Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 18-02-2015, 09:45   #81
 
Hazard's Avatar
 
Reputacja: 1 Hazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputację
Zwątpienie Adila

Tym czasem reszta drużyny oczekiwała w napięciu na powrót Shamala ze zwiadu. Adil cały czas bełkotał coś pod nosem bez ładu i składu. Na dodatek jego ciałem co i rusz wstrząsał dreszcz.
- Ja bym go związała - szepnęła Aria do Janosa, mając w pamięci ostatnie agresywne zachowanie Adila.
Nagle Kumalu i Janos spostrzegli, że po wydmie gna wielbłąd bez jeźdźca. Oddalał się on z dużą szybkością od grupy.
Akbar widząc wielbłąda bez jeźdźca ruszył bez namysłu. Cokolwiek spłoszyło wielbłąda raczej na pewno nie zaprosiło Shamala na kumys. Jadąc dobył sejmitar i wypatrywał towarzysza.

W tym czasie Yat podszedł do majaczącego Adila i uklęknął przy nim. Sięgnął do plecaka, z którego wyciągnął niewielki gliniany pojemnik. Podnosząc pokrywkę od razu poczuł silny aromat ziół.
- Mógłby go ktoś przytrzymać? – zapytał towarzyszy. – Może wywar z ziół leczniczych pomoże.
To powiedziawszy zaczął przyrządzać ów specyfik.
Sam zapach ziół sprawił, że Adil jakby się trochę uspokoił. Gdy Yat podał mu w końcu gotowy specifik, chłopak spojrzał wokół nieco bardziej przytomnym wzrokiem. Widać było jednak, że nadal jest zagubiony i przestraszony.
- Czy to się znowu stało?- zapytał.
- Tak. Nie przejmuj się i leż – powiedział uspokajająco Yat. – Już wkrótce dotrzemy do sanktuarium i tam uwolnimy twe serce od demona. Czy podczas gdy byłeś nieprzytomny doznałeś jakichś wizji sennych, bądź słyszałeś jakieś głosy?
- Widziałem jakąś jaskinię… bardzo rozległą... słyszałem jakieś głosy, które mnie wołały do siebie… jakaś siła kazała mi ich słuchać, choć wiedziałem, że nie mogę tego zrobić. Pomóż mi, proszę - wyszeptał Adil - boję się.
- Przeznaczenie wybrało dla Ciebie ciężką i krętą drogę. Mogę wspierać cię w trakcie podróży, jednak to tylko od Ciebie zależy, czy dotrwasz do jej końca. Albowiem tylko ty możesz sprzeciwić się demonowi w twoim sercu. Musisz z nim walczyć Adilu – rzekł Yat. – Demony są niecne i przebiegłe, dlatego czekają aż twa czujność będzie uśpiona, bądź gdy będziesz zlękniony czy zmęczony. Być może zechcesz poświęcić ze mną chwilę czasu podczas zachodu i wschodu słońca na modlitwę i medytację? Jest to zaprawdę oczyszczające i od wiele lat zapewnia mi to siły na każdy nowy dzień. A i może Bogowie udzielą Ci swych łask.
- Bogowie mi już nigdy nie wybaczą mistrzu? - zapytał zlękniony Adil.
- Może, jeśli najpierw ty wybaczysz samemu sobie - poważnie rzekła Aria, uważnie obserwując opętanego. Jaskinia skojarzyła jej się z miejscem uwięzienia zbrodniczego sha’ira, ale nie miałą czasu się nad tym zastanawiać - ważniejsze było bezpieczeństwo ich grupy, które - sądząc po szaleńczym galopie Akbara - było zagrożone.
- Bogowie nigdy nie porzucają wiernych. To jedynie wierni mogą porzucić Bogów – odpowiedział zamyślony. – Jeśli twa wiara i miłość do nich będzie szczera i czysta, to nigdy Cię nie potępią, a za grzechy wybaczą. Być może Bogowie dają Ci w ten sposób szansę na odkupienie win. Kto wie, kim był poprzedni właściciel tego amuletu i co pragnął z nim zrobić. Być może pragnął sprowadzić na Muluk przekleństwo, a ty go powstrzymałeś. Zaprawdę niezbadane są ścieżki Przeznaczenia. Aria ma jednak także rację. Musisz pogodzić się również sam ze sobą, by móc dalej iść przed siebie. Musisz porzucić strach i zwątpienie. Tylko w ten sposób będziesz w stanie przetrwać tę ciężką podróż.
- Tak zrobię mistrzu - odparł Adil - ale nie wiem, czy mi starczy sił. Jestem tylko prostym, biednym człowiekiem. Przeznaczenie się na mnie uwzięło i zsyła wszystko, co najgorsze.
Yat uśmiechnął się.
- Gdyby tak było, to zapewne nie spotkalibyśmy się tamtego dnia przed serajem. Przeznaczenie zna możliwości każdego z nas, i na pewno nie zesłałby Ci przeszkód, których nie byłbyś w stanie pokonać – powiedział Yat, po czym wstał. Wyciągnął dłoń w stronę leżącego Adila. – Czas ruszać Adilu, Przeznaczenie wzywa.
Adil wstał, po czym skłonił się nisko przed Yatem i podziękował mu jeszcze raz za pomoc i nadzieję.
- Święty z ciebie mąż, mistrzu. Bez ciebie byłbym już zgubiony. - chłopak wyraźnie był podbudowany rozmową z mistykiem, ale na jego twarzy nadal malował się grymas strachu.
 
Hazard jest offline  
Stary 18-02-2015, 09:54   #82
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Gdy Shamal wstawał z ziemi tuż obok pojawił się pędzący w galopie Akbar.

- Ghul - powiedział Shamal, otrzepując się z piasku. - Albo inny ożywieniec. Cały popalony i okopcony od ognia. Może to ghule napadły na karawanę. - Skinął głową w kierunku słupa dymu.
- Widziałeś może mojego wielbłąda? - zmienił temat.
- Widziałem. Jesteś cały? Dasz siebie rade przez chwile sam? - spyatał Akbar.
- Tak, tak. Dzięki bogom nic mi się nie stało - odparł Shamal. - Poczekam na ciebie - powiedział. Westchnął. - Przy okazji obejrzę tego... tego stwora.

Wielbłąd daleko nie uciekł, Akbar objechał go wkoło i powoli się zbliżył, przemawiając uspokajająco.

Z oglądaniem ghula Shamal wolał jednak poczekać na powrót Akbara. Skoro niektóre truposze miały tę paskudną cechę, że łaziły po świecie po śmierci, to lepiej było się zabezpieczyć.
Na przykład uciąć łeb, skoro nawet płomienie nie dały rady.

Ghul bez głowy wyglądał mniej więcej tak samo, jak i z głową - definitywnie martwy, jak przystało na truposza. Z tym tylko, że był nad wyraz dobrze ubrany. Jak widać niektóre nieszczęścia nie omijają nikogo, bez względu na zawartość sakiewki.
Ten akurat nie miał tej ostatniej. Truposzom złoto potrzebne nie jest, ale skoro ten nie pozbył się wspaniałej szaty, to i sakiewkę mógłby mieć. Albo chociaż jakiś pierścień, dzięki czemu można by delikwenta rozpoznać.
Na oko przynajmniej sądząc, zbyt długo truposz ghulem nie był.
Widząc, że towarzysz poczynił odpowiednie kroki wobec trupa, tzn. obszukał go Akbar spokojnie podjechał i wręczył mu wodze wielbłąda.
- Coś znalazłeś ciekawego? - zagadnął. - Jak nie to wracajmy do reszty, opętaniec znowu zaczął dawać przedstawienie jak odjeżdżałem.
- Nic ciekawego - odparł Shamal. - Kiedyś był bogatym człowiekiem. Chyba nawet nie tak znowu dawno, bo jeszcze nie zdążył sobie zbytnio zniszczyć ubrania. Z drugiej strony widać, ze ktoś go usiłował spalić, chociaż nie do końca skutecznie. Może właśnie tam, gdzie się tak dymi.
- Może go podpalili zanim się zmienił w to coś… może cierpienie od ognia otworzyło jego umysł na jakiegoś demona?
- Nie wiem. - Shamal pokręcił głową. - Nie wiem, jak ludzie zmieniają się w ghule.
- Wróćmy do naszych - zaproponował. - Może ktoś z nich będzie wiedzieć.

