Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-02-2015, 14:56   #633
vanadu
 
Reputacja: 1 vanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znany
Rozmowa Galeba i Rorana

Dwaj zabandażowani krasnoludzi zasiedli na uboczu obozowiska. Galeb ułożył się wygodnie i nachylił się do Rorana niczym kapłan mający zaraz posłuchać spowiedzi.
- Mów Roranie. Choć nie wiem od czego miałbyś zacząć… - przyznał runotwórca.
-Od wściekłości może? zaśmial się cicho Ronagaldson - Mam nadzieje że ci się nigdzie nie spieszy to długa historia….bardzo długa. Przeżyłem wiele lat, wiesz o tym dobrze. Przeplynąłem kilkakroć jebany ocean na zachodzie, znam Tilee, bilem się w Imperium Marienburgu i Bretoni. Biorąc bogów na świadków śmiem twierdzić że doświadczeniem starszy jestem niż wiekiem. I jestem bardzo zmeczony udowadnianiem że nie jestem krową albo kurwą… krasnolud przerwał na chwilę, zapatrując się w dal.
- Rozumiem. Przemycałeś mydło, chędożyłeś elfki, piraciłeś Imperialne statki, dla rozrywki pałowałeś bretońskich lordów, a w Imperium napadałeś na wyprawy kupieckie Chaosytów. - pokiwał głową Galvinsson - Oczekujesz szacunku, jak każdy Długobrody.
-Galebie drogi….W Bretoni sciąłem diuka...z mroznymi elfami zza moża ogniem i żelazem najechałem wybrzeża imperium, w Tilei walcząc w najemnych regimentach brodziłem w bagnac nie wiedząc czy to błoto czy flaki…. Nagrodami za moją głowę można by kupić co mniejsze miasta, a krwią którą przelałem zalać niejeden wykop. Nie oczekuje szacunku jako długobrody. Długobrody który oczekuje szacunku za to że jest długobrodym zasługuje tylko by mu splunąć w ryj. Oczekiwać szacunku można tylko a to co się zrobiło, i nie powiem, równie wiele szacunku w życiu doświadczyłem co nienawiści. Nie o to chodzi...chodzi o to że dawno już straciłem cieprliwośc dla młokosów...którym ratoiwałem dupy
- Pamiętaj że nie jesteśmy ludźmi. Każdy kto dożywa późnego wieku pośród naszego ludu nie czyni tego tym że siedzi cały dzień w domu i udaje że coś robi. Dobrze. Rozumiem o co ci chodzi. Mówisz że ratowałeś nas za naszymi plecami. Powiedz przed czym dokładnie i jak.
-Nie czyni tego tym, że nic nie robi? Wielu tak postępuje, nie miej ku temu obaw. I nie ejst to złe życie, sam spędziłbym je pewnie tak...Terminowałem i uczyłem się na kowala, mówiłem ci o tym kiedyś? Byłem niezły jak na nowicjusza...nie licząc tego incydentu po powrocie do Azul nie terminowałem kowalstwa od….Chyba ośmiu dziesięcioleci...od kiedy mieszkałem u rodziny w MArienburgu...nim wszystko się popsuło...po raz kolejny. Jak was ratowałem? To tak jakby przeskoczyć w księdze dwa czy trzy rozdziały….. zaśmiał się Roran, sięgając po bukłak...od keidy znów mieli wodę pił o wiele chętniej niż wcześniej, ot, ciekawostka.
- Więc zacznij od początku i po kolei. Mów czym chciałbyś się ze mną podzielić. Nie od końca i nie od środka, ale od początku. - Galeb też napił się wody, powoli i bez pośpiechu.
-Pamiętasz dzień, gdyśmy się poznali? Jakby wieki temu...a tak po prawdzie ile? Pół roku? spytał, wyczekując potwierdzenia.
