Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 22-02-2015, 21:40   #21
 
Kaeru's Avatar
 
Reputacja: 1 Kaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumny
Kiedy Ava upewniła się, że palenisko nie zgaśnie, a ona nie umrze z głodu, postanowiła sprawdzić czy uda jej się rzucić jakiekolwiek zaklęcie. Potrzebowała trochę przestrzeni, nie chciała przecież niechcący uszkodzić kogokolwiek. Ruszyła wzdłuż plaży, zostawiając palenisko gdzieś za sobą.
- Panie… jedna pani... i panowie, ludzie, elfy i krasnoludy… - zaczęła swój magiczny występ. Będzie dobrze, próbowała się przekonać. Jeśli to wymysł jej wyobraźni, to nie ma szans na porażkę. - oto pierwsza i jedyna w swoim rodzaju, premierowa prezentacja Avy Collins… - zacięła się na chwile, zastanawiając się czy jest odpowiednio daleko. Miała nadzieję, że nikt jednak nie słyszy tych bzdur, które wygaduje. A zresztą! Od kiedy ją to interesuje?
- Avy Collins, zastępczyni legendarnego irlandzkiego leprokonusa z garnkiem złota i prywatną tęczą!
Koniec wygłupów, dziewczyno! - skarciła się w myślach. - Podniosłaś się na duchu, a teraz do roboty!
Na pierwszą próbę wybrała kraba. Nie jest zbyt ciężki czy duży. W skupieniu przyglądała się garnkowi, nie mogąc oprzeć się wrażeniu, że wygląda komicznie. Wyobraziła sobie wpół ugotowanego skorupiaka, który unosi się ku górze, z nadzieją, że jakaś magiczna siła przekuje jej wolę w czyn.
Niemalże się przewróciła, gdy dopadły ją zawroty głowy. Co się…? Zobaczyła Sile… albo raczej ją samą, wchodzącą po trapie na pokład statku. Jeden z marynarzy okazał się być zbyt śmiały w stosunku do niej. Pamiętała jego śmiech. Ale skąd? “Lámh” - powiedziała i lekko poruszyła dłonią. Marynarz uniósł się w powietrze i wyleciał za burtę, prosto do wody. Skąd to się wzięło teraz w jej głowie? Dlaczego? Jak?
Wpatrywała się przed siebie, jakby patrzyła na “nic”, jednocześnie widząc “coś”. Potrzebowała chwili, żeby dojść do siebie.
- Lámh - szepnęła, unosząc nieznacznie dłoń do góry. No, dawaj! Unieś się! Nie, nie, nie, nie! Nie tak!
Omijając fakty, że to nie krab się uniósł a kociołek, nie delikatnie a bardzo gwałtownie i wysoko oraz, że cała drużyna straciła strawę na którą ciężko pracowali, Ava mogła ogłosić sukces. Niestety, ale nie mogła udawać, że wszystko poszło tak jak zaplanowała.
- Wiesz, Avo, zdecydowanie cię nie doceniłem - powiedział Ethan/Kerovan, który o mały włos oberwałby spadającym z niebios kociołkiem. Na szczęście nowe ciało miało odpowiedni refleks, zdążył się więc zerwać z ziemi i uciec.
O mały włos nawet zdołałby złapać jednego kraba.

Krasnolud zdawał się być nieco bardziej odważny - a może dużo bardziej nieodpowiedzialny niż Ethan, ale pierwsze co zrobił po wyleceniu kotła w powietrze to zerwał się na nogi i w deszczu wrzątku przebiegł w kierunku gotującej zupy z krabów, by uratować cokolwiek. Niestety jedynie udało mu się częściowo zamortyzować upadek naczynia, lecz zawartość takim czy innym pechem wylądowała w piasku. Dłonie piekły krasnoluda, gdy stawiał żeliwo na ziemię, oceniając co zostało w środku.
Słodziutki zapach zupy krabowej nadal unosił się w powietrzu, a tutaj JEDEN krab… Krótkie wściekłe spojrzenie Mike’a na magiczną dziewuchę wystarczył, by ocenić jego podły nastrój. Odwrócił brodę od widoku pojedynczego kraba leżącego na dnie kotła, splunął na piasek, po czym żwawym krokiem podszedł do swojego ekwipunku, leżącego niedaleko niedawnego ogniska, które na skutek wypadku zgasło, potraktowane solidną porcją polewki z kraba.
- HIA-HU-HA! - ryknął krótko, stając z toporem w jednej oraz tarczą w drugiej ręce i wyzywająco patrząc na resztę drużyny.
- Kto stanie w obronie Czarodziejki...? - zagrzmiał, dwukrotnie uderzając płazem topora o swą
lśniącą mithrilową tarczę.
Przerażona Ava cofnęła się o kilka kroków w tył. Uciekać czy błagać o litość? Jakie mogła mieć szanse w starciu z głodnym krasnoludem?
- Nie, nie, nie! Oddam ci swoje suchary! - podniosła ręce jak człowiek do którego mierzy się z pistoletu.
 
Kaeru jest offline  
Stary 23-02-2015, 07:38   #22
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Amelia aż podskoczyła wyrwana ze stuporu przez żartobliwe krasnoludzkie wyzwanie. Do tej pory mogli teoretyzować na temat ćpania, zamiany ciał jak w “Avatarze” czy wywiezienia ich przez wojsko na Karaiby, ale to… Hm… Wiedzieć a widzieć… Na widok latającego kociołka po prostu ją zatkało. I to na dłużej, co było nie lata wyczynem przy gadulstwie dziewczyny. Wcześniej chyba… sama nie wiedziała… traktowała to jakoś nienaturalnie-naturalnie, jako dziwaczny początek sesji - LARPa czy cokolwiek innego; swoim zwyczajem skupiając się na działaniu, nie bezproduktywnych rozmyślaniach. Teraz jednak z całą intensywnością dotarło do niej to, co się stało. Byli nimi. POSTACIAMI. Elfami, krasnoludami, miecznikami i magami. Z wyglądem, ekwipunkiem, umiejętnościami - nawet tymi najbardziej szalonymi i nielogicznymi jak się okazywało. I na prawdę TO się działo i działało. Uszy, wspinaczka, tropienie… magia… A więc i walka, rany - i zapewne również śmierć.

Po takiej konkluzji na widok topora Michała wyraźnie zrzedła jej mina. Wyglądał na prawdę solidnie - potężnie nawet - w porównaniu z jej mieczykami. A jak się złamią? Co prawda nie powinny… ale jeśli? Tom nie dał im żadnych mechanicznych podstaw sesji ani świata. Nie wiedzieli czego się spodziewać ani po ramowych umiejętnościach, ani posiadanych przedmiotach. A jeśli zrobi jej krzywdę? Albo ona jemu? W sumie tego drugiego bała się chyba bardziej. W sesji w domku letniskowym opisałaby efektowne sztychy i zwody, zakończone efektownym wrażeniem czubka miecza w nieosłonięty kawałek ciała lub szczelinę zbroi. Teraz, w “realu”, w praktyce nie chciała tego oglądać.

