Ledwo wszystkie skrzynki znalazły się poza zasięgiem przypływu
Ethan-Kerovan zabrał się za otwieranie “swojej” - tej oznaczonej łukiem. Paskudztwo było - ku jego rozczarowaniu - zamknięte na kłódkę.
Mogliby dołączyć klucz, pomyślał.
- Dziewczyny, nie macie czasem spinki do włosów? - spytał. Stojąca najbliżej
Amelia tylko prychnęła.
Co prawda
Kerovan nigdy nie próbował otwierać kłódek w taki sposób, ale... Ethan smykałkę do mechanizmów miał, co więc szkodziło spróbować.
Zastanawiając się nad sposobem dotarcia do środka (bez rozbijania wszystkiego w drebiezgi) zaczął przeszukiwać kieszenie w poszukiwaniu grzebienia. Włosy, które w zamyśle miały dodawać romantycznego wyglądu, jakoś dziwnie zaczęły przeszkadzać, włażąc w oczy. Przydałoby się je przeczesać czymś lepszym, niż palce.
W kieszeniach było płótno. Płótno. Jeszcze raz płótno.
Kieszenie się kończyły, aż wreszcie w ostatniej palce Kerovana trafiły na kawałek metalu, wygięty w fantazyjny sposób.
Krasnolud obserwował całą akcję wyładowywania towaru z perspektywy plaży. Wstyd się przyznać, ale pływanie nie było jego najmocniejszą stroną, a nowe ciało zdawało się jeszcze cholerniej nieprzystosowane do tego typu przygód. Co by było, gdyby ześlizgnął się do tego wielkiego morza i utopił? Urojenie czy nie urojenie, Adrason nie chciał przedwcześnie się z tego bajko-koszmaru obudzić. Dlatego siedział po turecku na piasku z założonymi na piersi rękoma i podziwiał swoją brodę, zezując na nią, co mogło się wydawać dość komiczne, gdy ktoś obserwował go z boku. Dopiero działania długowłosego człowieka, który jako jeden z pierwszych ruszył do otwierania skrzyń, odwróciło uwagę krępego osobnika od jego brody.
- Wiecie, Panowie… - odchrząknął cicho i podniósł się z piachu. - Postawię Wam piwo za tę skrzynkę… - burknął tylko, klepiąc ciężką łapą w wieko kufra z wymalowaną na środku okrągłą tarczą.
- Piwo? Sadysta... - mruknął
Kerovan, który jakoś nie potrafił dojrzeć choćby butelki z piwem, a co dopiero mówić o ich większej ilości.
Gdy tylko
Adrason zobaczył, że zamknięta jest na jakiś cztero-obrazkowy szyfr, mina mu zrzedła.
- Jak niby otworzyć to diabelstwo? - zerknął na kłódkę zabezpieczającą kufer towarzysza i zaklął w języku, którego nigdy przedtem nie słyszał.
- O nie, nie zamienię się. -
Kerovan pokręcił głową. - Ale pokaż, co tam masz. Może jakoś wymyślimy. Co dwie głowy... Poza tym cztery symbole to niezbyt wielka ilość kombinacji - pocieszył krasnoluda.
- Kto wie czy nie wystarczająca… - odparł
Adrason i ponownie opadł na piach, ścierając z czoła kropelki potu, niemal z wysiłkiem wpatrując się w symbole na skrzynce. - Ciekawe czy działa jak kod PIN, po trzech nieudanych próbach trzeba będzie wpisać PUK… - mówiąc to nadal patrzył na wieko, by po sekundzie grzmotnąć czołem w szyfr. Ocknąwszy się z olśniewającego zamroczenia, począł majstrować przy runach, układając je ostrożnie, tak jak gdzieś głęboko w umyśle miał to zakodowane…
- Ciekawa metoda - mruknął cicho
Kerovan, po czym zaczął otwierać kłódkę, blokującą mu dostęp do zawartości skrzyni z łukiem na wierzchu.
- Żyrafa, słoń, wielbłąd, tygrys… - mruczał pod nosem
krasnolud, kolejno przestawiając obrazki szyfru. Gdy ostatnia z nich trafiła w zatrzask, wieko skrzypnęło, Adrason usłyszał jak zamek wydaje nieznane klekoczące dźwięki, po czym cały mechanizm wystrzelił niczym grzanka z tostera, a skrzynia stała przed krasnoludem otworem. - Nooo, proszę, proszę… Pozwólcie, że się poczęstuję pierwszy! - radośnie zagrzmiał i począł wywracać cały kufer do góry nogami, wysypując ekwipunek na piasek.
Zawartość okazała się zaskakująco bogata, gdyż w środku znajdował się calutki rynsztunek pasujący w sam raz na krępe ciało krasnoluda, a do tego dwa wspaniałe cacuszka - pięknie zdobiony, groźnie wyglądający topór o dwu ostrzach oraz prawdziwa perełka wśród skarbu - bajecznie świecąca w słońcu mithrilowa tarcza i choć gabarytem nie zachwycała to
Adrason zakochał się w niej niemal natychmiast. Zanim jednak zaczął nurkować w ciuchach, wzniósł topór, ważąc go w rękach i spojrzał na Kerovana.
- Nie chcę Ci psuć zabawy, przyjacielu, ale ten sposób będzie chyba skuteczniejszy? - znacząco spojrzał na dzierżoną z zadziwiającą łatwością broń.
- Barbarzyńska metoda - mruknął
Kerovan. Po co niszczyć coś, co można przeliczyć na srebro?
Przekręcił klucz, a kłódka otworzyła się ze szczękiem.
Wieko kufra podniosło się z cichym skrzypnięciem, ukazując całkiem ciekawą zawartość.
Ku zdziwieniu (a i radości) Kerovana prócz tego, co pracowicie wypisywał na karcie postaci, znalazła się tam ciesząca dłoń swym ciężarem sakiewka.
Srebro i miedź wysypało się z brzękiem na wieko kufra. Pięć sztuk srebra i trzy razy tyle miedziaków. Na kawałek chleba wystarczy - Kerovan próbował sobie przypomnieć cennik, jaki wczoraj (jeśli to było wczoraj, a nie sto lat temu, albo za rok) przedstawił im Tom.
Schował monety do sakiewki, sakiewkę do kieszeni, po czym zabrał się za oglądanie broni - niby znajomej, a jednak obcej.
Miecz leżał w dłoni niczym robiony na zamówienie, zdobiona grawerunkiem tarcza zdawała się być równocześnie i poręczna, i solidna, a łuk...
Kerovan pogładził go delikatnie, podziwiając kunszt rzemieślnika, który w swe dzieło włożył nie tylko długie godziny pracy. Broń była wprost... magiczna.