Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 16-02-2015, 16:31   #11
 
Bachal's Avatar
 
Reputacja: 1 Bachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputację
Popalał papierosa gdzieś w bliżej nieokreslonym miejscu kampusu, na dachu jednego z licznych akademików. A może to dom bractwa? A cholera go wie. Nieco pochmurne niebo sprzyjało leniwym rozmyślaniom, a dobrana melodia dodatkowo potęgowała nastrój.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=o1tj2zJ2Wvg[/MEDIA]

Ciekawa zgraja. Zabawna, ale z elementami, które mogą go zaskoczyć. Straszne gaduły, to go trochę zaniepokoiło. Niby fajnie wiedzieć jak najwięcej o świecie, ale nie lepiej dać się ponieść Tomowi i niech zawiruje ich światem? Damien wolał niespodzianki, te zawsze są ciekawe a przynajmniej zaskakujące. Taka ich domena. No nic, może wyniknie z tego coś zabawnego, może ciekawego, czyżby nawet wciągającego? Byleby nie skończyło się z dnia na dzień, bo co tu innego na tym prostym jak pochodna pierwotna uniwersytecie robić?


---

Zebrali się w wcale wdzięcznym miejscu, z nie mniej kwiatowym Mistrzem w Domu Gier. Czas zaczynać zabawę! Fajki, woda, kurczaczek i ciemność... Co do?


---

Chlup... Chlup... ŁUP! Przykryła go powała zdecydowanie zimnej wody. Zerwał się przerażony na równe nogi. Równie szybko padł znowu na piach, porażony paroksyzmem bólu płynacym gdzieś z jego pleców. Spróbował otworzyć oczy, jednak miał w nich tyle piachu, że nie było to najmilsze przeżycie. Co jest, wycieli mu nerki, czy jak? Ale przez plecy!? Albo zachlali i nic nie pamięta. Tylko czemu ta woda jest słona? Powoli przerzucił się na plecy, gdzie z ulgą odkrył, że ból był jedyne impulsem, a nie powracająca falą. Podniósł delikatnie głowę i uchylił oczy. Coś było nie tak. Widział jakoś inaczej. Metanol pili, czy jak? Spojrzał po sobie, spróbując odgadnąc, gdzie jest. Co jest!? To nie jego ciało. To zdecydownaie nie było jego. Bledsze, nieco inaczej zbudowane, z równiutkimi mięśniami prostymi brzucha. W sumie zawsze o takich marzył, ale to chyba tak nie działa. I co za drelich ma do cięzkiej cholery na sobie? Powoli podniósł się, tym razem siadając cięzko na piachu. Wzrokiem wyłowił inne "osobniki" leżące, bądź stojące nieopodal niego. - Ktoś mi powie, co my tu robimy? - Przetarł oczy spoglądając na karła. - I kim wy jesteście?!
 

Ostatnio edytowane przez Bachal : 16-02-2015 o 23:26.
Bachal jest offline  
Stary 16-02-2015, 22:42   #12
 
Korbas's Avatar
 
Reputacja: 1 Korbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłość
Huk, błysk, ciemność... Ciekawy związek przyczynowo-skutkowy, który w rezultacie dał efekt, jakiego nikt chyba by się nie spodziewał. Dusza wypchnięta z ciała pofrunęła przez uniwersa i natrafiła na istotę zupełnie różną, niż rzeczona dusza. Okazało się, że ciało jest tylko pojemnikiem, który można wyrzucić i zastąpić nowym, a co najciekawsze, ten nowy nie mus być nawet identyczny... Ostateczna prawda świata, niczym brama do wszechczasu i wszechrzeczy otworzyła się przed Michałem na oścież. Szkoda tylko, że nie pamiętał tej krótkiej podróży w niebycie, a dopiero uczucie piachu w ustach...

***

Jak gdyby ciało Mike'a było robotem, a każdy zmysł osobnym podzespołem, chłopak powoli odzyskiwał władzę na nie do końca własnym ciałem. Na początku dotarł do niego szum... Morza? Następnie nosem wyczuł ten specyficzny dla rejonów nadbrzeżnych zapach, ten jod, morska sól. Potem poszło już z górki... poczuł piach gryzący skórę, poczuł także materiał ubrania, które miał na sobie. Gdy otworzył oczy i doprowadził się do pozycji siedzącej, cała niespodziewana prawda zwaliła się na niego jak grom z nieba. Insynktownie poczuł, że ma środek cieżkości gdzieś indziej niż zwykle, kątem oka dostrzegł bujną, wymodelowaną brodę wyrastającą z jego własnej twarzy, a ręce miał jakby grubsze i twardsze. Rozejrzawszy się przelotnie, zobaczył, że znajduje się na plaży, dostrzegł też rozbity o kamienie okręt rodem ze średniowiecznych rycin, a do tego piątkę zupełnie nieznanych mu ludzi. A raczej troje, ponieważ jego doświadczenie związane z fantastyką kazało mu uznać, że skoro on sam prawdopodobnie jest krasnoludem, to dwoje wyglądało na elfów... Umysł chłopaka był zafascynowany i przerażony równocześnie. Miotały nim niezrozumiała, głupia wręcz i dziecinna radość oraz obawy i wątpliwości.
Z dziwnym grymasem na twarzy wstał i spojrzał po sobie. Nosił coś w rodzaju lnianej luźnej koszuli i spodniach koloru, który kiedyś być może był biały, teraz jednak podchodził bardziej pod rdzawo żółty. Ubranie wydzielało nieco nieprzyjemny zapach, jakby smaru...? Stopy też nie należały do niego. Były jakby większe i w ógóle nie przypominały stóp zwykłego dwudziestoletniego człowieka.
Jedyne, czego był pewny w tym świecie to to, że był głodny...
 
__________________
Wyłącz się!
Ctrl+W
Korbas jest offline  
Stary 17-02-2015, 12:46   #13
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Amelia należała do osób, które przyjęły zmianę miejsca gry z mniejszym entuzjazmem, podobnie jak zakończenie spotkania po stworzeniu postaci. Wydawało jej się to takim... marnotrawstwem czasu i energii włożonej w zaznajomienie się już ze światem, wejście w klimat... Cóż jednak mogła poradzić; najwyraźniej MG miał PLAN, a jednym z jego punktów było pochwalenie się swoim domkiem letniskowym. Choć z tego co wiedziała nie był to jakiś wybitny powód do szpanu.
Nie miała zbytniej ochoty jechać z obcymi ludźmi w nieznane (tyle się słyszy o gwałtach, dziwacznych inicjacjach itp.), ale po powrocie do domu kuzynki wyśmiały jej obawy. Wyjazd nad jezioro by grać - czyli w ich mniemaniu pić, palić i się seksić - był przecież taki AMERYKAŃSKI! Cóż - nastolatki. Wolała nie myśleć co wyprawiają poza czujnym okiem wujostwa.

Niemniej jednak zaaferowane PRZYGODĄ gościa kuzynki dziewczyny na jej prośbę uruchomiły w telefonie Amy (nota bene prezencie od wuja, szpanerskim i zupełnie nie w jej guście) GPSa i aplikację lokalizującą na wypadek gdyby... no cóż, na wszelki wypadek. Amelia liczyła, że zasięg był wszędzie - w końcu to Ameryka...