I ruszyli, a wiatr pustynny powiewał ich burnusami.
 
Kerm jest offline  
Stary 20-02-2015, 12:08   #83
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Po długiej i burzliwej naradzie, miejscami przypominającej kłótnię, drużyna rozdzieliła się. Część wróciła do miasta, część zaś ruszyła w kierunku skąd wznosił się w niebo słup dym. Dzień chylił się powoli ku końcowi i ostatnie promienie słońca sprawiały, że na piasku tworzyły się długie cienie.
Wszyscy mieli dziwne przeczucia i obawy. Być może był to wpływ opowieści Shamala o spopielonym ghulu, a może dający się coraz bardziej wyczuć odór śmierci. Im bliżej było miejsca tragedii, tym stawał się on coraz bardziej intensywny.
Shamala zdziwił pewien drobny fakt na który nikt inny nie zwrócił uwagi. Nad miejsce skąd dochodził odór śmierci nie krążyły żadne padlinożerne ptaki. Zazwyczaj w takich okolicznościach już z daleka można było dostrzec sylwetki szybujących sępów, czy też słoniowych orłów, które także gustują w świeżym truchle.
- Czemu tu nie ma sępów? - powiedział cicho Shamal. - Co je odstrasza? - spytał.

Gdy podjechali bliżej ich oczom ukazał się widok iście przerażający. Na środku prowizorycznej osady, czy też obozu ustawiony został wielki stos. Nieomylnie kojarzył się on ze stosem ofiarnym, czy też pogrzebowym. To właśnie z niego wznosił się wysoki słup, gryzącego dymu. Zwierzęta stały się niespokojne i dawały znać swym jeźdźcom, że wolą dalej się nie zbliżać. Wokół stosu walały się resztki namiotów, rozszarpane jakąś potężną siłą szczątki zwierząt oraz ludzi. Część z nich była nadpalona, a część poraniona i okaleczona w okrutny sposób. Najwyraźniej był to obóz jakieś grupy nomadów lub kupców, którzy podróżowali w tej okolicy. Po napastnikach nie było śladu.
- Zostańcie tutaj - powiedział Shamal, zsiadając z wielbłąda i podając uzdę Malikowi. - I niech ktoś objedzie obóz dokoła - poprosił. - Dowiemy się, skąd przybyli napastnicy i dokąd się udali. A ja... rozejrzę się troszkę. Tam. - Skinął głową w stronę obozu.
Z szablą w dłoni, rozglądając się dokoła, ruszył w stronę obozu.


Nomad skulił się, aby być mniej widocznym w tym dość płaskim terenie. Drogę oświetlały mu ostatnie promienie słońca. Im bliżej obozu tym odór śmierci i rozkładu stawał się coraz bardziej duszący i nie do zniesienia. W powietrzu było jeszcze jednak coś jeszcze. Coś czego Shamala nie potrafił zidentyfikować.
Gdy wszedł w obręb obozu niemal natychmiast zauważył, że grupa nie poddała się bez walki. Część okaleczonych ciał miało w dłoniach broń, a pozy w jakich skonali świadczyły o zażartym boju. Nomad nie rozpoznał nikogo, gdyż ciała były zbyt zdeformowane i okaleczone, aby można było tego dokonać. Ślady w obrębie obozu świadczyły o tym, że napastników było co najmniej kilkunastu. Nadeszli oni od wschodu, czyli z kierunku gdzie zmierzała drużyna.

Ubiory nieboszczyków sugerowały, że musiała to być jakaś grupa al-badich lub jakiś mały pustynny klan. W tych okolicach było ich całkiem sporo. Większość ciał wrzucono w obręb stosu i tam tliły się one nadal. Shamal ze zgroza naliczył kilkadziesiąt ciał kobiet, mężczyzn i dzieci.
Kto ich spalił, zaczął się zastanawiać Shamal. Napastnicy? Ale po co?
Przez moment Shamal uważnie nadsłuchiwał, starając się wychwycić jakikolwiek dźwięk.
- Hej, jest tu kto? - spytał. Niezbyt głośno, jakby nie chciał wywołać licha.
Odpowiedź nie nadeszła, ale po swojej prawej stronie nomad zauważył jakiś nieznaczny ruch w stercie szmat, jaka została po dość dużym namiocie.
- Na wszystkich bogów Zakhary! - Shamal cofnął się o krok. - Wyjdź, proszę. Jesteśmy przyjaciółmi - zapewnił. - Nie bój się. Już jest bezpiecznie - dodał.
Na początek chciał załatwić sprawę po dobroci, a dopiero później na siłę wyciągać to “coś”.
Shamal nie zdążył do końca wypowiedzieć swoich słów, gdy spod sterty szmat niemal wyskoczyła mała dziewczyna. Z wojowniczym grymasem na twarzy i jambiyą w dłoni rzuciła się na nomada. Ten bez trudu złapał ją i obezwładnił. Spojrzała je w twarz i pełne nienawiści spojrzenie. Miała ona na sobie swobodna tunikę i przylegającą do głowy burkę.


- Puszczaj! - wysyczała przez zęby - Mój tata cię zabije, jak mnie skrzywdzisz!
- Nie bądź głupia - odpowiedział Shamal. - Nie krzywdzę dzieci.
- Sam jesteś głupi - burknęła dziewczynka i spróbowała się wyrwać Shamalowi.
- Spokojnie, mała. - Shamal nie zamierzał wypuszczać dziewczynki z rąk. - Musimy porozmawiać, a ty nie zachowujesz się jak dobrze wychowana dziewczynka.
- Jak wróci mój tata, to nie będziesz taki odważny. On jest wielkim szejkiem i nie boi się nikogo. - dziewczynka pokazała Shamalowi język i rozjerzała się wokół lekko zdziwiona.
- Powiem twojemu tacie, że jego córka nie umie przyjąć gościa. - Shamal niezbyt się przejął groźbą.
- Gdzie mój tata? - spytała dziewczynka wiodąc wzrokiem po zniszczonym obozie - A mama?
Najwyraźniej dopiero teraz do tego małego dziecka dotarło, co się właściwie stało. Prawdopodobnie byl to skutek szok. Niewinny umysł dziewczynki wymazał z pamięci zle wspomnienia. Dziewczynka spojrzała na Shamala i drżącym głosem spytała:
- Czy oni… zginęli, umarli na śmierć? - w oczach dziecka w momencie pojawiły się ciężki łzy.
- Boję się, że tak - odparł cicho Shamal. - Przyjechaliśmy przed chwilą... i tak zastaliśmy to miejsce. Nie wiemy, czy ktoś zdołał uciec.
- Mój tata, nie mógł zginąć. On jest wielkim wojownikiem. Wielkim wodzem i wszyscy się go boją. Musisz go odszukać. On… on… - dziewczynce zabrakło pomysłów, wyobraźni i zapewne doświadczenia, aby wymyślić, gdzie mógł udać się jej ojciec.