Nie wypadało jej jednak dać tyłów, skoro sama wyszła z propozycją oceny możliwości ich nowych wcieleń. Tyle że straciła dużo z pierwotnego przekonania, że to dobry pomysł.
- Khem… To może ja spróbuję - uśmiechnęła się niepewnie do Michała-nieMichała. - Ale wiecie… To znaczy wiemy już, że magia… to znaczy nasze karty postaci działają, przynajmniej w przypadku Avy. Więc w sumie magia - uśmiechnęła się nerwowo. - Ale ciekawa jestem co z naszymi starymi zdolnościami. To znaczy nie tymi co mieliśmy w głowach, tylko w starych ciałach. I chciałabym przed walką czegoś spróbować. Tylko się nie śmiejcie, dobrze? Plaża to nie jest najlepsze miejsce na takie hm… popisy.
- Działają, a jakże. - uznał Michał, który przyjął prawdziwość teorii o wcieleniu ich w stworzone przez nich postaci jak tylko obudził się na tej plaży - Masz jakieś wątpliwości, patrząc na mnie? - głos nadal niebezpiecznie grzmiał, ale dość wyraźnie widać było nieco gry aktorskiej w wykonaniu Krasnoluda.

Półelfka odsunęła się nieco od towarzystwa i smętnych resztek śniadania (choć potem zamierzała zebrać ugotowane mięso i wypłukać je w wodzie) i poluzowała ubranie. Miała nadzieję, że nie wygłupi się za bardzo. Albo nie potarga spodni. Akurat igły nie wpisała w ekwipunek. Szybko rozgrzała stawy i zamyśliła się. Coś łatwego i mało kontuzjogennego… Może armada? Zebrała się w sobie… po czym drużyna mogła obserwować, jak wraz z szybkim wyrzutem nogi w górę Amelia ląduje tyłkiem na ziemi. Raczej nie tak to miało wyglądać... Dziewczyna zaśmiała się nerwowo i po kilku płynnych, pozornie bezsensownych ruchach wygięła prawą rękę w tył, wyrzucając nogi do góry. To również skończyło się dość efektowną katastrofą, ale tym razem Amelia czuła, że była blisko. Kolejna próba - i voila! Mocnym wyskokiem przerzuciła ciało w tył. Czuła się pokracznie, jak początkujący, choć wiedziała, że ludziom takie rzeczy zajmują co najmniej dwa lata, nie dwie próby. Dla pewności wykonała kolejne macaco, a potem całą serię pod rząd. Z tego przeszła do au - w sumie znacznie prostszego - i armady, która teraz wyglądała jak wiatrak, a nie rozplaszczony na ziemi krab. Wszystko szło coraz lepiej, im dłużej ćwiczyła, aż robiąc kolejne ruchy niemal zapomniała o widzach. Wreszcie zakończyła serię efektownym au sen mao i na wzór Avy ukłoniła się towarzyszom. Pot lał się z niej strumieniami i nagle odczuła przemożną potrzebę kąpieli.
- Całkiem skoczna z Ciebie panienka… - stwierdził z uznaniem Michał, a jego pewność siebie, którą zaprezentował chwilę wcześniej wyraźnie zmalała. On z kolei czuł się bardzo niepewnie w swoim nowym beczułkowatym ciele i tylko wrażenie siły i krzepy, które w nim nosił, dawały mu komfort.
- No, to teraz chyba możemy powalczyć - odparła zdyszana i sięgnęła po leżące na kocu miecze. Widać było, że jej pewność siebie znacznie wzrosła. Nawet jeśli z mieczami nie wyjdzie, kopniakiem bez problemu wybije komuś zęby. Spojrzała na swoją broń, a potem na topór. - Wyciągamy je? To znaczy - walczymy na ostre?

[MEDIA]http://www.darkknightarmoury.com/images/Product/large/LOTR-04.png[/MEDIA]


- Cóż, podejrzewam, że gdybyś choć w minimalnym stopniu kontrolowała ciosy to niewiele możesz mi zrobić swoją bronią, natomiast w moim przypadku nie mogę Ci tego zagwarantować, dlatego powiedziałbym, że mi obnażone ostrze nie straszne. - odparł Mike.
- No w sumie… - stwierdziła półelfka patrząc na zakutego w stal krasnoluda. Jej było gorąco nawet w koszuli, ale założenie skórzni było chyba dobrym pomysłem.
- Wy lepiej uważajcie - wtrącił się łucznik. - Nie mamy... kapłana. Nawet marnej apteczki.
- No tak stworzyć drużynę bez kapłana to przecież samobójstwo, ale ja się przecież nie znam - cicho pod nosem zamruczał Kane.
- Mam apteczkę… czy coś - burknęła Amelia mocując się z paskami. Wolała chwilowo nie myśleć o takich rzeczach; cieszyła się i tak, że nie nabawiła się żadnej kontuzji podczas ćwiczeń. Zerwane ścięgno nie było czymś, co mogliby załatwić apteczką, a capoeira była wybitnie kontuzjogenna, nawet dla doświadczonych graczy. - No już - obnażyła miecze i stanęła w pozycji (jak jej się wydawało) bojowej. Krasnolud przybrał pozycję obronną i czekał na premierową odsłonę pojedynku z Amelią.
Amelia trafiła jednym mieczem w zbroję krasnoluda. Powstała delikatna rysa. Michał zaskoczony szybkością ataku nie zdołał zareagował na pierwszy cios półelfki, lecz drugi już bez problemu przyjął na tarczę. W odwecie zamachnął się toporem celując w prawy miecz.
Zaskoczona Amelia-Lorelai nie zdołała uniknąć ciosu, miecz niemal wypadł jej z ręki ale jakaś tajemna siła zatrzymała rękojeść w jej dłoni, poczuła jednak ostry ból w nadgarstku.
- Au! - krzyknęła i cofnęła się odruchowo, puszczając obydwa miecze i łapiąc się za rękę. Krzywiąc się, zdjęła rękawice i ostrożnie zbadała nadgarstek. - Zwichnięty. Zwichnięty jak nic! - jęknęła. Diabli nadali te rękawice! Kopnęła je ze złością. Trzeba było walczyć w koszuli!
- Dobry Boże, Amelio! - krzyknął krępy osobnik, natychmiast odrzucając przeklętą broń i podbiegając do dziewczyny. Przerażenie spowodowało, że zaczął paplać w ojczystym języku, jakby podświadomie pamiętając, że Amy jest jego rodaczką. - Przepraszam, Amy, jestem skończonym dupkiem! - spojrzał na jej rękę, po czym zaczął rozglądać się za wspomnianą wcześniej “apteczką”.
- Spoko, to nie twoja wina… - jęknęła pojednawczo Amelia, choć tak na prawdę była zła na chłopaka za kretyński cios w miecz. No ale skąd miał wiedzieć, że kupiła “rękawice pewnego chwytu”, czy jak się tam zwały? I w zasadzie gdzie miał celować; tym toporzyskiem pewnie rozciąłby ją na pół. - Lepiej wiedzieć takie rzeczy teraz niż potem…
- Na wszystkie demony! - Kerovan wyparł Ethana, który zdecydowanie rzuciłby diabłami. W paru krokach znalazł się obok Amelii. - Możesz ruszać palcami? - spytał.
- Jest zwichnięty, nie odcięty - burknęła, wzdrygnąwszy się na taką ewentualność. - Trzeba by go chyba usztywnić. W moich rzeczach są… powinny być bandaże. - wskazała niedużą sakwę leżącą obok plecaka.
Krasnolud pierwszy dopadł do sakwy i otworzył ją dla Ethana, który miał ten sam zamiar.
- Zimny okład? Deszczułka do usztywnienia? - spytał Ethan, zaglądając do wskazanej sakwy. Jakieś płótna, które chyba miały udawać bandaże, paczuszki ziół, maść. Amelia słuchała z niepokojem. Wyglądało na to, że chłopak miał dobre chęci i nic poza tym.
- Ktoś się na tym zna? - jęknęła podchodząc do morza i wsadzając błyskawicznie puchnący nadgarstek do wody. Nie była zbyt zimna, ale zawsze coś.
- Trzeba unieruchomić. - rzucił krótko krasnolud po angielsku, biorąc sprawę na chłopski rozum. - Ethan, weź bandaż i zacznij owijać przegub, wokół kciuka i reszty dłoni. Ja raczej nie podołam z delikatnością. Ważne, żeby zawinąć na tyle grubo, żeby nadgarstek faktycznie był unieruchomiony. - Zdruzgotany wypadkiem Mike wcisnął łucznikowi elastyczne płótno w ręce i skierował ku Amelii.

