Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-02-2015, 13:11   #79
Halfdan
 
Halfdan's Avatar
 
Reputacja: 1 Halfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skał
Robert oddychał ciężko, siedząc pod ścianą. Nie mógł uwierzyć że przegrali. Wszystko poszło idealnie – wykurzył wampira z karabinem zza zasłony rzucając kamień krzycząc że to granat. Plan był idealny - James blokował wrogie ciosy tarczą, a Mikase atakował. Miguel zaszedł go od tyłu. Wampir nie mógł wygrać mając dwóch wrogów z przodu i jegnego z tyłu. Zwłaszcza że Miguel, James i Mikase umieli walczyć wręcz. A jednak jakoś mu się udało. Ten z karabinem przyjął chyba z dziesięć pocisków i wciąż stoi na nogach. A ten ostatni, dobry Boże, cóź on zrobił z biednym Mikase. Dosłownie wypatroszył go jak prosiaka, jednym cięciem. Takie chuchro, które nawet nie powinno być w stanie podnieść takiej szabli! A na koniec odebrał mi własną wolę. Już wie jak musi się czuć jego córka w objęciach tego wampira, Marchinga jak wyczytał na szybko w teczce. Taka bezsilność, i ciało i umysł odmawiają mi posłuszeństwa! Boże dopomóż! Zamiast pomocy przyszły wszystkie trzy wampiry z szalikiem Suzan.




