Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-02-2015, 14:58   #634
Stalowy
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
-Przeskakujesz ważne fragmenty. Do młyna dojdziemy, jeśli pozwolisz przerwał mu Roran-. Po drodze pojawiły się jednak dużo większe przeszkody. Hm, hm,hm..Co ja bym dał za fajkę… Tilyen i Ther Hi z Wieprznej Góry. Tilyen jak pamietasz była przesłuchiwana, a gdy wyruszliśmy sprawdzić jej zeznia uciekła zabijając Yssanę tłuczonym szkłem. Tego samego dnia wróciłeś przez barykady...a wiele tuneli padło. To jeden z ważniejsyzch momentów i oblężenia i naszych dziejów. Sprawa wywołala powszechną wsciekłośc… i nieufnośc Thorina...wywołana chocby tym że znałem elficki. Sto sztuk złota oglosiliśmy za jej głowę, ja zas trudziłem sie by tą kwotę zebrać. Khaidar zaś przesłychała Thera. Dał nam listę agentów Bonarges...dłuuuga listę w zamian za bezpieczeństwo swoje i swojej rodziny. Niedługo póxniej znalazła się ta armata...A Thorgun ruszył badac sprawę areny walk...która jak wciąż uważam...należała do Vareka Ciernia. Miałem powody by chcieć podrażnić kijem to mrowisko ale pomińmy to...liczy się to że wówczas zaczeły się schody… Może powinienem był was przestrzec...nie miałem jednak wolnych chwil i wolnych rąk, usiłując łapaćć umykające sznurki...Od tego sa kurwa kaprale by pilnować ludzi….acz jak sie okazało… nie byli Roran znów pociągnął łyk wody - Wtedy też Thorin złamał szyfr i odnaleźliśmy Araza czyli Noka Durrinsona, który znał częśc prawdy o Skaz. Ta skaz ciązy nad tym wszystkim… I z niej wszystko wychodzi i w niej wszystko znika. Przeklete Karak Undzul….
- Z Thorinem uwierzyliście w dobrą wolę elfki. Nie jestem zwolennikiem warczenia na elfy i stawania okoniem byle zrobić im na złość, bo za swoje już oberwali po wielokroć. Jednak wtedy postąpiliście głupio i przez to straciliśmy dobrą towarzyszkę. - głos Galeba był grobowy kiedy o tym wspomniał - Przez naiwność. Dokładnie tak samo prawie dałeś się otruć. Dalej. Za dużo spraw na raz. Nie tylko mieliśmy dowaloną robotę, ale sam też chciałeś jak najlepiej zbadać sprawę Skaz, którą zabroniono się nam interesować. Sprawę którą zająłeś się ty z Thorinem, w praktyce biorąc na siebie za dużo. Czyż nie. To że Skaz skupia na sobie wszelkie te sprawy to chyba już cała drużyna zdołała się połapać.
- Przestać pieprzyć bo zaraz sie okaże że w jednorożce i puszyste kotki też wierzysz. Taaak. Naiwność, dokladnie...Podtapialiśmy ja z póxniej zamkneliśmy idąc sprawdzić zy mówiła prawdę. Straszna naiwność. Dalej ejstem ciekaw jak to się stało ale nie pierdol mi tu jak uczniak że to naiwność. Niby jakie opcje mieliśmy odwarknął wyraźnie wzburzony Rorann
Galeb ujął młot i wycelował obuchem w twarz Rorana.
- Nie dołożyliście odpowiedniej staranności w pilnowaniu jej. Zapomnieliście że jest więźniem. - powiedział bez wzburzenia, stwierdzając po prostu fakty - Daliście jej komnatę i wcale nie tak źle traktowaliście. Dość się nasłuchałem wyrzutów jakie miał wobec siebie Thorin. Myślisz że czemu nadał swojemu toporowi imię jakie nadał? Jego ta sprawa będzie gryźć już zawsze. Cały czas pamiętam też że wydostała się z pomocą z zewnątrz, co było dla nas wszystkich szokiem. To że się wściekasz, wyraźnie pokazuje że i ty masz sobie to za złe. - opuścił młot z powrotem na kolana - I okaż trochę pokory. Podróże kształcą, ale ci którzy odbyli ich za dużo zaczynają sądzić, że wiedzą więcej niż inni i ich osąd jest dużo bardziej obiektywny. Wróć do kwestii Skaz.
