Nick był mężczyzną średniego wzrostu, śródziemnomorskiej urody, o ciemnej, opalonej karnacji i wyraźnym udziale arabskich genów. Jego dość krótkie włosy, choć czarne były tylko lekko falujące, tak jak u większości europejczyków. Z wyglądu miał około 30 lat i w przeciwieństwie do bladolicych członków rodziny Londynu wyglądał bardziej człowieczo.
Siedział na łóżku obok Feliksa w swoim szarym eleganckim flauszowym płaszczu i czarnym garniturze od Bossa, podziurawionym jak sito. - Wybacz Ericku, ale muszę zaprotestować. Bertrama nigdy nie poznałem, tak naprawdę wiem o nim tylko tyle, że jest Gangrelem, i że zaginał parę dni temu. Przebywam w Londynie od niespełna dwóch miesięcy i mało kogo tu znam z imienia. Najbliżej jak dotąd znałem Andrew, ale właśnie, z tego co słyszę, zginał dzisiaj. – wspomnienie Andrew, wyryło się zadumą na jego ponurym obliczu - nie mam pojęcia jak do tego mogło dojść, nie dalej jak dwie, trzy godziny temu, rozmawiał tu z nami, a potem niespodziewanie wyszedł. Jak mi się zdaje, za sprawą humorów Nicole. Od tego czasu nie widzieliśmy go. – ciężko wzruszył ramionami - Nie wiem, w co mógł się wplątać, na co dzień tryskał pasją i entuzjazmem. Teatr, Sylwia, poezja i nasze wspólne długie nocne rozmowy o…- zawiesił głos – można by rzec, o egzystencji, to wszystko, czemu poświęcał swój czas z tego, co wiem. Może brzmi to dość banalnie, ale nie był typem intryganta, nigdy nie posądziłbym go o coś niecnego. Skoro spotkała go ta straszna rzecz, to zapewne przez jego naiwność lub nadmierną fantazję. Artysta, który zbytnio ociera się o mrok w końcu zostaje pochłonięty. To cena, którą płacimy za poznanie tego, co jest nam obce. |