Kwietny pojazd tylko utwierdził dziewczynę w coraz gorszych przeczuciach względem Toma, ale wydawało się, że tylko ona ma takie obawy. Wsiadła więc, wsadziła torbę z podręcznymi rzeczami i ubraniem na zmianę pod fotel i zagapiła się w okno. Przynajmniej widok był ładny - pomijając Military Area.

Niespodziewane wyjście Toma z własnej chaty zaraz po przyjeździe potraktowała jako kolejny przejaw jego ekscentryzmu (choć przez chwilę nasłuchiwała odgłosów odjeżdżającego auta), a potem...

Amelia niepewnie pomacała rękami wokoło. Piach błyskawicznie wcisnął się pod paznokcie - krótkie, połamane... zupełnie nie jej. Podobnie jak opalone ręce, długie nogi i...

Dziewczyna przez dłuższą chwilę kontemplowała otoczenie, wygląd własny i istot wokoło. Nie miała zamiaru się podnosić. Hipisowskie ziele w kominku, ani chybi to to. Albo jakaś amfa w popcornie. Co prawda Amelia nigdy nie próbowała narkotyków, ale po alkoholu zawsze zachowywała zdolność logicznego rozumowania, więc po prochach mogło być tak samo. Miała rację obawiajac się tej wycieczki! Najwyraźniej reszta graczy miałą podobny odjazd, sądząc z ich niepewnych pytań i oburzonych okrzyków.
- Albo ten wojskowy teren był napromieniowany - mruknęła do siebie.

Wszystko wokół było wściekle realne - choćby nagniotki na dłoniach, zapewne od używania miecza lub łuku - ale miłe. Ostrożnie dotknęła śpiczastych uszu i cicho zachichotała. Z reguły nie lubiła tracić nad sobą kontroli - dlatego nie ćpała i rzadko upijała się w trupa. Ale jak nie teraz to kiedy? Takie haluny a'la Władca Pierścieni - do tego zbiorowe haluny - nie powtórzą się przecież już nigdy! Z drugiej strony jednak...
Przez chwilę obserwowała krążących po brzegu mężczyzn. Jeśli woda jest prawdziwa mogą się tu potopić włażąc w coś, czego nie ogarniają ich zamroczone umysły. Wyglądało jednak na to, że statek jest prawdziwy, tak samo jak słońce czy gorący piasek. Przeniesiono ich gdzieś, jak ktoś zasugerował? Jednak obce ciało bolało, gdy się w nie szczypała; zwłaszcza uszy. Wojskowy eksperyment? A w sumie... co to za różnica? Nie zmądrzeje od siedzenia i gapienia się w morze.

Amelia - nie, Lorelai - wstała i przeciągnęła się na swoje całe nowe metr siedemdziesiąt, po czym odrzuciła na plecy rudozłote włosy. W anime czy w filmach zwykle najlepszym początkiem przeżycia eksperymentu było robienie tego, co wydawało się najbardziej oczekiwane przez eksperymentatorów.
- Ahoooj przygodo! - półelfka uśmiechnęłą się i ruszyła w stronę ładowni statku.
 
Sayane jest offline  
Stary 17-02-2015, 20:25   #14
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Wspólnie

- Ktoś mi powie, co my tu robimy? - Damien przetarł oczy spoglądając na karła. - I kim wy jesteście?!
I co tu odpowiedzieć na takie pytania? Tego akurat Ethan nie wiedział. Chyba że...
- Zdaje się, że właśnie przeżyliśmy morską katastrofę - powiedział, próbując wyciągnąć wnioski z tego, co widział. - Możesz mi mówić... Kerovan.
- Nie wyglądasz, jakbyś dopiero co uratował się z tonącego statku
- odparł Mike, nadal wpatrując się w swoje grube, twarde dłonie oraz zezując na śliczną brodę… - Mam nieodparte wrażenie, że jestem postacią, którą sam stworzyłem na potrzeby pewnej sesji… Nie jesteście przypadkiem osobami z tego samego grona, które wczoraj spotkało się w piwnicy budynku Wydziału Nauk Społecznych…?
- Wiesz... Tam jest statek, rozbity, tu jesteśmy my
- odparł Ethan-Kerovan. - Prędzej spadliśmy tu z pokładu, niż zeszliśmy z klifu.
- Nie ważne jak się tu znaleźliśmy i czy rzeczywiście byliśmy na tym cholernym okręcie!
- przerwał mu ze złością krasnolud, machając energicznie rękoma. - Jak się nazywasz? Skąd pochodzisz? Mów!
- Spokój, spokój… Moja głowa, co tu do cholery zasz…
- Błysk zrozumienia przeszedł na wylot umysł Damiena. Wydział Nauk Społecznych? Piwnica? Sesja? Blizna na plecach? Damien, który jakby instynktownie wiedział, że już inaczej go będa zwać, chwycił się za uszy. Spiczaste! Normalnie ma spiczaste uszy! - No to, drodzy państwo, wpadliśmy jak przysłowiowa śliwka w najprawdziwsze gówno. To najbardziej pokręcona jazda, jaką miałem po prochach. Co żeśmy wczoraj tankowali, pamięta ktoś? - Padł ciężko na wznak, wpatrując się w niebo, ażeby chmurki wypisały mu wyjaśnienie.
- Nic. Nawet piwa nie było - przypomniał sobie Ethan. - Nawet nie zdążyłem się ruszyć w stronę lodówki - dodał.
- To nawet zabawne, gdy mówisz to w ten sposób. Pokręcona jazda, haha… - zaśmiał się Mike, zwracając się do elfa, a ton tego dźwięku zadziwił go niepomiernie.
- Przecież to oczywiste, my musimy być ostro naćpani. Nie wiem czym, nie wiem co mają w tych Stanach, ale odlot jest niezły. - Damien mruczał z przymrużonymi oczami, czekając na cholera wie jakie objawienie.
- Jakby co to ja nadal nic nie rozumiem z tego co mówicie - powiedział zdenerwowany Kane rozglądając się niepewnie po okolicy. - Jeżeli dobrze rozumiem to co sugerujesz myślisz, że doznaliśmy jakiejś zbiorowej halucynacji? Nie jestem pewien czy coś takiego w ogóle istnieje.
- A macie inne logiczne wyjaśnienie? Bo jak już ustaliliśmy, wszyscy chcieli pograć Role Play, ale plan coś nam nie wypalił
- odparł Damien.
- Nagle znaleźliśmy się w raju dla miłośników erpegów - powiedział z przekąsem Ethan. - Takie rzeczy z przenoszeniem się do gry to tylko w książkach. Norton, zdaje się, coś takiego wymyśliła. Całkiem nieźle się czytało. Ale teraz tak na serio... Proponowałbym odłożyć na jakiś czas na bok problemy egzystencjonalne i rozważania “skąd się wzięliśmy” zostawimy filozofom. Jeśli to halucynacja, to jest wściekle realistyczna. Nawet jeśli na nas ktoś testuje najnowsze systemy rzeczywistości wirtualnej...
- Mnie nie pytajcie. Wiecie, ze to jest mój pierwszy raz także równie dobrze mógłbym przypuszczać, że tak jest zawsze gdy się gra sesję RPG
- spróbował zażartować Kane.
- Nie, nie jest - zapewnił go Ethan. - W grze już byśmy sprawdzali, co ciekawego kryje się w środku tego wraku, a my stoimy i gadamy. I ja tam zaraz pójdę, zostawiając ciąg dalszy rozważań na później. Zakładając najgorszą wersję, najmniej prawdopodobną, że nas gdzieś przeniosło... - Raz jeszcze obejrzał własną dłoń, nijak nie pasującą do tego, co tkwiło w jego pamięci. - Ma ktoś zapalniczkę? Albo zapałki? - spytał.
- A co do książek to Nortonki akurat nie czytałem - przyznał się Kane. - Może na początek spróbujmy dość do tego kto jest kim, a wtedy być może znajdziemy pierwszą niewiadomą do rozwiązania tej zagadki. Jak by co to ja jestem Kane, ten prawiczek. Co prawda nie jestem pewien jak wyglądam bo nigdy nie nosiłem zarostu, a tych ciuchach na sobie równie dobrze mogę wyglądać jak jakiś wieśniak gdzieś z Europy Środkowej. Za przeproszeniem oczywiście.