Na wspomnienie o ojcu dziewczynka rozpłakała się i trudno ją było uspokoić. Na szczęście dzięki obecności Yata i mistrza Hasima, dzięki ich spokojnemu usposobieniu i ciepłym słowom po kilkunastu minutach udało się wyciszyć Aishę.
Wychowane na pustyni dziecko było o wiele bardziej odporne niz jego rówieśnicy urodzeni w mieście. Dziewczynka znała śmierć, wiedziała, że ludzie rodzą się i umierają, walczą i giną. Dlatego też zrozumiała, co spotkało jej krewnych. zrozumiała, ale na pewno nie pogodziło się z tym. Shamal wiedział, że to właśnie w takich chwilach rodzą się wielcy ludzie. Aisha mimo, że miała nie więcej jak siedem, osiem lat stała na rozdrożu. Albo jej młody umysł upora się ze stratą i zahartuje jej duszę, albo pogrąży się w marazmie i już na początku swego życia stanie się wypalonym człowiekiem.

Gdy histeria Aishy, bo tak miała na imię ocalała dziewczynka, została w miarę opanowana. Drużyna przystąpiła do delikatnego wypytywania jej o to, co się tak naprawdę stało.
- Słońce dzisiaj mocno grzało - zaczęła dziewczynka - i tata ogłosił postój. Właśnie jedliśmy pyszne daktyle, gdy przyjechali jacyś kupcy. Tata był zdziwiony, ale ich też zaprosił na daktyle. Ci panowie byli dziwni. Tacy jacyś… - Aisha przez chwilę szukała odpowiedniego słowa - zimni - palnęła w końcu, ale nie była zadowolona z tego określenia - Tacy dziwni, po prostu. Tata zaczął z nimi rozmawiać. Chciałam posłuchać, ale mama kazała mi iść do swojego namiotu. Poszłam, choć nie chciało mi się spać. Potem…. potem przyszła do mnie mama i powiedziała, żebym się schowała, gdzieś w namiocie bo będziemy się bawić w chowanego. Ucieszyłam się i schowałam pod taki ciężki dywan, który tata kupił w mieście. Potem były jakieś krzyki i hałasy, ale ja się nie bałam. Dorośli czasami tak krzyczą, prawda? A potem… a potem… - dziewczynce znowu załamał się głos i w oczach pojawiły się łzy - potem ktoś straszny mnie znalazł. Był taki wysoki - Aisha pokazał dłonią najwyżej jak umiała - i miała taką pociętą twarz. Strasznie śmierdział. Uciekłam mu. Wyjęłam moją jambiyę i schowałam się w namiocie wujka. A potem to ty przyszedłeś - wskazała na Shamala.
- Byłaś bardzo dzielna i bardzo mądrze zrobiłaś - zapewnił ją Shamal.
- Zaprawdę Przeznaczenie potrafi prowadzić okrutnymi ścieżkami… - rzekł do siebie Yat, po czym ukląkł przed dziewczynką. – Masz może jakichś krewnych w okolicy? Kogoś kto mógłby zapewnić Ci dom i wyżywienie?
- Tu jest mój dom - odparła dziewczynka pokazując zniszczony obóz i okalającą go pustynię.
- A jak zwał się twój klan, Aisho? - spytał Shamal.
- Jesteśmy Dzieci Złotego Skorpiona - odparła z dumą dziewczynka pokazując jednocześnie tatuaż na lewym przedramieniu. Shamal znał ten klan, należał on do Domu Uqab, zwanego także Ligą Sępów. Przewodził mu szejk Hanjar al-Haqara. Dom ten składa się z około 3000 tysięcy osób podzielonych na kilkanaście plemion, między innymi właśnie Dzieci Złotego Skorpiona. Klany należące do tego domu uważane są za wyrzutków pustyni. Często trudnią się rabunkiem, porwaniami, a nawet mordowaniem za pieniądze. Sami siebie uważają za Oświeconych, ale inne plemiona mają na ten temat odmienne zdanie. Część z klanów należących do tego domu uznaje władzę Wielekigo Kalifa tylko z pozoru, a część dalej czci bogów pustyni. Cały Dom Uqab znany jest z bliskich kontaktów z Bractwem Prawdziwego Płomienia.
Shamal spojrzał na dymiący się stos i przez myśl przemknęła mu nawet myśl, że to co się tutaj stało mogło być rodzajem wewnętrznych porachunków pomiędzy członkami tego domu. Wiele się mówiło o pogańskich praktykach, którym się oddają. Mogłoby tak być, gdyby nie napotkany wcześniej ghul. Ten jeden szczegół nie pasował do całości obrazu.
- Aisho... - zaczął Shamal. Już chciał jej powiedzieć, ze zawiezie ją do szejka Abdula il-Salun al-Makharii, przywódcy klanu Lisów Pustyni, ale to raczej było nie po drodze.
- Zabierzemy cię ze sobą - powiedział.
Spojrzał na Yata.
- Ja się tu jeszcze rozejrzę - powiedział - a wy odejdźcie kawałek stąd - poprosił.

Shamal po raz kolejny zaczął krążyć po pobojowisku. Rozglądał się, analizował i próbował wywnioskować co się tutaj dokładnie stało. Jeżeli wierzyć słowom Aishy, to do obozu nomadów przybyła jakaś grupa mężczyzn. Przywódca klanu ich nie znał i zdziwiło go ich przybycie. Z jakiś jednak powodów udzielił im gościny. Trudno było stwierdzić, czy mieli oni coś wspólnego z napadem. Pewne jednak było to, że poza ciałami członków klanu w obrębie obozu nie było żadnych innych ciał. Czy ci mężczyźni byli tylko sposobem na uśpienie czujności szejka, czy to oni rozpoczęli atak, tego nie dało się stwierdzić patrząc na pozostałości bitwy. Pewne było natomiast to, że ktoś zaatakował obóz. Przeciwników nie było wielu sądząc po śladach. Musieli być jednak, albo doskonale wyszkoleni, albo wykorzystali zaskoczenie nomadów, albo mieli jakieś, choćby magiczne wsparcie. Skutek ataku był taki, że większość klanu poległa w walce. Ci którzy przeżyli zostali rzuceni na stos, prawdopodobnie w formie ofiary dla jakiegoś pogańskiego boga. Kim byli agresorzy? W tym momencie Shamal nie miał zbyt wielu dowodów na to, aby ze stu procentową pewnością to powiedzieć. Wiele wskazywało na magów rozkładu o których słyszeli w Muluk. Nomad wiedział o nich jednak zbyt mało, aby powiedzieć, czy takie praktyki są w ich zwyczajach. Mając jednak na uwadze fakt, że ci czarownicy obcowali ze śmiercią, wskrzeszali ludzi i czynili z nich bezwolne potwory można było zakładać, że tak właśnie jest. Możliwe jednak, że było to jednak ktoś zupełnie inny.
Z wartościowych rzeczy Shamal znalazł tylko kilka sztuk dobrze wykonanej broni. Reszta uległa zniszczeniu lub została zarabowana. Niewiele, jak na wsparcie dla małej sieroty.
- Musimy jak najszybciej stąd odjechać - powiedział. - I najlepiej będzie, jeśli zatrzymamy się dopiero rankiem.
 
Kerm jest offline  
Stary 20-02-2015, 22:10   #84
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
Powrót do Muluk

W Muluk byli jeno parę dni, a jednak Janos Lazarides nie mógł spoglądać obojętnym wzrokiem na skąpane w zachodzącym słońcu mury tego miasta.

Jak chociażby dlatego że to właśnie tutaj coś zaczęło się psuć pomiędzy nim a Arią.

Kamieniem leżało mu to na sercu, a nie widział sposobu by tę sytuację rozplątać. Westchnął i poruszył się w ukryciu, skupiając wzrok na bramie i zamierającym przy niej ruchu. Wkrótce miała zostać zawarta.

Aria, Kumalu i cwaniakowaty Akbar już byli z powrotem w mieście, na zewnątrz pozostawał sam półsmok. Miksturę niewidzialności zużył wcześniej; teraz musiał dostać się do środka w jakiś inny sposób. Albo próbując fortelu - przebierając się albo “podczepiając” do wjeżdżających (nawet dosłownie, gdyby uczepił się wozu), albo w inny sposób. Skrobnął się pazurem po policzku. Zdecydowanie wolał “inny sposób”...