- Gówno prawda. Thorin gryzie sie jak szczyl co go rodzina pierwszy raz samego wypuściła z domu. Przy całym szacunku jaki dla niego żywie, zaczyna mnie wkurwiać w tej kwesti. Czasem ktoś ginie. To że mam żal że Yssana zgineła nie znaczy, że uważam byśmy zrobili coś źle. I z całym szacunkiem, nie runrarka będzie mnie uczyl pokory. prychnął zirytowany krasnolud.
- Skoro nie nauczyły cię skaveny, skoro nie nauczył cię alchemiczny ogień, to lepiej abyś te słowa usłyszał od rhunkiego, niż aby kolejna plaga miała ci się zwalić na głowę. - odparł Galeb poprawiając bandaż na dłoni.
-[ ]iPlagi sa plagami, tylko tym. Niemal spalilem się żywcem..z twej zresztą ręki, wybacz że wypomne i z urządzenia tego durnego alchemika. Torturowano mnie, próbowano zabić trucizna, ostrzem i bełtem. Walczyłem w zwarciu z dwoma ogrami i armią skavenów…. pokora? Żyję, choć w ten sam czas zdechły tysiącę. Mam dośc pokory, dziękuję. Co do skaz. Bonarges mają dziewięć kluczy...jest dziewięc kodów...acz dziwnie to wygląd w zestawieniu z dziewięcioma rodami rady królewskiej. Sadziliśmy z Thorinem że mają związek, wdług noka jednak nie. Organizacja ta liczy tysiące przedstawicieli wszelkich ras. Miał to być spisek ras poza ludżmi mający ocalić nasz handel i kulturę.Durnie. durnie upatrujący win w innych niz spojrzeć na swoje błędy. Jakże mogło pójść inaczej niż ku wypaczeniu tej idei. Rozpadli się na frakcje, wcale liczne jak mniemam. Zapewne gdzieś są jeszcze ci walczący o pierwotne ideały, lecz nie wiem na pewno. Podporzadkowali sobie halfingi jako i królestwa elfów...i krasnoludów. Władcy tych państw są swiadomi sytuacji, lecz co i czy coś z tym robią nie wiem. Sama Skaz miała służyć za garnizon strzegący drogi do Lodowego Mostu. Za wiele tego jednak było. Tak po prawdzie forteca strzec miala tego co skrywają dna korytarzy tej góry. Nie my pierwsi badaliśmy te rzeczy...lecz co z poprzednimi? Gdzie są, czy żyją? Nie wiem [/i] tu Roran znów przerwał, zapatrując się w ciemność nocy. Widać bylo że pytania te dręczą go usilnie.
- Nie żyją zapewne albo się ukrywają. Tak czy tak do jednego dotarliśmy. Do Skaz może kiedyś powrócimy. Kiedyś, aby ostatecznie rozwikłać jej zagadkę. Póki co Bonargesi… cel szlachetny, wymówka do niego... taka sobie. - odparł Galeb.
-Cel szlachetny lecz droga durna. Acz czy to istoty rozumne są rozsadne w swej masie? Nie powiedzioałbym..W każdym razie oto czym jest Bonarges. Osobną zaś jego odnogą jest to z czym mamy do czynienia. Lecz po kolei, by łatwiej bylo zrozumieć. Dziewięć mniejszych klanów. To one usiłowaływ znowić prace w Skaz. To cheiliśmy wybadać lecz powoli zaczynało brakować czasu. Najpier ta durnota z zabiciem trzech bandytów. Zrozumiała ale poczeto nam patrzeć na ręce. Naszym szacownym kolegom rzekł z widocznym sarkazmem -Jakos ostrzeżenia wóczas nie spacyfikowały. Pare dni póxniej Thorgun strzałami w karczmie wpakował się pod komisje wojskową. No ale..Relv dostał liste agentów, a my zaczelismy próbę aresztowania głowy klanu Hazarów. Wszyscy widzieli że uciekł, to bylo niemal pewne...ostrzeżenie dostał pewniej szybciej niż Dorrin gazów po obiedzie. W każdym razie pamietam jak Ergan próbowal wszcząć rozmowę o dalszych planach na dwa metry od patrolu jaki mielismy obejść lub pochwycic...moja wiara w nich systematycznie upadała, nie ma co. Na szczęsciie z majątku z sekretariatu wodza Hazarów udało mi się załatać dziury w naszym budżecie….który sypał się na potęgę...nie powiem, nasza działanośc tania nie była. Wtedy przyszedł rozkaz do wymarszu z Yrrem do wieprznej..i do wyprowadzenia dwójki kaplanów. No nie, to była prosba. Jak pamiętasz jeden anonim byl zatruty, drugi zaś prowadził w pułapkę. Wtedy zaczołem przypuszczać że albo mamy dwie frakcje wrogów...albo boją sie nas jak cholera nie wiedzieć czemu przy naszej skuteczności.