- Tak. Poszedłem z wami, bo w jednej z kuźni były ukryte zwoje. Co prawda szlag je trafił, ale wiedza w nich zawarta jest w mojej głowie. - rzekł runotwórca - To był tak naprawdę jedyny powód dlaczego ruszyłem tam z taką bandą zabijaków. A inny… cóż. Wyrocznia przepowiedziała mojemu Mistrzowi, że nadchodzi czas Wielkiej Wyprawy, w której będzie potrzebna jego pomoc… czyli w praktyce wyszło na to że chodzi o mnie. Tylko jeszcze nie wiem, kiedy ta Wyprawa się rozpocznie. Czy może już się rozpoczęła?
- Tyle czasu, tyle wydarzeń...nawet mityczna pamięc runiarzy zawodzi...nie ruszyłem wtedy z Wami, spotkaliście mnie w miecie Mistrzu run. Ty, Hargrim, Glandir, Yssana i Thorin, Detlef, Skali, Baldrik, Dorrin...nie wszyscy poszlismy tam razem. Ja, gdy miasto padło siedziałem w celi. Wyobraź sobie, w celi. Głupia sprawa, bogom dzięki że listu gończego nie mieli pod ręką. Straże wyjebały orki a ja musiałem wypieprzyć drzwi z zawiasów i zwiać. I tak bym to zrobił, tyle dobrego że nie musiałem zabijać strażników...Głębszych trzeba lochów na mnie niż głupia cela w małomiasteczkowej zadupiastej strażnicy. Tam sie poznaliśmy a dalej wyszło tak, że wyboru nie mieliśmy. Przyjdzie nam chyba i o wyroczni porozmawiać, lecz po kolei. Pamiętasz co bylo dalej? Jak wróciliśmy do Gervala?
- Rzeczywiście. Nie zwróciłem wtedy na to takiej uwagi. Hmmm… tak. Przybyliśmy do Zdrajcy, a on wypłacił nam pieniądze za informacje i użyczył swojej piwnicy jako kwater dla nas. Wynajęliśmy kuźnię na tydzień, ale zarobiliśmy tyle, że kowal zaczął sobie zamiast pięciu liczyć pięćdziesiąt złociszy, a my zarobiliśmy po odliczeniu materiałów i narzędzi ponad sześćdziesiąt. Ty zajmowałeś się miechami. Wtedy tak naprawdę nie specjalnie myślałem o towarzyszach. Robiłem co było trzeba po prostu. - rzekł Galeb oblizując poparzone, pokryte strupami usta.
-Pamietam. Kupiłem za to buty…. spojrzał na podniszczone acz wciąz solidne osłony swych stóp -Trzydzieści stuk złota, kradzione z królewskich zbrojowni… Wtedy paserzy mieli jeszcze lepszy połów niż my...pamiętam jak rozmawiałem z Glandirem…..Zdrowie syna...Harkama jeśli dobrze pamiętam, niech bogowie przebaczą że wodą wzniósl toast Roran - Porządny, naiwny lecz porządny, byłby dobrym oficerem gdyby przetrwał….taki los. Miał cały sprzet z przydziału, nic nie zmienił, nic nie dokupił...eh. Szkoda go. Miałem po nim napierśnik ale przepadł jak wiesz...W każdym razie wówczas złożyliśmy tu słowo ujął wymową niczym szczybcami kawał rozgrzanego żelaza -Przysięgę. Ja za Nalala...zapamiętałem go...gdy jeszcze służyłem u mrocznych elfów czy raczej dla nich pracowałem, żeby byc dokłądniejszym, kapitan statku na ktorym pływałem miał męską dziwkę o tym imieniu to zapadło w pamięc...Tak...i wtedy pojawił sie twój runiarz
- Runkaraki Sverrisson… - dodał Galeb - Z jakiegoś powodu wielce nielubiany w Azul.
