębowej boazerii i szybek w ołowianych ramkach. Młoda kobieta, która siedziała właśnie naprzeciwko Adamsa, odcinała się wyraźnie od ciemnego tła.
Białe zęby błysnęły w przychylnym uśmiechu. Bardzo zdrowa młoda kobieta o pełnych kształtach. Dwadzieścia sześć lub siedem lat, oszacował Adams i z natury ciemnowłosa, ale nie z tych, którym natura może coś dyktować.
- Pracuję w firmie Logan i Muttle, gdzie James był zatrudniony, Pan Gorman. – poprawiła się szybko lekko rumieniąc.
- Czy będzie apelował? – spytała - Czy to znaczy, że są jakieś nowe dowody? O, tak się cieszę, nie mogłam, po prostu nie mogłam uwierzyć, że on to zrobił. Pomyślałam, że musiała zajść pomyłka. Ale potem te dowody … po prostu wyglądało, że nikt inny nie mógł tego zrobić. Pomyślałam, że częściowo stracił rozum. Och Panie Adams, on był tylko nieśmiały i niezręczny, jak się często
zdarza. Chodzi o to, że nie umiał się pokazać od najlepszej strony. Brak mu było pewności siebie.

Abraham popatrzył na nią. Jej na pewno nie brakowało pewności siebie. Może miała jej dosyć za dwoje.
- Amy … to taka druga dziewczyna w biurze … śmiała się z niego i
nazywała go ciamajdą, ale ja bardzo go lubiłam. Był miły i uprzejmy … i w gruncie rzeczy dużo wiedział. To znaczy, takie książkowe rzeczy. Brak mu było matki. Ona od lat chorowała, wie pan. Chociaż właściwie nie była
chora, tylko słabowita, i wszystko za nią robił.

Adams skinął głową. Znał takie matki.
— Ale, oczywiście, też się nim opiekowała. To znaczy, dbała o jego zdrowie, płuca w zimie, i co je, i w ogóle.
Dziewczyna okazało się, że sporo wiedziała o Gormanie. Najwyraźniej mężczyzna jej się zwierzał, co znając go było zadziwiające. Maude nerwowo pocierała palce.
- Lubię go, ale nie byliśmy przyjaciółmi. Nic takiego Panie Adams. Rozmawialiśmy czasami. Kiedy stąd odszedł, on… ja… nie widywałam go często. Raz do niego napisałam po przyjacielsku, ale nie odpowiedział.

Abraham przeskoczył pamięcią do wizyty w więzieniu ze skazanym. Zobaczył wyraźnie Jamesa Gormana. Włosy mysiego koloru, chuda, niezgrabna sylwetka, ręce ze sterczącymi knykciami i kościstymi przegubami, jabłko Adama na chudej szyi.
Rozbiegane, spłoszone, niemal przebiegłe oczy. Nie człowiek otwarty, na którego słowie można polegać — skryty, przebiegły, podstępny, w rozmowie nieuprzejmy i mrukliwy … Takie wrażenie sprawiłby James Gorman na powierzchownym obserwatorze. Takie wrażenie sprawił w sądzie. Typ, który kradnie, kłamie i zabija staruszkę uderzeniem w głowę …
Ale na nadinspektorze Davisie, który znał się na ludziach, nie zrobił takiego wrażenia. I teraz jeszcze na tej dziewczynie.
- Przepraszam. – uśmiechnęła się – Mówię o sobie, a Pan chciał się dowiedzieć czegoś o Panu Gormanie.
Zmarszczyła czoło starając sobie coś przypomnieć.
- Nie wiem czy to ważne, ale … on … nigdy nie wymienił nazwiska pani Brown. Raz powiedział, że za często podaje mu śledzie … a raz, że gospodyni jest zdenerwowana, bo straciła kota.
Spojrzała niepewnie na Adamsa.
- No i kiedyś … sama nie wiem czy Panu powiedzieć … ale … no dobrze. Kiedyś mówiliśmy o ludziach, którzy nie ufają bankom … i
powiedział, że jego gospodyni trzyma oszczędności pod deską podłogi. Powiedział: „Kiedy jej nie ma w domu, mógłbym je wziąć w każdej chwili”. Właściwie nie żartem, on nie żartował, raczej się naprawdę martwił jej lekkomyślnością. Tak czy inaczej, na pewno o tym nie myślał. Tylko się martwił o nią.

Spojrzała na Adamsa niepewnie. Widać że miała wątpliwości, czy dobrze zrobiła mówiąc o tym.
Maoud zerknęła na zegarek.
— Muszę wracać. Wolno nam wyjść tylko na pół godziny. Winchester to dziura, zawsze dotąd pracowałam w Londynie. Da mi pan znać, gdybym mogła się na coś przydać … to znaczy, naprawdę coś zrobić? Mogę prosić o wizytówkę?
Spytała wyciągając z torebki karteczkę i coś na niej zapisując.
- To moje numery telefonów do pracy i do domu.
Powiedziała wręczając informację Adamsowi.
- Cieszę się, że Pana spotkałam i że ktoś się zajmuje sprawą Pana Gormana.
Obdarzyła Adamsa uśmiechem, tak promiennym, że zdawało się, iż ciemna sala „Siedmiu Kotów” nagle pojaśniała.


