Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-02-2015, 23:41   #24
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Islamabad; Islamabad Serena Hotel; 2017.06.02 godz 22:35; 26*C




Costance Morneau i Jeremy Newport




Ramiz który wrócił z trzewi pięciogwiazdkowego hotelu i usłyszał, że jego amerykańska koleżanka w pełni popiera pomysł nocnej jazdy na lotnisko ucieszył się znacznie. W końcu jeszcze w samochodzie chyba napalił się na ten pomysł. Za to już znacznie mniej radośnie powitał pomysł, że miałby im towarzyszyć jakiś Anglik do tego dziennikarz. Jak wyjaśnił reporterce NYT trzy osoby do przemycenia to już prawdziwy tłum. No i to kolejna dziennikarska konkurencja. No ale jak usłyszał o roli jaką miał pełnić Rob to przestał mieć opory. Coś Costance czuła, że już chyba zaczął się umawiać z kim trzeba i pewnie zrobić przkręt, że z dwóch osób na trzy byłoby mu niekoniecznie tak lekko.

W końcu jednak wszyscy spotkali się na konferencji. Sala zresztą nazywała się "Konferencyjna" i była do tego świetnie przygotowana. Obsługa widać była naprawdę pięciogwiazdkowa i mimo takich rygorów i czasu i bezpieczeńśtwa zdołała stanać na wysokosci zadania.

Uczestników konferencji i tych z immunitetemi i tych z aparatami powitał przyjemny chłód, rzędy stołów na których czekały butelki z sokami, wodą i plastikowymi kubkami. Zaraz obok nich wyladowały aparaty, laptopy, dyktafony, zwykłe notatniki, paczki chusteczek i cały ten szmelc który zazwyczaj ludzie ze sobą przynoszą jeśli są nastawieni na robienie notatek, zadawanie pytań i robienie dokumentacji tego wszystkiego.

Spotkali się tu też wszyscy "starzy znajomi". Czyli była i Costance Morneau z NYT, był Rob Harrington z BBC, Ramiz Mirza z "Islamabad Daily", blondwłosa Nicole z TWP, oczywiście też ta "buracka" ekpisa z CNN i chyba wszyscy którzy byli z "psiarni" wcześniej na lotnisku.

Niejako po drugiej stronie, przy jednym stole siedziało około tuzina osób z trzech dyplomatycznych przedstawicielstw. Miało to reprezentować ich jedność w obliczu wspólnego zagrożenia. Pośrodku siedzieli przedstawiciele Stanów jako główni zainteresowani i poszkodowani. Po obu stronach zasiedli przedstawiciele obu pozostałych komisji.

Rozmowy podgrzały na tyle atmosferę, że początkowo przyjemny chłod pomieszczenia przestał być odczuwalny a woda do zwilzania ust i gardeł oraz chusteczki do ocierania skrni szybko poszły w ruch. Swoje też robiły lampy stale włączonych kamer. Do standardowego chaosu wszelakich konferencji znanego z klasycznych filmów brakowało jedynie papierosowego dymu. Bowiem jak w kazdym cywilizowanym miejscu w sali obowiązywał zakaz palenia a nikt kto na niej był nie chciał wychodzić na zewnatrz by zaryzykować utratę ważnego momentu.

Sama konferencja okazała się przełomowa. White, który z uniesioną pięścią i powtarzając ustalone wcześniej z Jeremy'm hasło, prezentował się bardzo efektownie. Gdy to mówił doświadczone oczy i ręce reporterskich zawodowców zgromadzonych na sali wręcz zalały go światłem fleszów. Zaś głowy wielu, zwłaszcza amerykańskich mediów pokiwały z uznaniem i aprobatą głową.

Drugim ważnym newsem zasrwowanym przez amerykańskiego atachee od spraw prasy była awaria i katastrofa amerykańskiego śmigłowca dziś rano. Okazało się, że na parę godzin przed atakiem na lotnisko Amerykanie już stracili jedną maszynę na górskim pograniczu. Co prawda maszyna była z sił stacjonujących w sąsiednim Afganistanie ale katastrofa zdarzyła się już po pakistaskiej stronie granicy. To z miejsca wywołało od razu morze pytań i spekulacji czy oba zdarzenia są ze sobą powiązane, czy z załogi ktoś przeżył jak tak to czy można z nimi rozmawiać i jakie kroki powzięto by odnaleźć ich lub ich ciała. Jeremy nie miał wyboru skoro poruszył tą lawinę musiał jej stawić czoła.