Suzan wybiegła na schody i rzuciła szalik w dół, sama zaś pobiegła do góry, mając nadzieję że ścigający ją wampir da się zmylić i będzie szukać jej na dole. Plan był prosty: schować się i uciec w dzień gdy wampiry pójdą już spać. Wybiegła na korytarz na drugim piętrze. Przy przedniej części korytarza były pokoje studentów, każdy miał tabliczkę z nazwiskiem przy drzwiach. Sue Morrigan, otwarte na oścież. W środku idealny porządek, oprócz stelaża z płótnem, niedomytych pędzelków i otwartej i zaschniętej już farby na środku. Suzan pomyślała na początku że to fotografia, ale portret nie był dokończony. Kolejny pokój należał do Sama III Jacksona. Nie był już tak czysty jak pokój Sue, a właściciel był wielkim fanem Elvisa Presleya. I grał na skrzypcach, był na łóżku leżał pusty futerał. Trzecie drzwi podpisane Brandon Freeman Junior były wyłamane. Na ścianach były wieczne pióra, cała kolekcja. Część z nich była na podłodze, szafka nocna była wywrócona, a na dywanie były ślady krwi. Dalej była biblioteka i gabinet z którego wcześniej zabrali dokumenty. To piętro to złe miejsce na kryjówkę, wampiry na pewno się tutaj pojawią. Przejrzała szybko teczki i pobieżnie rzuciła okiem na te opatrzone zdjęciami wampirów które ją goniły.
Wróciła na schody i weszła poziom wyżej. Weszła do dużego pomieszczenia, chyba sali konferencyjnej bo na środku stał wielki stół z mnóstwem krzeseł i aż oniemiała z wrażenia. Pomieszczenie było pełne przepychu: na ścianach oprócz bogato zdobionych broni (te tutaj w przeciwieństwie do tych co wisiały na dole nie wyglądały na broń użytkową, a bardziej na taką której używa się na paradach i ceremoniach, jak np miecz koronacyjny) były też obrazy jakby z XIX wieku przedstawiające arystokrację i zadumanych poetów. Dominowała purpura, w tym kolorze były ogromne firany przesłaniające okna, zdobione naścienne dywany (jak to się nazywało, miała w szkole, rarytasy jakoś tak), obrusy na stołach oraz obicia zabytkowych krzeseł. Zresztą wszystko wydawało jej się tutaj jednym wielkim zabytkiem.
Zachwyt został przerwany jak zobaczyła trupy i ślady walki. Porozwalane krzesła, dziury po kulach, krew, broń, wybite okno. Martwy facet najbliżej niej był jakby poparzony kwasem, drugi trochę dalej miał rozerwane gardło. Inne były dziwaczne: rozrzucone ubrania (niektóre mocno porozrywane) i rzeczy osobiste takie jak zegarki i biżuteria, a w środku proch i kości. Tutaj zginęły wampiry, pomyślała. Jeden zabity w rogu najdalej od drzwi był odziany w purpurę i miał na sobie mnóstwo biżuterii. Nie było szkieletu, sam proch, a staroświeckie arystokratyczne ubranie było poszarpane i zakrwawione tylko na rękawach. Drugi zniszczony metr obok był ubrany w elegancki garnitur i kapelusz, teraz już poszarpany i nie nadający się do niczego. Parę metrów dalej, na środku leżało tradycyjne indiańskie odzienie i ozdoby, takie w którym nie chodzą już nawet sami indianie. Suzan widziała kiedyś tak ubranego kolesia w gazecie, co bronił praw indian Omaha, może to on? Szczątki tego wampirzego indianina były rozsypane, jakby jego ciało rozbryzgło się po pomieszczeniu. Na środku wielkiego konferencyjnego stołu leżały markowe i pewnie drogie kobiece ciuchy z szkieletem w środku – niebieski żakiet, krótka spódniczka, pomarańczowe szpilki. Kobieta, blondynka bo jej włosy wciąż były na czaszce, została z ogromną siłą przybita do stołu dziwnym mieczem. Suzan przyjrzała się bliżej, oręż był zrobiony z kości! Próbowała go wyjąć, ale nie dała rady - miecz przebił stół na wylot i cały się wyszczerbił i powyginał, raczej się nie nada już do użytku. Szkoda, skoro zniszczył tę wampirzycę to mogłaby zaciukać nim Morgana! Ostatni wampirzy trup był przy oknie, pod firanką. Matowa czerwona sukienka i reszta odzienia w tym kolorze. O dziwo zachowana w całości, proch został rozsypany przez wiatr. Na podłodze dostrzegła błysk. Błyszczący krótki miecz. Podniosła go. Wypolerowane niczym lustro ostrze. SREBRO! No tak, tym ich zabito! Rozejrzała się po pomieszczeniu i stwierdziła że to również nie jest dobre miejsce na ukrycie się. Odwróciła się do wyjścia, gdy w drzwiach dojrzała trzy wampiry. Morgan, opisany w teczce jako "niegroźny w bezpośrednim starciu". Eric, opisany jako "woda nie krew" oraz Adam jako "5 o'clock tea time no more". Ogarnęły ją dreszcze i poczuła zimny pot na plecach. A jednak ją znaleźli. Wyciągnęła miecz przed siebie i krzyknęła:
- Nie zbliżajcie się! To srebro, wiem że ono was zabija, zniszczę was jak podejdziecie bliżej!! - po czym ruszyła tyłem w stronę okna, uważnie obserwując Kainitów.