Słysząc o grubych palcach Ethan spojrzał w stronę Avy, któa bez wątpienia miała najzgrabniejsze palce, ale wspomnienie sztuki z kociołkiem skłoniło go do zmiany zdania.
- Michał, nie gadaj tyle, tylko wyrzezaj coś do usztywnienia nadgarstka - rzucił w stronę krasnoluda. - Masz kozik, weź jakąś deszczułkę i będzie.
- Nie jestem ekspertem, ale wydaje mi się, że do unieruchomienia wystarczy bandaż? - Ponownie mówił po polsku. Mimo tego Michał zaczął rozpoczął gorączkowe poszukiwania drobnej, w miarę płaskiej deseczki, która mogłaby posłużyć za coś w rodzaju usztywnienia lub choćby czego, z czego dałoby się takowy wyciąć. Po minucie z grubsza prosty kawałek drewna był gotowy, choć krasnolud nie był przekonany do jego użycia.
- Może ktoś się ZNA?! - powtórzyła Amelia głośniej, z przerażeniem patrząc na dobre chęci młodzieńców.
- Nie bój się - zapewnił ją Ethan. - Miałem w szkole zajęcia z pierwszej pomocy.
- Chyba w podstawowej - mruknęła pod nosem wspominając wcześniejsze pytanie o palce.
- Zrobiłbym to, ale aktualnie moje dłonie nie należą do najdelikatniejszych, jak być może zdążyłaś się już przekonać… - Michał wrócił do angielskiego.
- Przecież krasnoludy też jakoś się leczą…. - bąknęła dziewczyna obserwując rosnącą opuchliznę. A nie, w końcu przestała.
- Och, a pewnością nic byś nie połamał. - W głosie Ethana nie było zbyt wiele przekonania. - Doktor House, odcinek sto dwudziesty trzeci - powiedział, udając śmiertelną powagę. - Ale posłuchaj - powiedział. - Jeśli aż tak puchnie, to za mocno nie mogę tego obandażować.
- Puchnie bo zwichnięta. A zabandażować trzeba na tyle, żeby była Amelia nie mogła specjalnie nią ruszać. Po prostu weź to płótno i do dzieła!
- Zapewniam, że nie poruszy - stwierdził Ethan, biorąc od krasnoluda deszczułkę. - Gotowa? - spojrzał na Amelię. - Nie powinnaś prawie poczuć.
- E… - półelfka cofnęła się i w panice spojrzała na pozostałą trójkę.
Ava podeszła i spojrzała nad głową krasnoluda (co nie było trudne) na spuchniętą rękę koleżanki. Wzruszyła ramionami.
- Nie bardzo wiem jak Ci pomóc. Gdybyś jednak potrzebowała amputacji… - zawiesiła sugestywnie głos.
- Bardzo śmieszne - sarknęła Amelia, po czym zacisnęła zęby i wyciągnęła rękę przed siebie. - Dobra, róbcie! - wycedziła.

Ethan bardzo dobrze pamiętał, co mówił instruktor na temat usztywniania nadgarstka. I gdyby zamknął oczy, potrafiłby sobie wyobrazić każdy gest prowadzącego zajęcia.
Z oczywistych względów wolał jednak nie zamykać oczu.
“Dwa razy owiń wokół nadgarstka. Poprowadź bandaż wyżej, w kierunku dłoni. Poprowadź bandaż między kciukiem a palcem wskazującym, a następnie...”
- Gotowe - powiedział, zawiązując końcówkę bandaża na kokardkę i zamykając pudełeczko z leczniczą maścią.

- Dzięki - tą kokardkę to mógł sobie darować. Amy westchnęła i spojrzała po reszcie. - To co teraz? Następni chętni do starcia?

- Na mnie nie liczcie - krasnolud ze zbolałą miną podniósł topór z piasku, przetarł go rękawicą, po czym wetknął za pasek na plecach, jakby specjalnie sporządzony w napierśniku do tego właśnie celu. - Nie zamierzam więcej podnosić broni na którekolwiek z was.
- Ja już swoje zrobiłam, więc sobie odpuszczę - dorzuciła Ava. Kane milczał.
 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 23-02-2015 o 07:41.
Sayane jest offline  
Stary 23-02-2015, 09:02   #23
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Mały pokaz w posługiwaniu się bronią białą, w wykonaniu Amelii i Michała, nieco zniechęcił Ehtana do przetestowania swych umiejętności w tej właśnie dziedzinie. Jakoś wydało mu się, że na początek łuk będzie bronią nieco bardziej bezpieczną. Przynajmniej dla niego. Kerovan co prawda nie przejawiał takich obaw, ale w tym przypadku zdanie Ethana liczyło się bardziej.
Pierwszą sprawą było skonstruowanie jakiejś tarczy. Oczywiście, można było strzelać na prawo i lewo, a potem twierdzić, że to cel był właśnie tam, gdzie się trafiło, ale po co?
Najlepszy byłby, prawdę mówiąc, manekin. ale Ethan nie sądził, by ktoś z członków tej wspaniałej drużyny zechciał poświęcić dla takiego szczytnego celu własną koszulę. I Ethana to wcale nie dziwiło.
W końcu tarczę-manekin utworzyły cztery kawałki drewna, umocowane w piaszczystym zboczu klifu. Dzięki temu strzały miały w co się wbijać, zaś pechowy strzelec nie musiałby biegać zbyt daleko.

