Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-02-2015, 18:27   #22
Deadpool
 
Deadpool's Avatar
 
Reputacja: 1 Deadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetny
Quina, wraz z swoim nowym towarzyszem spędzili podłużny rejs w górę, starając się wypłynąć ponad poziom morza. Kamienie które otrzymała Quina jako swoiste wynagrodzenie okazywały się być potwornie niskiej jakości. Na samo wydostanie się z rybiego królestwa, kobieta musiała spalić dwie sztuki.
Gdy wynurzyła się na powierzchni, zobaczyła błękitny bezkres. W żadnym kierunku nie było widać lądu.
Miała jednak szczęście.
Tuż obok niej, przepływała niewielka łódź. Statek był naprawdę mały, choć wyglądał mimo wszystko na przewozowy. Ktoś z załogi krzyknął “rozbitkowie” a ktoś inny podbiegł do burty i wyciągnął do dwójki rękę.
Był to dość wysoki mężczyzna, o opalonej skórze, brudnych czarnych włosach, niezbyt czystych łachach, z okularami na nosie i nietypowym naszyjniku. - Szybko, dawać. Zanim zmarzniecie na dobre. - dyktował, dość ochrypłym głosem.
Bez chwili namysłu pochwyciła dłoń osobnika, wy wspiąć się na pokład. Miała dość pływania na kolejne miesiące. Gdy postawiła nogi na łodzi ukłoniła się delikatnie, nieświadomie wciskając twarz głowy w swoje poduszki. - Jestem dozgonnie wdzięczna za ratunek. Ah. I proszę się nim nie przejmować. - Wskazała na swego towarzysza. - On żyję, nie wiem jak ale żyję. - Dorzuciła dygocząc delikatnie z zimna.
Mężczyzna uniósł brew na widok dziwacznej głowy, westchnął tylko w odpowiedzi. Musiał już trochę magii w życiu widzieć. - Znajdź jej ktoś jakieś ciuchy, zanim się rozchoruje. - podyktował załodze, która migiem rozlazła się po niewielkim statku. - Płyniemy do Mort. To dość blisko. - poinformował.
- Czy ktokolwiek z nas tak naprawdę żyje? - westchnęła cicho głowa.
- Niestety nic mi nie mówi ta nazwa. - Powiedziała ściągając swój biały płaszcz i wyciskając z niego wodę. Rozpięła też odrobinę koszulę, od razu czując na sobie czyjeś spojrzenia. Natychmiast zaprzestała, nie chcąc prowokować pewnych naturalnych w niektórych kręgach odruchów. Dopiero co ja uratowali szkoda by było ich teraz powycinać. Zwłaszcza że sama na ląd się nie dostanie. - Znajdzie się jakaś małą zamknięta przestrzeń? Zrozumie Pan po co mam nadzieję. -
-Ładownia. Choć już jedna dziunia tam śpi. - kiwnął głową. - Schody obok tych drzwi na dół. Nie ruszaj nic w środku, bo wrócisz za burtę. Mort jest dzień drogi stąd. - wzruszył ramionami. - Pomożesz przy rozładunku jak już dopłyniemy. A teraz idź się ogarnij. I wyśpij. Łatwo zachorować po taplaniu się w oceanie. - ostrzegł.
W międzyczasie do Quinny podbiegł brudny marynarz, dając jej byle-jakie łachmany, niekoniecznie na rozmiar i niekoniecznie nieużywane. Na pewno jednak suche.
Po mistrzowsku ukrywając obrzydzenie przyjęła “ciuchy”. - Pan wybaczy. - Ukłoniła się delikatnie, zabrała ze sobą głowę w stronę wskazanego przez osobnika miejsca. Puknęła delikatnie w drzwi i przekroczyła próg. Była możliwie dyskretna co by nie obudzić tymczasowej współlokatorki. Głowę postawiła twarzą do ściany, a sama zaczęła się przebierać. Widząc niektóre plamy na koszuli, miała odruch wymiotny. Ale robiła wszystko by zawartość żołądka jej nie opuściła. To była dla niej prawdziwa próba. Gdy już ubrała się znalazła sobie jakieś miejsce i także się położyła, a jej broń leżała tuż obok. Z ciekawości zerknęła na kobietę...
Kobieta była prawie całkiem zakryta dość bogatym i miękkim płótnem. Leżała na prześcieradle, chroniącym ją od brudnej i zimnej podłogi. Miała, dość krótkie jak na kobietę czerwone włosy, oraz delikatną, niebieską skórę.
Sidhe.