Wiadomość o przybyciu "w krótce" żołnierzy rosyjskich i chińskiej "pomocy wojskowej" również wywołała niemałe poruszenie. Rosjanie zostali zasypani gradem pytań i insynuacji głównie czy nie obawiają się powtórki ze swojej interwencji u zachodniego sąsiada Pakistanu lub nie zamierzają nieść "pokoju i demokracji" w stylu stosowanym "u siebie" na Kaukazie. Na to ambasador Romanov zapewnił, że jego kraj ma bogate doświadczenie w misjach pokojowych i zapewnił, że ta misja będzie właśnie taką i jest rosyjską odpowiedzią na podobny krok Amerykanów. Jedynie siedzący obok Conie Ramiz półgłosem zauważył, że Amerykanów w Pakistanie jest chyba z dziesięć razy więcej niż Rosjan.

Również chiński dyplomata, Jung Lung musiał stawić czoła reporterskiej nawale gdyś od razu pojawiły się pytania kojarzące "chińskich ochotników" z czasów wojny w Korei. Widocznie obecna oferta pomocy nie jednemu sie tak kojarzyła. Do tego zapewniał, że żadeń chiński zołnierz czy paczka z pomoca wojskową czy humanitarną nie przekroczy granicy o ile rząd w Islamabadzie nie wyrazi na to zgody i chęci przyjęcia oferty.

Następnie dyskusja niejako "stoczyła się" głównie na postawę dwóch głównych stolic w regionie czyli Ismamabadu i Delhi. Ta druga co prawda potępiła zamach na lotnisku ale nie wykraczało to poza standardowy komentarz prasowy na temat "wroga rasowego nr.1" jakie obie byłe brytyjskie kolonie do siebie nawzajem żywiły z wzajemnością. Dlatego ciężko było odczytać co naprawdę zrobią Indie przy tak nagle zaognionej sytuacji i czy w ogóle coś zrobią. Jak na razie jednak oferty złożone przez Rosjan i Chińczyków, nie zostały skomentowane przez rząd Islamabadzki. Pozostawało pytanie czy naprawdę owe wydarzenia stały się okazją czy pretekstem do ich złożenia pod wpływem chwili czy też były ustalone wcześniej przez ważniaków pomiędzy tymi trzema krajami i jedynie ogłoszone dziś na konferencji. W obu wypadkach dla Islamabadu takie nagłe szczodre oferty od światowych mocarstw, był bardzo cenne inależało się spodziewać, że raczej zostaną przyjęte w jakiejś formie. Choćby po to by jakoś złamać amerykański monopol w rejonie do czego zdawała się dążyć ostatnio wybrany rząd nad Indusem.



---




Konferencja jak należało przy takiej jej ważności i uczestnikach przeciągnęła się znacznie. W końcu jednak zakończyła się. Dyplomaci zaczęli opuszczać pomieszczenie oczywiście prawie, że do woli pozując we wzajemnych uściskach i uśmiechach prawie w dowolnych konfiguracjach. Choć oczywiście główne zainteresowanie "psiarni" wzbudzali White, Romanow i Ling.

Jednak nawet jeszcze po tym ostatnim akordzie w końcu się rozeszli do swoich kwater a następnie zaczął się nieśpieszny, przemarsz ku już czekajacym pojazdom. Wraz z dyplomatami poruszał się ruchomy kordon ochroniarzy, agentów i żołnierzy. White był bardzo zafrapowany i poważny gdy maszerował pomiędzy Jeremy'm a Monic'ą. Teraz dopiero mógł choć trochę swobodniej porozmawiać z nimi bo polowali na nich już tylko pojedynczy reporterzy cykajac ostatnie fotki na "do widzenia". Numer jaki mu wywinęli i Rosjanie i Chińczycy bardzo mu nie przypadł do gustu ale nie panikował. Rosyjskiej reakcji się spodziewali w podobnym stylu ale po Pekin ich zaskoczył, zwłaszcza pomocą na taką skalę. Zdaniem Tony'ego trzeba było "coś wymyślić i to szybko" by nie stracić punktów u Pakistańćzyków. Zwłaszcza teraz gdy nie mieli tylko amerykańskiej kupy do wyboru.