Ethan nie miał zamiaru brać udziału w jałowej dyskusji. Ta ze spokojem mogła poczekać. W przeciwieństwie do morza, które nijak nie chciało czekać i szykowało się do zagarnięcia statku, a przynajmniej tego, co kryło się w jego wnętrzu.
Wyprzedając o kilka kroków nadciągające fale Ethan wszedł do ładowni.
Czerwonawe, pokaźnych rozmiarów kamienie do niczego nie zdały mu się przydatne, ale w skrzynkach...
- Jaja sobie ktoś robi? - mruknął widząc symbole, wyrysowane na wiekach. - Pismo obrazkowe zamiast przywieszek z nazwiskiem? Co to za biuro podróży...
Chwycił skrzynkę oznaczoną rysunkiem łuku, po czym ruszył w stronę wyjścia.
- Chodźcie! - zawołał. - Prezenty rozdają!
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 17-02-2015 o 20:43.
Kerm jest teraz online  
Stary 17-02-2015, 20:26   #15
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Wspólnie

Kane ruszył w stronę towarzysza, który wychodził za gruzów ładowni taszcząc jakąś skrzynię. Na miejscu zorientował się, że jest ich tam jeszcze pięć. Jednocześnie zauważył, że poziom wody powoli, ale stale zaczyna się jakby podnosić.
- Chodźcie pomóc, bo mam wrażenie, że nadciąga przypływ. - Rzucił przez ramię do reszty grupy. Zauważył na skrzyniach różne symbole. Kwestią identyfikacji ich postanowił zająć się później, chociaż stawiając tą, którą niósł zauważył na niej wygrawerowany miecz półtoraręczny. Miał tylko nadzieję, że znajdą prosty schemat rozwiązania tego kodu. Teraz ważniejsze było jak najszybciej zabezpieczyć skrzynie przed wodą. Chwycił pierwszą z brzegu i wytachał ją w ślad za towarzyszem w bezpieczne od wody miejsce. Dwie bezpieczne. Ruszył w kierunku wraku po następną. Jak się reszta ruszy, to zdążymy wyciągnąć wszystkie, pomyślał sobie. Z drugiej strony zastanawiał się. Zadziałali wręcz instynktownie ratując skrzynie, a przecież w nich mogły być całkiem niepotrzebne rzeczy lub też nawet zepsuta żywność lub coś nie mniej bezużytecznego. W drzwiach lekkim krokiem minęła go ruda półelfka, która bez większego wysiłku poderwała do góry kolejną skrzynkę opatrzoną rysunkiem dwóch skrzyżowanych mieczy. W czasie “normalnej” sesji musiałaby się pewnie z takimi rzeczami hamować, ale tu przecież miała swój rozum i mogła korzystać z niego bez ograniczeń.
- No dalej, do roboty! - Ethan spróbował zdopingować co bardziej leniwych towarzyszy niedoli. - Zaraz tu będzie woda i będziemy musieli uciekać na górę.

Co prawda niezbyt chętnie, ale jednak, Damien (który w myślach nazywał siebie zupełnie inaczej) podniósł się z piachu, aby dołączyć do poszukiwań. Może i on sobie coś wygrzebie. Otrzepał spodnie i zgrabnym, wręcz tanecznym krokiem powędrował do skrzynek. Na miejscu doszukał się tej oznaczonej spiczastymi uszami elfa (w końcu posiadał takowe) i nie bez trudu wyrzucił ją na brzeg. Po chwili sam stanął koło niej, zeskakując z wraku, którego kres zdaje się nastanie szybciej, aniżeli można by przypuszczać. Po krótkiej analizie mina mu zrzedła. Pieprzona kłódka na pieprzonej skrzyni. I że co on ma z tym zrobić?! Podrzucić i niech się roztrzaska! Pierwsza radosna myśl uderzyła mu do głowy. Pewnie, a przy okazji pogruchotać wszystko, co kryje się w jej wnętrzu. Rozglądał się bezradnie po okolicy, szukając jakiegoś kamienia albo czegoś podobnego, czym rozwali kłódkę.

- Spróbujmy się dostać na pokład - wspiąć się albo podpłynąć! Może tam będzie coś co wyjaśni naszą sytuację; chociażby dziennik pokładowy! - zawołała Amelia rzucając “swoją” skrzynkę nieco z boku plaży i szukając sposobu by wdrapać się na górę. Dziób był zbyt wysoko - nawet jeśli ktoś by ją podsadził - więc Amy-Lorelai podjęła trudną wspinaczką po skałach, w ostatnim momencie, gdy już była blisko celu poślizgnęła się, straciła równowagę i spadła wprost na Ethana.
- Osz... - Ethan w ostatniej chwili nastawił ręce. I, jakimś dziwnym trafem, udało mu się złapać Amelię, zanim ta zaliczyła bolesny upadek.
Zdumiona dziewczyna zamrugała oczami, a potem parsknęła śmiechem.
- Mój bohaterze! No to jeszcze raz! - półelfka zgramoliła się z jego rąk na ziemię i entuzjastycznie podjęła wspinaczkę. - Tylko nigdzie się stąd nie ruszaj!!
- Słodki ciężar - odparł z uśmiechem, choć rudowłosa już go nie słuchała. - Będę cię asekurować - zapewnił.

Wspinaczka po śliskich od glonów skałach nie była prosta, lecz silne ręce na dole dodawały pewności siebie i półelfka wkrótce znalazła się na pokładzie. Ku jej rozczarowaniu nic tam nie było; zapewne wszystko zmyła już woda. Sztorm? Nadpalony masz mógł, ale nie musiał sugerować uderzenie pioruna. Zaklinowanie statku między widocznymi z daleka skałami już bardziej. Na deskach nie było śladów krwi, ale nie musiało to nic znaczyć.
Jako że dziewczyna już buszowała po pokładzie, Ethan ściągnął buty, które położył poza zasięgiem fal. W chwilę później znalazły się tam skrzynki - i jego, i Amelii.

Nie tracąc czasu dziewczyna zajęła się szukaniem kajuty kapitana. Jej stan świadczył o tym, że ktoś prócz nich musiał przeżyć katastrofę - wybebeszone biurko, szafki… Jeśli tak, dlaczego więc nie poczekał na nich? Nie obudził? Pokręciła głową, sprawdziła wnękę pod koją (nic) i otworzyła przykręcony do podłogi kufer. Bingo! Co prawda nie był to kapitański dziennik, ale ubrania (choć rozmiarowo nadawały się raczej na krasnoluda), sztylet i mały mieszek z pięcioma srebrnikami stanowiły dobrą zachętę do dalszego buszowania po statku. Niestety niespokojne okrzyki z zewnątrz zmusiły ją do pośpiechu.