Łuk nie do końca przypominał tych, do jakich Ethan był przyzwyczajony, ale dłonie Kerovana nie miały żadnych wątpliwości i błyskawicznie naciągnęły cięciwę.
Strzały były przedniej jakości, łuk wspaniały - wszystko zależało tylko od strzelca. Można było błysnąć talentem, a można też było błysnąć... jak Ava. Tyle tylko, że nieco mniej efektownie.

Ethan stanął naprzeciw celu. Nałożył strzałę, naciągnął cięciwę... Uspokoił oddech...
Strzała przecięła powietrze i, ku pewnemu zaskoczeniu Ethana, wylądowała w tarczy.
- A byłem pewien, że chybię - mruknął.
Drugi strzał, podobnie jak pierwszy, prawie chybił. Z tym jednak, że ewentualny przeciwnik bardzo byłby niezadowolony. I z pewnością nieprędko mógłby się cieszyć towarzystwem jakiejś panienki. Kerovan zachichotał w duchu, ale Ethan szczerze musiał przyznać, że bynajmniej nie leżało to w jego planach.
- Opsss, sorry... - Skrzywił się.

Ostatnie dwie strzały nie sprawiły zawodu Ethanowi. A może to on nie sprawił zawodu swojemu drugiemu ja - Kerovanowi. W każdym razie cel - gdyby był człowiekiem - nie pożyłby długo. Pod warunkiem, oczywiście, że nie ochroniłaby go tarcza czy zbroja. I że Ethanowi nie zadrżałaby ręka, bo że Kerovan z pewnością nie miałby żadnych wątpliwości.
Dla niego dobry wróg, to martwy wróg.
Z pewnego punktu widzenia było to nawet słuszne, ale co innego podczas sesji wysyłać setki wrogów do Ogrodów Morra czy w objęcia Kelemvora, a co innego zrobić to z żywym człowiekiem.

Odsuwając rozważania na dużo późniejsze “później” Ethan podszedł do tarczy i wyciągnął wszystkie strzały. Oczyścił groty i sprawdził, czy lotki nie uległy czasem uszkodzeniu.

- Chce ktoś spróbować? - spytał. - Zanim ruszymy w świat?
 
Kerm jest offline  
Stary 23-02-2015, 20:38   #24
 
Korbas's Avatar
 
Reputacja: 1 Korbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłość
Amelia, która przestała już użalać się nad swoją prawą ręką i teraz lewą energicznie płukała zapiaszczone krabie mięso w morzu tylko łypnęła na niego ponuro. Z niesprawną prawą dłonią o strzelaniu ze swojego łuku mogła zapomnieć; przynajmniej na jakiś czas. Dobrze, że w walce mieczami była oburęczna.
- A ruszamy? - spytała. Chłopak spojrzał na ścieżkę, która wiodła w górę klifu. - I robimy jakiś spis inwentarza przed spotkaniem z tutejszą cywilizacją? Wiedza o naszych zasobach na pewno się nam przyda - dodała, wypuszczając na żer praktyczną stronę swojej osobowości. - Oczywiście, jeśli nie okaże się, że na czubku klifu stoją kamerzyści, fotografowie i dziennikarze, którzy krzykną “Niespodzianka!!” - zakończyła sarkastycznie.
- Tudzież dekoracje studyjne - dorzucił Ethan.
Ava pojawiła się tuż obok Ethana, tak niespodziewanie, jakby wyrosła z piasku, przyciskając do piersi swój łuk. Zaczęła przysłuchiwać się rozmowie z zaciekawieniem.
- Spis to chyba za wiele powiedziane. Ale jeżeli kupiliście magiczne przedmioty lub takie bardzo praktyczne jak Amy, dobrze byłoby coś o nich wiedzieć. - Michał podszedł do Amelii i zaczął odbierać od niej wypłukane kawałki śniadania, po czym układał je na wypłukanym płaskim kamieniu znalezionym niedaleko. - Ponadto, jeżeli zamierzamy w tym składzie ruszyć w nieznane, to myślę, że dobrym pomysłem byłoby zacząć zachowywać się i mówić tak jak na stworzone przez nas postacie przystało. Cała ta sytuacja jest bardzo niezrozumiała i kompletnie irracjonalna i dopóki czegoś nie odkryjemy, chyba lepiej będzie zachowywać się jak najbardziej incognito.
- Niegłupie - pochwaliła go Amelia. - Z rzeczy, które mogą się przydać wszystkim to prócz tego co już widzieliście, broni i zbroi mam jeszcze sztylet, więc ten znaleźny mogę komuś oddać; podobnie jak koc ze statku - wskazała na rozłożony na ziemi materiał. Sama miała i koc, i posłanie. Dodawszy żeliwny kociołek zaczęła się zastanawiać jak to wszystko udźwignie. - Mam pochodnie, oliwę, linę, haczyki na ryby i dratwę. A, i zestaw do konserwacji broni i zbroi - mydło przemilczała; miała dziwne wrażenie, że byłoby na nie zbyt wielu amatorów. - Na statku znalazłam też trochę srebra. W sumie moglibyśmy poczekać do odpływu; może jest go tam więcej? Kiedy powinien być, bo się nie znam - wieczorem? Broń mam niemagiczną, ale ponoć porządną. A wy co macie?
- W normalnym świecie przypływy są dwa razy w ciągu dnia. Doby - poprawił się Ethan. - No ale tutaj... Nawet nie wiemy, czy tu jest księżyc. A może tutaj wielki potwór na dnie oceanu połyka i wypluwa wodę zgodnie ze swoją fantazją. Ale masz rację co do tego odpływu. Może jeszcze coś znajdziemy ciekawego we wraku.
- A broń to ja mam dobrą, czyli miecz, i magiczną, czyli łuk - dodał. - Jeśli działa zgodnie z zamówieniem, to łatwiej z niego trafić do celu.
- I co, tyle? - spytała Amelia.
- Wystarczająco jak na jednostrzałówkę w nieznanym świecie - odparł Ethan. - A co do wraku... - Spojrzał z wyraźną pretensją w stronę brzegu morza. - To chyba była papierowa łódka - mruknął. - Widziałaś kiedyś, żeby fale robiły coś takiego z porządnym statkiem? Przecież on był pełen ciężkiego śmiecia? Jakim cudem próbuje się wywrócić na burtę?
- Ja mam zwyczajny ekwipunek. Broń jest porządnej jakości, tarcza zaś mithrilowa. Na nic więcej godnego uwagi stać mnie już nie było… - zwrócił się do Amelii krasnolud, częstując drużynę przepłukanym śniadaniem.