Quiny powieki poszerzyły się gdy zdała sobie sprawę z kim przebywa w pomieszczeniu. Zaczęła pocierać swój naszyjnik intensywnie nad czymś rozmyślając. Poprawiła rękawicę, jednak zaniechała jakichkolwiek innych akcji. Nie było by rozsądnym zarżnąć ją we śnie na środku morza. Z drugiej strony jak się obudzi może być znacznie trudniej.
Koniec końców z powrotem położyła się na podłodze blisko jakieś rury od które biło jakiekolwiek ciepło. Miała zamiar spać na boku, twarzą do Sidhe, zęby jako tako mieć ja na oku, chociaż jednym.


Quinę obudziło pojedyncze zawołanie. - Wstawaj, topielec! - gdy otworzyła oczy, dostrzegła, że niebieskoskórej nie ma już w kajucie. Domniemany kapitan statku znalazł się w pomieszczeniu podając jej miskę jakiejś papki, która teoretycznie wyglądała na jadło. - Już przybijamy, zaraz zacznie się rozładunek. - poinformował.
Podniosła się powoli rozmasowując kark, nie spało się tutaj wygodnie, ale było tu sucho tyle dobrze. - Dziękuję, zaraz dołączę do rozładunku. - Wzięła od niego miskę z “jedzeniem”. Papka smakowała tak jak wyglądała, nie wytrzymałą i wzdrygnęła się po jednym kęsie, okropnie się krzywiąc. Quina może nie była wymagająca ale życie w luksusie zbytnio się w nie zakorzeniło. - Powinszować szefowi kuchni. Naprawdę smaczne. - Kłamała w żywe oczy, ale starała się być miła.
-Co ty pieprzysz, kupiliśmy tą paćkę w beczce w ostatnim porcie. - skrzywił się mężczyzna, kierując do wyjścia. - Jak się ogarniesz to dawaj na pokład.
- Ah jedzenie…stworzone by zachwycać podniebienia jednak nie znalazłem jeszcze potrawy która mogłaby zadowolić me rządzę. -stwierdziła głowa obserwując Quine
- Oczywiście. - Skinęła mu głową, a jak tylko opuścił pomieszczenie, artystka z zieleniała zatykając usta. Wolała być głodna niż jeść to gówno, odłożyła miskę po czym poczuła jak coś podchodzi jej do gardła. Puściła się takim sprintem na górę, że o mało po drodze nie przewróciła jakiegoś majtka. Gdy dopadła do burty, najzwyczajniej zwymiotowała. Dźwięki które wydawała były naprawdę okropne. Gdy czułą ze to nie wszystko uderzyła się pieścią w brzuch posyłając kolejną falę. Nie wyglądała jak dama. Wytarła usta o rękaw, kierując się do osobnika który wyciągnął ja z wody.
Odchrząknęła dość głośno zwracając się do marynarza. - Jestem jak Pan prosił, co trzeba rozładować? - Nadal trzymała się za brzuch.
-Jeszcze nic. Nie myślałem, że aż tak się pośpieszysz. - stwierdził, schodząc jej z wizji. Przed Quiną pojawił się obraz portu Mort.
Był to bardzo duży port, rozpościerał się gdzie tylko Quina sięgała wzrokiem. Było do niego przybite całe mnóstwo okrętów wojennych, choć samo miasto wyglądało na niespecjalnie zaawansowane, z mnóstwem niewielkich chat poustawianych jedna obok drugiej. Nie to było problemem.
Wszędzie, gdzie tylko by nie patrzyła, Membrańczycy chadzali w te i wewte. Byli na okrętach bojowych, na dachach domostw, pod karczmą, nawet leniwie łowili ryby.
Donośny śmiech doszedł uszu Quiny.
- To na jakim okręcie zatonęłaś!? - spytała nieznajoma osoba.
Była to drobna kobieta obok której, poprzedniej nocy spała Quina.
Była chuda i niska, miała niebieską skórę, widoczne mięśnie (czy to z uwagi na wagę czy jakieś ćwiczenia), czerwone oczy i cwany uśmiech.
Nosiła się w niezwykle niedamskich ubraniach, których nigdy wcześniej Quina nie widziała. Były one zarazem dość podniecające.
- Obawiam się że nie rozumiem pytania. Okręt to okręt tak? - Udawała głupią, analizując dokładnie wygląd rozmówczyni. Jakoś podświadomie czuła się zagrożona w jej obecności.