Nieco rozczarowana brakiem wskazówek odnośnie ich obecnej sytuacji Amelia zapakowała wszystko co znalazła - jej pierwszy w życiu loot, więc nie mogło być przecież inaczej! - w ściągnięty z łóżka koc i wyszła na pokład.
- Juuuhuuuuu!! - zawyła do towarzystwa na plaży wywijając zdobyczą nad głową i rzuciła Ethanowi pakunek, nieco po czasie wołając: Łap!
- Szybciej! Woda przybiera! - zawołał Ethan, cofając się o krok pod ciężarem pakunku. To jego głos słyszała wcześniej.
- Już, już… - Amelia gorączkowo zaczęła rozglądać się po pokładzie i okolicy; z podniesionego wraku miała niezły widok. Morze, morze, klify, morze, znów morze, z przodu plaża, z boku klify… Zatoka jak nic. I nic więcej; przynajmniej na chwilę obecną. Zważywszy na to, że zniecierpliwiony Ethan stał już po pas w wodzie, a Ava z trudem wynosiła swoją paczkę, z westchnieniem opuściła tonącą łajbę by pomóc z resztą skrzynek. Nie przestawała się przy tym uśmiechać. Jej pierwszy w życiu loot!!!
 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 20-02-2015 o 15:38.
Sayane jest offline  
Stary 20-02-2015, 15:28   #16
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Kerm & Korbas

Ledwo wszystkie skrzynki znalazły się poza zasięgiem przypływu Ethan-Kerovan zabrał się za otwieranie “swojej” - tej oznaczonej łukiem. Paskudztwo było - ku jego rozczarowaniu - zamknięte na kłódkę.
Mogliby dołączyć klucz, pomyślał.
- Dziewczyny, nie macie czasem spinki do włosów? - spytał. Stojąca najbliżej Amelia tylko prychnęła.
Co prawda Kerovan nigdy nie próbował otwierać kłódek w taki sposób, ale... Ethan smykałkę do mechanizmów miał, co więc szkodziło spróbować.
Zastanawiając się nad sposobem dotarcia do środka (bez rozbijania wszystkiego w drebiezgi) zaczął przeszukiwać kieszenie w poszukiwaniu grzebienia. Włosy, które w zamyśle miały dodawać romantycznego wyglądu, jakoś dziwnie zaczęły przeszkadzać, włażąc w oczy. Przydałoby się je przeczesać czymś lepszym, niż palce.
W kieszeniach było płótno. Płótno. Jeszcze raz płótno.
Kieszenie się kończyły, aż wreszcie w ostatniej palce Kerovana trafiły na kawałek metalu, wygięty w fantazyjny sposób.


Krasnolud obserwował całą akcję wyładowywania towaru z perspektywy plaży. Wstyd się przyznać, ale pływanie nie było jego najmocniejszą stroną, a nowe ciało zdawało się jeszcze cholerniej nieprzystosowane do tego typu przygód. Co by było, gdyby ześlizgnął się do tego wielkiego morza i utopił? Urojenie czy nie urojenie, Adrason nie chciał przedwcześnie się z tego bajko-koszmaru obudzić. Dlatego siedział po turecku na piasku z założonymi na piersi rękoma i podziwiał swoją brodę, zezując na nią, co mogło się wydawać dość komiczne, gdy ktoś obserwował go z boku. Dopiero działania długowłosego człowieka, który jako jeden z pierwszych ruszył do otwierania skrzyń, odwróciło uwagę krępego osobnika od jego brody.
- Wiecie, Panowie… - odchrząknął cicho i podniósł się z piachu. - Postawię Wam piwo za tę skrzynkę… - burknął tylko, klepiąc ciężką łapą w wieko kufra z wymalowaną na środku okrągłą tarczą.
- Piwo? Sadysta... - mruknął Kerovan, który jakoś nie potrafił dojrzeć choćby butelki z piwem, a co dopiero mówić o ich większej ilości.
Gdy tylko Adrason zobaczył, że zamknięta jest na jakiś cztero-obrazkowy szyfr, mina mu zrzedła.
- Jak niby otworzyć to diabelstwo? - zerknął na kłódkę zabezpieczającą kufer towarzysza i zaklął w języku, którego nigdy przedtem nie słyszał.
- O nie, nie zamienię się. - Kerovan pokręcił głową. - Ale pokaż, co tam masz. Może jakoś wymyślimy. Co dwie głowy... Poza tym cztery symbole to niezbyt wielka ilość kombinacji - pocieszył krasnoluda.
- Kto wie czy nie wystarczająca… - odparł Adrason i ponownie opadł na piach, ścierając z czoła kropelki potu, niemal z wysiłkiem wpatrując się w symbole na skrzynce. - Ciekawe czy działa jak kod PIN, po trzech nieudanych próbach trzeba będzie wpisać PUK… - mówiąc to nadal patrzył na wieko, by po sekundzie grzmotnąć czołem w szyfr. Ocknąwszy się z olśniewającego zamroczenia, począł majstrować przy runach, układając je ostrożnie, tak jak gdzieś głęboko w umyśle miał to zakodowane…
- Ciekawa metoda - mruknął cicho Kerovan, po czym zaczął otwierać kłódkę, blokującą mu dostęp do zawartości skrzyni z łukiem na wierzchu.
- Żyrafa, słoń, wielbłąd, tygrys… - mruczał pod nosem krasnolud, kolejno przestawiając obrazki szyfru. Gdy ostatnia z nich trafiła w zatrzask, wieko skrzypnęło, Adrason usłyszał jak zamek wydaje nieznane klekoczące dźwięki, po czym cały mechanizm wystrzelił niczym grzanka z tostera, a skrzynia stała przed krasnoludem otworem. - Nooo, proszę, proszę… Pozwólcie, że się poczęstuję pierwszy! - radośnie zagrzmiał i począł wywracać cały kufer do góry nogami, wysypując ekwipunek na piasek.
Zawartość okazała się zaskakująco bogata, gdyż w środku znajdował się calutki rynsztunek pasujący w sam raz na krępe ciało krasnoluda, a do tego dwa wspaniałe cacuszka - pięknie zdobiony, groźnie wyglądający topór o dwu ostrzach oraz prawdziwa perełka wśród skarbu - bajecznie świecąca w słońcu mithrilowa tarcza i choć gabarytem nie zachwycała to Adrason zakochał się w niej niemal natychmiast. Zanim jednak zaczął nurkować w ciuchach, wzniósł topór, ważąc go w rękach i spojrzał na Kerovana.
- Nie chcę Ci psuć zabawy, przyjacielu, ale ten sposób będzie chyba skuteczniejszy? - znacząco spojrzał na dzierżoną z zadziwiającą łatwością broń.
- Barbarzyńska metoda - mruknął Kerovan. Po co niszczyć coś, co można przeliczyć na srebro?
Przekręcił klucz, a kłódka otworzyła się ze szczękiem.
Wieko kufra podniosło się z cichym skrzypnięciem, ukazując całkiem ciekawą zawartość.
Ku zdziwieniu (a i radości) Kerovana prócz tego, co pracowicie wypisywał na karcie postaci, znalazła się tam ciesząca dłoń swym ciężarem sakiewka.
Srebro i miedź wysypało się z brzękiem na wieko kufra. Pięć sztuk srebra i trzy razy tyle miedziaków. Na kawałek chleba wystarczy - Kerovan próbował sobie przypomnieć cennik, jaki wczoraj (jeśli to było wczoraj, a nie sto lat temu, albo za rok) przedstawił im Tom.
Schował monety do sakiewki, sakiewkę do kieszeni, po czym zabrał się za oglądanie broni - niby znajomej, a jednak obcej.
Miecz leżał w dłoni niczym robiony na zamówienie, zdobiona grawerunkiem tarcza zdawała się być równocześnie i poręczna, i solidna, a łuk...
Kerovan pogładził go delikatnie, podziwiając kunszt rzemieślnika, który w swe dzieło włożył nie tylko długie godziny pracy. Broń była wprost... magiczna.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 20-02-2015 o 16:25.
Kerm jest teraz online  
Stary 20-02-2015, 16:16   #17
Wiedźmin Właściwy
 