- Jedna z ciekawych rzeczy ktorych nie wiemy….tak. Podejrzewam że to dlatego że wtrącał się..nie tylko w Czarny Sztandar znając zycie. Posłali nas w te podziemia a przewodnik uciekł. Później bitwa, ten list i zalanie tuneli…. To było...kha, to było żałosne roześmiał się długobrody głosno i rubasznie -Ilu nas bylo, dziesięciu? Większośc młodziaki...a kto musial płynąć? Stary dziad. Dobrze że jeszcze starszego nie posłali….nie zaprzeczysz….troche niestosowne. Czcigodny Przodku, zechciej proszę popłynąć za nas.. zakończył zmieniajac głos i wybuchajac śmiechem -Chciałbym to zobaczyć….
Kontynuował -Wyleźliśmy z tych tuneli...na te dwa cholerne skaveny, pamietam jak dizś...tak niezgranej akcji i takiego popisu głupoty łatwo sie nie zapomina...Pamietasz? Tu zaczyna się istotniejsza część. Wtedy sądziliśmy że ktoś spiskował by prośba o pomoc nie dotarła do innych miast lub by otworzyc drogę do miasta...bodajrze jakos wtedy wyszła sprawa owych zaginionych transportów specyficznego metalu...nasz pierwszy kontakt z cała tą sprawą...nasza pierwsza spartolona walka...pierwszy pokaz jak nasi robią co chcą i gówno im wychodzi...Wtedy też wypuściłem jeńca
- Szczerze mówiąc nie podobało mi się wypuszczanie kogokolwiek. - rzekł Galeb.
-Dlatego i nie pytałem, mówiac że uciekl.. odparł z uśmiechem Roran -To nie było nic osobistego...raz na wozie, raz pod wozem. On został jeńcem, ja mogłem...robił co uwaał, za co mu płacili i co obiecał….Mam swoje zasady….może dziwne, może niepojęte dla innych, młodszych zwłaszcza ale mam. Byliśmy na zwenątrz, dałem mu więc szanse. Rozciołem więzy, dałem nóz, garść żarcia i puściłem wolno… ciekawe czy przeżył..
- Idealizm. Wizyta w Azul zweryfikowała moje podejście do ideałów, jakimi kieruje się nasza rasa. - zgrzytnął zębami Galeb.
-[ ]iGalebie...nie rozumiesz. Nie obchodzą mnie ich ideały. Niech robią co chcą..ich sprawa, nie moja i ich honor, nie moj. To ja mam umierając być w stanie spojrzeć w oczy przodkom...Liczyłem że ty lepiej to pojmiesz…. Jeśli zmienaisz zasady z powodu czynów innych lub jeśli innych zasady przyjmujesz….to stajesz się jak oni. Pieprzyć co robią inni i pieprzyć co inni o tym pomyślą...to ty bedziesz sie za siebie tłumaczył przodkom i bogom, nie oni… Wy młodzi…[/i] tu Roran przerwał na chwile
- A ty stary. Nie baw się w Dirka, Roranie. Nie mówię, że zmieniłem zasady jakimi ja się kieruję. Poznałem tylko, że nasz lud, który zawsze na obczyźnie szczyci się honorem i zasadami u siebie w ośrodkach, które powinny być naszą dumą, przykładem naszej wielkości jak cywilizacji… są tak naprawdę toczone tym samym czym toczone są miasta ludzi. - Galeb rzucił ostro - Wierzyłem w to że tak jest, choć w kronikach czytałem o rzeczach różnych. I o tym co spowodowało naprawdę Wojnę o Zemstę i rzeczy jakie się w jej trakcie działy. Byłem świadom że społeczeństwo nie chce do wiadomości przyjąć, że to wszystko było jednym wielkim spiskiem elfów z krzywymi ryjami z Naggaroth. Ale jedno to wiedzieć to, a co innego odczuć to na sobie. - runiarz przerwał na moment i uspokoił się - Co do jeńca, myślę, że robisz to bo ktoś kiedyś ciebie tak wypuścił. Tylko wątpię, aby Smednir dawał ci kolejne szanse, za każdy żywot oszczędzony, który mogłeś odebrać. Ale mów dalej. Coś ten Acco Walgram ci powiedział? Czy po prostu puściłeś go wolno bez słowa?
