Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-02-2015, 14:23   #630
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Andrew "Andy" Morrison - pogodny szturmowiec


Ruiny wokół bazy; spotkanie z mysliwymi


- Heh! Nikt nie lubi jak się do niego strzela... - usmiechnął się krótko trochę rozbawiony szturman tę częścią wypowiedzi Indianki która wydała mu się zabawna. Zaraz jednak uśmiech zszedł mu z warg i odezwał się już poważniej.

- Więc to cholerstwo jest z tobą? Dobra, więc ty za niego odpowiadasz. Niech nie podłazi to nie będziemy strzelać. Ale jak zrobi coś głupiego to nawet mi powieka nie drgnie pociągając za spust by dumać czy chce się przytulić czy gardło rozpruć jasne? - przedstawił przybyszom swój punkt widzenia na tę sprawę. Nie było źle bo się na razie szło z obcymi dogadać i jeszcze się z nimi nie strzelali. Jednak nie miał ochoty zawierać z cholerstwem bliższych znajomości. Dał sobie na ogólnie jednak na wstrzymanie. Musieli z Robem dotrwać do powrotu do bazy a potem co się stanie z członkami miejscowych układów to już nie było ich zmartwienie. Niech se hodują jakieś przerośnięte gekony...

- Ja jestem Andy a to jest Rob. Jesteśmy z nowojorskich kolei. Przybyliśmy po zapasy do bazy. - przedstawił w końcu siebie i swojego kumpla skoro wychodziło na to, że nie będą sie strzelać z poczwarą a nawet chyba razem wracają do bazy. Liczył, że trójka od tego "gankora" się też jakoś przedstawi i wyjaśni kim są. - Jesteście tutejsi? To może pójdziecie przodem by nas nic nie napadło po drodze? My mamy trochę roboty z tym złomem. - zaproponował nowym. Skoro już mieli wsparcie to głupio byłoby jego zdaniem z nich nie skorzystać. Ponadto "cholerstwo" nię pętałoby się wówczas wokół nich...


---



Baza zaopatrzeniowa; narada u kierownika


Do bazy na szczęście w końcu wrócili bez strat i dalszych przygód. Udało im sie też dotargać z Ruin swoje metaliczne zdobycze. Dopiero tutaj jako tako poczuł się bezpiecznie i odetchnął z ulgą. Poza tym złom może superciężki nie był ale nawet na dwóch to już było co nieść. Ale przynajmniej niw wybuchł ani nie zrobił im rzadnego brzydkiego numeru jakiego się Andy od początku po nim spodziewał.

- Cześć mamusiu! Jesteśmy z powrotem cali i zdrowi! - usmiechnął się do Ellen witając się z nią od progu. Uśmiech jaśniej niż słowa mówił, że poszło całkiem nieźle i przede wszystkim właśnie wrócili cali i zdrowi.

Spoważniał potem jak kierownik bazy wyłuszczył im sprawę. Mieli w końcu zabitych i rannych w obsadzie pociągu po starciu z porywaczami i przyjechali tu uzupełnić zapasy. Widocznie prośba Sloana została uwzględniona i straty osobowe miały być uzupełnione. Co więcej mieli dołączyć Kennex i chyba jego imiennik jeśli sie zgodzi. Właściwie do samej Indianki też nie miał zastrzeżeń. Ale te jej cholerstwo...

- A co z Billym? Wyliże się z tego? - spytał o rannego kolegę któregu tu przywieźli. Jeszcze nie miał kiedy go odwiedzić odkąd go zostawili w samochodzie pod opieką Ellen. - I co się stanie z naszymi więźniami? Powiedzieli coś ciekawego odkąd się tu znaleźli? - był troche tego ciekaw czy chlapnęli może coś nowego choć obecnie zdawał mu się to raczej zamknietym rozdział w ich podróży. Następnie zajął się tym co miało dopiero nadejść.


