Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-02-2015, 14:17   #638
Gob1in
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
- Nie wiem, o czym mówicie, kiedy gadacie o jakiś partyjkach szachów, czy ku-lu-arach. - Detlef powoli wypowiedział obco brzmiące nazwy. [i]- Nigdy nie jadłem ani jednego, ani drugiego, tym bardziej nie piłem. I jeśli miałbym ocenić smak po nazwie, to nawet nie mam ochoty próbować. [i]- Przerwał na moment, by po chwili kontynuować. - Na razie słyszałem wiele słów, ale wciąż nie jesteśmy bliżej tego, co będziemy robić i w jakim celu. Nie czas jest, by opowieścią kompanów przy ognisku zabawiać, ani toczyć dysputy prowadzące donikąd. Runiarz wyjawił nieco tego, co usłyszał od Rorana. To co usłyszałem nie było dla mnie niespodzianką, co najwyżej potwierdziło wcześniejsze domysły. W życiu kierujemy się własnymi przekonaniami, które z kolei mogą stać i często stoją w sprzeczności z przekonaniami innych. Być może część z nas uczyniłaby inaczej niż on, ale nie dostrzegam w tym celowego działania przeciwko komukolwiek z nas. Oskarżając go o zdradę moglibyśmy równie dobrze oskarżyć wszystkich, co do jednego. Bo i na czym ta zdrada miałaby polegać? Nie poderżnął nam gardeł w tunelach pod Azul, za to stawał razem z nami przeciwko wrogom naszej rasy. Jeśli ktoś ma jakikolwiek dowód przeciwko Roranowi Ronagaldsonowi niech wystąpi teraz, albo... - popatrzył po zebranych - Trzyma pysk na kłódkę, bo o ile Roran nie może bronić swego imienia, o tyle ja mogę zrobić to za niego. - Zakończył twardo. - Dlatego jeśli nikt nie ma dowodu przeciwko niemu, to temat uważam za zamknięty. - Wyraźnie podkreślił ostatnie słowo, po czym przepłukał usta wodą i wypluł ją w ogień.

- Wracając do ustaleń na później. - Thorvaldsson kontynuował. - Potrafię zrozumieć chęć niektórych z was, by ustanowić jakieś reguły, które miałyby być potem prawem dla wybranego thazora. W ten sposób można nie być dowódcą, a dowodzić. Bardzo wygodne - szczególnie wtedy, gdy coś nie wyjdzie, bo wtedy nie pomysłodawca a wykonujący go thazor będzie obwiniany o porażkę. Możecie mieć na ten temat inne zdanie, ale według mnie głupcem okazałby się ten, który przyjąłby dowodzenie na takich warunkach.

- Mówisz, Dirku, że należy prowadzić walkę z Bonarges, czymkolwiek by było. Trudno prowadzić walkę z kimś, kogo się nie zna, ani kogo nie będziemy potrafili rozpoznać nawet, jeśli przemaszeruje przed naszymi oczami. Bardziej mnie nurtuje po cóż mielibyśmy z nimi walczyć? Co wam przeszkadzają ci, którzy robią coś dla naszej rasy? A nawet jeśli nie robią dla khazadów, jeno dla siebie, to cóż z tego? To myśmy im weszli w paradę - przedtem żaden agent tej organizacji nawet nie był nami zainteresowany. Wmieszaliśmy się, to postanowili nas usunąć. Ha! Jestem pewny, że zrobilibyście to samo, gdyby grupa przybłędów namieszała wam w interesach, prawda? Jeśli to, że uszliśmy z Azul pozwoli nam zniknąć im z oczu i z pamięci, to mi to wystarczy. Nie mam powodu, by z nimi wojny toczyć. Powód będzie, jeśli z jakiś powodów nie odpuszczą i zaczną to, o czym gadał tyle razy Ronagaldson.

[i]- Wspominasz też o funkcjach, ale wedle twojej oceny nikt z nas nie nadaje się na thazora. [i]- Ponownie zwrócił się do Urgrimsona. [i]- Dowódca według ciebie miałby postępować według rad zwiadowcy, medyka, alchemina, kwatermistrza, rzemieślnika, inżyniera i runiarza, bo oni są najlepsi w tym co robią i ma być tak, jak mówią... Przyznaję, że nie mam pojęcia o czym ty mówisz. Z twoich słów wynika, że ten oddział powinien mieć tylu thazorów, ilu nas tu jest obecnych.

- Zatem kim według was jest dowódca? Kimś, kto podejmuje decyzje i przewodzi oddziałowi najemników jakimi staliśmy się składając tamtą przysięgę, czy raczej tym, który wykonuje czyjeś polecenia? A może żaden dowódca nie jest nam potrzebny? - Zawiesił pytanie w powietrzu.