-Mógłbym ci opowieedzieć długa i rzewną historię...ale gówno prawda zaśmiał się cicho Ronagalsdson -Jakkolwiek wkruzy cię znów to słowo - młodyś Galebie. Nikt mi życia nie uratował, a ze Smerdinem wole sie nie targować. Puściłem go ...puściłem go, bo zabić go było proste. Zabijać czy ginąć jest proste, jest drogą bynajmniej nie latwą ale pozbawioną komplikacji. Zabiję go i problemy się rozwiążą...zetne włosy, zostane zabójcą i koniec moich problemów… zabije się, tak będzie lepiej… Ile razy słyszałeś czy ja słyszałem takie teksty. Jesteśmy rasą tchórzy Galebie Galvinsonie. Zamykamy się w twierdzach, boimy się zmian a gdy popełnimy błąd, wybieramy śmierć...swoją ...jako droge odkupienia. A to gówno a nie odkupienie. Giniesz, idziesz do przodków i tyle, zamiast życ z tym co się zrobiło… bo to prosta droga. Nie skomplikowana. nie wymagajaca myślenia. Wypuściłem go bo nie bylo powodu by umarł. Po prostu. I tylko między mną a bogami przodkami rozsadzi się to czy zrobiłem dobrze czy źle. Nie będą mieli mi tego za złe. Są naszymi przodkami….byli jak my i nie byli by żywymi istotami gdyby w swoim czasie nie spierdolili tyle co my. Dlatego ich szanuję zakończył Roran, a nagły blysk w jego oczach zgasł.
- I nie przejmujesz się czy to że doniesie o porażce swojego oddziału sprawi że wróg zmieni swoje plany. Jestem młody, ale o ścieżkach przeznaczenia i mocy wiem więcej niż ty się dowiesz przez całe swoje życie. Bogowie toczą bezustanną walkę z Chaosem. Każdy drobny uczynek może być kamykiem na szali. Wiele takich kamyków zaczyna szalę przechylać. Tyle że ani ty ani ja nie wiemy, którą choć ty myślisz że masz pewność. Tak. Jesteśmy skostniali. Tak, trzymamy się uporczywie tradycji, ale to nas czyni krasnoludami. Tak jesteśmy uparci. Nie jest to do końca dobre, ale to jest to co nas trzyma przy życiu i to jest podstawa naszej twardości. Ludzie pędzą ze zmianami jak szaleni, żądni coraz większej władzy, kontroli, mocy… i kto zasila najbardziej szeregi wyznawców Mrocznych Potęg? Ludzie. Elfy, które najbardziej były żądne władzy, egoistyczne i hedonistyczne kim się stały? To wiesz sam doskonale. Toczą nas podobne bolączki, ale jest to ułamek tego co przy innych cywilizacjach. Powinieneś zdawać sobie z tego sprawę po tylu podróżach. - Galeb ułożył sobie ostrożnie na kolanach młot i pokręcił głową - Rozumiem do czego pijesz Roranie, ale to nie dysputa filozoficzna ma być. Mów dalej.