- Byliśmy z Zewnątrz. Nie myśleliśmy jak Azulczycy. Nie obchodziły nas azulskie tabu. - rzucił Galeb - Żałowałem że nie mogliśmy zająć się tą eskortą. Można by było wtedy opuścić Azul i pójść w cholerę.
- Też żałowałem… ale oczywiscie chcieliśmy zostawić sprawy rozwiążane… Stąd incydent w Bluszczu z Thorgunem, stąd Thorin przesłuchujący skavena, przesłuchanie syna naszego przewodnika...i stąd my dwaj znaleślismy sie w mlynie i prawie zgineliśmy…A dalej? Powrót, cyrk z kapłanem który utwierdzil mnie w przekonaniu że mamy do czynienia z grupą mającą magów….zawałka i zejście w dół kanałów…
- Dziwna wizja jaką miałeś. Nie tylko tobie przodkowie chcieli coś pokazać. Ale to już było po tej całej checy z młynem. - stwierdził runiarz.
- Nie tylko mnie zapewne...zostajac przy jednej kwesti - nie zdziiwło cie jak łatwo zastąpiono kapłana, jak latwo ziflitrowano światynie? zapytał Roran
- Łatwiej niż można było przypuszczać. Ale jak się okazało… heh… to nie był taki sobie infiltrator.
-Prawda.,..w każdym razie wyprawa ruszyła bez nas potwierdził Roran
- Bo my leżeliśmy w lazarecie kwicząc i zawodząć. Przynajmniej część z nas.
-A gdy juz odbyły się urodziny Grundiego, całkowicie straciłem wiarę w Was i chęc mówienia czegoś serzej...powieediałem co mogłem ale ten bezrozumny bunty i ta potrzeba wiedzy wystraszyły mnie...bo skąd mogłem mieć pewnoś co który kretyn komu chlapnie albo dla kogo pracuje...pamietaj...To już nie była stara nasza grupa ...to byli nowi...nie wiadomo czego chcący...i całkowiecie, bezcelowo nieposluszni wyjasnił Roran. -Sam stanałeś wtedy po mojej stronie. Pamietasz co mówileś...i teraz masz mi za złe?
- Mam ci za złe że rozegrałeś to wszystko jak amator. Tam w tunelu omal nie zginąłeś. Mogłeś w każdej chwili się wykrwawić. Wtedy po prostu byśmy utonęli w tym szambie, w którym grzebaliśmy. Bo chciałeś nas chronić. Gniew pozostałych był zrozumiały, jednak chciałem ich powstrzymać przed wyjęciem z ciebie informacji siłą i gwałtem. Bądź co bądź były to urodziny Grundiego. A tak w ogóle… pamiętasz jak mówiłem że wyczułem w siedzibie Hazarów spaczeń?
-Po prawdzie...nie pamiętam. Nie dziwi mnie to w tym momencie ale nie pamietam w tym momencie. Jak amator mówisz...cóz, myśl co uważasz… robiłem co za słuszne uważałem i tyle. Nikt nie zrobi więcej niż to co zdoła odparł spokojnym tonem Roran. -Po prawdzie chyba jedyne w czym wszyscysmy zgodni jest to że nigdy nie chcielismy sie w to wjebać. ale mów...co było z tym spaczeniem
- W gabinecie do którego weszliśmy czułem ślad po dość… mrocznym rytuale lub użyciu mocy spaczenia. Potem podążyłem śladem, lecz on urwał się przy kanałach. Sądziłem że Hazar mógł coś odstawiać, ale potem… potem zapomniałem o tym. Hazar zwiał i nie wiemy czy to on coś odstawił czy to może skaveni go zaciukali, a jego sługusi myśleli że on zwiał. - rzekł runiarz.