***


Pani Chester widocznie poczuła się lepiej, bo nie leżał w łóżku, tylko akurat podlewała kwiaty na parapecie, gdy do jej pokoju wparowała zdenerwowana Mary niemal krzycząc, a później Hem przynosząc nie mniej zaskakujące informacje.
Staruszka jednak zachowała kamienny spokój.
- Nonsens drogi chłopcze. Murzyn w Shawford? A cóż by on tu robił. Po za tym widziałam Brutusa przed chwilą, jak ganiał za kurami.
Jak by tego było mało, by pogrążyć plan Hema pies radośnie zaszczekał i bezczelnie machając ogonem wybiegł zza grochowin. Co cała trójka mogła zobaczyć przez okno. Nie wyglądał na zatrutego w najmniejszym stopniu. Wręcz tryskał psim zdrowiem.
- Widzicie. Nic mu nie jest. – stwierdziła ze spokojną pewnością siebie Pani Chester. - Założę się, że ten anonim Mary, o którym mówiłaś to nic innego, jak głupi żart.
- Tak Pani myśli droga Pani Eugenio? –
widać było, że Mary ulżyło, a zdanie staruszki bardzo się dla niej liczył.
- Jestem tego pewna drogie dziecko. – starsza pani poklepała uspokajająco Mary po dłoni.
Potem zaś skierowała przenikliwe spojrzenie swych bladobłękitnych oczu na Hague’a i spytała surowym tonem:
- Hem. Czy chciałbyś nam coś powiedzieć?
Młody Hindus poczuł, jak przez plecy przechodzą mu zimne ciarki.


***


Uzbrojony we wskazówki Richard Monro powoli wchodził na wzgórze. Wkrótce, kierując się na prawo, miał zajść do Szczodrzeńcow, dwóch domków połączonych w jeden i przebudowanych w nowoczesnym stylu. Mieszkali tu pani Upward i jej syn Robin Upward.

Wnętrze Szczodrzeńcow było urocze. Richardowi przyszło na myśl, że by uzyskać
tę pełną wdzięku prostotę, musiano wydać niebagatelną sumę. Całe dębowe wiejskie wyposażenie domu było autentyczne.
W fotelu na kołkach przy kominku bawialni uśmiechała się gościnnie Laura
Upward. Wyglądała na energiczną damę po sześćdziesiątce, ze szpakowatymi
włosami i zdecydowanym podbródkiem.
Jej syn Robin był ubrany w bardzo stare flanelowe spodnie i złachany ciemnobrązowy sweter. Gdyby nie tendencja do tycia, byłby przystojnym mężczyzną. To on wpuścił Monro do środka.

Spytany o cel wizyty Richard oświadczył, iż chce porozmawiać z pokojówką. Na pytanie dlaczego odrzekł, że w związku ze śmiercią Pani Brown.

Rozległ się cieniutki brzęk tłuczonego szkła. Pani Upward powiedziała ostro: — Uważaj, Robin. — a do Richarda — To bardzo interesujące, panie Monro.
— Więc Mary Summers miała rację! —
zawołał Robin. — Opowiedziała
mi jakąś długą i skomplikowaną historię o tym, że ma u siebie detektywów. Myślała, zdaje się, że to strasznie zabawne. Ale to chyba poważna sprawa.
Cóż Panie Monro ta Brown była strasznie porządna. —
powiedział Robin. — Wręcz przerażająco porządna. Miała upiorny zwyczaj wszystko porządkować i układać rzeczy w szufladach, tak że po prostu człowiek nie wiedział, gdzie co jest.
Pani Upward zauważyła z przekąsem:
— Gdyby się nie sprzątało przynajmniej raz na tydzień, wkrótce nie byłoby gdzie się ruszyć w tym małym domku.
— Wiem, Mądre, wiem. Ale jeżeli nic nie leży tam, gdzie położyłem, po prostu nie mogę pracować. We wszystkich notatkach powstaje bałagan.
— Jakież to denerwujące być taką bezradną. —
powiedziała pani Upward. — Mamy starą wierną służącą, z którą chce Pan porozmawiać, ale wszystko do czego jest zdolna, to trochę najprostszego gotowania. Niestety cierpi na jakąś odmianę artretyzmu. Obawiam się, że wkrótce będę potrzebowała stałej opieki pielęgniarki. Co za udręka. Lubię być niezależna.
— No, kochanie — powiedział Robin.— Nie denerwuj się.
Poklepał ją po ramieniu. Uśmiechnęła się do niego z nagłą czułością.
— Robin jest dla mnie jak córka — powiedziała. — Robi wszystko i o wszystkim myśli. Nikt by nie mógł być bardziej troskliwy.
Uśmiechnęli się do siebie.

Pokojówka była osobą dobrze po sześćdziesiątce i jak zauważył Richard faktycznie miała powykręcane artretyzmem dłonie. Pani Brown nie znała zbyt dobrze i raczej się z nią nie przyjaźniła. Niewiele pamiętała z wydarzeń sprzed roku, ale pamiętała, że Pani Brown mówiła jej plotki z gazet, ale z jakich? Nie pamiętała. Brown lubiła czytać, ale nie lubiła pisać.
Po za tym cały czas patrzyła na Richarda nieufnie i odpowiadała półgębkiem. Najwyraźniej uważała, że niepotrzebnie zawraca jej głowę. Przecież to Gorman zabił i dostanie za to należytą karę.


***

Wczesnym wieczorem do Shawford przybył nadinspektor Davis ściągnięty przez kapitana Summersa do „Na Smugach”. Był bardzo ciekaw obejrzenia tajemniczego anonimu.
 
Tom Atos jest offline