- Tak Galebie...ale oni trwają a nas ubywa, tracimy kolejne twierdze i giniemy. Ceną za rozwój jest to że ktoś odpadnie, tak jak ceną za wyzdrowienie jest wycieńczenie. Zwalczają herezje...i trwają. Jedyne nasze rozrastające się czy na nowo budujące wielkość a nie tylko ją utrzymujące spoleczności to te utworzone na terenach...nie naszych. Ale jak sam mówisz, to nie dysputa filozoficzna. Tą możemy odbyć kiedyś...przy butelce wina i pożadnym jadle. Wracając do tematu puściłem go a nastepnie ruszyliśmy do twierdzy. Pamietasz, napotkalismy ogry. Wybuch rozrzucil nas na wszystkie strony. Ranni, zmęczeni….bardzo na to przeżedziło, co zresztą nie pomogło nam później. Wieprzna Góra. Gdy trafiliśmy na tą dziwną grupkę w śród śniegów sądziliśmy, że to posiłki...a okazało się że cholera wie kim są. Wysłali nas z zapasami i swoimi do przekletej Skaz… i tu zaczeło się dziwnie. Thorin przez wiele czasu usiłował wybadać póxniej więcej informacji o tej placówce i wszystkie były albo zniszczone albo dziwne albo sprzeczne. Sam byłem ciekaw...kwesti tych czerwonych kamieni, zamknięcia tej placówki… czemu tamtedy szły ogry...nigdy nie poznałem ułamka wiedzy na ten temat...ale nie stało mi to w przeczności udawać że wiem więcej niż wiedziałem...czasem bywało pomocne. w każdym razie przeszlismy przez Skaz, powróciliśmy do twierdzy… Roran znów zamyślił się widać bo urwał w pół zdania.
- Gdzie wysłannik Wieprznych otworzył runiczne wrota kluczem. Bardzo rzadkim artefaktem runicznym, a my zostaliśmy wzięciu na spytki, jakbyśmy wpuścili do twierdzy szpiega albo sabotażystę. - dokończył Galeb.
- Wydaje mi się że tu przydała by sie dla rozjaśnienia twoja opowieść… Sprawa tego otwarcia wrót ścigała nas bardzo długo….
- Mnie. - poprawił Rorana runotwórca - Byłem obwiniany, że te zapieczętowane wrota otworzono i że dopuściłem do tego. Czemu? Bo ponowne opieczętowanie ich to wiele tygodni pracy nawet dla Mistrza. W przypadku oblężenia twierdzy kolejna droga dla wroga do środka jest związaniem naszych sił, które mogłyby walczyć na murach. Tak czy tak, jedno co mi się rzuciło… Te wrota były tak czy tak pilnowane pomimo pieczęci. Ostatecznie zostały zamknięte, pomimo że wróg napierał.
-Nie tylko ciebie nękano ta sprawą. Relv, od Ciernia nie wiedział jakie maja związki wieprzni z królem..w kronikach o tym nie bylo co mnie nie dziwi...lecz mieli. wielu ich bylo w mieście, a sami oni otrzymali wiele darów i złota we wczesniejszym okresie. I skądś mieli ten artefakt...a później okazało sie że mieli też odznaki - szarfy, zaufanych króla. Czerwone wówczas. O czym Relv, jeśli służył Cierniowi to i Cierń, nie wiedzieli. Szarfy, ciekawe prawda? Tak czy inaczej nie przeskakujmy. Pamietasz jak stworzono z nas milicje polityczna?

- Pozwolono nam zatrzymać się w rezydencji Zdrajcy który umknął, kiedy nas nie było. Potem nagle przeformowano nas, przywiezione różne rzeczy. Byłem wtedy skupiony na pracy, więc szczegółów nie przypominam sobie. - stwierdził Galeb.

-Szczęściarz. Sztab uznał że nie byliśmy dostatecznie dobrzy...A że byliśmy jedyną drużyną Czarnego Sztandaru...a było ich całkiekm sporo...ktora była na tyle głupia by wrócić lub na tyle dobra by nie zginąć, z karnej służby przenieśli nas...do jeszcze bardziej karnej służby. Po dziś dzień pluje sobie w brode żeśmy wrócili do miasta...Żołd dobry, służba chujowa. Wtedy otworzyły się dwie rany jakie boleć nas miały przez dłuuugie tygodnie. Po pierwsze nasi kompani poczuli zew złota. Mieli go mnóstwo. Więcej niż wielu widziało całe życie, czasem zarobionych prawo, czasem nie prawo… Ale do tego wróce pod koniec...nie jestem hipokrytą by uważać że nie mogli, zważ, acz nie wpadli na to że to co zrobią wywoła konsekwencje. Druga to nasza praca...pierwszy jeniec. Nie pamiętam, byłeś ty wówczas z nami w komisariacie?