-To jedna z opcji...pozatym zastanów się… Skaveny, orkowie i armia tileańska...która jeśli sie nie myle w mych przypuszczeniach jest osobnym tematem...na raz i w tak specyficznej formie?. Obaj zapomnielismy o zbyt wielu rzeczach ale….. źle to mi się widzi. Azul ma przesrane przyjacielu.. oczy Rorana zapatrzone byly w bliżej nie określona przestrzeń gdy to mówił….Nie był pewien ale coś nie dawało mi spokoju… -Wydaje mi się...wydaje mi się chwilami że dostrzegam wzrokiem koniec tego...ale nie, zawsze brakuje ….Tak czy inacze przerwał sam sobie jakby wracając do rzeczywistości - Hazarowie to tylko jeden z wielu podejrzanych i zgniłych problemów
- Mów dalej Roranie… niewiele póki co powiedziałeś rzeczy, których bym nie wiedział.
-Bo i wiedzieliście większość...bom wam już nie raz mówił. W każdym razie później gdy padł rozkaz co do kupców...wtedy wiedziałem właściwie co się kroi. Nie byłem pewien ale…. Nie było absolutnie żadnych sznas by to nie była próba zrobienia z nas kozłów ofiarnych. Poszło jak poszło. Każdy ma jedno słowo i jeden honor. Czasem konsewkencje trzeba pierdolić… Gdy przysięgałem Cierniowi poprzezd Relva przysiegałem szczerze i z zamiarem dotrzymania...ale przysiegłem bronić miasta i jego strzec, nie króla i nie ciernia Tak długie wydarzenia ujete jednym, krótki zdaniem. Ronagaldson spoglądał teraz na jedną z najbliższych mu żywych istot, wypatrując czy rozumie on co Roran chciał rzec przez to.
- Miastem są jego mieszkańcy… nie władyka, nie jego cichociemni. Z tego co mówiła reszta wiem w jakich opałach byliście i jaki napór był na was ze wszystkich stron.
-Co mam ci rzec dalej. Arestzowano mnie. Oskarżono...o nic co ja zrobiłem! podkreślił Roran -Gdy zabrano mnie na tortury i zamaskowany osobnik torturował mnie w podziemiach zawalonego budynku...jak sie póxniej okazało….Nie oskarżał mnie o coś co ja zrobiłem….rzucał mi w trwaz co zrobili ci debile… i wyjaśniał co ich spotka. Wtedy...wtedy bogowie znów zesłali mi wizję i pokazali los każdego z was….Wierzę w to szczerze i wiedziałem co mam zrobić. Poświeciłem swój honor by zawrzeć uklad. Każdego z was kogo namówie na przywdzianie czarnej szarfy i wyprowadze z misja uratuje. Mimo tego wszystkiego coście spirerdolili...no ciebie może nie licząc gdyż robiłeś swoją robotę...tu ci podkreślę że miastowi faktyznie nienawidza runiarzy i chyba sam fakt że istnieją ci ze Skarbca, ultraradykalnej frakcji krasnoludów z Bonarges jak to interpretuje, uważaja za zawade...Możliwe że ten twój Sverrison nie tyle krolowi sie opiera co Skarbcowi właśnie. W każdym razie przyjałem ich warunki by uratować wasze cholerne życia...mimo kretynów bawiacych sie spaczeniem, mimo debili eksperymentujacych na posterunku z materiałami wybuchowymi, mimo wymuszeń, kradzieży, zabójstw i pobić...za króre ja mialem być ścięty...Bo wierzyłem ze taki mam wobec was obowiązek...a że większość z was ma w dupie co robiłem i po co...cóz, jak rzekł kapłan którego się poradziłęm… taki los.
-[i] Z tego co mówiłeś ten żeliwny fundusz gadał o tym że mają wtyki i władzę, aby oczyścić nas ze wszystkich możliwych zarzutów. Jesteś pewien, że oskarżenia jakie wysunięto przeciw naszym towarzyszom są… prawdziwe? Czy jest to wszystko prawdą czy też mogliby po prostu ich o to posądzić i odpowiednio podstawione persony by o wszystkim zaświadczyły?
-Tak, mogli by spokojnie...i spora cześć była na pewno nagięta, tyle sam wyśledziłem...ale zbyt duża cześć była prawda, czesciowa prawda lub pasowała do faktów...nie...każdy z nich zrobił to co powiedziano, interpretacja była według mnie...i odpowiednia prezentacja tego… ich metoda na nas. Wydaje mi sie...wydaje mi się że torturował mnie Relv...a to znaczyło by że wszystko co robilismy lub posyłalismy wyżej ...mogło iść przez Bonarges… odparł skrzywiony Roran -Od pierwszego dnia byliśmy skazani..