Willy był zły. Dał się zajść jak dziecko. Szybko wyjął z kieszeni pudełeczko, otworzył je i wyjął dwie strzykawki. Gdy ich zawartość znalazła się już w jego krwi, wyjął Browninga, którego dostał od Warrena i przygotował się do walki. Wampirzyca, bo to chyba była kobieta sądząc po głosie, jednak nie zaatakowała ponownie. Mężczyzna schował broń i wrócił do samochodu, myśląć o tym co powiedziala. Heimdall? A kto to jest? Dieter? Stary szkop musi mieć z kimś na pieńku, skoro ścigają go aż tutaj. A może to wrogowie jego synów? Muszę przekazać to Warrenowi – pomyślał.
Wyciągnął z szafki samochodu teczkę, otworzył ją i zaczął w niej grzebać. FBI, CIA, KGB, NSA, NASA, Policja ... jest!! Wyjął legitymację "Assistant Chief Omaha Fire Department" ze swoim zdjęciem, odpalił samochód i ruszył w stronę strażaków.
Wysiadł pod budynkiem, wyjął urządzenie wspomagające dyskusję, błysnąl nim w oczy strażakom i obwieścił że przejmuje dowodzenie. Po kilku minutach dyskusji strażacy oddali się pod jego komendę. Willy pozwolił im dogasić pożar, upewnił się że nie zobaczą zbyt wiele i zaczał szacowanie strat. Nie było aż tak źle
Omaha Civic Auditorium to ogromna sala koncertowa. Otwarte od kilku lat, ze względu na boom zespołów rockowych przeżywa swoje chwile świetności. Część wyłącznie dla wtajemniczonych to obudowany wysokim murkiem zamykany parking, mała sala konferencyjna, dwie przyległe sale nagraniowe w podziemiach i schowek techniczny(będący wejściem do sieci kanałów). To właśnie tym wejściem wpadli sabatnicy. Studio nagrań i sala konferencyjna są kompletnie zdewastowane, całe wnętrze uległo zniszczeniu. Dzięki szybkiej interwencji straży pożarnej (aż dziwnie za szybkiej) wielka sala koncertowa pozostała nietknięta i wciąż będzie można tutaj organizować imprezy. Z tego co mówił Warren, napastników było czterech: gruby latynos, nosferatu z siekierą ubrany w ciuchy pracownika komunalnego, nastolatka ubrana na czarno-biało oraz zambo (krzyżówka murzyna z chińczykiem). Wpadli, zobaczyli że nikogo nie ma, rozlali benzynę, podpalili i uciekli tak jak przyszli. Później ten cały tenor Eryk wbiegł do środka tylko z gaśnicą i jakimś cudem zdołał opanować płomienie.
Po paru minutach do spalonych pomieszczeń weszło kilka osób. Płacząca kobieta i pocieszający ją mężczyzna, państwo Lockett jak dobrze pamiętał. Młodszej kobiety nie znał. No i ten cały tenor Eryk, rzucający mu nienawistne spojrzenie. Willy natychmiast się przedstawił:
- Witam, jestem Willy, asystent pana Buffetta. Zająłem się już strażakami i policją. Wasze sekrety i tajemnice są bezpieczne, nikt nie będzie wam tutaj buszował – zrobił krótką przerwę na oddech – Przykro mi że wasze schronienie zostało spalone. Pan Buffett chciałby spotkać się z panem Fornsterem jak i z innymi spokrewnionymi i obiecał pomoc przy odbudowie, jeśli będzie taka potrzeba. Czy wiecie gdzie obecnie przebywa gospodarz tego miejsca? Jeśli nie, to czy pozwolicie że zaczekam tutaj razem z wami na jego przybycie?
- Przykro mi, ale nie wiemy gdzie on jest. Możesz tutaj zaczekać, jeśli odpowiadają ci takie warunki... - odpowiedział pan Lockett.

Willy usiadł na cudem ocalałym krześle i zaczął myśleć kim jeszcze może być Heimdall. Dieter może i był wnerwiający w obyciu, ale Willy sam widział jego dzieła. W zeszłym roku był w Indiach i osobiście doglądał upraw zupełnie nowej odmiany ryżu, opracowanej przez Dietera. Odmiany odpornej na szkodniki i powodzie, w dodatku dającej dużo więcej plonów niż tradycyjne odmiany. Zaczyna się już mówić o "zielonej rewolucji", o szansy dla krajów rozwijających się. To mogłoby mu narobić takich wrogów?

Po dziesięciu minutach wejściem od strony kanałów wszedł Road Devil.
- Kurwa, przybyłem zbyt późno! Gdzie jest reszta? Wrócili już z kwatery księcia czy poszli za Sabatnikami? - rzucił z grymasem.
A więc są w Joslyn Castle. Willy wstał i wyjął kluczyki do samochodu.
 
Halfdan jest offline