Pomruk w gardle półsmoka był całkowicie niesłyszalny. I bardzo dobrze, bowiem mimo ostrożności wspinaczka jednak nie odbywała się bezgłośnie, czego trudno było oczekiwać przy stukilogramowym cielsku i wysiłku z jakim się wiązała. Chłopak podkradł się pod mury miejskie tak wcześnie po zmroku jak tylko się odważył. Niebo nad morzem na zachodzie było jeszcze rozświetlone, ale zasłonięty przez basztę fragment muru pogrążony był już w głębokiej ciemności i to właśnie Janos miał zamiar wykorzystać. Ostre pazury u dłoni i stóp pozwalały mu znaleźć podparcie tam gdzie w innych okolicznościach trzeba by się posługiwać linami i hakami, a ogromna siła chłopaka sprawiała że piął się powoli ale niepowstrzymanie. Do blanków było już niedaleko.

Naraz zamarł, wczepiony jedną ręką w kamień i z drugą wyciągniętą ku zwieńczeniu murów, gdy z góry dobiegł dźwięk jakby ktoś ciągnął kota za ogon i jednocześnie podtapiał zwierzaka.
Do diabła ciężkiego! - zaklął w duchu. Trzeba było mieć pecha żeby jakiemuś w dupę kopanemu strażnikowi akurat teraz i tutaj zebrało się na dawanie upustu swym zdolnościom wokalnym. Marnym.

Nie tylko Janos Lazarides nie był do nich przekonany. Wściekły wrzask z wnętrza baszty uciął śpiew, z góry rozległo się jedynie obrażone mamrotanie. Za chwilę zaś trzask, potem - zapach tytoniu. Lazarides przylgnął do kamienia gdy pomiędzy wykuszami pojawiła się głowa brudasa, podświetlona ognikiem pełgającym w fajce.

Bezużyteczny cholernik. Płomień odebrał mu całą zdolność widzenia w ciemności. Na wszelki wypadek jednak półsmok powoli podciągnął się i przygotował by chwycić brudasa za gardło i zrzucić z murów. Ten jednak zniknął a jego marudzenie oddaliło się.
- Twoje szczęście, pierdolcu - szepnął Janos. Podciągnął się ostrożnie do szczytu murów. Musiał odnaleźć towarzyszy i to bez zwłoki.


“Morskie głębiny” był najpodlejszym serajem, jaki Janos miał okazję odwiedzić w Muluk. Nawet mimo później pory siedziała tutaj spora grupa stałych bywalców, która raczyła się tanim winem lub kumysem. Bywalcy nie wyglądali na przyjaznych, ani nawet oświeconych. Zakapiorskie mordy czujnie spoglądały na Janosa.
Gdy smok pojawił się w środku rozmowy jakby przycichły i wszyscy czujnym okiem obserwowali nowo przybyłego.
Ktoś z końca sali kiwnął na smoka, zapraszając go do swego stolika. Był to mężczyzna, który przypominał tego, który wręczyl Janosowi i Arii list.

Mimo tego że w ciągu ostatniego roku Lazarides zwiedził z siostrą spory kawałek świata, to nie mógł zaliczyć się do doświadczonych bywalców podobnych przybytków. Po prawdzie, lepiej czułby się w kanałach czy podziemiach. Tym niemniej nie było powodu by się z tym niepotrzebnie zdradzać.

Półsmok rozejrzał się i niedbałym gestem ściągnął kaptur, przeczesał złote włosy palcami. Zerknął na właściciela przybytku po czym podszedł do stolika.
- Można, drogi panie? - zapytał z uśmiechem.
- Siadaj - odparł mężczyzna - To co prawda bezpieczne miejsce, ale nie ma się co afiszować z wyglądem.
Po tych słowach kiwnął na właściciela, a ten przyniósł drugi puchar dla Janosa i nalał do niego wina ze stojącego już na stole miedzianego dzbana.
- Mój pan ucieszy się, że przybyłeś. Choć twoja sytuacja jest nader kłopotliwa, to przyda się nam taki sojusznik, jak ty i twoi towarzysze.
Chłopak obrócił w palcach pucharek. Wcześniej skrzywił się na słowa o możliwości rozpoznania - podejrzewał że na dłuższą metę było to niemożliwe, czy to w klimatach “Czarnego Lwa” czy “Morskich Głębin”, czy też w jakimkolwiek innym miejscu w Muluk, biorąc pod uwagę “sławę” jakiej się nabawił dzięki poczynaniom wrogów drużyny.
- Nie wiem z kim naprawdę mam do czynienia, a radbym wiedzieć - powiedział wreszcie. - Skoro wiecie tyle o nas i naszych ostatnich działaniach, zapewne to zrozumiesz, panie.
Mężczyzna kiwnął ze zrozumieniem głową i rzekł:
- Nazywam się Rashid Bin Haslim i jestem sługą wysłannika Wielkiego Kalifa. Mój pan to Iliash al Umaru. W mieście jesteśmy od kilku dni i obserwujemy, co też tutaj się wyprawia. Do stolicy dotarły meldunki i doniesienia o wielkiej korupcji i demoralizacji. Jesteśmy tutaj, aby temu zaradzić. Na razie jednak musimy zebrać odpowiednie dowody, aby nasze słowa nie zostały zbyt lekko potraktowane. Dlatego też nasze działania są w tym momencie głęboko zakonspirowane. O obecności wysłannika Wielkiego Kalifa wie tylko kilka zaufanych osób. Obserwowaliśmy wasze działania w sprawie żukowych oszustów i podjęliśmy decyzję, że warto zaprosić was do współpracy na chwałę Wielkiego Kalifa i całego kalifatu. Wydaje cię ludźmi honorowymi i użytecznymi. Mój pan nie ma uprzedzeń ani do ajami, ani do smoków, choć jak się zdaje ty masz z nich bardzo niewiele. W mieście jednak huczy o tym, że do Zakhary wróciły smoki. To jednak temat na inną dyskusję. Teraz kilka szczegółów. A może na początek pytanie, czy w ogóle jesteście zainteresowani pomaganiem nam w wyplenieniu zła i zaprowadzenie porządku w Muluk?

Udręczone krzesło zaskrzypiało gdy chłopak odchylił się w bok i do tyłu, pilnując by nie zniszczyć go kolcami wyrastającymi z grzbietu i dbając by mieć na oku klientelę seraju. Nie podobała mu się ta rozmowa, z drugiej strony w jaki sposób miał uzyskać pewność że mężczyzna mówi prawdę? Rzucić go na podłogę i docisnąć kolanem?
- Chciałbym zauważyć że już pierwszego dnia po przybyciu do Muluk doszła nas wieść o obecności wysłannika Wielkiego Kalifa - powiedział spoglądając wprost w oczy mężczyzny. Ten nie sprawiał wrażenia wojownika - był szczupły i dość wątły, a jego dłonie nie wskazywały na ciągły kontakt z bronią. Sugerowało to że co innego jest atutem imć Rashida Bin Haslima i Janos miał się na baczności. - To nie wróży dobrze tej konspiracji i śledztwu - powiedział prosto z mostu.
- Słuszna uwaga. To jednak tylko dowodzi tego, że spisek jest bardzo poważny. Ktoś doniósł o naszej misji. Nikt jednak nie wie, że wysłannik już jest w Muluk. Poza zaufanymi ludźmi, którzy są poza kręgiem podejrzanych. Nie musisz się więc aż tak bardzo obawiać. Misja jest oczywiście ryzykowna. Zwłaszcza w twojej sytuacji, ale ktoś musi zaprowadzić tutaj porządek. Jeżeli nam pomożecie wasze zasługi na pewno zostaną przedstawione Wielkiemu Kalifowi.