---



Jeremy Newport



Tony zatrzymał się bo okazało się, że natknęli się na wychodzącego z hotelu Romanowa. Też szedł w towarzystwie swoich asystentów i ochroniarzy. Obaj dyplomaci zbliżyli sie do siebie uśmiechając kurtuazyjnie i wyciągneli do siebie dłonie by ostatni raz okazać swoja wzajemność serdeczność i pożegnać się po przyjacielsu w świetle fleszy i reflektorów. Dłoń Tony'ego już prawie dotknęła dłoni Lwa gdy nagle Amerykaninowi wybuchła głowa. elementy jego czaszki, krwi, i mózgu rozchlapały się wokół głównie zostawiając gorące, krwisto - szare strugi, krople i kościane grudy na twarzach Jeremy'ego, Monic'i, Lwa i jego asystentów.

Zaskoczenie było totalne. Przez ułamek sekundy nikt się nie ruszał a ciało White lekko się jeszcze chwiejąc wciąż stało na swoim miejscu z wyciągniet ręką. Chaos zaczął się dopiero gdy zaczęło bezwładnie opadać. W pierwszej chwili zareafowali ludzie przeszkoleni na takie momenty czyli ochrona. Na Jeremy'ego rzucił się bez ceregieli srg. Dobson, łapiąc go za kark i szarpiąc na dół z okrzykiem - Głowa na dół sir! - po czym prawie od razu zasłaniając go swoim ciałem ruszyli prawie biegiem ku czekającemu pojazdowi. W efekcie tego Jeremy widział jedynie umykający pod takt biegu asfalt i czył wciąż coś ciepłego spływajacego mu z twarzy co się rochlapało z głowy White'a.

Zaraz potem wylądował na tylnym siedzeniu opancerzonej limuzyny a chwilę potem prawie wrzucona do środka zszokowana Monica która wyjątkowo nie była w stanie wydukać z siebie słowa a jedynie przebierała bez ładu i składu w tę i we w tę rozszerzonymi ze strachu oczami. - Panie Newport, panno Shaffer, jestęscie ranni? - spytał srg Dobson z pistoletem w ręku lokując się w drzwiach. Nie zdążyli jeszcze odpowiedzieć gdy dwóch marines wpadło do środka przez te same drzwi wciągając do środka prawie bezgłowe ciało ich wspólnego szefa. Drzwi natychmiast zamknęły się, oni dwaj usiedli na przednich siedzeniach części dla pasażerów i kierowca natychmiast ruszył z piskiem opon. - Proszę zapiąć pasy. Nie wiemy czy to koniec. - doradził im podoficer ochrony samemu klikajac swoje pasy.

Tymczasem White mimowolnie udowadniał nawet po śmierci prawa fizyki i anatomii. Z bogato ukrwonej głowy na podłodze szybko wylewała się masa krwi i wciąż jeszcze było widać małe strumyczki tryskajace tu i tam. Szkarłatna plama robiła sie co raz większa i Monica próbowła usilnie nie dotknąć jej butami. Gdy jednak na jakimś podskoku czy zakręcie kałużą zarzuciło ochlapujac meżczyznom nogawki spodni a jej nagie kostki nie wytrzymała i zaczęła krzyczeć i płakać jednocześnie.



Costance Morneau



Wyszła z sali konferencyjnej wraz z innymi dziennikarzami. W końcu po opuszczeniu jej przez dyplomatów można było jeszcze pogadać między sobą chwilę, zrobić parę fotek odjeżdżającym samochodom ale generalnie nawet sami dziennikarze spieszyli się teraz czym predzej obrobić materiał i wysłać do macierzystej jednostki medialnej lub bloga.

Wyszła na zewnątrz akurat by załapać się na odjazd i ostatnie spotkanie rosyjskiego i amerykańskiego dyplomaty jakie miało miejsce na podjeździe hotelu. Raczej nie było planowane i widocznie spotkali się przypadkowo. Obaj jednak byli doświadczonymi politycznymi lisami i od razu wykorzystali okazję by zapozować we dwóch po raz ostatni tego wieczoru.