- To był bodajże jakiś starszy krasnolud. Potem okazało się że to miał być nasz nowy dowódca, ale go zamordowano gdzieś na mieście. Tyle że go wypuściłeś po dość lekkim przesłuchaniu i ponoć wypadłeś bardzo kiepsko w jego ocenie.
Znów pociagając łyk wody, Roran pokrecił wolno głową: -Nie całkiem tak Galebie. Torturowany powie zwykle wsystko co chcesz wiedzieć...w tym to czego nie wie.
-Fakty, Roranie, fakty. Wiem jak wygląda sprawa z torturami. - przerwał Galvinsson staremu krasnoludowi.
-Miałem plan. Dobry, jak sądzę. Dorrin i Yssana, przebrani w cywilne łachy mieli go śledzic gdy wyjdzie. Zakładałem że wybierze jedno z dwóch klasycznych wyjść: albo pójdzie do siebie i na jakiś czas urwie z kimkolwiek kontakt...albo spróbuje urwać się i zniknąć. Zakładałem że ta dwójka zdoła wysledzić go… i w ten sposób pozyskamy wiedzę. Snajpera z kuszą powtarzalną nie przewidziałem, prawda… Zauważ - już wtedy musieliśmy być zdekonspirowani… Co źle wrózylo na przyszłość. Napisałem zawily raport...a wówczas w naszym życiu pojawil się Relv wyjaśnił Roran, wypatrując w twarzy kompana czy nadąża.
- Miał być naszym nadzorem i kontaktem z Cierniem. Słabo szczególnie, że to była nasza jedyna droga kontaktowa. Z tego co mi opowiedzieliście później nie wiadomo czy Relv nie był podstawiony. Ale po kolei. - ruchem ręki Galeb zachęcił Rorana do dalszego wywodu.
- Gdy pierwszy raz spotkałem Relva, odniosłem wrażenie że jest….hm, uczciwy to złe słowo. można by zdrajcą ale uczciwym...Chodzi mi o to, że czy grał z nami czy przeciw nam, byl to pierwszy z oficieli Azul który nie traktował i mnie i nas jak idiotów. Nie mówil czego nie mówił, ale nie udawał durnia ani nic z tych rzeczy. Odbyliśmy wówczas bardzo długą rozmowę. Czy była szczerza czy nie, odnoszę wrażenie że obu nam sporo dała. Po pierwsze...to oblężenie od początku bylo bezsensem. Sto tysięcy orków w zimę, bez zapasów...bo oni ich nie zdobywają poza łupieniem okolicy...to mogło wybić polowę z nich bez walk do polowy zimy. Spodziewałem sie dlatego szybkiego szturmu i krwawej rzeźni, na to zresztą się szykowałem. Wtedy pierwszy raz rozmawialiśmy o bonarges, obaj...rzekomo...nie wiedzieliśmy niemal nic. Znaliśmy hasło - Orig Glen, wówczas byłem przekonany jeszcze że jest to nazwisko. Przy plotkach o marszu armii z tilei i estalii uznałem że część rodów naszych sprzymierzylo się z bankierskimi książętami z poludnia i opłacajac orki oraz dostarczając im żywności postanowili w ten sposób obalic króla i przejąc złoża i skarby Azul...atakując cieszacą się ze zwyciestwa armie orków i masakrujac ich osłabione szeregi za jednym ruchem odebrać wszystkie skarby Azul oraz osłabic zielonych oraz pozbyc się rywali - kupców i producentów stali z Azul. Intrygujaca była kwestia ogrów… kompania artylerii w twierdzy Skaz...teraz gdy o tym mysle, zastanawiam się czy nie posłano ich na bestie ze skaz by zdobyc dostep do tego czego strzegła ...wówczas miałem wiel teori. Zbierali zreszta owe czerwone kamienie odstraszajace bestię. Aragonit, robota alchemików krasnoluzkich….ponoć. A, wlaśnie. Wtedy obiecano nam dwóch osobników do obstawy posterunku...i wówczas wyszła sprawa czerwonych wstąg. Ty wyprowadzałeś wówczas z Grunddim jeńca. tego przywiezionego wraz z pierwotnym dowodcą…