Draugdin's Avatar
 
Reputacja: 1 Draugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputację
Wyglądało na to, że każdy uratował przeznaczoną dla niego skrzynię. Kane przyjrzał się swojej. Drewniana skrzynia średniego rozmiaru, wieko zamknięte na jakąś prymitywną kłódę. Prymitywną czy nie w tej chwili i w tych warunkach nie do otwarcia. Jego analityczny umysł wspomagany przeczytanymi podręcznikami RPG zrobił szybki rachunek i wynik był ten sam. Na tą chwilę nie posiadał niczego co byłoby w stanie pomóc mu otworzyć skrzynię nie rozbijając jej na drzazgi. Kątem ucha słyszał rozmowę towarzyszy.
- Krasnoludzie, za przeproszeniem, jak on nie skorzysta z tak subtelnie zaproponowanej oferty pomocy to ja bym chętnie ją przyjął. - Kane wypowiedział te słowa przyjaznym tonem. Swoją drogą zastanawiał się czy Michał zdaje sobie sprawę z tego, że musi przywyknąć pomału do nazywania go krasnoludem.

Krasnolud chętnie podszedł do kłódki Kane’a i płynnym ruchem topora unicestwił przeszkodę do otwarcia skrzynki. Otworzywszy skrzynię Amy, która także poprosiła o pomoc, w ten sam sposób krasnolud otworzył każdą skrzynię z kłódką, po czym zabrał się za ubieranie ekwipunku. Kilka minut później, w pełni uzbrojony był gotów podbijać ten nieznany, totalnie uroczy świat.

Dzięki uprzejmości krasnoluda skrzynia Kane’a również stanęła otworem. Postanowił zbadać jej zawartość. Podniósł wieko i pierwsze co zobaczył to równo poskładane ubranie na wierzchu którego leżał miecz i sztylet. Przebrał się w miarę możliwości najlepiej jak umiał, gdyż zakładało się to zupełnie inaczej niż jeansy i koszulkę. Na skórzany kaftan naciągnął kolczugę jednocześnie odnotowując jej ciężar, którego nie rozpoznawał. Wydawała mu się wyjątkowo ciężka i ograniczająca ruchy jednak jego ciało - a raczej jego nowe ciało - jakby zupełnie tego nie odczuwało. Na kolczugę nałożył kamizelę bez żadnego herbu. Dopiero na końcu zajął się bronią. Sztylet miał misternie wykonany jelec, a na jego ostrzu ukazał się wygrawerowany napis Draugdin.

Nic to Kane’owi nie mówiło. Przypiał go do pasa. Na samym końcu podniósł miecz. Trzymał kiedyś w ręce jakąś replikę miecza, ale pierwsze co zauważył to fakt, że ten był zupełnie inaczej wyważony. Nie znał się na tym przecież, ale podświadomie wyczuwał, że tak powinien być wyważony miecz to znaczy wręcz idealnie. Przypiął go również do pasa na razie nie wyjmując go z pochwy.

Na dnie skrzyni znalazł sakiewkę z kilkoma nieznanymi srebrnymi monetami. Kurczę, pomyślał sobie, przydało by się lustro.
 
__________________
There can be only One Draugdin!

We're fools to make war on our brothers in arms.
Draugdin jest offline  
Stary 21-02-2015, 13:51   #18
 
Kaeru's Avatar
 
Reputacja: 1 Kaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumny
Wielu znajomych z uczelni używało środków odurzających, żeby znaleźć inspiracje do tworzenia. Cóż, nie oni pierwsi i nie ostatni - o czym przypominały jedne z wielu zajęć historii sztuki. Ava nie miała zamiaru skorzystać z takich technik. Uznawała je za głupie i nieuczciwe. Co w takim razie robiła na plaży, w otoczeniu dziwnie wyglądających ludzi i dlaczego była… elfem? Przyjrzała się uważnie dłoniom, ubraniom jakie miała na sobie. Gdy wstała zauważyła, że nawet patrzy w dół z innej wysokości. No, skoro już się stało i faktycznie ma pierwsze w swoim życiu halucynacje to może powinna je jakoś wykorzystać? Jeśli znajdzie coś godnego uwiecznienia na płótnie…
W milczeniu przysłuchiwała się prowadzonej obok rozmowie. Spróbowała się odezwać, ale zrozumiała, że nie ma nic do dodania. Nigdy nie słyszała, żeby kogoś nagle “przeniosło”, więc odrzuciła tą opcje. Wzięła ze statku skrzynkę, która była jakby przypisana do niej i położyła ją na piachu. Oparła się o nią i pogrążyła w rozmyślaniach. Czy udałoby się jej namalować to morze tak, żeby uchwycić jego głębię? Jak powinna to zrobić? Szybkie pociągnięcia czy precyzyjne ruchy? Gdy się obudzi… ale kiedy to właściwie będzie? Może się już nie obudzi?

Wnętrze umysłu, podświadomość, przeznaczenie, wizja, narkotyczne omamy, czymkolwiek by to nie było - wyraźnie nastawiło się na swego rodzaju zabawę. Towarzysze, czy byli prawdziwi czy wyimaginowani - nie miało w tej chwili znaczenia dla Avy - zdecydowali się wykorzystać dane im możliwości. Może ona też powinna w to zabrnąć? Pewnie i tak to zrobi, znudzona zastanawianiem się, kiedy się obudzi. Podniosła się z piasku i spojrzała na skrzynię o którą do tej pory się opierała. Zamek. Zamki otwiera się kluczem. Jeśli pójść za tokiem myślenia… no… jak mu tam… to skoro byli na statku i jest to jej bagaż - to ma także klucz. Może jest gdzieś w kieszeni? Z lewej? Z prawej? O tutaj!
Pochyliła się nad swoim skarbem i zaczęła grzebać w zamku. Nie zdziwiła się, gdy udało jej się otworzyć skrzynkę - zdziwiła się, gdy zobaczyła jej zawartość. W środku było wszystko to w co wyposażyła Sile. Plecak, suchary, łuk… znalazła też monety: 5 srebrnych i 72 miedziane. Zaczęła pakować wszystko co mogła do plecaka. Nie będzie chodzić ze skrzynią, jest zbyt ciężka i nieporęczna! Wciąż dziwnie było jej się poruszać. Zdecydowała się na granie elfką, bo mają plusy do zręczności i do PM. W żadnym razie nie po to, by teraz siedzieć w ciele swojej postaci! Sile jest smuklejsza i wyższa od Avy. W sumie - to śmieszne uczucie. Jak już się obudzi, to będzie miała o czym opowiadać swoim nowym znajomym! Albo okaże się, że śnili to samo.
 
