Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-02-2015, 22:10   #84
Romulus
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
Powrót do Muluk

W Muluk byli jeno parę dni, a jednak Janos Lazarides nie mógł spoglądać obojętnym wzrokiem na skąpane w zachodzącym słońcu mury tego miasta.

Jak chociażby dlatego że to właśnie tutaj coś zaczęło się psuć pomiędzy nim a Arią.

Kamieniem leżało mu to na sercu, a nie widział sposobu by tę sytuację rozplątać. Westchnął i poruszył się w ukryciu, skupiając wzrok na bramie i zamierającym przy niej ruchu. Wkrótce miała zostać zawarta.

Aria, Kumalu i cwaniakowaty Akbar już byli z powrotem w mieście, na zewnątrz pozostawał sam półsmok. Miksturę niewidzialności zużył wcześniej; teraz musiał dostać się do środka w jakiś inny sposób. Albo próbując fortelu - przebierając się albo “podczepiając” do wjeżdżających (nawet dosłownie, gdyby uczepił się wozu), albo w inny sposób. Skrobnął się pazurem po policzku. Zdecydowanie wolał “inny sposób”...


Pomruk w gardle półsmoka był całkowicie niesłyszalny. I bardzo dobrze, bowiem mimo ostrożności wspinaczka jednak nie odbywała się bezgłośnie, czego trudno było oczekiwać przy stukilogramowym cielsku i wysiłku z jakim się wiązała. Chłopak podkradł się pod mury miejskie tak wcześnie po zmroku jak tylko się odważył. Niebo nad morzem na zachodzie było jeszcze rozświetlone, ale zasłonięty przez basztę fragment muru pogrążony był już w głębokiej ciemności i to właśnie Janos miał zamiar wykorzystać. Ostre pazury u dłoni i stóp pozwalały mu znaleźć podparcie tam gdzie w innych okolicznościach trzeba by się posługiwać linami i hakami, a ogromna siła chłopaka sprawiała że piął się powoli ale niepowstrzymanie. Do blanków było już niedaleko.

Naraz zamarł, wczepiony jedną ręką w kamień i z drugą wyciągniętą ku zwieńczeniu murów, gdy z góry dobiegł dźwięk jakby ktoś ciągnął kota za ogon i jednocześnie podtapiał zwierzaka.
Do diabła ciężkiego! - zaklął w duchu. Trzeba było mieć pecha żeby jakiemuś w dupę kopanemu strażnikowi akurat teraz i tutaj zebrało się na dawanie upustu swym zdolnościom wokalnym. Marnym.

Nie tylko Janos Lazarides nie był do nich przekonany. Wściekły wrzask z wnętrza baszty uciął śpiew, z góry rozległo się jedynie obrażone mamrotanie. Za chwilę zaś trzask, potem - zapach tytoniu. Lazarides przylgnął do kamienia gdy pomiędzy wykuszami pojawiła się głowa brudasa, podświetlona ognikiem pełgającym w fajce.

Bezużyteczny cholernik. Płomień odebrał mu całą zdolność widzenia w ciemności. Na wszelki wypadek jednak półsmok powoli podciągnął się i przygotował by chwycić brudasa za gardło i zrzucić z murów. Ten jednak zniknął a jego marudzenie oddaliło się.
- Twoje szczęście, pierdolcu - szepnął Janos. Podciągnął się ostrożnie do szczytu murów. Musiał odnaleźć towarzyszy i to bez zwłoki.


“Morskie głębiny” był najpodlejszym serajem, jaki Janos miał okazję odwiedzić w Muluk. Nawet mimo później pory siedziała tutaj spora grupa stałych bywalców, która raczyła się tanim winem lub kumysem. Bywalcy nie wyglądali na przyjaznych, ani nawet oświeconych. Zakapiorskie mordy czujnie spoglądały na Janosa.
Gdy smok pojawił się w środku rozmowy jakby przycichły i wszyscy czujnym okiem obserwowali nowo przybyłego.
Ktoś z końca sali kiwnął na smoka, zapraszając go do swego stolika. Był to mężczyzna, który przypominał tego, który wręczyl Janosowi i Arii list.

Mimo tego że w ciągu ostatniego roku Lazarides zwiedził z siostrą spory kawałek świata, to nie mógł zaliczyć się do doświadczonych bywalców podobnych przybytków. Po prawdzie, lepiej czułby się w kanałach czy podziemiach. Tym niemniej nie było powodu by się z tym niepotrzebnie zdradzać.