Słowa o spisku brzmiały logicznie, ale chłopak napomniał się że dokładnie tego - przekonywujących słów - należało oczekiwać.
- Mówiłeś o korupcji i demoralizacji. To że kupcy są celem oszustów, choć dla nich jest to oczywiście bolesne, moim zdaniem jest zbyt miałkim powodem by zaufany sługa Wielkiego Kalifa miał się nad tym pochylać - myślał na głos. - Więc musi chodzić o coś innego, tym bardziej że oszustwa nie wpisują się w demoralizację. Czego więc szukacie?
- Po raz kolejny muszę ci przyznać rację. Sprawa żukowych oszustów jest tylko niewielkim fragmentem całości. Wedle naszej wiedzy w mieście toczy się cicha wojna pomiędzy kilkoma frakcjami, między innymi dwoma najpotężniejszymi rodzinami. Oszuści, których tropiliście zdają się być kimś spoza miasta. Trudno powiedzieć, co chcą oni dokładnie ugrać. Reszta frakcji dąży niewątpliwie do obalenia legalnej władzy i całkowitego wyrwania się spod wpływów stolicy, a na to nie możemy pozwolić. Jedną z głównych osób, a przynajmniej takich wokół której splata się najwięcej poszlak, jest kapitan milicji Jednooki Abul. To nim zajmiemy się w pierwszej kolejności. Rozumiem, że twoja dociekliwość oznacza również pełne zaangażowanie w sprawę? - spytał na koniec mężczyzna.

Całej rozmowie przysłuchiwał się w milczeniu Kumalu. Janos znał jego zdanie na temat takiej współpracy. Czarnoskóry wojownik znany był ze swego oddania dla Wielkiego Kalifa i obrony kalifatu. Smok musiał więc podjąć decyzję. Czekający na zewnątrz i zabezpieczający tyły Akbar również zdawał się chętny do pomocy, choć z Arią nigdy nie było do końca wiadomo czy przeważy logika czy emocje. Pozostawał oczywiście jeszcze pewien mały szkopuł. Cała ich grupa była poszukiwana listami gończymi, a to mogło być sporym utrudnieniem. Janos wiedział, że nie ma dużo czasu, gdyż sługa wysłannika zaczynał się niecierpliwić.
- To jak drogi panie? Wchodzicie w to? - zapytał ponownie.

Lazarides spojrzał na milczącego wojownika, ciężko wkurzony tym że wbrew jego radzie Kumalu wepchnął się do środka, miast pilnować drogi odwrotu. Nachylił się od imć Rashida Bin Haslima.
- Chcę najpierw ustalić na jakich miałoby to być zasadach. Ty, panie, wraz z wysłannikiem Wielkiego Kalifa - oby bogowie mieli go w swej pieczy - zostałeś tu skierowany w konkretnym celu, wiedząc czego możesz użyć i jakimi metodami prowadząc śledztwo. Czego więc oczekujecie od nas? Co mielibyśmy robić a czego nie? Wiecie że zrzucono na nas winę za śmierć jednego z tutejszych kupców; czy w razie chociażby pochwycenia - co może mieć miejsce - możemy oczekiwać pomocy czy też mamy sobie radzić sami? Co w przypadku gdyby ktoś z nas zginął?

- Czego od was oczekujemy? - powtórzył mężczyzna - Wszelkiej pomocy. Potrzebujemy zebrać jak najwięcej dowodów obciążających skorumpowane osoby i dotrzeć do osób zaangażowanych w spisek. Nie będzie to zadanie łatwe i na pewno ryzykowne. Oczywiście to jak bardzo będziecie chcieli ryzykować zależy od was. zapewne więcej dowiecie się, gdy spotkacie się z moim panem. Już teraz jednak mogę powiedzieć, że jeżeli zdecydujecie się złożyć przysięgę wierności, otoczy on was wszelką opieką i pomocą w razie jakichkolwiek trudności. Nawet jednak bez niej będziecie jego sojusznikami, a tym samym przedstawicielami Wielkiego Kalifa w Muluk. Wiele zależy od okoliczności i trudno teraz mówić o szczegółach. Na pewno jednak mój pan nie będzie traktował was, jak zwykłe najemne psy. W tej chwili potrzebuje on ludzi godnych zaufania i honorowych, a takich nie zostawia się na pastwę losu. Mój pan dostrzegł was potencjał i chce, abyście z nim współpracowali. Już ten fakt powinniście uznać za wielki zaszczyt i dowód, że traktuje on was bardzo poważnie. Czy taka odpowiedź cię satysfakcjonuje panie?

Pod grubą czaszką półsmoka kołatała się natrętna i paskudna myśl o tym że w razie problemów wszystkimi tymi zapewnieniami i przyrzeczeniami będzie mógł sobie co najwyżej zad podetrzeć. Miał wrażenie że mimo całej zewnętrznej, szlachetnej otoczki otaczającej miejscowe zwyczaje Zakhara niewiele różniła się od innych krain. Czego zresztą należało oczekiwać.
- Zgoda - powiedział wreszcie, nie dając po sobie poznać obaw. - Kiedy wysłannik zechciałby nas przyjąć?
Na twarzy Rashida pojawil się szczery uśmiech. Sięgnął on za pazuchę swojej tuniki i wyjął z niej niewielki arkusz papieru zgięty na cztery. Wręczył go Janosowi i powiedział.
- Tutaj jest zapisany adres jednego z naszych zaufanych ludzi w Muluk, a także zaklęcie, które otwiera tylne drzwi jego domu. Jego obecnie tam nie ma, ale to pewny i bezpieczny lokal z którego możecie skorzystać. Mój pan spotka się z wami jutro jeszcze przed pierwszą modlitwą.
- Dziękuję w imieniu swoim i mych towarzyszy - Lazarides schował w sakiewce papier.
- Jeżeli nie masz panie więcej pytań, to myślę, że możemy na tym zakończyć nasze pierwsze spotkanie.
Chłopak skinął głową i naciągnął kaptur.
- Niech bogowie cię strzegą, panie Bin Haslimie. Noce nie są tu zbyt bezpieczne - ukłonił się mężczyźnie.
- Niech światło Selan cię prowadzi panie. Pokój z tobą - Rashid skinął głową i pożegnał się z Janosem i Kumalu.


Tymczasem na zewnątrz seraju, przyczajeni Aria i Akbar obserwowali okolicę. A że była to okolica nader podejrzana musieli zachować wzmożoną czujność. W pobliżu portu kręciło się sporo nieciekawych typów, ale co ważne dla awanturników nigdzie nie było znać członków milicji miejskiej. W obecnej sytuacji to właśnie oni mogli okazać się największym wrogiem drużyny. Aria, gdy tylko ponownie znalazła się w obrębie muluckich murów, nie mogła pozbyć się wrażenia, że jest obserwowana. Mimo jednak wielu prób nie udało jej się nikogo wypatrzyć. Uczucie to stawało się nad wyraz drażniące i niebezpieczne. Dziewczyna nie potrafiła już oddzielić prawdziwych obaw od urojonych lęków, a posiłkowanie się “wykryciem magii” tylko wzmogło jej niepokój. Coś czaiło się na granicy zmysłów, czujne i niewidzialne. Czekająca na brata dziewczynka trzęsła się z nerwów, próbując jak najlepiej strzec półsmoka.
Akbar także nie dostrzegł nic co mogłoby go zaniepokoić. Dzielnica była niewątpliwie podejrzana, ale zdawało się że spotkanie nie jest sprytnie zastawioną na nich pułapką.

Po wyjściu z “Morskich Głębin” brat Arii obejrzał papier.
- Chodźcie, chyba mamy bezpieczne schronienie - powiedział gdy rozczytał i umiejscowił adres. - Opowiem wam wszystko na miejscu.