Kane zorientował się, że patrzą na niego z wyczekiwaniem. Skoro wszyscy dzielili się głośno zawartością swoich skrzyń czyli tak zwanym ekwipunkiem startowym jaki sobie na kartach postaci zapisali. W najśmielszych snach pewnie nie przypuszczali, że przyjdzie im go dotykać i używać na żywo. Podszedł jeszcze raz do swojej skrzyni i wygrzebując resztę ekwipunku zaczał wyliczankę.
- Ja również nie mam magicznej broni bo kasy startowej było mało jak wiecie czyli posiadam zwykły miecz półtoraręczny ale za to dobrej jakości. Do tego sztylet w bucie i mały wyważony toporek do rzucania. Plecak podróżny za zapasem żywności na trzy dni plus lina, hubka i krzesiwo. - Pacnął się w głowę i powiedział przepraszająco. - Sorry zapomniałem. Jako wisienkę na torcie za to dobrałem sobie jakąś magiczną rękawicę pewnego chwytu. I jeszcze mam jakieś mikstury, widzenia w ciemności, leczenia lekkich ran oraz jakieś antidotum na najpopularniejsze trucizny. Mam nadzieję, że mikstury są na tyle realne co reszta sprzętu i będą działały zamiast zafundować nam kolejny odlot.
- Widzicie! Da się! - ucieszyła się Amelia, po czym zwróciła do Kane’a. - Z tymi rękawicami to lepiej uważaj - widzisz jak ja przez nie skończyłam - wymownie pokazała zraniony nadgarstek.
- No a my jesteśmy w tej samej sytuacji - uśmiechnął się Ethan do krasnoluda.
- Wy poważnie mówicie? - Amelia ze zdumieniem wytrzeszczyła oczy na “doświadczonych graczy”. - No to jak tak, to pomożecie mi nosić te graty! - zakomenderowała wskazując na najcięższe elementy swojego wyposażenia.
- Amelio... Jak do ciebie w zasadzie mówić? Bo “Amelio” to brzmi niczym w szkole dobrych manier - stwierdził Ethan.
- Goń się - uprzejmie odparła Amelia. - Możesz Amy, jak ci się nie podoba. Albo Lorelai, skoro mamy się posługiwać tutejszą nomenklaturą. Aczkolwiek skoro nie wiemy kim powinniśmy w tym świecie być to nie jestem przekonana, czy to dobry pomysł.
- No dobrze. Lorelai... Albo lepiej Amy. A nuż się okaże, że Lorelai czy Kerovan są poszukiwani listami gończymi. - Ethan się uśmiechnął. - Ale, jak mówiłem, to miała być krótka sesja. Za to porządne ubranie sobie kupiłem - dodał. Amelia wywróciła oczami; ona miała nawet zapasowe, z butami włącznie.
- Dzięki - skinął głową krasnoludowi, biorąc do ręki skąpanego w morskiej wodzie kraba.
- W ramach zadośćuczynienia mogę zostać Twoim tragarzem, Amy, ale tylko do chwili, gdy wyzdrowiejesz! - skomentował Mike, oceniając ciężar jej gratów.
- Z kociołka skorzystamy wszyscy! - z lekką pretensją zawołała dziewczyna, ale w zasadzie nie wypadało się kłócić. Michał po sekundzie jakby skinął głową i zdecydował, nie wiedząc jeszcze w co się pakuje.
- Co się tyczy odgrywania ról - imiona jak imiona, ale Twoje nowe ciało i tak Cię identyfikuje.
- To zależy od ilości elfów w tym świecie - skomentował wypowiedź krasnoluda Ethan. - Co prawda nie wiem, czy wszystkie wyglądają, jakby właśnie wyszły z plakatu filmu fantasy.
- Jeśli przypadkiem zdarzyło Ci się wcielić w mordercę to i tak zawiśniesz. - dość drastycznie podsumował Mike.
- A wymyśliłeś sobie taki życiorys? - spytał Ethan. - Bo ja nie. I tego mam zamiar się trzymać.
- Szczęściem nie, ale z drugiej strony dysponuję tylko koncepcją… Dużo zależy od tego w jaki sposób “powstał” ten świat w związku z naszym pojawieniem się tutaj… Czy to świat dostosował się do pewnego stopnia do nas, czy może został takim, jakim wymyślił go Tom. Jego z nami nie ma… - urwał, zdając sobie sprawę z tego, że i tak do niczego w tym zakresie nie dojdą. - Sądzę, że powinniśmy przynajmniej zachować pozory “normalności” tego świata. W końcu to świat fantasy taki sam jak i cała reszta wymyślonych przez ludzkość światów. Panują pewne schematy i mechanizmy, które znamy i powinniśmy to wykorzystać. A z biegiem czasu, gdy będziemy mieli coraz więcej wiedzy, będziemy mogli lepiej wcielić się w swoje role.
Amelia skinęła głową.
- Też nie miałam historii. Ale z imionami może jednak się nie afiszujmy… póki co.

Kane jako ten żółtodziób w większości przysłuchiwał się próbując wyrobić sobie jakieś własne zdanie na temat tego co się stało i co się im przydarzyło. Postanowił dostosować się do nazwijmy to rytmu drużyny oraz bardziej doświadczonych od niego graczy. Chociaż patrząc na nich to wyglądało na to, że częściowo grali bardziej mężnych niż chcieli to na zewnątrz pokazać. Wszystkich ich wybiło z równowagi psychicznej to co się stało, ale przecież trudno się temu dziwić.
- Co do imion może rzeczywiście się nie afiszujmy z nimi na razie, ale z drugiej strony skoro nikt z nas nie stworzył postaci poszukiwanej listem gończym ani w konflikcie z prawem to chyba nie powinno być problemu. Poza tym mam jeszcze jedną sugestię. Nie znając jeszcze realiów świata, w którym się znaleźliśmy spróbujmy może ograniczyć używanie pewnych zwrotów i wyrażeń z XXI wieku, żeby się nie rzucać od razy w oczy, a raczej w uszy.
- Fakt - skinęła głową Amelia-Lorelai.
- Między innymi właśnie to miałem na myśli, popieram. - dodał Mike.
- Jaka zgoda w rodzinie. - nieco ironicznie zakończył dyskusję Ethan.
 