- Po wszystkim com ja powiedział i rzekli inni sadzę, że nie brakuje nam dowódcy... a zaufania i podjęcia decyzji. Decyzje zapadać muszą bo zła decyzja dziesięć razy lepsza jest, niż jej brak i na tym stanowisku stałem zawsze... a przynajmniej od pewnej drobnej wtopy w Wiebgen... no ale to przy okazji. Uważam, że to co nam potrzeba to ustalenie co robimy, gdzie robimy... i trzymanie się tego... W czasie walki dowódca, czy raczej w przypadku nasze spadającej liczebnie grupy - kierownik - ma sens... i ty Detlefie się w tym sprawdzasz... Ja, skoro już o tym mowa, starałem się wami dowodzić, ale ani wy specjalnie skłonni do posłuchu nie byliście, ani sytuacje idealne nie były. Znam ja się na napadach, wiem jak obronną gospodę podejść, jak statek zająć, a jak karawanę dopaść by w lesie się nie rozpierzchła, acz poza waszą grupą oddziałem żołnierzy nie dowodziłem. Tak więc proponuję, by działania poddać w miarę możności dyskusji i konsensusowi… zaś Detlefowi zostawić kierowanie oddziałem w czasie potyczki... i by nie przedłużać tego póki jaki smok nas nie zabije gównem z nieba spadającym... kto za?- zaproponował na koniec dłuższej znów mowy Roran. -Dodam jeno, że jak złoto zdobyć, czy sprzęt czy zapasy proponuje porozmawiać gdy odtajemy... i odpoczniemy z dzień, gdy umysły będą świeższe, a nie w szoku po tym szczęściu co nas dopadło.

- Detlefie, nie chodzi o to, aby dowódca miał władzę despoty. - Odrzekł Urgrimson. - Ja wzoruję się na kapitanie Kurganie, który słuchał porad specjalistów z danej dziedziny i na ich podstawie, owych porad, podejmował decyzje. Nie jestem zawodowym najemnikiem, zostałem wcielony, bo tak los zarządził. Całe życie spędziłem w bibliotekach lub laboratoriach, dlatego jedyny wzór dowodzenia to cały czas wymieniany przeze mnie kapitan Kurgan. I uważam, że czasem warto posłuchać to co inni mają do powiedzenia, a tu z wami odnoszę wrażenie, jak by gadanie was parzyło, jak by to było jakieś zło. Jeśli jeden drugiemu rzeknie uwagę to ów zaraz do pięści się garnie, zamiast zastanowić się nad sensem słów. Nie mam złych intencji, a często spotykam się z waszym oporem. Nie wiem czy to duma wami kieruje, czy też wiara w waszą nieomylność. Wielu z was ma mnie za smarkacza, i jeśli by tylko patrzeć na mój wiek macie rację, lecz wiedzą w pewnych dziedzinach wyprzedzam was o dziesiątki lat. Alchemia to życie i cały świat nas otaczający, to nauka przyczyn i skutków. Wiek nie idzie w parze z mądrością, chyba że wiekowy khazad po każdym błędzie jaki popełnił wyciągał słuszne wnioski, ucząc się na błędach. Uważam, że błędem było gdy przed wyruszeniem z Azul stwierdziłeś Detlefie, że reszta to nie dzieciaki i zadbać o siebie potrafią. Gdy ja cię prosiłem byś jako dowodzący sprawdził co kto ma. Nawet zaoferowałem się, że będę stał u twego boku i spisywał wszystko, zbagatelizowałeś to stwierdzając, że to nie twoje zmartwienie. Podobnie było w kilku innych przypadkach. Zrozum, że nie mówię tego by ci dokuczyć, ale byśmy wyciągnęli z tego naukę.- Dirk przemawiał spokojnie, nawyk wyniesiony z sal wykładowych swego klanu.

- Pytasz Detlefie o dowody Roranowej zdrady, wygląda to tak jak byś chciał zamieść sprawę pod dywan i uznać ją za niebyłą. Mnie interesuje bardziej cena na jaką się Roran zgodził, by go z lochów wypuścili. Pytam bo ciekawi mnie, czy mój Klan jest zagrożony, czy moje siostry są zagrożone. Bo chcę wiedzieć czy mój dom nie stoi w płomieniach. Was nie interesuje to co dzieje się z waszymi bliskimi? Mi sen z powiek zdejmuje wiedza, że moi bliscy mogliby płacić za moje błędy. Dlatego Roranie muszę wiedzieć z kim się dogadałeś, co im powiedziałeś, bo ta wiedza może ocalić moich bliskich, a przynajmniej będę mógł ich ostrzec. - Głos Dirka się zmienił, wyczuć w nim można było determinację. - Dodatkowo, Thorinie, szlachetny to gest zapraszać takich oberwańców jakimi jesteśmy w gościnę, lecz tym gestem możesz sprowadzić na swoich bliskich tych co będą szli naszym tropem. Jesteś pewien, że chcesz tak postąpić?