Półsmok rozejrzał się i niedbałym gestem ściągnął kaptur, przeczesał złote włosy palcami. Zerknął na właściciela przybytku po czym podszedł do stolika.
- Można, drogi panie? - zapytał z uśmiechem.
- Siadaj - odparł mężczyzna - To co prawda bezpieczne miejsce, ale nie ma się co afiszować z wyglądem.
Po tych słowach kiwnął na właściciela, a ten przyniósł drugi puchar dla Janosa i nalał do niego wina ze stojącego już na stole miedzianego dzbana.
- Mój pan ucieszy się, że przybyłeś. Choć twoja sytuacja jest nader kłopotliwa, to przyda się nam taki sojusznik, jak ty i twoi towarzysze.
Chłopak obrócił w palcach pucharek. Wcześniej skrzywił się na słowa o możliwości rozpoznania - podejrzewał że na dłuższą metę było to niemożliwe, czy to w klimatach “Czarnego Lwa” czy “Morskich Głębin”, czy też w jakimkolwiek innym miejscu w Muluk, biorąc pod uwagę “sławę” jakiej się nabawił dzięki poczynaniom wrogów drużyny.
- Nie wiem z kim naprawdę mam do czynienia, a radbym wiedzieć - powiedział wreszcie. - Skoro wiecie tyle o nas i naszych ostatnich działaniach, zapewne to zrozumiesz, panie.
Mężczyzna kiwnął ze zrozumieniem głową i rzekł:
- Nazywam się Rashid Bin Haslim i jestem sługą wysłannika Wielkiego Kalifa. Mój pan to Iliash al Umaru. W mieście jesteśmy od kilku dni i obserwujemy, co też tutaj się wyprawia. Do stolicy dotarły meldunki i doniesienia o wielkiej korupcji i demoralizacji. Jesteśmy tutaj, aby temu zaradzić. Na razie jednak musimy zebrać odpowiednie dowody, aby nasze słowa nie zostały zbyt lekko potraktowane. Dlatego też nasze działania są w tym momencie głęboko zakonspirowane. O obecności wysłannika Wielkiego Kalifa wie tylko kilka zaufanych osób. Obserwowaliśmy wasze działania w sprawie żukowych oszustów i podjęliśmy decyzję, że warto zaprosić was do współpracy na chwałę Wielkiego Kalifa i całego kalifatu. Wydaje cię ludźmi honorowymi i użytecznymi. Mój pan nie ma uprzedzeń ani do ajami, ani do smoków, choć jak się zdaje ty masz z nich bardzo niewiele. W mieście jednak huczy o tym, że do Zakhary wróciły smoki. To jednak temat na inną dyskusję. Teraz kilka szczegółów. A może na początek pytanie, czy w ogóle jesteście zainteresowani pomaganiem nam w wyplenieniu zła i zaprowadzenie porządku w Muluk?

Udręczone krzesło zaskrzypiało gdy chłopak odchylił się w bok i do tyłu, pilnując by nie zniszczyć go kolcami wyrastającymi z grzbietu i dbając by mieć na oku klientelę seraju. Nie podobała mu się ta rozmowa, z drugiej strony w jaki sposób miał uzyskać pewność że mężczyzna mówi prawdę? Rzucić go na podłogę i docisnąć kolanem?
- Chciałbym zauważyć że już pierwszego dnia po przybyciu do Muluk doszła nas wieść o obecności wysłannika Wielkiego Kalifa - powiedział spoglądając wprost w oczy mężczyzny. Ten nie sprawiał wrażenia wojownika - był szczupły i dość wątły, a jego dłonie nie wskazywały na ciągły kontakt z bronią. Sugerowało to że co innego jest atutem imć Rashida Bin Haslima i Janos miał się na baczności. - To nie wróży dobrze tej konspiracji i śledztwu - powiedział prosto z mostu.
- Słuszna uwaga. To jednak tylko dowodzi tego, że spisek jest bardzo poważny. Ktoś doniósł o naszej misji. Nikt jednak nie wie, że wysłannik już jest w Muluk. Poza zaufanymi ludźmi, którzy są poza kręgiem podejrzanych. Nie musisz się więc aż tak bardzo obawiać. Misja jest oczywiście ryzykowna. Zwłaszcza w twojej sytuacji, ale ktoś musi zaprowadzić tutaj porządek. Jeżeli nam pomożecie wasze zasługi na pewno zostaną przedstawione Wielkiemu Kalifowi.