Kaeru jest offline  
Stary 21-02-2015, 20:32   #19
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Podobnie jak inni Amelia zajęła się “swoją” skrzynką. Wcześniej jednak dokładnie rozłożyła obok zdobyczny koc i jeszcze raz przejrzała łup ze statku - marny bo marny, ale jednak - oraz buty i skarpety. Choć gotówki było całkiem sporo.
- Masz, Michał, łap! - rzuciła chłopakowi marynarskie ubrania w krasnoludzkim rozmiarze, czyli o wielkości i fasonie kwadratowych worków. Sama zaczęła dłubać zdobycznym sztyletem przy kłódce, ale propozycji Polaka nie trzeba jej było powtarzać dwa razy.
- Dzięki, pasuje jak na mnie szyte! - zaśmiał się, prowizorycznie przymierzając zdobycz.
- Może twoje? - zastanowiła się przez chwilę Amelia. Krasnolud kapitanem statku?
- Że niby kapitan? Krasnolud chyba nie znał się na żegludze - stwierdził z namysłem.
- Przytulisz swój topór do mojej skrzynki? - spytała dziewczyna, skupiając się na bieżącym problemie.
- Z nieskrywaną przyjemnością - odparł Mike, od niechcenia opuszczając topór na lichą kłódkę. Trrrach! I skrzynia stała otworem, a w niej…
- Cudeńka… - półelfka z nabożną czcią wyjęła leżące na wierzchu mistrzowsko wykonane miecze oraz owinięty w nieprzemakalne płótno kształt rzeźbionego łuku i położyła na kocu; trochę bała się wyciągać broni z pochew. Podobnie postąpiła ze zwiniętą osobno cięciwą i resztą ekwipunku (miłym zaskoczeniem było to, że sakiewka zawierała monety!); nie mogła pozwolić by coś się rozbiło, ani zapiaszczyło, a sporo tego miała. Opłacało się spędzić pół spotkania dziergając ekwipunek! Zresztą i tak miała już całe spodnie i stopy w piachu, wystarczy.
Chwilę zastanawiała się, czy zmienić ubranie na suche (było takie w zestawie) czy poczekać aż same wyschną; w końcu wybrała drugą opcję, bo słońce przypiekało coraz mocniej. Woda w bukłaku zachlupotała nęcąco, ale Amelia postanowiła wytrzymać; nie wiadomo kiedy natrafią na źródło słodkiej wody. Zamiast tego owinęła głowę obszernym szalem wyciągniętym z kufra. Rozpierała ją energia do jakiej współczesne, naszpikowane chemią ciało nigdy nie byłoby zdolne. Miała ochotę śmiać się, skakać, z radości zrobić salto czy gwiazdę… Co do ostatniego tym razem problemem było właśnie nowe ciało, a raczej jego nie do końca poznane zdolności. Co innego rozpisać zręczność na kartce, a co innego wypróbować ją w praktyce, a dziewczyna nie chciała wygłupić się pierwszego dnia. Z drugiej strony jednak z wariacką wspinaczką poszło jej całkiem nieźle! Zadowolona spojrzała na swoje lekko poobcierane od skał dłonie i postanowiła nie kusić szczęścia dwukrotnie w ciągu jednego dnia… no, może godziny. Z zainteresowaniem zerknęła na ścieżkę wijącą się w górę klifu. Ciekawe dokąd prowadzi. A raczej… do kogo.

Zostawiwszy swoje-nieswoje posortowane rzeczy na kocu, Amelia prewencyjnie posmarowała nos odrobiną oliwy (dziwnie pachniała) i zaczęła spacerować po plaży szukając śladów innych istot niż oni sami. Niestety - albo na szczęście - jedynym znakiem ludzkiej obecności było wygasłe ognisko. Z tego co Amelii-Lorelai podpowiadał jej świeżo nabyty tropicielski zmysł ogień palono tutaj dawno temu. Prócz tego szczątki statku, jakaś rozbita beczka i wszechobecne mewy oraz kraby. Cóż, przynajmniej głód im nie groził, choć nie była pewna czy potrafiłaby przyrządzić te ostatnie mając tylko kociołek i ognisko. Ale zawsze można było spróbować; gdy nadejdzie odpływ na plaży powinno zostać sporo smacznego ekologicznego jedzonka. Jego złapanie i zabicie mogło stanowić pewien problem, ale *jeśli* zostaną tu na dłużej powinna chyba zacząć się przyzwyczajać. Zwłaszcza że łatwiej oprawić rybę niż - dajmy na to - jelenia. Ma bardziej neutralne spojrzenie…
- Znalazłaś coś ciekawego? - spytał Kerovan, zatrzymując się niedaleko półelfki. - Ślady bosych stóp?
- Tylko własnych - Amelia pogmerała swoimi-nieswoimi stopami w ciepłym piasku. - I potencjalny obiad. Albo śniadanie - wskazała wygrzewajace się na piasku skorupiaki.
Kerovan odruchowo odsunął rękaw, by sprawdzić godzinę, a potem spojrzał w niebo.
- No, może trochę spóźnione śniadanie - stwierdził. - Robiłaś to kiedyś? - spytał. - Coś złapać i zjeść? Oczywiście nie na surowo...
- OBIAD? - ryknął krasnolud, podbiegając koślawo w stronę Amy i Ethana, a jego-niejego żołądek głośno zawtórował właścicielowi. - Mamy coś do jedzenia? - spytał rozglądając się dookoła i istotnie zobaczył kilka drobiazgów wartych przyrządzenia.
- A nie wpisałeś sobie w ekwipunek niczego do jedzenia? - zdziwiła się Amelia. Ona miała trochę żelaznych racji (póki co jednak bała zaglądać się do tego akurat worka by zobaczyć czym w rzeczywistości się okazały), ale wolała zostawić je na bliżej nieokreślone “później”. - Chcesz to łap - wskazała Michałowi kraby. - Umiem je przyrządzić… umiałam przynajmniej w tamtym wcieleniu - będzie miała okazję sprawdzić jak miały się stare “skille” do nowych. - I mam kociołek jakby co.
- Cóż... Mi na przykład nie starczyło funduszy na jedzenie - przyznał się Kerovan. - Zawsze uważałem, ze jedzenie to coś, co da się zdobyć na bieżąco. I w sesjach zwykle to działało.
- Masz tu jedzenie, które bieży całkiem energicznie - roześmiała się półelfka. - Zdobywaj!
- Gotowane w słonej wodzie nie będą wymagały soli - zażartował Kerovan. - Złap kilka, a ja nazbieram drew. Ktoś już przygotował nam nawet miejsce.

“No proszę, jak przyszło co do czego to Ethan wymigał się od mokrej roboty i poszedł na łatwiznę”, pomyślała rozczarowana unikiem chłopaka Amelia. Ale przynajmniej dzięki jego inicjatywie pozbierali się na tyle szybko by odzyskać ekwipunek (no i złapał ją na statku!), więc nie był taki zły.