Nim jednak dotarli do znajdującego się na obrzeżach miasta domostwa (Janos zastanawiał się czy bliskość do murów miejskich była zamierzona czy też nie), niepokój Arii sprawił że półsmok postanowił raz jeszcze spróbować przekonać się czy i kto ich faktycznie śledzi. Dziewczynka tak samo jak on dysponowała zaklęciami wykrywającymi magię, a na ewentualną walkę byli przygotowani - opancerzeni dzięki staraniom Arii i z raniącą magią do dyspozycji. Ale tropiący nie byli łatwym przeciwnikiem.

Była ich trójka, ukrytych pod zaklęciami niewidzialności i trzymających się na tyle daleko by nie dało się ich dopaść jednym skokiem, za to na tyle blisko by zgubienie ich było właściwie niemożliwe. Czuły węch Janosa wychwytywał zapach morskiej bryzy… całkiem podobny do zapachu Arii. Akbar chrzanił coś o wodorostach, ale Lazarides od jakiegoś czasu niespecjalnie dowierzał jego słowom. Może łotrzyk popróbował zbyt wiele kumysu? Przykład bibliotekarza Omara zdradzał że nienawykłych do mocniejszych trunków mieszkańców Zakhary alkohol łatwo mógł upodlić i odebrać im rozum. Nic dziwnego że tarzali się wtedy niby prosięta i w upojeniu paplali od rzeczy.

Postanowił spróbować jeszcze jednego sposobu. Ciśnięty mocną ręką woreczek z mąką i solą eksplodował, posyłając w powietrze gęstą chmurę i oblepiając wyłaniającą się zza węgła, do tej pory niewidzialną postać.

- No proszę… - Lazarides wpatrywał się w miejsce gdzie sylwetka ukazała się na moment i zaraz zniknęła, nie na tyle jednak szybko by nie zdołał zauważyć niezmiernie otyłego kształtu niewielkiej istoty. Dżina, jeśli wzrok mu dopisywał. Mąka zniknęła w ślad za nim - a raczej za nią, bowiem istota wyglądała na kobietę. Dla Janosa nie miało to większego znaczenia, w przypadku dżinów zapewne nie robiło różnicy której płci robiłby wiwisekcję. Komplikowało to jednak sprawy. Dopóki nie wymyśli jakiegoś sposobu, on, Aria i pozostali zapewne będą obiektem ciągłej inwigilacji. A obserwując Malika i Latifiyah w akcji Janos dowiedział się co nieco o możliwościach dżinów i władających nimi sha’irów.

Postąpił parę kroków ku miejscu gdzie “kobieta” zniknęła, z dłońmi na biodrach i w skupieniu przepatrując zaułek. Tropiący gdzieś tutaj byli, półsmok czuł że nie pozbędą się łatwo “ogona”, co było irytujące i groźne. Nie wiedział czyimi niewolnikami byli przybysze - możliwe że sługami wysłannika Kalifa, ale równie dobrze mogli należeć do każdej innej frakcji z którą drużyna zadarła. Musieli uważać.

Janos odwrócił się i poprowadził towarzyszy do schronienia.


- Akbarze, do środka i sprawdź proszę czy dom jest bezpieczny - półsmok szepnął do piaskowego złodziejaszka. Tu jednak Kumalu zgłosił się na ochotnika. Magiczne hasło otworzyło drzwi - Janos przeklął blask którym rozjarzyła się na krótko futryna, ale nie było sposobu by temu zaradzić - i po zwiadzie Kumalu uszczuplona drużyna schroniła się w budynku.

Gdy chłopak zdał relację Arii i Akbarowi i wszyscy powiedzieli co mieli do powiedzenia, naszykował dla siebie i siostry posłanie. Janos miał wrażenie że Aria była chętna wrócić do Muluk tylko i wyłącznie by oddalić się od Adila, medalionu i demonów, ale wcale nie poprawiło to jej nastroju. Nie spierał się z tym co powiedziała o swoich obawach związanych z zatrudnianiem półsmoka przez wysłannika Kalifa; po prawdzie milczał, bowiem kompletnie nie wiedział jaka decyzja usatysfakcjonowałaby siostrę. Opuszczenie Zakhary? Na to potrzebowali pieniędzy, których nie mieli.
- Połóż się i prześpij, ja wezmę straż - powiedział do niej, a nim dziewczynka zasnęła sprawdził raz jeszcze domostwo zaklęciem. Dwa pokoje były zapieczętowane magicznie; podejrzewał że znajdowały się tam zapasy i ekwipunek potrzebne wysłannikowi, ale pewności nie miał. Ostrzegł mężczyzn i napomniał by podzielili się strażami. Potem usiadł obok siostry i strzegł jej snu z cierpliwością kamienia.
 
__________________
Why Do We Fall? So We Can Rise
Romulus jest offline  
Stary 23-02-2015, 22:23   #85
 
Earendil's Avatar
 
Reputacja: 1 Earendil to imię znane każdemuEarendil to imię znane każdemuEarendil to imię znane każdemuEarendil to imię znane każdemuEarendil to imię znane każdemuEarendil to imię znane każdemuEarendil to imię znane każdemuEarendil to imię znane każdemuEarendil to imię znane każdemuEarendil to imię znane każdemuEarendil to imię znane każdemu
Malik jakby nieprzytomnym wzrokiem patrzył na płaczącą dziewczynkę, pocieszaną przez jego towarzyszy. W istocie, gdyby ktoś teraz na niego spojrzał, zapewne nie mógłby nic odczytać z jego twarzy, być może prócz obojętności. Stan taki utrzymywał się od wyruszenia z Muluk i z każdym dniem Malik stawał się coraz mniej rozmowny, podążając za swoimi towarzyszami, jakby ciągnięty przez nich. W istocie, od jakiegoś czasu nawet słowa z nikim nie zamienił, poprzestając na kiwaniu głową.

Przybył do miasta pełen nadziei, ufności i zachwytu, a opuszczał je czując się podle. Robił rzeczy, które nie przystoją oświeconym i podróżował w towarzystwie przeklętego człowieka. Ale najgorszy był brak Latifiyah. Sha'ir zacisnął palce na naszyjniku, który jej kupił. Wiedział, że w końcu powróci do niego ze swojego planu, ale jej nieobecność była wręcz nie do zniesienia. Ostatni raz taką samotność odczuwał po śmierci mistrza Abdullaha, kiedy samotnie przemierzał pustynię, desperacko podążając za wskazaniami zmarłego mentora. To był czysty przypadek, że chroniąc się przed pogodą odwiedził akurat tamtą grotę i prawdziwy uśmiech Losu, że akurat oparł się o tę skałę. Oczarowany patrzył na to zjawisko, które nieopatrznie uwolnił, a które zawarło z nim pakt. Od tej pory zawsze była w pobliżu, najczęściej łajała go za niedoświadczenie i brak obiecanych wygód, ale niezmiennie trwała przy nim.

A teraz był sam. Racja, otaczali go inni ludzie, ale czy mógłby ich nazwać przyjaciółmi? Czy gdyby on znalazł się w takiej sytuacji jak Akbar, udzielono by mu pomocy? Choć wcześniej uważał to za oczywiste, to teraz zaczynał w to wątpić. Co jakiś czas zerkał na Adila. Im szybciej się go pozbędą, tym lepiej. Powinni od razu z nim wyruszyć, lub go porzucić, a nie pałętać się po mieście i dokonywać karygodnych czynów. W dodatku, osoba, która poza Yatem była najbardziej zainteresowana jego towarzystwem, Janos, teraz miała to za nic. Może to i lepiej, że się rozdzielili? Ostatecznie, ten cudzoziemiec miał zdecydowanie zły wpływ na nich wszystkich. Dżiny miały rację, gdy pozbyły się smoków z Zakhary.

Kiedy Shamal zaproponował kontynuowanie podróży, Malik skinął głową. Powinni jak najszybciej dotrzeć do sanktuarium. Może nie tylko Adil potrzebował oczyszczenia z brudów nabytych w Muluk...
 