Słowa o spisku brzmiały logicznie, ale chłopak napomniał się że dokładnie tego - przekonywujących słów - należało oczekiwać.
- Mówiłeś o korupcji i demoralizacji. To że kupcy są celem oszustów, choć dla nich jest to oczywiście bolesne, moim zdaniem jest zbyt miałkim powodem by zaufany sługa Wielkiego Kalifa miał się nad tym pochylać - myślał na głos. - Więc musi chodzić o coś innego, tym bardziej że oszustwa nie wpisują się w demoralizację. Czego więc szukacie?
- Po raz kolejny muszę ci przyznać rację. Sprawa żukowych oszustów jest tylko niewielkim fragmentem całości. Wedle naszej wiedzy w mieście toczy się cicha wojna pomiędzy kilkoma frakcjami, między innymi dwoma najpotężniejszymi rodzinami. Oszuści, których tropiliście zdają się być kimś spoza miasta. Trudno powiedzieć, co chcą oni dokładnie ugrać. Reszta frakcji dąży niewątpliwie do obalenia legalnej władzy i całkowitego wyrwania się spod wpływów stolicy, a na to nie możemy pozwolić. Jedną z głównych osób, a przynajmniej takich wokół której splata się najwięcej poszlak, jest kapitan milicji Jednooki Abul. To nim zajmiemy się w pierwszej kolejności. Rozumiem, że twoja dociekliwość oznacza również pełne zaangażowanie w sprawę? - spytał na koniec mężczyzna.

Całej rozmowie przysłuchiwał się w milczeniu Kumalu. Janos znał jego zdanie na temat takiej współpracy. Czarnoskóry wojownik znany był ze swego oddania dla Wielkiego Kalifa i obrony kalifatu. Smok musiał więc podjąć decyzję. Czekający na zewnątrz i zabezpieczający tyły Akbar również zdawał się chętny do pomocy, choć z Arią nigdy nie było do końca wiadomo czy przeważy logika czy emocje. Pozostawał oczywiście jeszcze pewien mały szkopuł. Cała ich grupa była poszukiwana listami gończymi, a to mogło być sporym utrudnieniem. Janos wiedział, że nie ma dużo czasu, gdyż sługa wysłannika zaczynał się niecierpliwić.
- To jak drogi panie? Wchodzicie w to? - zapytał ponownie.

Lazarides spojrzał na milczącego wojownika, ciężko wkurzony tym że wbrew jego radzie Kumalu wepchnął się do środka, miast pilnować drogi odwrotu. Nachylił się od imć Rashida Bin Haslima.
- Chcę najpierw ustalić na jakich miałoby to być zasadach. Ty, panie, wraz z wysłannikiem Wielkiego Kalifa - oby bogowie mieli go w swej pieczy - zostałeś tu skierowany w konkretnym celu, wiedząc czego możesz użyć i jakimi metodami prowadząc śledztwo. Czego więc oczekujecie od nas? Co mielibyśmy robić a czego nie? Wiecie że zrzucono na nas winę za śmierć jednego z tutejszych kupców; czy w razie chociażby pochwycenia - co może mieć miejsce - możemy oczekiwać pomocy czy też mamy sobie radzić sami? Co w przypadku gdyby ktoś z nas zginął?

- Czego od was oczekujemy? - powtórzył mężczyzna - Wszelkiej pomocy. Potrzebujemy zebrać jak najwięcej dowodów obciążających skorumpowane osoby i dotrzeć do osób zaangażowanych w spisek. Nie będzie to zadanie łatwe i na pewno ryzykowne. Oczywiście to jak bardzo będziecie chcieli ryzykować zależy od was. zapewne więcej dowiecie się, gdy spotkacie się z moim panem. Już teraz jednak mogę powiedzieć, że jeżeli zdecydujecie się złożyć przysięgę wierności, otoczy on was wszelką opieką i pomocą w razie jakichkolwiek trudności. Nawet jednak bez niej będziecie jego sojusznikami, a tym samym przedstawicielami Wielkiego Kalifa w Muluk. Wiele zależy od okoliczności i trudno teraz mówić o szczegółach. Na pewno jednak mój pan nie będzie traktował was, jak zwykłe najemne psy. W tej chwili potrzebuje on ludzi godnych zaufania i honorowych, a takich nie zostawia się na pastwę losu. Mój pan dostrzegł was potencjał i chce, abyście z nim współpracowali. Już ten fakt powinniście uznać za wielki zaszczyt i dowód, że traktuje on was bardzo poważnie. Czy taka odpowiedź cię satysfakcjonuje panie?