Kane przyglądał się krzątaninie nowo poznanych znajomych - niedoszłych graczy RPG. Zastanawiał się jak łatwo i szybko niektórzy z nich przeszli do porządku dziennego nad tym co się stało. A przecież coś się stało i to coś poważnego i niewytłumaczalnego.
 
Sayane jest offline  
Stary 22-02-2015, 13:44   #20
 
Korbas's Avatar
 
Reputacja: 1 Korbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłość
Na propozycję Ethana krasnolud skinął głową i zacierając ręce ruszył w stronę wody, zbierając z piasku kilka krabów, które następnie sprawnie zabił. Nad rozmyślaniem o kwestii związanej z ich obecnością tutaj zamierzał porozmawiać, gdy jego nowy żołądek da mu w końcu spokój.
- Ktoś kupił do ekwipunku garnek albo patelnie jakąś? - spytał, zaśmiewając się cicho nad obrazem grillowanych krabów. W końcu zebrał ich tyle, że każdy zaspokoi nawet największy głód.

W tym czasie Kerovan spacerował się po plaży, zbierając kawałki drew, które zdały mu się odpowiednie na ognisko - dość duże i, przede wszystkim, suche, tak, by nie dawały dużo dymu. Po co cała okolica miała wiedzieć o ich pobycie.
- Nasza towarzyszka była na tyle przewidująca, ze zaopatrzyła się w kociołek - odpowiedział na pytanie krasnoluda, choć z tego co zdążył zauważyć wielkość naczynia nie była wystarczająca by ugotować posiłek dla sześciu osób. Dla jednego, bardzo głodnego krasnoluda, powinna jednak wystarczyć.
- Na moim kocu jest toporek do drewna! - półelfka wrzasnęła w stronę Ethana. Chłopak wydał pewnie całe złoto na jakieś magiczne cudo, podczas gdy Amelia postawiła na praktyczną różnorodność. Wyglądało na to, że jej przezorność teraz popłaci.
- Dzięki, skorzystam - zapewnił Kerovan. Łamanie desek na kolanie było bardzo widowiskowe, podobnie jak i siekanie drewienek mieczem, ale należało do czynności zdecydowanie mało rozsądnych.
- Słuchajcie tak się zachowujecie jakby to było nasze codzienne życie, ale czy nikt z was się nie zastanawia co się właściwie stało. Co my tu robimy i dlaczego jesteśmy w nie swoich ciałach? Nie dziwi was to? Skąd ten ekwipunek i czy na pewno należeć powinien do nas. Nie żebym miał kryzys egzystencjolnalny, ale coś tu nie gra. A może to jakiś projekt w stylu Avatara? - Kane próbował zachęcić kogoś z pozostałych do dyskusji zanim jak gdyby nigdy nic urządzą sobie piknik na plaży.
- Od samego myślenia nasza sytuacja się nie zmieni, zwłaszcza że nie ma tu nic, co mogłoby nam posłużyć jako wskazówka. Na statku nie było żadnych dokumentów, a przynajmniej nie zdążyłam takich znaleźć - trzeźwo zauważyła Amelia podchodząc z kociołkiem do wody. Żeliwny był, nie jakieś tam aluminium, a z wodą ciężki jak cholera. Statek szybko pogrążał się w morskich odmętach zabierając ze sobą potencjalnie cenne przedmioty i informacje.
- Z pewnością to *jest* realne - pokazała poobcierane od skał dłonie - więc moim zdaniem należy zając się podstawami. Broń, ekwipunek, żywność i woda. Oraz poznanie co nasze nowe ciała potrafią. Proponuję jakiś sparring, czy coś w tym guście. No i wspólne przejrzenie zdobytych gratów, żebyśmy wiedzieli co przydatnego nasza “drużyna” - to słowo wypowiedziała z lekkim przekąsem - posiada na stanie. Na dumanie będzie jeszcze czas. - Albo i nie, dodała w myślach. Przerwała słowotok i postawiła kociołek na piasku czekając aż Ethan rozpali ogień. Nie było żadnego trójnoga, więc chyba będzie musiała wsadzić go prosto do ognia.
- Poza tym możemy równocześnie rozmawiać i pracować. Rozważyć hipotezy i ustalić czy czekamy tutaj na bliżej nieokreślone coś - cud, wytrzeźwienie albo powrót do realności - czy idziemy tam - wskazała na wijącą się wśród klifów ścieżkę - i szukamy informacji na własną rękę. - dodała.
- Nie możemy stać i czekać, aż kawaleria zjawi się na ratunek - poparł ją Kerovan. - Niech to sobie będzie sen, czy nie wiem co, ale ten sen potrafi zaboleć. I poranić. Woda jest mokra, piasek nad wyraz piaszczysty, a miecz, mój przynajmniej, ostry. To jest ciekawe, ale równocześnie wygląda na cholernie niebezpieczne. Zastanawianie się “czy gdy umrę, to się obudzę” może się źle skończyć. Chyba najlepiej będzie założyć najgorsze, czyli że to się dzieje naprawdę, a potem się cieszyć i śmiać z własnej głupoty.
- Dziewczyna ma rację. - donośnym głosem skwitował Mike, zachwycając się nim dogłębnie - Wszystko to jest aż nadto realne - tu nastąpiło donośne burczenie krasnoludzkiego brzucha - dlatego śmiem twierdzić, że to nie sen. Po prostu przyjmij najgorszy możliwy scenariusz i dostosuj się do niego. - poradził Kane’owi krępy osobnik, po czym wziął od Amy sztylet i zaczął przyrządzać kraby.
- A, prawdę mówiąc, nie chcę o tym wcale myśleć - dodał łucznik, spoglądając na chłopaka, który zdaje się miał na imię Kane. - Przynajmniej teraz. To nic nie da.
No i nie chcę oszaleć, pomyślał. Choć może to wszystko dokoła to przejaw szaleństwa.
- Ty jesteś Amelia, prawda? - Ethan zwrócił się do półelfki, która zdecydowanie nie wyglądała na magiczkę.
- Tak - w czasie wcześniejszej rozmowy ten drugi chłopak powiedział, że to jego pierwsza sesja, więc musiał być Kanem; jego postać była jedną z dwóch mężczyzn-ludzi w ekipie. Obrotny młodzieniec dostał więc plakietkę Ethana.*
- Może z kilku większych kamieni zbudujemy coś w stylu paleniska? - zaproponował łucznik.
- To buduj, ja się na tym nie znam - Amelia spojrzała na kupkę krabów sprawnie ukatrupionych przez Michała (na pewno Michała, zareagował na swoje imię). Całe szczęście; bała się, że ktoś będzie chciał je wrzucać na wrzątek, jak na filmach. Perspektywa piszczącego śniadania nie podobała jej się wcale. *

***

Zostawiając innym martwienie się o posiłek i inne przyziemne rzeczy, Ava podeszła do mężczyzny z zarostem, który przedstawił się jako “Kane, ten prawiczek”. Nie jej oceniać czy zmiana wyszła mu na dobre czy złe. Wydawał się równie oburzony tym co się dzieje jak ona zaraz po przebudzeniu się na plaży. Złapała go za policzek, tak jak podczas ich pierwszego spotkania.