W każdym razie Relvowi ufałem o tyle o ile. Wiedziałem że zabije nas bez wahania ale i nie zrobi tego jeśli nie bedzie musiał… nie z jakichkolwiek innych powodów lecz bo nic by mu to nie dało. Bardzo wygodne podejście, musze rzec, szczerze polecam. Zlecono nam wówczas sprawe manufaktury Hazzarów i ich zaginionego działa Khazrik czy tam Zemsta. Wybacz szczegółowość, lecz sam układam to sobie w pamięci...Teraz najważniejsze. Byliśmy, jak Relv sam stwierdził pierwszą taką formacją wśród naszej rasy. A dość widziałem w życiu by wiedzieć, że gdy to sie wszystko skończy na nas spadna wszystkie winy, wszystkie naduzycia króla i rodów. Gdy wojna sie skończy ktoś musi być winny a król i rada muszą być czyści. Rozumiem to podejście, przyznam otwarcie. Nie zmienia to faktu że głeboko pierdolilo mnie to czy król Azul bedzie czysty. Ale wiedziałem że sie nie wymigamy...chocbysmy nic nie zrobili, plotki o nas już krążyły...rozpuszczone przez Bonarges, rody czy króla...o ile jest miedzy nimi jakakolwiek róznica. Thorin przez wiedze o skaz był stracony...uznałem jednak że zdołam ocalić Was. Nie było szans by dali mi zyc po tym co już wiedziałem...a zauważ że była to zaledwie ryska na spiżu...Ale liczyłem że jeśli wy wykonywać bedziecie rozkazy nic nie wiedzac, Was los nie bedzie aż tak starszny...lochy, wiezienie...ale przezyjecie.
tu roran skończył, wpatrując się z wyczekiwaniem w kompana, jakby chcąc sprawdzić czy ten rozumie dokąd Roran zmierza.
- Chciałeś abyśmy wyglądali na nieuświadomionych trepów, aby puścili nas jak wcześniej powiedziałeś, bo “nic by im to nie dało”. Naiwne. Strasznie naiwne. To by podziałało w małej społeczności, ale nie w mieście-twierdzy. Tu im więcej, tym lepiej. - odparł Galeb.
- Nie. Znów leziesz z intrepretacjami chuj wie gdzie. Powiedziałem, że założyłem że jeśli nie bedziecie wiedzieć krytycznych rzeczy to Was nie zabiją. Myślże runrarko. Jedna czy dwie egzekucje “tych złych milicjantów” załatwiają ich sprawę. wybicie milicji zamyka im droge na przyszłość. Jeśli nic byście nie wiedzieli, to posłanie was w lochy bylo by dla wszystkich korzystniejsze… Mogli by głosić że dokonali czystki, wycieli odpowiedzialnych za zło...i gdy znów nadeszła by wojna czy potrzeba….czy chociażby cisza wokół sprawy … Mogli by wznowić działalność z inną grupą. Wybicie całej milicji zmieniało by obraz sytuacji i dla nich i dla wewnętrznej i zewnętrznej opozycji i dla mieszkańców. Nie tworzy się złych precedensów na prszyłość chyba że jest się idiotą… Myśl szerzej, Galebie, bo daleko nie zajdziemy westchnął z rozczarowanie długobrody.