- Podejrzewasz że Cierń… wcale nie jest taki… heh… skuteczny jak dotąd wszyscy sądzili? - zapytał Galeb dociekliwie - Albo że go w ogóle nie ma? Kiedy straciłem przytomność na posterunku po zażyciu mikstury śniło mi się że sam Cierń mnie torturował i… że chciał ode mnie też wyrwać tajemnicę runotworzenia.
-Cierń jest albo stanowiskiem na którym zmieniają sie kolejne osoby albo co bardziej prawdopodobnie...jakąs formą rady czy samorzadu. Wszystko co przedstawiono o nim, jest mistyfikacją, mającą podtrzymać wiare w jego potege i skuteczność. Ale działa jak niewielka rada...Relv jak sądzę mógł być jej członkiem, acz nie mam dowodów...a jaki ci to daje obraz? Bo mnie wojny frakcji bonarges… tyle i tylko tyle. Cała ta polityka żeliwnego skarbca pasuje do polityki rady i Azul...król i wieprzna góra ...są problemem w wyjaśnieniu tego...może...może król usiłował przy ich pomocy wyrwać się z otulin Bonarges ale to tylko moje teorie...atak zas może być efektem działń innych frakcji, mających dość rozpychania się “naszych”. Coraz więcej widze opcji do sprowokowania takiego ataku...coraz więcej powodów..To co mówisz pasowało by do obrazu… pasowało by do ich niechęci wobec runrarków...pasowało by też do tego co bogowie ukazali mi w wizji jako ostrzeżenie, do mocy fałszywego kapłana, do róznych innych rzeczy które się działy…Jeśli chcesz znać moja opinie...o ile opinia starego krasnoluda cos dla ciebie znaczy...strzeż swych snów Galebie Galvisionie. Nie takie rzeczy czekaja nas jeszcze...bo jestem niemal pewny że tak polować będą na nas gdy odkryją e zawiedliśmy...może nie od razu...może musza być w pobliżu by tak postapić...ale w końcu to nadejdzie
- Póki co niech myślą że nie żyjemy… - stwierdził Galeb i po krótkiej pauzie podjął znów - Jak rozumiem nie masz więcej do powiedzienia? W świątyni kiedy pierwszy raz miałem okazję porozmawiać z Mistrzem Ellinsonem miałem wizję. Poszedłem aby ofiarować Grimnirowi swój gniew i nienawiść wobec skavenów, a otrzymałem wizję… z przeszłości. Dwie katowane kobiety, całe we krwi… i leżąca w śniegu bryła poznaczona runami, które swój blask w krwistoczerwony obróciły.
-Nie bardzo wiem co moge ci więcej rzec by cię nie zmylić… Może jeszcze...nie wiem...nie wiem czy chcesz i czy powinieneś to słyszeć...Sam decyduj runrarko...zaryzykujesz że sprowadzę na ciebie wątpliwości możliwymi rojeniami? zapytał Roran po czym dodał jak gdyby nigdy nic - Gdzie działa sie ta wizja? Czy widziałeś coś jeszcze?
- Nic więcej nie wiem. Tylko to że była to przeszłość. Ale… mów Roranie. Mam na względzie co jest twoim przypuszczeniem, twoim czynem, a co motywem.
-Nie była to moja przeszłość… Jedynym kogo mozna by rzec zakatowałem...a to nawet za duże słowoo..zakatowałbym ale zginął….był diuk bretoni przez którego za moją głowę płacą złotem. Czy znasz to uczucie gdy gniecie cię ciężar spraw i powaga chwili, gdy nie masz juz sił i z trudem usiłując dostrzec wyjście, dostrzegasz coś...niczym odległy piorun na horyzoncie czarnego nieba?
- Tak. Takich chwil zdarza się dużo w terminie u mistrza run. A i tu w Azul ciężar moich myśli i odczuć przygniatał mnie nie raz - rzekł Galeb szczerze.