Earendil jest offline  
Stary 24-02-2015, 09:20   #86
 
Ereb's Avatar
 
Reputacja: 1 Ereb jest na bardzo dobrej drodzeEreb jest na bardzo dobrej drodzeEreb jest na bardzo dobrej drodzeEreb jest na bardzo dobrej drodzeEreb jest na bardzo dobrej drodzeEreb jest na bardzo dobrej drodzeEreb jest na bardzo dobrej drodzeEreb jest na bardzo dobrej drodzeEreb jest na bardzo dobrej drodzeEreb jest na bardzo dobrej drodzeEreb jest na bardzo dobrej drodze
I rozeszły się nasze drogi
Kolejne powiewy fenu zawiewały tumany piachu na spokojne zazwyczaj o tej porze roku północne wybrzeże Zakhary. Wprost z Postrzępionych Szczytów ku bezkresnemu Bahr al-Kibar, wiał gorący niosący ze sobą nie tylko zmianę pogody, ale jak mawiali uliczni prorocy w Muluk, także wielkie zmiany w świecie ludzi i dżinów.
Być może to właśnie ten wiatr sprawił, że zjednoczono nie tak dawno przez szejka Abdula il-Salun al-Makhariiniego grupa awanturników, rozdzieliła się. Tak właśnie na pewno myślał sobie Yat. Dla niego wyroki Przeznaczenia były jasne i klarowne niczym nocne niebo nad Muluk.
Co innego zapewne sądzili Janos i Aria. Mimo, że coraz bardziej wyczuwali klimat i wierzenia Zakhary, to i tak bardziej ufali temu, że to oni kształtują sami swój .
Niezależnie od przyczyn rozdzielenie się awanturników stało się faktem. Jedni dalej podążali na wschód ku sanktuarium Suhail min Zanna, a drudzy wrócili do Muluk.

Nocna wędrówka
Shamal, Yat, Malik

Obozowisko pełne śmierci i złej magii nie było dobrym miejscem na nocleg. Shamal, który znał pustynię najlepiej z obecnych zadecydował, że ich mała karawana ruszy dalej i jak najszybciej opuści to przeklęte miejsce.
Awanturnicy zebrali wszelkie możliwe informacje o napastnikach, ale nie zamierzali ruszać ich tropem. Mieli swój cel i nie zamierzali zbaczać z drogi.
Za radą Shamala grupa wędrowała cała noc. Tak było po prostu bezpieczniej. Im dalej od miejsc tajemniczej tragedii tym lepiej. Drużyna miała dość własnych kłopotów, aby jeszcze szukać nowych. A przecież i tak zabranie ze sobą siedmioletniej dziewczynki można było uznać za kolejny problem. Sumienie nie pozwalało jednak zostawić jej na pastwę losu.

Choć widmo zagrożenia nie zniknęło, to nikt nie pozostał obojętny na uroki natury. Noc na pustyni była wręcz olśniewająca. Po spędzeniu kilku nocy w ciasnym mieście Królów można było ławo zapomnieć, jak zachwycające jest nocne niebo Zakhary.
Nie tylko Shamal patrząc na nocną iluminację gwiazd poczuł zew wolności i swobody.
Barwne chmury gnane przez wiatr malowały na niebie przecudne obrazy, które przy niewielkiej dozie wyobraźni ożywały i żyły własnym życiem.
Bezkresna przestrzeń rozświetlona przez blask gwiazd i księżyca, mimo zmęczenia, zachęcała do wędrówki.

Bogowie i Przeznaczenie sprzyjali awanturnikom, gdyż przez całą noc nie wydarzyło się nic niepokojącego. Adil, choć nadal wyczerpany powtarzającymi się atakami, spał kołysząc się spokojnie na grzbiecie wielbłąda. Podobnie mistrz Hasim i trójka dzieci, które także niejako stały się członkami drużyny. Także Yat i Malik przysypiali w siodle. Oni jednak budzili się co kilka chwil. Wychodził tutaj ich brak wprawy w jeździe na grzbiecie garbatego wierzchowca. Jedynie Shamala całą noc nie zmrużył oka. Cały czas prowadził karawanę. Kierując się doskonalonym przez lata instynktem i znajomością nieba.

Świt przyszedł szybko. Gdy tylko jasny, słoneczny dysk, zaczął wynurzać się zza horyzontu, powietrze niemal natychmiast stało się gorące. Z każdą kolejną upływającą minutą robiło się coraz cieplej.
Shamal wiedział, że wszyscy muszą odpocząć. Zwierzęta być może dałby radę wędrować jeszcze kilka godzin, ale ludzie niewątpliwie potrzebowali snu.

Bogowie i Przeznaczenie ponownie im sprzyjali. Gdy słońce stało już ponad horyzontem, po lewej stronie zamajaczyły zarysy ludzkiej osady. Nie namyślając się wiele Shamal właśnie tam skierował karawanę.
Była to niewielka osada, składająca się z kilku lepianek krytych strzechą. Shamal i Yat już z daleka dostrzegli, że wioska jest opuszczona. Ściany domów i wejścia do nich przysypane były grubymi zwałami piasku i nawianej roślinności.
Shamal choć znał tutejsze szlaki nie pamiętał, aby słyszał o takiej osadzie. Mimo to wydawało się to doskonałe miejsce na odpoczynek.

Drużyna rozbiła obóz w jednej z chat. Ulokowani pod ścianami raczyli się chłodem cienia i chwilą spokoju. Wielbłądy zostały ukryte w chacie naprzeciwko. Rozsądek nakazywał wystawienie warty, ale nikt łącznie z Shamalem nie miał na to siły.

Potężne wstrząsy i huk obudziły wszystkich. Ziemia trzęsła się w posadach, a z sufitu leciały gęste strugi kurzu. Gdzieś pomiędzy kolejnymi wstrząsami dało się słyszeć przejmujący jęk wielbłądów. Strach zwierząt udzielił się także dzieciom. Zarówno mała Aisha, jak i starsi od niej Wadim i Ismael zaczęli krzyczeć i płakać. Mistrz Hasim próbował je uspokoić, ale z bardzo mizernym skutkiem.
Na szczęście trzęsienie ziemi szybko ustąpiło.
Cisza, jaka zapadła była porażająca. Ucichł nawet wiatr. Członkowie drużyny ostrożnie jeden po drugim wychodzili z lepianki, aby zobaczyć jakie zniszczenia zostały poczynione.
Ziemia mocno się osunęła i większość domów znajdowała się w połowie pod grubą warstwą piasku.
Malik dostrzegł ich pierwszy. Pokraczne stwory o suchej popękanej skórze wygrzebywały się z piasku i powoli zmierzały w stronę drużyny. Ich żółte ślepia ziały wręcz nienawiścią. Wychudzone ciała przypominały szkielety pokryte skórą. Każdy ze stworów oprócz długich pazurów i wystających zębów, uzbrojony był w maczugę wykonaną z kości goleniowej jakiegoś dużego zwierzęcia.
Mistrz Hasim trącił w bok Shamala i szepnął:
- Spójrz. Tam - wskazał palcem miejsce po prawej stronie.
W odległości około stu metrów od wioski na niewielkiej wydmie stał samotny mężczyzna. Ubrany był w długą dżellabę o czarnej, niemal smolistej barwie. Nie było widać jego twarzy, gdyż skrywał ją obszerny kaptur.