- Pytam skąd jesteś głupia. - poprawiła się kobieta. - Wyglądasz na dziwnie nieprzejętą zatonięciem całej załogi. A może wyrzucili cie za burtę? - spytała.
- Nie wiem czy reszta zatonęła, był sztorm a ja wypadłam za burtę. Na ten temat wiem tyle co Pani. - Wzruszyła ramionami obserwując ląd. Pocierając amulet kciukiem rozmyślała nad sytuacją w jakieś się znalazła. - A Pani jak znalazła się na tej łajbie jeśli mogę zapytać? - Rzuciła by podtrzymać jakoś rozmowę.
-Podobno wrogie oddziały miały być w okolicy, to popłynęłam na tym gównie. - wyjaśniła. - Niepotrzebnie, całkiem tutaj pusto. Powiedz mi, z jakiego jesteś kraju? - spytała. - Mówi ci coś imię “Tyraal”?
- Niestety nie. A powinno? - Zerknęła na dziewczynę. Nadal obawiała się wyjawić skąd pochodzi, ale jest szansa że dziewczyna nigdy nie słyszała nazwy kraju skąd pochodzi Quina. - Pochodzę z Ferramentii. - Dodała, oczekując reakcji Sidhe.
- A Pani? Proszę wybaczyć ale kolor Pani skóry jest bardzo osobliwy, stąd moja ciekawość. - Ukłoniła się delikatnie z ręką na sercu.
-Oy. Tyraal był w ferramentii. A twoje ciuchy nie wyglądały na plebiańskie. Na pewno nie obił ci się o uszy? - spytała, ostro spoglądając na Quinnę. - Może coś ci się przypomni? Chcę go żywego. Zapłacę za informacje. Albo je z ciebie wycisnę. - poinformowała.
- Mówię prawdę. Nigdy nie słyszałam o tym osobniku. - Robiło się coraz bardziej gorąco. - Jeśli był, jest, Pani karnacji na pewno bym zapamiętała. - Dodała wzbraniając się. Żałowała że zostawiła broń w ładowni...
Kobieta skrzywiła się. - Oy, Marc. Biorę ją. - krzyknęła do kapitana statku. - Nawet jak nic nie wiesz, to może nadasz się na okup. - stwierdziła. - Z drugiej strony Malie też nic nie wiedziała. - westchnęła.
A było ja zasztyletować we śnie…
- Okup? Nikt za mnie nie zapłaci. - Stwierdziła. - Ale może zainteresuje cię mój towarzysz. Zdekapitowana głowa która żyję. Mozę on będzie wiedział coś o tym całym Tyraalu. - Potrzebowała wymówki by wrócić do ładowni.
Kobieta podniosła brew. - Spakujcie co tam miała. I zwiążcie jej ręce. - podyktowała. Załoganci zaczęli oglądać się jeden po drugim, nie do końca chętni traktować w ten sposób kobietę.
Jedyną broń jaka teraz posiadał byłą rękawica, to może być o wiele za mało by zdjąć Sidhe w pojedynku. - Prosiła bym panów o zebranie mych rzeczy, a Pani o osobiste związanie mnie. - Wystawiła dwie zaciśnięte pięści w jej stronę, pokazując że się poddaje.
Nie ważne jak by się Quina starała, z twarzy niebieskoskórej ciężko było wyczytać coś innego od irytacji. - Kto się tak kurwa zachowuje? - spytała, wstając z miejsca. - Na co ty liczysz? Że mnie obezwładnisz? Udusisz i w ten sposób się uratujesz? - pytała, podchodząc, w końcu stając przed samą Quiną. - I co potem? Skoczysz za burtę szukać szczęścia pod wodą? Bo to chyba jedyne miejsce gdzie nie natkniesz się na oddział moich wojsk.
- Dlatego się poddaję. - Rzuciła nieprzejęta. - Jak Pani powiedziała nie mam wielu wyjść z tej sytuacji. - Przekręciła delikatnie głowę w bok. Sidhe była tak miła że pochwaliła się swoją pozycją w rangach niebieskoskórych. Skoro ma własne wojska musi być wysoko. Przydatna informacja, ale na tą chwilę nie wiele da jej ta wiedza.
-To nie stawiaj roszczeń. - Kobieta zaczęła opuszczać statek. Marc podszedł do Quiny z liną w rękach. - Wybacz młoda.
- To nie Pana wina. Proszę tylko o zabranie moich rzeczy. - Wystawiła ręce w jego stronę, by grzecznie dać sobie związać ręce.
 
__________________
"My common sense is tingling..."
Deadpool jest offline