-No więc wyobraź sobie tą chwilę gdy nagle, niczym tenże piorun na horyzoncie, i ciebie dotyka świadomość...Watpliwa...nie pewna i nie potwierdzona ale mimo to jesteś przeświadczony że masz racje… Zdaje mi się.. że jesteśmy naznaczeni...My czyli ci którzy pierwotnie stali na placu gdy przybył ten twój runrarka. Czy może ci co spotkali się razem w tym przeklętym mieśie na przedmurzu. Dlatego po częsci nie chce go spotkać...nie wiem jak w to jest zamiezany… Ja, ty, Thorin i dorrin i Detlef...mam wrażenie że jesteśmy naznaczeni..nie przeznaczeni i zauwaz że odkreślam te słowa wyraźnie...nie wierzę w moc przeznaczenia ale wierzę w naznaczenie, zepchnięcie nas na okresloną drogę, którą wybrać możemy lub ją porzucić świadomi lub podejrzewający konsekwencje. Nie wiem co się zbliżą...ale nas jest coraz mniej...a i coś się stanie..nie wiem co i nie wiem czemu ale coś idzie Galebie...coś idzie a ja chwilami czuję jak powietrze iskrzy a na horyzoncie pojawia się cień...może to tylko bredzenia zmeczonego zyciem długobrodego….tamci by się zreszta smiali gdybym im to rzekł...sam wiesz
- Rozumiem… I tak zdaję sobie sprawę, że mówienie takich rzeczy wobec towarzyszy o bardzo przyziemnym podejściu do życia… jest… hmmm… niefrasobliwe? Tak. Zostałbyś wyśmiany. Nie mogę ci powiedzieć, żebym czuł podobnie co tym. Wiem jednak że od tamtej chwili wpakowaliśmy się w coś poważnego, coś… czego większość krasnoludów za życia nie zaznała i nie zazna. Czy Przodkowie skupili na nas swoją uwagę?
-Zapewne…. tyle wiem. Tylko tyle i aż tyle...A...Galebie...zdajesz sobie sprawe ze gdyby nie okoliczności zabiłbym Dirka za słowa które rzucil mi w twarz?
- Zdaję sobie z tego sprawę. Tyle że Dirk nie podniósłby na ciebie ręki tak czy tak, choć bardzo na ciebie nastaje słowami. - rzekł Galeb i dodał - Mam już obraz sytuacji. W porównaniu z tym co rzekł Dirk i reszta wnioskuję, że zwyczajnie za bardzo wczułeś się w rolę dowódcy i zapomniałeś że zostaliśmy w to wszystko wpakowani jako grupa i powinniśmy być wobec siebie lojalni jak grupa. Wtedy myślałeś że chowanie przed nami tajemnic uratuje nam skórę, jak się okazało, nie miało to wielkiego znaczenia, a my nie będąc żołnierzami, a zbieraniną po prostu potrzebowaliśmy wiedzieć co się dzieje. Przedstawię reszcie fakty i przedstawię swój osąd. Tak czy tak jak powiedziałem… źle rozegrałeś tą partię, choć z twojego punktu widzenia wtedy to były dobry posunięcia, ale to może się zdarzyć każdemu. Wyciągnij z tego naukę na przyszłość i staraj się pokłądać więcej ufności w towarzyszy. Szczególnie teraz kiedy zależy od nich twój los.
-Taki los grających w gre ktorej nie znają...Jeśli nawet rozchodzimy sie w interpretacji szczegółów, w co do większości jesteśmy zgodni.. Pamietaj o jednym Galvison...jakkolwiek uwazam cię za przyjaciela, czego nie powiem o wiekszości istot jaka błaka sie po tym świecie, nie znasz moich możliwości czy tego do czego naprawde jestem zdolny… Jestem inny od was i inaczej postrzegam świat… czy to z racji szerszego i dłuższego go ogladania, czy po prostu innej pespektywy czy po postu inności fachu i poglądów. Tak czy inaczej...jeśli dirk nie zaprzestanie swoich cyrków...nie przezyłem stu i dwudziestu lar żywota dając na siebie pluć...Moja cieprliwoś wobec tego szczyla może się skończyć… uprzedzam lojalnie...zabijałem za mniej powiedział dość cicho acz pewnym głosem Roran, podsumowując swą dośc długą mowę.
Galeb kiwnął na te słowa tylko głową. Nie podobała mu się ta sytuacja. Nie chciał rozlewu krwi między swoimi, ale jednak Roran pomimo wszystkich wydarzeń jakie miały miejsce musiał ich bronić kiedy mógł.
 
Stalowy jest offline