***

Zbudowana przez Kerovana konstrukcja z wielkim trudem zasługiwała na miano paleniska. Kociołek stał nieco krzywo, a sam kontruktor kamiennej podstawki pod kociołek nawet sobie wolał nie wyobrażać, ile czasu zajmie szorowanie wspomnianego wcześniej kociołka. Uznał jednak, że sprawiedliwą rzeczą będzie, jeśli za szorowanie weźmie się któryś z obiboków, co to do śniadania nie przyłożyli się w najmniejszym nawet stopniu.
Krasnolud rzutem oka ocenił robotę Kerovana i bez zbędnego komentarza poszedł wypłukać krabie mięso w słonej wodzie, które następnie wylądowało na kupce obok paleniska.
- Krzesiwo też kupiłaś, Amelio? - spytał czekając na jakiś ogień, który wybuchnie z przygotowanego paleniska.
- Oczywiście! - obruszyła się Amelia, po czym zaczęła grzebać wśród ułożonych na kocu rzeczy.
- Jesteś niewiarygodna! - wybuchnął śmiechem Adrason i wykonał gest jakby chciał poklepać ją po plecach (bo wyżej i tak by nie sięgnął), ale po chwili zrezygnował.
- Zwykle MG nie zwracają uwagi na takie pierdoły, ale ja to lubię… tak dla klimatu postaci - stwierdziła wyciągając kamienie. - Kto by pomyślał jak to się przyda…
- A może tak nasza magiczka? - Kerovan rzucił okiem na dziewczynę, która podczas przygotowań tworzyła postać czarodziejki. - Magowie rzucają kule ognia, to mały płomyczek nie powinien być dla nich problemem. Avo? Zechcesz czynić honory? - spytał.
- Fantastycznie! - klasnął w dłonie Krasnolud - Byle szybko bo jestem cholernie głodny!
- Może lepiej nie… to znaczy nie wiadomo co nas tam czeka, prawda? - półelfka niepewnie wskazała na ścieżkę. - Jak tu właściwie jest z tą magią? To znaczy jak powinno było być w naszej sesji? - w tym aspekcie nie słuchała zbytnio wyjaśnień MG.
- Dużo się nie nad tym nie rozwodził, jak nad niczym innym, o czym opowiadał - odpowiedział Michał na pytanie półelfki - Zdaje się, że magia istnieje, może być całkiem groźna i jest wyczerpująca... Coś w ten deseń.

Kane był jakiś cały podminowany i zdenerwowany. Być może było to przyczyną całkowitego braku doświadczenia w zabawie z grami RPG. Być może było to wynikiem jego małomiasteczkowego wychowania. Nic nie pomagało. Nawet gdy dziewczyna, bodajże Ava, przywitała go w podobny sposób jak tam, w XXI wieku. Nie wiedział dlaczego myślał o tym w formacie tam - przecież nawet nie wiedzieli gdzie i kiedy jest to co jest tutaj. Reszta zachowywała się jakby była na studenckim pikniku. To wszystko nałożyło się i eksplodowało wybuchem frustracji i zdenerwowania. Podczas gdy inni w najlepsze krzątali się podczas przygotowań do posiłku, swoją drogą ciekawe co z tego wyjdzie bo przecież co innego ogrywać role, gotuje się posiłek, a co innego robić to w realu i to pierwszy raz w życiu.
Przeszedł się kilka razy w te i we wte po plaży głęboko oddychając próbując się nie co uspokoić. Po czym wrócił do reszty ekipy i powiedział.
- Przepraszam. To wszystko co się nagle wydarzyło trochę mnie przerosło. Jak ewentualnie mogę wam pomóc?
- Dostaniesz kociołek do wyszorowania - zażartował Ethan/Kerovan. - Jeśli, oczywiście, Ava powie “Niech się stanie światło”. Czy też raczej “Zapal się!” - poprawił się.
- O ile pamiętam to skilla “czyszczenie kociołków” chyba nie zanotowałem na karcie postaci - odparł Kane.
- Wiedza to rzecz nabyta - uśmiechnął się Kerovan. - Ale pociesz się, każdy z nas będzie przez to przechodzić. Przez to szorowanie.
- To miał być żart ale jak widzę “coś nieśmieszny ten błazenek” - Kane nieśmiało uśmiechnął się do reszty.
- Nie chciałabym Was martwić… moja postać nie ma kuli ognia ani podobnych zaklęć w swoim repertuarze. Właściwie to… cóż… tylko przesuwa różne rzeczy. Obawiam się, że nie unikniemy rozpalania ognia krzesiwem. Możecie użyć mojego, jeśli poczujecie się z tym lepiej. - Elfka Uśmiechnęła się do nich przepraszająco. Nie planowała, żeby umiejętności wpisywane w KP miały przydać jej się w… tak nietypowej sytuacji.
Kerovan spojrzał na Avę z wyraźnym rozczarowaniem, ale i zdumieniem zarazem.
- Przesuwanie, powiadasz? - spytał. Nie rozumiał, po co komu taki właśnie czar.
- Coś jak.. ja wiem… - poszukała w myślach odpowiedniego słowa. - Telekineza? Liczyłam na to, że Tom będzie oszczędny w liczeniu PM, jeśli będę miała tylko jeden czar.
- Spróbujesz zatem... hm... tradycyjną metodą? - spytał Kerovan. - Krzesiwem, znaczy się?
- Jeśli mi się uda. - Ava podeszła do leżącego gdzieś z boku plecaka i zaczęła przewalać go w poszukiwaniu krzesiwa. Gdzieś z pewnością tu było… zmysł organizacji nie należał do jej zalet. Może na samym dnie? Wyrzuciła wszystko co miała na piach i znalazła go gdzieś pośród swojego ekwipunku. Później posprząta.
- Więc… - podeszła do paleniska i przykucnęła przy nim. - ...to się pociera, nie?
Czarodziejka uderzyła jednym kamieniem o drugi starając się wykrzesać iskrę. Amelia czekała z boku ze swoimi; nie miała większego doświadczenia w takich eksperymentach niż Ava.
Na św. Patryka! Udało się! - pomyślała uradowana elfka, wskrzeszając iskrę.
- JEST! Ha! Wiedziałam, jestem urodzonym geniuszem. - słowa Avy zabrzmiały bardziej jak gdyby próbowała przekonać do tego samą siebie.
- Teraz musisz zacząć dmuchać, bo inaczej się nie rozpali. - zauważył dyskretnie krasnolud, wymownie patrząc na gasnącą powoli iskierkę.
Wdzięczna za radę, która - miała nadzieje - okaże się trafna, Ava dmuchnęła delikatnie w stronę swojego małego, ledwo świecącego dziecka.
Po magicznych podmuchach magicznej rozpalaczki ogniska, iskierka rozjarzyła się, by po kilku minutach, wspomagana dodatkowo intensywnym dmuchaniem krasnoluda - pierwsze ognisko drużyny nie z tego świata stało się faktem! Nie było może wyjątkowo duże ani okazałe, ale jednak ich pierwsze wspólne, które miało zapaść im w pamięci na długie miesiące ciągłej przygody w tym fantastycznym, nieznanym świecie. Kocioł słonej wody z surowym krabim mięsem wylądował na palenisku, by dziesięć minut później zacząć bulgotać, nieustannie rozsiewając po okolicy smakowity zapach gotowanych owoców morza. W oczekiwaniu na posiłek, drużyna rozsiadła się wokół ogniska, przypatrując się wyczynom dziewczyny imieniem Ava, która wyraźnie planowała jakiś pokaz swoich umiejętności magicznych...
 
__________________
Wyłącz się!
Ctrl+W
Korbas jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:24.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172