__________________
Wyłącz się!
Ctrl+W
Korbas jest offline  
Stary 23-02-2015, 20:49   #25
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Nie da się ukryć, że Ethan należał do tych, którzy mieli do noszenia stosunkowo mało. No i ktoś w końcu musiał sprawdzić, czy na szczycie klifu kryje się grupa kamerzystów i dziennikarzy, czy też nowy, wspaniały świat.
Łucznik przypasał miecz, zarzucił na plecy tarczę i przewiesiwszy przez ramię łuk ruszył w górę klifu.
- Jak oni sobie dają radę - pomyślał, wspominając obładowanych jak muły bohaterów, którzy pod taką górkę wchodzili jakby szli po równej drodze. - Nic dziwnego, że co dowcipniejsi łażą z nożami w zębach, skoro im rąk nie starcza.
Skórzana zbroja w zasadzie nie krępowała ruchów, ale Ethan stale nie potrafił się do niej przyzwyczaić. Jeszcze nie do końca został Kerovanem.

W jednym czy dwóch miejscach musiał się przytrzymać rękoma, raz kamień usunął mu się spod nóg (nie było krzyku, więc raczej nikt nie oberwał), ale ogólnie biorąc nie było tak źle.
W połowie drogi zatrzymał się i spojrzał w dół.
Było to mało rozsądne, ale na szczęście jego ciało nie miało lęku wysokości. Towarzysze z drużyny byli... no... niezbyt duzi, a resztki statku wyglądały wprost żałośnie.
Pomachał tym, co zostali na dole, a potem ruszył dalej.

Ścieżka była dziwnie kręta, i gdy ponownie spojrzał w dół, nie zauważył żadnego ze swoich towarzyszy. Widział co prawda kawałek plaży, ale ich - nie. Najwyraźniej musiał się znaleźć za jakimś garbem, który przesłonił mu widok.

Zatrzymał się ponownie parę metrów poniżej szczytu, uważnie nasłuchując.
Zdecydowanie nie chciał natknąć się na kogoś, kto zadałby mu najbardziej oczywiste na świecie pytanie - “Co tu robisz?”
Zamieniony w słuch tkwił tak przez chwilę.
Cisza. Wszędzie cisza, zakłócana tylko szumem wiatru. Zdecydowanie brakowało jednej rzeczy - śpiew ptaków. Niepewne popiskiwania paru przedstawicieli tego gatunku nie zasługiwało na miano śpiewu.
Ethan skrzywił się.
Oprócz mew coś tu jeszcze powinno być. Brak zwykłych ptaków mógł świadczyć o czyjejś obecności. Albo, ogólnie, o istnieniu czegoś, bo je przestraszyło.
Ale to i tak trzeba było sprawdzić. Nie mógł tkwić w tym miejscu bez końca.

Zrobił kilka kroków i ostrożnie wystawił głowę.
Ostrożny rekonesans nie przyniósł żadnego efektu, co skłoniło Ethana do opuszczenia kryjówki i spojrzenia na świat z wysokości swoich niepełnych sześciu stóp wzrostu.
Niemal wszędzie jak okiem sięgnąć piasek i skały. Z jednym istotnym wyjątkiem. Gdzieś hen na wschodzie, blisko morza zarysowało się miasto. Z tej odległości nie można było rozróżnić szczegółów, ale gdyby wytężyć wzrok można by dostrzec mury obronne i parę strzelistych wież zakończonych kopułami. Gdzieś na morzu coś wyraźnie błyskało w słońcu.

- Niech to diabli - zaklął Ethan. Co prawda miasto stwarzało wiele możliwości, ale na początek wolałby małą gospodę małej wiosce. Zwykle przy bramach stali strażnicy, zadający mnóstwo niewygodnych pytań. Nawet jeśli to miasto portowe.
Pytanie tylko, co tak błyszczało, jak szkło czy odbijające światło lustro..
Góra lodowa? Szklana wieża wyrastająca z morza?
Ale w tej chwili nie warto było się nad tym zastanawiać. Trzeba było dać znać pozostałym, żeby weszli do góry.

Ethan przespacerował się kawałek skrajem brzegu, a gdy wreszcie dojrzał swoich towarzyszy zaczął na nich gwałtownie machać, wzywając ich do wejścia na górę.
 
Kerm jest offline  
Stary 23-02-2015, 21:02   #26
 
Korbas's Avatar
 
Reputacja: 1 Korbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłość
Spakowawszy graty Amy, krasnolud zabrał cały swój dobytek, czyli swoją broń i rozsiadł się na plaży, czekając na sygnał od Łucznika. W pewnym miejscu zniknął im z oczu i później już go nie dostrzegli wspinającego się stromą ścieżką. Dopiero po kilkunastu minutach, choć Mike’owi wydawało się, że upłynęło ich znacznie więcej, dostrzegli ruch na szczycie. To był Ethan, zwiastujący konieczność zmierzenia się z jedynym przejściem jakie mieli do wyboru.
Krasnolud ruszył żwawo, ale już po kilku minutach został na szarym końcu stawki, zmagając się z pochyłym podłożem i zdradliwymi kamieniami oraz z ciężarem swojego (i cudzego) ekwipunku. Prawie na końcu - Amelia również z niewiadomych przyczyn powłóczyła nogami, choć ręka na pewno nie bolała ją aż tak bardzo. Gdy wojownik po raz kolejny odwrócił się do niej, omal przy tym nie spadając, westchnęła i powiedziała po polsku: Boję się, wiesz?
Spojrzała w dół, na plażę i morze. Przez chwilę Michał pomyślał, że dziewczyna boi się wysokości, dopóki nie zaczęła mówić dalej.
- Tutaj było tak… jak na LARPie, byliśmy sami i to wszystko wydawało się takie… realne, ale nierealne, tylko my i morze. Taka nasza ostoja, schronienie, gdzie możemy się bawić, wygłupiać i testować “karty postaci wcielone w życie”. Piękny sen każdego gracza, czyż nie? Marzenie. A tam… - spojrzała w górę i wzdrygnęła się. - Chyba wszyscy zapomnieliśmy na czym głównie polegają eRPeGi. No, może prócz Kane’a - zmitygowała się na myśl o spanikowanym “zielonym”. - Na łotaniu potworów, prawda? Większość sesji przecież do tego się sprowadza - do raźnego, beztroskiego tłuczenia mobów. Wszystkie fantastyczne światy wypełniają hordy pokręconych stworów: smoków, goblinów, sowoniedźwiedzi, chimer, krakenów i cholera wie czego jeszcze. Same DeDeki mają chyba z pięć bestiariuszy, nie licząc dodatków. I jeśli stąd wyjdziemy to na pewno na jakiegoś potwora - w ludzkiej czy nieludzkiej skórze - trafimy, a wtedy to - wskazała na swój bandaż, a głos wyraźnie jej drżał - będzie naszym najmniejszym problemem.
Jako że Kane ciągnął się wraz z Amy na końcu ekipy także usłyszał co mówiła w jakimś obcym języku ale nie zrozumiał ani słowa.
Krasnolud z powagą kiwnął głową, wysłuchawszy dziewczyny do końca. Jej zwierzenie spowodowało zmianę myślenia również w jego głowie. Czego mogli się spodziewać, gdy tylko wyjdą z tego zacisza i wyruszą dalej? Co tutaj w ogóle robili? Jak mają sobie teraz poukładać wszystkie sprawy, tak, żeby później móc wrócić do domu?
- Dojrzałe stwierdzenie. - zaczął Michał w ojczystym języku - To co ja czuję, chyba też można uznać za lęk. Ale prawdę mówiąc, ciężko mi to zaakceptować. Ty chociaż masz normalne ciało, choć Twoja uroda ucierpiała trochę w porównaniu z rzeczywistością, ale jednak. - uśmiechnął się do niej w próbie odgonienia jej ponurego nastroju, po czym wrócił do angielskiego, by Kane także zrozumiał o czym rozmawiają:
- Być stotrzydziesto centymetrowym człowieczkiem to zbyt fantastyczne… Nie wiem co tutaj robimy, Amy, ani jak mamy wrócić i czy w ogóle to nastąpi. Ale równocześnie czuję coś niesamowitego… Ekscytacja, fascynacja…? To wszystko wydaje się być takie nierealne, że ciężko mi w to wszystko uwierzyć, ale teraz czuję się inaczej… Czuję, że żyję! Wydaje mi się, że przeżyjemy mnóstwo przygód i moja dusza wręcz łka z tego powodu ze szczęścia. Ciężko to opisać…
- Napawa mnie niepokojem możliwość konfrontacji z jakimś fantastycznym potworem - wyznał po chwili - ale być może uda nam się wrócić bez konieczności walki z kim lub czymkolwiek? Nie wisi nad naszymi głowami mistrz gry. Nikt nie powiedział, że bierzemy udział w tak realistycznej sesji…?
- Ale jak już natrafimy na jakieś obrzydliwe cudactwo to usiekamy bez litości, prawda? - dokończył, wyraźnie podnosząc głos i żwawiej ruszył naprzód.
- Ano… - bez przekonania mruknęła Amelia i spojrzawszy przepraszająco na Kane’a podjęła marsz w górę klifu. *
 