Pod grubą czaszką półsmoka kołatała się natrętna i paskudna myśl o tym że w razie problemów wszystkimi tymi zapewnieniami i przyrzeczeniami będzie mógł sobie co najwyżej zad podetrzeć. Miał wrażenie że mimo całej zewnętrznej, szlachetnej otoczki otaczającej miejscowe zwyczaje Zakhara niewiele różniła się od innych krain. Czego zresztą należało oczekiwać.
- Zgoda - powiedział wreszcie, nie dając po sobie poznać obaw. - Kiedy wysłannik zechciałby nas przyjąć?
Na twarzy Rashida pojawil się szczery uśmiech. Sięgnął on za pazuchę swojej tuniki i wyjął z niej niewielki arkusz papieru zgięty na cztery. Wręczył go Janosowi i powiedział.
- Tutaj jest zapisany adres jednego z naszych zaufanych ludzi w Muluk, a także zaklęcie, które otwiera tylne drzwi jego domu. Jego obecnie tam nie ma, ale to pewny i bezpieczny lokal z którego możecie skorzystać. Mój pan spotka się z wami jutro jeszcze przed pierwszą modlitwą.
- Dziękuję w imieniu swoim i mych towarzyszy - Lazarides schował w sakiewce papier.
- Jeżeli nie masz panie więcej pytań, to myślę, że możemy na tym zakończyć nasze pierwsze spotkanie.
Chłopak skinął głową i naciągnął kaptur.
- Niech bogowie cię strzegą, panie Bin Haslimie. Noce nie są tu zbyt bezpieczne - ukłonił się mężczyźnie.
- Niech światło Selan cię prowadzi panie. Pokój z tobą - Rashid skinął głową i pożegnał się z Janosem i Kumalu.


Tymczasem na zewnątrz seraju, przyczajeni Aria i Akbar obserwowali okolicę. A że była to okolica nader podejrzana musieli zachować wzmożoną czujność. W pobliżu portu kręciło się sporo nieciekawych typów, ale co ważne dla awanturników nigdzie nie było znać członków milicji miejskiej. W obecnej sytuacji to właśnie oni mogli okazać się największym wrogiem drużyny. Aria, gdy tylko ponownie znalazła się w obrębie muluckich murów, nie mogła pozbyć się wrażenia, że jest obserwowana. Mimo jednak wielu prób nie udało jej się nikogo wypatrzyć. Uczucie to stawało się nad wyraz drażniące i niebezpieczne. Dziewczyna nie potrafiła już oddzielić prawdziwych obaw od urojonych lęków, a posiłkowanie się “wykryciem magii” tylko wzmogło jej niepokój. Coś czaiło się na granicy zmysłów, czujne i niewidzialne. Czekająca na brata dziewczynka trzęsła się z nerwów, próbując jak najlepiej strzec półsmoka.
Akbar także nie dostrzegł nic co mogłoby go zaniepokoić. Dzielnica była niewątpliwie podejrzana, ale zdawało się że spotkanie nie jest sprytnie zastawioną na nich pułapką.

Po wyjściu z “Morskich Głębin” brat Arii obejrzał papier.
- Chodźcie, chyba mamy bezpieczne schronienie - powiedział gdy rozczytał i umiejscowił adres. - Opowiem wam wszystko na miejscu.

Nim jednak dotarli do znajdującego się na obrzeżach miasta domostwa (Janos zastanawiał się czy bliskość do murów miejskich była zamierzona czy też nie), niepokój Arii sprawił że półsmok postanowił raz jeszcze spróbować przekonać się czy i kto ich faktycznie śledzi. Dziewczynka tak samo jak on dysponowała zaklęciami wykrywającymi magię, a na ewentualną walkę byli przygotowani - opancerzeni dzięki staraniom Arii i z raniącą magią do dyspozycji. Ale tropiący nie byli łatwym przeciwnikiem.