Poranna wizyta wysłannika Wielkiego Kalifa
Janos, Aria, Kumalu, Akbar

Noc w Muluk minęła spokojnie. Ugoszczeni w domu zaufanego ponoć człowieka, członkowie drużyny odpoczęli i nabrali sił. Mieszkanie może nie było luksusowe, ale zapewniało zaspokojenie podstawowych potrzeb.
Gdy tylko ulice Muluk wypełnił głos wzywający na poranną modlitwę do tylnych drzwi ktoś zapukał. Uprzedzeni o tym, że może to być wysłannik Wielkiego Kalifa, awanturnicy ruszyli do drzwi.
Na progu stał znajomy już im Rashid Bin Haslim, a za nim mężczyzna w podartych łachmanach. Gdyby nie okoliczności zapewne został by wzięty za żebraka proszącego o jałmużnę. Rashid pokłonił się i wraz z drugim mężczyzną wszedł do środka.

- Oto mój pan - rzekł Rashid, gdy wszyscy zebrali się w jednym miejscu - Iliash al Umaru wysłannik Wielkiego Kalifa, niech bogowie strzegą go i prowadzą, a Przeznaczeni ma dla niego tylko proste ścieżki, niech potęga kalifatu rośnie pod jego rządami.
Mężczyzna w łachmanach zdjął kaptur, który skrywał jego twarz i z kurtuazją skłonił się przed obecnymi.
- Witajcie - rzekł głębokim i pełnym mocy głosem, zdejmując jednocześnie kaptur.
- Cieszę się, że przyjęliście moją propozycję. Jest w was coś, co każe mi przypuszczać, że odegracie znaczącą rolę w historii naszej świętej ziemi. Ty - Iliash wskazał na Janosa - już to zrobiłeś w pewien sposób. Od dawna tak wiele nie mówiono o smokach. Zapewne w tej kwestii będziemy musieli porozmawiać na osobności, ale teraz zajmijmy się ważniejszymi sprawami.
Sługa wysłannika udał się do kuchni i zaparzył wszystkim mocnej i aromatycznej kawy. Racząc się gęstym, jak smoła trunkiem omawiano plany działania.
- Jak wiecie przybyłem z polecenia naszego pana, aby zbadać niepokojące wieści jakie dochodziły do stolicy. Ponoć w Muluk szerzyła się korupcja i przestępczość. Władza nie tylko z nią nie walczy, ale wręcz sama jest odpowiedzialna za wiele przestępstw. Sieć spisków, jaka oplata to miasto jest porażająca. Przypuszczałem, że wystarczy mi kilka dni, aby zebrać informacje i je rozwikłać. Wtedy to planowałem wjechać do miasta oficjalnie i zrobić porządek w majestacie prawa. Niestety okazało się, że jest tego zbyt wiele, aby tak szybko się z tym uporać. Sami znacie tylko część całej układanki. To, co robiliście do tej pory niewątpliwie było dobre, ale tak jak ja zlekceważyliście wroga. Trzeba działać tak, jak on. Skrycie, ostrożnie i bardzo przebiegle. Z tego, co udało mi się ustalić, to znaczna część nici spisków splata się w osobie, kapitana milicji. Przypuszczam, że ten człowiek działa na kilku frontach. Nie wiem komu jest lojalny tak naprawdę, wiec trudno przewidzieć jego działania. Być może zależy mu tylko na pieniądzach i sam próbuje oszukać wszystkich, którzy się do niego zwracają. Ryzykowne, bardzo ryzykowne i Jednooki Abdul najwyraźniej zdaje sobie z tego sprawę, gdyż jest niezwykle ostrożny i czujny. Na szczęście tego nie można powiedzieć o jego zastępcy, Iblisie. To człowiek, który o wiele mniej uważa na swoje czyny i słowa. Chciałbym, abyście to właśnie nim zajęli się w pierwszej kolejności. Trzeba go śledzić i zebrać jak najwięcej informacji o nim i jego kontaktach. Wiem, że ma spotkać się jakimś przedstawicielem gildii kupieckiej. Zatrzymajcie go i przepytajcie ostrożnie. A jeden z was niech porozmawia z Iblisem podając się za członka gildii. Pozwoli to nam zebrać informacje i przygotować się na kolejny krok naszych wrogów.
- Tutaj macie dwie mikstury kamuflażu oraz jeden eliksir zapomnienia. Mikstura kamuflażu sprawia, że po jej wypiciu każdy przechodzień będzie widział w was kogoś innego. Eliksir zapomnienia wymazuje wspomnienia z ostatnich kilku godzin. Używajcie ich z rozwagą. - wtrącił Rashid stawiając na stole trzy magiczne mikstury.
- Jeżeli się czegoś dowiecie - dodał Iliash - to w oknie na piętrze zapalcie kaganek. To będzie dla mnie znak, że chcecie się spotkać. Pojawię się, jak najszybciej będe mógł. Czy macie jakieś pytania?
 
__________________
"Kupię 0,7, to leczenie paliatywne i pójdę spać, bo w końcu sam sobie zbrzydnę" AJKS
Ereb jest offline  
Stary 26-02-2015, 13:58   #87
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
PONOWNIE W MULUK

Mimo zmęczenia Aria przeleżała dużo czasu leżąc plecami do brata i tępo gapiąc się w ścianę, analizując wciąż i wciąż wydarzenia ostatnich dni. Janos nie wiedział nawet ile miał racji w swoich przypuszczeniach. Jej jedynym pragnieniem było bezpieczeństwo jego i swoje, a odkąd przybyli do tego piaszczystego piekła miała wrażenie, że z każdym krokiem, z każą godziną są coraz dalej od swojego marzenia - spokojnego domu. A może było to tylko jej marzenie? Czy gdyby było wspólne Janos tak łatwo porzuciłby je dla uganiania się za muluckimi tajemnicami czy problemami przeklętych żebraków? Nie wiedziała… Mimo zapewnień półsmoka Aria miała nieodparte wrażenie, że pieniądze są tylko pretekstem. Że jego motorem jest samo poszukiwanie, rozwiązywanie zagadek, bycie potrzebnym, wybranym - wbrew niebezpieczeństwom, dybiącym na niego demonom i uprzedzeniom zakharczyków. Życie własnym życiem, nie tylko ich, jej…

Westchnęła cicho. A może po prostu zazdrościła Janosowi tego, że w ogóle posiadał cel? Misję smoczego bóstwa, rozwiązanie muluckich tajemnic, pomoc Adilowi… cokolwiek. W końcu był już dorosły, miał prawo pragnąć czegoś więcej od życia niż tylko dachu nad głową. Najwyraźniej też - mimo zapewnień o chęci pracy czy rozpoczęciu osiadłego trybu życia - Janos posiadał wyraźną awanturnicza żyłkę. A może do boju wzywała go smocza krew? Pewnie jedno i drugie…

A ona nie miała nic. Nic prócz Janosa.

Wyrwana niespodziewanie z domu, w którym spędziła całe życie nie miała żadnych planów ani oczekiwań względem nagle nabytej niezależności. Inaczej niż uwięziony przez lata Janos, który miał czas by snuć plany i marzenia - jak czczymi mrzonkami by się wtedy nie wydawały - Aria nie sądziła, że kiedykolwiek będzie miała życie inne niż w rezydencji. Poza tym coraz częściej okazywało się, że to co brała za stałe cechy swojego charakteru - ot jak choćby pomoc słabszym czy bezbronnym - nie wytrzymywało konfrontacji z lękiem o własną skórę, czy o bezpieczeństwo brata. Już nie brata… Czuła się zagubiona nie tylko w tym obcym świecie - tak różnym od północy Faerunu - ale także we własnych emocjach. Dawniej byli tylko oni dwoje przeciw całemu światu. Teraz czuła, że jest sama, a cały świat jest przeciwko niej.


Niemniej jednak musiała powziąć jakieś decyzje, jeśli nie chciała by jej obawy zmieniły się w pewność i wreszcie stały się samospełniającą się przepowiednią. Zacisnęła pięści. Pomoże Janosowi. Niech goni sobie za korupcją, demonami, smokami i całym tym zakharskim Przeznaczeniem.

Ona tymczasem dopilnuje, by przy tym nie zginął.
 
Sayane jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:37.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172