__________________
Wyłącz się!
Ctrl+W
Korbas jest offline  
Stary 23-02-2015, 21:15   #27
 
Piter1939's Avatar
 
Reputacja: 1 Piter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodze
Jak widzimy, nasi bohaterowi pierwsze chwile po wylądowaniu, spędzali bardzo aktywnie. W końcu jednak podjęli wędrówkę. Zapasy słodkiej wody i żywności drużyny były niewielkie, jedynym rozsądnym wyjściem wydawało się odwiedzenie miasta, które Ethan dostrzegł ze szczytu klifu. Po krótkiej naradzie, postanowiono ruszyć w tamtą stronę, ścieżką prowadzącą w dół. Upał doskwierał wszystkim, najbardziej jednak krasnoludowi, jego ciało najwyraźniej nie przywykło do takiego gorąca. Krajobraz był bardzo monotonny, dominowały piaskowe wydmy, ale po pół godzinie drogi, teren zrobił się bardziej skalisty. Po kolejnych dziesięciu minutach okazało się, że wszyscy mają znacznie większy kłopot niż wysokie temperatury. W pewnym momencie z dziury w skale, znajdującej się dokładnie naprzeciwko drużyny, wypełzł wielki skorpion.


Widok takiego monstrum, oddalonego zaledwie o kilkadziesiąt metrów, był z pewnością przerażający. Na domiar złego zza skał po prawej i lewej stronie wyłoniły się dwa kolejne osobniki. Nie wyglądało na to, że mają przyjazne zamiary. Wszystkie trzy z werwą ruszyły w kierunku naszych protagonistów.
 
Piter1939 jest offline  
Stary 27-02-2015, 01:06   #28
 
Korbas's Avatar
 
Reputacja: 1 Korbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłość
Drużyna wgramoliła się na szczyt klifu, by ujrzeć na horyzoncie bogato wyglądające portowe miasto, którego nazwy jeszcze nie znali. Słońce uprzykrzało się im wszystkim, dlatego bo dość krótkiej dyskusji jednogłośnie postanowili skierować swe kroki w kierunku cywilizacji… Marsz po piaszczystej pustyni, na której wylądowali, był dość ciężki i powolny, a słońce siało spustoszenie w ich organizmach, dlatego niewiele rozmawiali w drodzę:

- Myślicie, że Tom wiedział? To znaczy co się stanie? - spytała nagle Amelia. - Był taki tajemniczy, nic nie chciał mówić, a zaraz po przyjeździe nagle zniknął. Kto zostawia szóstkę zupełnie obcych osób w swoim domu? Nawet letniskowym? I dokąd poszedł - do innej chatki?
- Ponoć chciał jechać po swoją siostrę - odparł Ethan. - Zaoferował nam piwo i colę, a potem powiedział... tak, że jedzie po siostrę. Dziwne to trochę było, że od razu jej nie zabrał, ale nie zdążyłem go spytać. Teraz nawet nie wiem, czy słyszałem odjeżdżający samochód.
- Może i tak - ona nie zapamiętała tego szczegółu.
- A co do tajemniczości... Zdarzają się tacy Mistrzowie. - Wzruszył ramionami Łucznik[/b]. - System autorski, tajemnica do ostatniej chwili i takie tam. Czy on czasem nie obiecywał nam wspaniałej zabawy? - spytał po chwili.
- Zabawa jest przednia. - odparł ponuro Michał, spoglądając z nienawiścią na bezchmurne niebo. Czuł jak pod zbroją każdy cal jego ciała gotuje się w skwarze. Przyszło mu nawet do głowy znowu się rozebrać, ale ostatecznie zrezygnował z tego pomysłu.

***

Były to ciężkie chwile dla młodego studenta w skórze krasnoluda. Czasem zapadał się w nieco bardziej grząski piach, a wtedy, gdy z wysiłkiem podrywał swe ciało, łapał w płuca to gorące powietrze i wtedy ledwo mógł ustać na nogach. Pot obficie zalewał mu oczy, a długa broda i żelazny pancerz tylko pogarszały sprawę.
Skalisty obszar, na który trafili jakiś czas później, przyniósł nieco chłodniejszy wiaterek i lita skała najwyraźniej nie nagrzewała się tak bardzo jak piach, dlatego Mike mógł chwilkę odetchnąć, czasem przystając na kilka sekund w cieniu wystających podłużnych skał. Lecz sielanka długo nie trwała, gdyż spod jednego z takich właśnie głazów wyłonił się z piachu wyrośnięty skorpion, a nieco za nim jeszcze dwa takie osobniki.
Umysł chłopaka eksplodował. Z konsternacją przyglądał się potworom, które mimo jego wcześniejszych zapewnień pojawiły się na zawołanie, jakby to siła wyższa rzuciła te diabelskie pomioty ku jego drużynie. Powoli odstawił kociołek i resztę rzeczy należących do Amelii i cofnął się o krok, jakby z zamiarem ucieczki. To wszystko było takie prawdziwe… Co się stanie, jeśli zaatakuje i zginie…? Obudzi się, czy może na wieki uśnie? Ostatecznie ten świat bardzo go fascynował i w głębi duszy nie chciał jeszcze się z nim rozstawać. Nie miał jednak ani siły, ani możliwości ucieczki, taka była prawda. Spojrzał w lewo, gdy kątem oka zobaczył ruch i chwilę obserwował jak Łucznik, w którego wcielił się chłopak imieniem Ethan, napina swój łuk i posyła strzałę w kierunku poruszających się z zatrważającą prędkością skorpionów, lecz oderwał wzrok od szybującego pocisku, nim ten zdołał sięgnąć celu i zerknął na prawo, na Pół-elfkę i ich drugiego ludzkiego towarzysza.