I wówczas, gdy Conie podobnie jak stojący obok Ramiz i reszta psiarni już mieli ich w optycznych celownikach swoich aparatów White'owi wybuchła głowa. Tak po prostu. Stał i się usmiechał wyciągajac dłoń do swojego rosyjskiego odpowiednika a potem miała w obiektywie w miejscu jego głowy fontannę i chmurę czaszkomózgowych flaków. Nawet w tak gorącej chwili wiedziała, że żadna gazeta nie zamieści takiego zdjecia jako zbyt drastyczne. Ale nastepne już tak. Jak jakiś serżant złapał Newporta i ruszył z nim do czekajacej limuzyny. Jak specnazowcy w podny sposób potraktowali swoich przedstawicieli. Jak potem dwóch marines ciągnie prawie bezgłowe ciało White do limuzyny. I potem jeszcze blask tylnych świateł gdy rozpędzone samochody dyplomatów opuszczały na pełnym gazie niebezpieczny dla nich teren. Zostały po nich tylko krwawy ślad od miejsca postrzału do tego dzie wciągnięto ciało do samochodu. I coś co chyba wygladało na jakiś większe fragmenty czerepu White'a. Dalej jednak zareagowali już ci ochroniarze trzech służb którzy jeszcze zostali na miejscu rozganiając całkiem skutecznie zbieraninę i każąc im się schować przed ostrzałem. Wyglądali jak mrówki w rozgrzebanym mrowisku ale z tymi karabinami i gnatami w rękach mieli na pewni zdecydowanie obniżony próg tolerancji na wszelkie nieposłuszeństwo czy podejrzane zachowania kogokolwiek.




Lance "Styx" Vernon



Lance mógł stwierdzić, że jego wygląd czyli pancerz, elementy wojskowego umundurowania no i przede wszstkim uzbrojenia zdecydowanie rzucają się w oczy wszelakim ochroniarskim służbom. Czuł, że najchętniej zwinęliby go albo przegnali chociaż ale jego zachowanie i komplet papierów z Blackwater i tych załatwionych przez Newporta im na to nie pozwalał. Bo gdyby się stawiał czy zachowywał podejrzanie... No ale jak tak to nie mieli pretekstu by pozbyć się tego niebezpiecznego ziarna chaosu. Ale legitymować go mogli do woli. Sytuacja się poprawiała w miarę jak oddalał się od sali konferencyjnej które stanowiło główny i najszczelniejszy kordon ochrony.

Na ulicy dojrzał całkiem sporo samochodów ale zdecydowana większość należała chyba do dziennikarzy, wynajętych przez nich lub innych gości przybyłych na konferecnę którzy nie chcieli lub nie mogli zaparkować na wewnetrznym hotelowy, strzeżonym parkingu. Jednak obecnie było na zewnątrz dużo przyjemniej. Upał już opadał do sesnownego poziomu by nad ranem opaść do calkiem "białasowych" temperatur czasem do zaledwie kilku stopni powyżej zera. No i był tu legitymowany zdecydowanie rzadziej. Póki nie przekraczał kolejnych stref i kordonów ochrony miał spokój.

Zbierał się właśnie jednak do powrotu do wewnątrz bo od Marka dostał sygnał, że się impreza skończyła. Miał zamiar poczekać na ich blondklientkę bowiem Newport prawie na pewno wróci do ambasady tak samo jak przyjechał. Dopiero potem będzie umawialny o ile w ogóle zamierzał wracać na noc. Zaś Nicole poprzez Marka dała znać, że chce wracać do domu by w spokiju napisać artykuł no i w ogóle wrócić wreszcie po całym dniu do domu.