- Jak widać było po wasym psygotowaniu do wyplawy w tunele, coś nie saciałało co plawie nas kostowało sycie. - Wtrącił się Kyan. - Tu nie choci se kasdy ma dowocić i jego sdanie jest niepodwasalne pses dowódce. Choci o to jedynie by kasdy miał swój sakles obowiąsków. Losumies Detlefie?. Uwasam by nie psedłusać by nowy dowódca wyblał sobie i wskasał osoby, któle będą mu potsebne by wsystko funkcjonowało jak nalesy. Lównie dobse mose usnać se sam wsystkim się sajmie i nie potsebuje dodatkowych rąk. Dowocący musi być, bo inacej na kasdym losstaju dlóg bęciemy pseplowadzać takie nalady. Kto się sgłasa na ta funkcje?

-Rzecz w tym Kyanie, że obecnie Detlef ma całkiem inna wizję na dalsze funkcjonowanie naszej grupy niż spora część z nas. - Powiedział Thorin. - Mamy się wedle tej wizji zajmować tym co zarobek przynieść może i zasadniczo niczym więcej. Ja zaś mam w zamyśle zarówno zbadanie spraw przez nas poznanych do końca jak i chociaż próbę wykaraskania się z tego wszystkiego w co wdepnęliśmy, być może z pomocą przodków nawet uczynienie jakiegoś ogólnego dobra które by sławę i honor klanom naszym i nam samym przysporzyły. Póki co na podróż do mej osady wszyscy chyba są zgodni - dobre i to , być może znów trzeba będzie funkcję dowódcy na czas jakiś powierzyć, bo jesli później mam zrezygnować ze spaw ważnych, zrezygnować z podróży do runmistrza, zająć się li tylko zarobkowaniem to równie dobrze mogę zostać w mym domu i penetrować podziemia i bogacąc się i pomagając swoim w odzyskaniu twierdzy zarazem. Thorin zaciągnął się resztkami fajki po czym oczyścił ją wypukując z niej resztki tytoniu. - Dziękuję Dirku że wspominasz na dobro mego klanu, przyznaję że przemknęło mi przez myśl czy go nie narażam naszym przybyciem do Smoczej Skały, jednak nie będziemy tam raczej na tyle długo by mu jakoś zaszkodzić. Mówisz że coś idzie naszym tropem? Wątpię, za nami zawalone korytarze, szczury i orki zapewne. Nasz trop musieli by podjąć zupełnie na nowo, gdyby chcieli nim podążyć. I rzecz jasna prędzej czy później mogą zawitać do Smoczej Skały, może już nawet mają tam swoich agentów, czy jednak są o nas poinformowani? Czy zdołają uczynić jakieś kroki przeciwko nam nim stamtąd odejdziemy? Nie wiem, nie zamierzam jednak lękać się powrotu do domu z obawy przed agentami, gdyż równie dobrze mógłbym tam już nigdy nie wracać. Poza tym co komu z tego by całemu klanowi próbować zaszkodzić? Żeby dorwać małą grupkę obszarpańców? Myślę że przeceniacie jak ważną jesteśmy grupą w oczach Bonarges. Mam wrażenie że nie wiele większym problemem jesteśmy od muchy, która gdy blisko to przeszkadza i chce się ją klapsnąć dłonią bo w zasięgu, jak odleci jednak to mało komu chce się za nią gonić by bzyczenie jej przerwać. Nie inaczej jest z nami. - rzekł Thorin.

Po chwili Galeb podniósł się ze swojego miejsca. Ujął młot w okaleczoną dłoń i nieco dramatycznie wzniósł go nad ognisko.

- Ja… Galeb uczeń runowładnego Tharteka Pustelnika, syn Galvina, który jest synem Migmara zgłaszam się na stanowisko przywódcę tej drużyny. - rzekł oficjalnym tonem po czym opuścił młot, jednak nie usiadł. Zamiast tego powiedział takie słowa - Przywództwo to nie tylko kwestia boju, decyzji, ale przede wszystkim zarządzania z rozwagą i troską o tych, którym się przewodzi. To odpowiedzialność. - znów umilkł wodząc wzrokiem po zebranych - Wszystkim obrzydły intrygi i szare eminencje. Dlatego trzeba nam siedzieć nisko i się nie wychylać dopóki nie dotrzemy do Mistrza Sverrissona i nie zażądamy wyjaśnień odnośnie tego całego cyrku. Do tego czasu powinniśmy nie przejmować się Bonarges, a tym aby samym wyżyć, zważając na nasz stan. Dlatego udamy się do Smoczej Skały, do czego wszyscy się chyba przychylają i tam zregenerujemy siły i zgromadzimy zasoby do dalszej podróży. Dowiemy się też co z drogami i szlakami do Barak Varr i innych krasnoludzkich twierdz. Jak rzekłem jeden problem na raz.