- John... Chyba nie puścił byś swojego kuzyna na samiuśką północ samego bez opieki coo? - rzekł patrząc koso na swojego "kuzyna" pomagając mu w podjęciu decyzji.

- Hmm... A co do naszej nowej koleżanki bardzo sie cieszę, przyda nam się doświadczony myśliwy i tropiciel. Ale te jej cholerstwo zostaje tutaj prawda? przyda wam sie do pilnowania bazy albo jak głód będzie... A my w pociągu nie mamy miejsca. Ciasno jest. Ludzie, części, maszyny, larseny, zapasy, pojazdy... Przecież dla czegoś takiego to samodzielny wagon trzeba by było a mamy wszystko pozajmowane... Poza tym jak pociąg ruszy, gwizdnie czy zahamuje wiadomo czy mu nie odbije? Rzuci się na ludzi albo coś zniszczy i co? No się nam to nie kalkuluje na moje oko... No nie ma jak zabrać tego cholerstwa... - rozłożył bezradnie ręce przedstawiajac piętrzące się trudności. Jak miał choć trochę odpowiadać za jakąś organizację ochrony i bezpieczeńśtwa to szalejąca po wagonach jaszczura jakoś niezbyt mu sie kojarzyła z jego poprawą. Przecież to nie był jakiś pies czy koń choćby. I wygladał na żartego i to nie z tych co to się kępką, przydrożnej trawy posili.


---



Baza zaopatrzeniowa; po naradzie


Po opuszczeniu narady u kierownika mieli jeszcze trochę czasu do odjazdu. Zaczął od wychodzących razem z nim Johnem i Niną. Był zainteresowany ich obiecanymi krótkofalówkami. Ale w końcu jeśli John zdecydowałby się dołączyć do nich na stałe można było pomyslec o zmajstrowaniu czegoś pokładowego na bazie części wymontowanych z robotów.

- A co tu robią te roboty w ogóle? Często się tu kręcą? Myślałem, że one tak bardziej przy Wielkich Jeziorach czy Kanadzie... - dał wyraz swojemu zaciekawieniu. Pierwszy raz spotkał z tak bliska wytwory na pewno pochodzące z hal montażowych zbuntowanych maszyn to i chciał skorzystać z okazji by dowiedzieć się o tym fenomenie czegoś więcej skoro miał kontakt z ekspertami od nich. Coś mu jednak świtało, że chyba mimo wszystko daleko zawęrdowały te maszynki nawet jakby je jako odpowiednik pojazdu traktować.

Przed odjazedm udał się jeszcze do sali gdzie leżał Billy. Chciał się pożegnać przed wyruszeniem w dalszą drogę. - Siemasz Billy. To mówisz, że teraz będziesz się wylegiwał i podszczypywał jędrne tyłeczki pielęgniareczek co? No ładnie, ładnie... Prawdziwy farciarz z ciebie... A my biedne żuczki musimy zasuwać dalej z tym koksem... - powitał postrzelanego kolegę żartem by się chłop zrelaksował choć trochę. - Nieźle ci poszło tam w fabryce, naprawdę nieźle. Tą przypadkową kulką się nie przejmuj. No i skoro cię dowlekliśmy aż tu to chyba nie odwalisz nam tu kity teraz co? To by było bardzo nieuprzejmę z twojej strony tak myślę... - chciał podnieść na duchu postrzelańca no i zależalo mu by nie odniósł wrażenia, że go porzucają jak zbędnego śmiecia. Takie zachowanie psuło morale w grupie. A skoro za nie choć częściowo odpowiadał to mu na nim zależało. Ponadto wiedział, że jak się rozniesie po bazach i kolejach, że w pociągu Sloana dba się o ludzi albo nie to to do nich przylgnie. A wolał pracować w miejscach które się pozytywnie i jemu i jego współpracownikom i reszcie kojarzą.
 
Pipboy79 jest offline