Spieszyć się nie musiał. Znał procedury bezpieczeństwa na tyle dobrze by wiedzieć, że najpierw odjadą dyplomaci. A z trzech ambasad trochę pojazdów było. Reszta, w tym ich pikup będzie mogła odjechać dopiero po nich. Widział już z daleka charakterystyczną sylwetkę White'a i tego ruskiego Romanowa jak się ostatni raz zatrzymali na podjeździe przed już czekającymi na nich pojazdami. Widział jak do siebie wyciągają dłonie na chwilę nieruchomiejąc na jasnym tle ściany i otaczających ich kordonie ochrony i stłoczonych, trzaskających fotki reporterów. Widział też charakterystyczny rozbryzg głowy szefa amerykańskiej dyplomacji gdzie rozbryzgnęła się dookoła jak trafiony pociskiem melon. Bo to był pocisk, tego "Styx" był pewien.

Był pocisk i to silny, karabinowy pocisk zdolny do penetracji tak słabego i nieopancerzonego celu aż z nadmiarem. Usłyszał też coś czego nie mieli szans usłyszeć ludzie przy hotelowym wejściu gdzie po ułamku sekundy zbiorowego paraliżu nagle zapanował hałas i chaos gdy do ludzi dotarło czego są świadkami. Lance bowiem usłyszał odgłos wystrzału. Pojedynczego wystrzału. Doszedł go prawie jednocześnie z rozbrzgiem głowy White czyli był stosunkowo bliski. Jak na standardy karabinu oczywiście.

Strzał padł też gdzieś zza jego pleców. Gdy przypadł rozejrzeć się za jakimś samochodem zlustrował teren. Zaraz po drugiej stronie ulicy zaczynał się pogrążony w ciemności park czy małpi gaj. Zapenwe ładnie przycięte równe krzaki, drzewka, drzewa, chodniki dające dla oka przyjemną, żywą zieleń a dla reszty ciała litościwy cień przed palącym Słońcem obecnie były skłębioną masą ciemności mogącą ukrywac całkiem niemały oddział nawet a nie tylko pojedynczego strzelca.

Jednak otaczające hotel murek z żelaznymi szczeblami oraz krzewy i drzewka zasadzone już przy samym hotelu może nie umożliwiały strzału ale czyniły go bardzo ryzykownym. Zwłaszcza jeśli dajmy na to cel nie był uprzejmy się zatrzymać tylko zaswał prosto do samochodu. Ale ponad drzewami widział dach większej, jakiejś dwu czy trzypietrowej budowli. Kojarzył, że jest tam jakieś centrum handlowe czy coś takiego. Dach nadal jak na karabinowy standard był całkiem blisko a jednocześnie dawał wgląd na cały front hotelu. No i był poza wszelkimi ochronnymi kordonami jakie w dość improwizowany sposób zdołano przygotować na tak nagłą konferencję.



Marek Kwiatkowski



Gdy Mark rozstał się z Lancem i czekał na koniec konferencji miał zdecydowanie mniej "legitymujących" przygód niż jego szwendający się na zewnatrz kolega. To też i pod tym wzgledem czas mijał mu spokojniej. Mógł w dośc wygodnym barze z profesjonalną obsługą poczekać na jej koniec. Prócz niego siedziało może i ze dwa tuziny osób a i sporo kreciło się i pod drzwiami sali i po korytarzach. Byli to głównie członkowie ekpi dziennikarskich którzy albo nie dali rady wejść do środka z powodu braku papierka czy nie spełnienia jakiegoś wymogu czy też może nie chcieli tam być. Zebrało się też całkiem sporo gości hotelowych czy obsługi którzy szykujac telefony i aparaty chcieli uwiecznić swój udział w tej sławnej konferencji. Pewnie większość z nich wolała by wizytę jakiś gwiazd rocka czy filmu niż nudnych dyplomatów no ale cóż, musieli się zadowolić tym co do hotelu rzucili.

Polak zdołał odnaleźć i przejąć Francuzkę. Dał znać Lance'owi, że wszystko gra i czas się zbierać. Nicole chciała jeszcze cyknąć parę fotek na pożegnanie skoro mieli i tak czekac na powrót Amerykańskiego ochroniarza i odjazd dyplomatów. Blondynka strzelała fotkę za fotką gdy amerykańskiemu dyplomacie wybuchła głowa a na podjeździe i w hotelu w śród ochroniarzy, dyplomatów, gości i obsługi z całęgo świata i we wszystkich jego językach wybuchł chaos.
 
Pipboy79 jest offline