Była ich trójka, ukrytych pod zaklęciami niewidzialności i trzymających się na tyle daleko by nie dało się ich dopaść jednym skokiem, za to na tyle blisko by zgubienie ich było właściwie niemożliwe. Czuły węch Janosa wychwytywał zapach morskiej bryzy… całkiem podobny do zapachu Arii. Akbar chrzanił coś o wodorostach, ale Lazarides od jakiegoś czasu niespecjalnie dowierzał jego słowom. Może łotrzyk popróbował zbyt wiele kumysu? Przykład bibliotekarza Omara zdradzał że nienawykłych do mocniejszych trunków mieszkańców Zakhary alkohol łatwo mógł upodlić i odebrać im rozum. Nic dziwnego że tarzali się wtedy niby prosięta i w upojeniu paplali od rzeczy.

Postanowił spróbować jeszcze jednego sposobu. Ciśnięty mocną ręką woreczek z mąką i solą eksplodował, posyłając w powietrze gęstą chmurę i oblepiając wyłaniającą się zza węgła, do tej pory niewidzialną postać.

- No proszę… - Lazarides wpatrywał się w miejsce gdzie sylwetka ukazała się na moment i zaraz zniknęła, nie na tyle jednak szybko by nie zdołał zauważyć niezmiernie otyłego kształtu niewielkiej istoty. Dżina, jeśli wzrok mu dopisywał. Mąka zniknęła w ślad za nim - a raczej za nią, bowiem istota wyglądała na kobietę. Dla Janosa nie miało to większego znaczenia, w przypadku dżinów zapewne nie robiło różnicy której płci robiłby wiwisekcję. Komplikowało to jednak sprawy. Dopóki nie wymyśli jakiegoś sposobu, on, Aria i pozostali zapewne będą obiektem ciągłej inwigilacji. A obserwując Malika i Latifiyah w akcji Janos dowiedział się co nieco o możliwościach dżinów i władających nimi sha’irów.

Postąpił parę kroków ku miejscu gdzie “kobieta” zniknęła, z dłońmi na biodrach i w skupieniu przepatrując zaułek. Tropiący gdzieś tutaj byli, półsmok czuł że nie pozbędą się łatwo “ogona”, co było irytujące i groźne. Nie wiedział czyimi niewolnikami byli przybysze - możliwe że sługami wysłannika Kalifa, ale równie dobrze mogli należeć do każdej innej frakcji z którą drużyna zadarła. Musieli uważać.

Janos odwrócił się i poprowadził towarzyszy do schronienia.


- Akbarze, do środka i sprawdź proszę czy dom jest bezpieczny - półsmok szepnął do piaskowego złodziejaszka. Tu jednak Kumalu zgłosił się na ochotnika. Magiczne hasło otworzyło drzwi - Janos przeklął blask którym rozjarzyła się na krótko futryna, ale nie było sposobu by temu zaradzić - i po zwiadzie Kumalu uszczuplona drużyna schroniła się w budynku.

Gdy chłopak zdał relację Arii i Akbarowi i wszyscy powiedzieli co mieli do powiedzenia, naszykował dla siebie i siostry posłanie. Janos miał wrażenie że Aria była chętna wrócić do Muluk tylko i wyłącznie by oddalić się od Adila, medalionu i demonów, ale wcale nie poprawiło to jej nastroju. Nie spierał się z tym co powiedziała o swoich obawach związanych z zatrudnianiem półsmoka przez wysłannika Kalifa; po prawdzie milczał, bowiem kompletnie nie wiedział jaka decyzja usatysfakcjonowałaby siostrę. Opuszczenie Zakhary? Na to potrzebowali pieniędzy, których nie mieli.
- Połóż się i prześpij, ja wezmę straż - powiedział do niej, a nim dziewczynka zasnęła sprawdził raz jeszcze domostwo zaklęciem. Dwa pokoje były zapieczętowane magicznie; podejrzewał że znajdowały się tam zapasy i ekwipunek potrzebne wysłannikowi, ale pewności nie miał. Ostrzegł mężczyzn i napomniał by podzielili się strażami. Potem usiadł obok siostry i strzegł jej snu z cierpliwością kamienia.
 
__________________
Why Do We Fall? So We Can Rise
Romulus jest offline