Dirk siedział na swoim miejscu, beznamiętnie obracając fajkę w ręku. - Jeden problem na raz. - Powtórzył po Galebie niczym echo. - Zechcesz w takim razie rozdzielić przydziały obowiązków? Czy pozostaniemy przy starym, sprawdzonym chaosie?- Dodał z ironią.

Na słowa alchemika runiarz zwrócił się wobec niego i rzekł bardzo prosto:
- Jakich obowiązków? Widzisz gdzieś tu laboratorium? Widzisz gdzieś tu kuźnię? Nie. Widzę obozowisko. Zwykłe obozowisko. Naprawdę trzeba wyznaczać, kto na każdym postoju będzie za co odpowiadał? A jak komuś, nie daj Przodkowie zieloni rękę upierdolą, to co? Reszta się nie weźmie, bo tego nie było w umowie albo tego nigdy nie robili? - Galeb powiedział gniewnie - To wszystko pierdoły. Zwykłe pierdoły. Gdzie my tutaj w dziczy będziemy bawić się w alchemię, kowalstwo i wytwarzanie leków? - runiarz machnął ręką i zwrócił się do wszystkich - Przywódca jeżeli czegoś nie wie to zasięga rady kogoś kto się zna. Wątpię, abyśmy potrzebowali oficjalnych zaproszeń do rozmowy z thazorem czy oficjalnych tytułów, prawda? Jak ktoś ma jakąś inicjatywę, proszę bardzo… ale niech to powie krótko i na temat, bo cholera jasna wszystkich trafia od przemówień o pozwolenie na schylenie się, aby coś podnieść, w których po raz setny słyszę że to coś jest potrzebne do maści na ból dupy.

- Dobrze gada. Pierdolicie strasznie. Żeybyśta jeszcze gadali o dupie Maryny to bym i z wami popierdolił. Ja osobiście poprę każdego co w politykę i Bonargesów nie będzie chciał się więcej mieszać, bo nikomu to na dobre nie wyjdzie.- Grundi wytrzepał popiół z fajki i zabrał się do ponownego jej nabijania. - Detlefie, co Ty na to? Pytam bo chyba jeszcze tylko Ciebie widziałbym jako naszego przewodnika.

-znałem jedną Marynę ale droga była rzucił Roran mrugając do kompana...Dawno Grundi sie nie odzywał, ale z sensem, jak zwykle zresztą.

- Cóż mi rzec... - odparł zapytany. - Jeśli thazor Galvinsson jest świadomy ciężaru, jaki bierze na swoje barki, a do tego obieca, że walki z wrogiem ani łupów nie zabraknie, wtedy ja, Detlef Thorvaldsson, jestem skłonny pójść dalej pod jego przywództwem. A gdyby kiedyś przyszło nam zbytnio poróżnić się o kierunek, w jakim zmierzamy, to rozstaniemy się w zgodzie jako towarzysze, którzy niejedno razem przeszli. - Powiedział. - Myślę, że to uczciwy układ. - Dodał po chwili.

Kiewnięciem głowy skwitował słowa Detlefa Galeb i wyciągnął ku niemu rękę jakby na zgodę.

- Uczciwy. Co w mej mocy uczynię, abyśmy biedy jak najmniej zaznali, a i co robić i co walczyć było.

- Zatem masz moje poparcie. - Zhufbarczyk uścisnął wyciągniętą dłoń runiarza.

- Rad jestem wielce widząc waszą zgodę. W takim razie również udzielę wszelkiego wsparcia Galebowi. Skinął głową Fulgrimmson i podszedł do towarzyszy aby podać im rękę.

Thorin wyciągnął rękę do Galeba, ściskając ją rzekł - Możesz i na mnie liczyć Galebie Galvinsonie, cieszę się z twej decyzji. - powiedział wyraźnie zadowolony z takiego obrotu spraw.

Kyan nie zamierzal podawac reki Galebowi, nie z powodu braku szacunku,a z powodu ran i bandazy jakie nosil kowal na swych dloniach. Siedzial na swoim miejscu trzymajac fajke w ustach
...a wiec postanowione... - rzekł.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline