Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-02-2015, 21:02   #26
Korbas
 
Korbas's Avatar
 
Reputacja: 1 Korbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłość
Spakowawszy graty Amy, krasnolud zabrał cały swój dobytek, czyli swoją broń i rozsiadł się na plaży, czekając na sygnał od Łucznika. W pewnym miejscu zniknął im z oczu i później już go nie dostrzegli wspinającego się stromą ścieżką. Dopiero po kilkunastu minutach, choć Mike’owi wydawało się, że upłynęło ich znacznie więcej, dostrzegli ruch na szczycie. To był Ethan, zwiastujący konieczność zmierzenia się z jedynym przejściem jakie mieli do wyboru.
Krasnolud ruszył żwawo, ale już po kilku minutach został na szarym końcu stawki, zmagając się z pochyłym podłożem i zdradliwymi kamieniami oraz z ciężarem swojego (i cudzego) ekwipunku. Prawie na końcu - Amelia również z niewiadomych przyczyn powłóczyła nogami, choć ręka na pewno nie bolała ją aż tak bardzo. Gdy wojownik po raz kolejny odwrócił się do niej, omal przy tym nie spadając, westchnęła i powiedziała po polsku: Boję się, wiesz?
Spojrzała w dół, na plażę i morze. Przez chwilę Michał pomyślał, że dziewczyna boi się wysokości, dopóki nie zaczęła mówić dalej.
- Tutaj było tak… jak na LARPie, byliśmy sami i to wszystko wydawało się takie… realne, ale nierealne, tylko my i morze. Taka nasza ostoja, schronienie, gdzie możemy się bawić, wygłupiać i testować “karty postaci wcielone w życie”. Piękny sen każdego gracza, czyż nie? Marzenie. A tam… - spojrzała w górę i wzdrygnęła się. - Chyba wszyscy zapomnieliśmy na czym głównie polegają eRPeGi. No, może prócz Kane’a - zmitygowała się na myśl o spanikowanym “zielonym”. - Na łotaniu potworów, prawda? Większość sesji przecież do tego się sprowadza - do raźnego, beztroskiego tłuczenia mobów. Wszystkie fantastyczne światy wypełniają hordy pokręconych stworów: smoków, goblinów, sowoniedźwiedzi, chimer, krakenów i cholera wie czego jeszcze. Same DeDeki mają chyba z pięć bestiariuszy, nie licząc dodatków. I jeśli stąd wyjdziemy to na pewno na jakiegoś potwora - w ludzkiej czy nieludzkiej skórze - trafimy, a wtedy to - wskazała na swój bandaż, a głos wyraźnie jej drżał - będzie naszym najmniejszym problemem.
Jako że Kane ciągnął się wraz z Amy na końcu ekipy także usłyszał co mówiła w jakimś obcym języku ale nie zrozumiał ani słowa.
Krasnolud z powagą kiwnął głową, wysłuchawszy dziewczyny do końca. Jej zwierzenie spowodowało zmianę myślenia również w jego głowie. Czego mogli się spodziewać, gdy tylko wyjdą z tego zacisza i wyruszą dalej? Co tutaj w ogóle robili? Jak mają sobie teraz poukładać wszystkie sprawy, tak, żeby później móc wrócić do domu?
- Dojrzałe stwierdzenie. - zaczął Michał w ojczystym języku - To co ja czuję, chyba też można uznać za lęk. Ale prawdę mówiąc, ciężko mi to zaakceptować. Ty chociaż masz normalne ciało, choć Twoja uroda ucierpiała trochę w porównaniu z rzeczywistością, ale jednak. - uśmiechnął się do niej w próbie odgonienia jej ponurego nastroju, po czym wrócił do angielskiego, by Kane także zrozumiał o czym rozmawiają:
- Być stotrzydziesto centymetrowym człowieczkiem to zbyt fantastyczne… Nie wiem co tutaj robimy, Amy, ani jak mamy wrócić i czy w ogóle to nastąpi. Ale równocześnie czuję coś niesamowitego… Ekscytacja, fascynacja…? To wszystko wydaje się być takie nierealne, że ciężko mi w to wszystko uwierzyć, ale teraz czuję się inaczej… Czuję, że żyję! Wydaje mi się, że przeżyjemy mnóstwo przygód i moja dusza wręcz łka z tego powodu ze szczęścia. Ciężko to opisać…
- Napawa mnie niepokojem możliwość konfrontacji z jakimś fantastycznym potworem - wyznał po chwili - ale być może uda nam się wrócić bez konieczności walki z kim lub czymkolwiek? Nie wisi nad naszymi głowami mistrz gry. Nikt nie powiedział, że bierzemy udział w tak realistycznej sesji…?
- Ale jak już natrafimy na jakieś obrzydliwe cudactwo to usiekamy bez litości, prawda? - dokończył, wyraźnie podnosząc głos i żwawiej ruszył naprzód.
- Ano… - bez przekonania mruknęła Amelia i spojrzawszy przepraszająco na Kane’a podjęła marsz w górę klifu. *
 
__________________
Wyłącz się!
Ctrl+W
Korbas jest offline