- Nie, Roranie. Wszystko co mówisz opierasz na czyjejś dobrej woli, korzyściach i przypuszczeniach. Nie pomyślałeś o tym, że mogli pomyśleć w drugą stronę? Roran nie jest głupi, więc uprzedzi pozostałych? Tak czy tak nie skończyłoby się na tobie i Thorinie. Tak czy tak nie postąpiłeś wobec nas uczciwie. Szczególnie że my nie jesteśmy żołnierzami, ani strażnikami, ani prawdziwymi milicjantami. Jesteśmy prędzej bandą awanturników, przypadkowych podróżnych których los złączył i razem zostali władowani w paskudne szambo. Czemu nas? Bo jestęśmy kim jesteśmy. Z zewnątrz. Niezwiązani. Po wszystkim po prostu by nas “zniknęli”, bo nikt by się nami nie przejmował i szybko by o nas zapomniano. A czemu byśmy zniknęli? - zapytał Galeb pochylając się i zaciskając dłonie na młocie - Bo sam fakt, że mieliśmy kontakt z tajemnicami Azul, z Bonagres, ze Skaz, z Wieprznymi, już czynił z nas grupę ryzyka. Że komuś coś napomknimy. Że gdzieś informacja się przedostanie. Ktoś inny przybędzie - sprytniejszy, mądrzejszy, przebieglejszy, bezwzględniejszy. Byliśmy… i nadal jesteśmy niewygodni.
-[ ]iNie mówie że to pewnik, lecz była to szansa. Największa jaką mogłem wam dać. Puścic by was nie puścili lecz nie sądzilem by mieli wass zabić..z.byt dogodni byliście...zbyt wystawieni i zbyt łatwo można by was wykorzystac do brudnej roboty...Zresztą wspomnij choćby rozmowę z owym przodkiem z której wam wyprosiłem, z Arazem, synem Gowina, gdy obruszył sie na stwierdzenie że pierwsza to tak formacja w dziejach Azul. Nie pierwsza. Nieważne, idąc dalej...nie byłem wobec Was uczicwy? Czemu miałem być. Bylismy oddziałem. Czarnego sztandaru. złozylismy przysiegi których nikt nie odwołal, jedynie ja złożyłem przysiege wobec Relva i Ciernia...wedle własnych słów i bynajmniej nie taka jakiej sie spodziewali. Bylismy oddziałem a wy powinni byliście mi posluch jako dowódcy. Mówisz o uczciwosci i zaufaniu jak rozumiem. Skąd pomysł że ufałem wam, poza nielicznymi wyjatkami, chocby o krztyne bardziej niz Relvowi? Niby czemu miałem. Byliście bandą obcych istot, do tego jak mogłem zobaczyć w drodze gsy się znaliśmy...nad wyraz nieposłuszną i bezrozumną[/i]
- A czemu chciałeś nam ratować życia, stary zbójco? Czemu chciałeś ratować życia bandzie nieposłusznych i bezrozumnych siepaczy, którym nie ufałeś? - odparował Galeb z zimnym błyskiem zielonych oczu.
- Bo was lubiłem, bo wziałem was pod swoja opiekę i na swoja odpowiedzialność i ponieważ nie zwykłe zostawiać swoich odwarknął z ogniem w oczach stary bandyta. -Nie musiałem wam ufać by was lubic i chcieć byście przeżyli dokończył spokojniej -Mieliście o wiele większy kawał życia przed sobą niż ja a ja byłem waszym, sierżantem….jeśli byla szansa by zdechł tylko jeden, byla to szansa ktorej się chwyciłem jak tonący klifu
- Ale zaczęło to się obracać przeciw nam. Mówiłeś o tym że nasi towarzysze poczuli żądzę złota. Nie przypominam sobie żadnego przestrzegania… żadnego upominania, że musimy zachowywać się karnie, bo patrzą nam na ręce. Wydawało się to oczywiste, ale niektórzy póki to nie uderzyło bezpośrednio w nich nie zwracali na to uwagi. Zrobił się bałagan. Po sprawie z młynem, było za późno - nikogo już nie obchodziły twoje intencje.
 
vanadu jest offline