Boję się, wiesz? - w głowie krasnoluda, niczym lodowaty podmuch, odezwał się cichutki kobiecy głosik, odbijający się we wnętrzu jego czaszki, a każde kolejne echo napawało krasnoluda coraz większym gniewem. Boję się… „Ja TEŻ się boję, do cholery!” – ryknął w myślach jego tubalny głos, pełen zażenowania, wstydu i gniewu. – „WSZYSCY się boją, więc ruszże się i spróbuj przezwyciężyć cholerny strach!”
Skorpion stojący najbliżej zatrzymał się, gdy strzała Ethana trafiła, co dało czas krasnoludowi na zebranie się w sobie. Wyrwał zza pleców topór i tarczę, ciasno zawinął rzemień wokół dłoni, po czym grzmotnął płazem broni w świecący mithril, uniesiony nad głowę.

- UAAAAAAA, HAH! – jakby sam grom uderzył w piasek, krasnolud wydał bojowy okrzyk, śmiało szarżując na przeciwnika, a strach zostawiając za swoimi plecami. Wymachiwał tarczą i syczał na skorpiony, skupiając ich uwagę na sobie. Zwalił się na pierwszego, a ten zaskoczony, nagrodził szarżę krasnoluda dwoma ciosami w jego kierunku, które jednak zdawały się być Michałowi ślamazarne, w efekcie czego odbił je z łatwością.
Już po kilku chwilach zmagania się z ciężkim cielskiem skorpiona, na pomoc przyszli mu towarzysze, pozbywając się dwu z czterech jego lewych odnóży, co spowodowało zachwianie się potwora. Z ran ciekła tajemnicza żółta ciecz, a dodatkowo monstrum cofnęło się o krok, gdy jakaś siła zasypała mu jego jedyne oko piachem. Nie było jednak czasu dobić rannego, gdyż drugi skorpion zaszarżował na Amelię. Krasnolud nie widział dokładnie co się stało, ale Kane zamachnąwszy się na potwora, został przez niego zablokowany, a jego miecz utkwił w szczypcach bestii. Należało działać szybko, bo szkarada już machała ostrym ogonem. Mike bez namysłu zebrał w sobie wszystkie siły i tarczą wbił się w wielkie cielsko na odsiecz towarzyszowi, ale stopa ześlizgnęła mu się z grudy piaszczystej ziemi i Krasnolud odbił się od skorpionowego pancerza, co dało szanse temu drugiemu na zadanie rany ludzkiemu wojownikowi.

Groza ponownie zmroziła serce Michała, gdy coś ostrego prześlizgnęło się po płycie pancerza chroniącej jego plecy. Z poczuciem niesłychanego szczęścia i powracającego lęku o własne życie, krępy osobnik gwałtownie i z wściekłością zamachnął się od dołu toporem, poważnie raniąc paszczę i oko przeciwnika. Na pierś Krasnoluda wylała się żółta posoka, podobna do tej wcześniejszej, a sam skorpion gwałtownie zadygotał i cofnął się nieco, wydając nieludzkie kwiki i piszczenia. Chłopak usłyszał podziękowania Kane’a, ale nie było czasu odpowiadać, bo na śmierć czekało jeszcze jedno monstrum
- HIAAA! – ryknął Adrason i z całej siły wbił topór w cielsko okaleczonego skorpiona, dokładnie tam, gdzie ranili go wcześniej kompani Khazada. Ostrze topora z ohydnym mlaśnięciem zagłębiło się w trzy-czwarte swej wielkości, a potwór zakwilił żałośnie, czując zbliżającą się zagładę, a swego żywota dokonał po ciosie Amelii, która ponownie znalazła się u jego boku. Krasnolud zbadał niebezpieczeństwo wokół, w porę, by zobaczyć magiczną sztuczkę jedynej w drużynie elfki, która niemal samodzielnie wykończyła ostatniego przeciwnika.

- Przeżyliśmy, dziewczyno… - zwrócił się cicho do Amelii, używając języka polskiego i posyłając jej szczery uśmiech. Padł ciężko na kolana i opuścił ociekający żółtym płynem topór. Kilka chwil później ujrzał, że Kane również upada, a jedna z jego rąk bezwładnie wisi wzdłuż ciała.
- Pomogę Ci, przyjacielu! – zaofiarował się, przyczłapując do cierpiącego towarzysza. Wziął od niego małą buteleczkę, którą wyjął ze swej torby i otworzył ją dla niego, a gdy zażył specyfik – również z powrotem zakorkował . Potem zaś z niepokojem obserwował, jak leżąc na plecach Kane powoli dochodzi do siebie. Na koniec potyczki, obryzgany krwią potworów Krasnolud pomógł jeszcze z grubsza opatrzyć ramię wojownika, po czym usiadł na gorącym piachu, nadal ciężko dysząc i mrucząc szeptem niezrozumiałe dla nikogo słowa…
 
__________________
Wyłącz się!
Ctrl+W

Ostatnio edytowane przez Korbas : 27-02-2015 o 01:09.
Korbas jest offline  
Stary 27-02-2015, 14:04   #29
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację


Amelia żwawo wędrowała wraz z drużyną, zmieniwszy wysokie buty na lżejsze trzewiki. Nigdy nie lubiła upałów i teraz tez nie była zachwycona spiekotą. Oszczędnie popijała z bukłaka ciepławą wodę pachnącą wyprawioną skórą, przełamując obrzydzenie i zastanawiając się kiedy dotrą do miasta i co tam zastaną. Cywilizacja nie wydawała się być daleko - ot, kilka godzin marszy - lecz pustynia, tak jak i góry, mogła oszukiwać oko.
Po rozmowie z Michałem poczuła się ciut lepiej. Co prawda jego zapewnienia były czcze, ale jakoś podnosiły na duchu. Może ten krasnoludzki bas nadawał słowom więcej wiarygodności. Albo mięśnie i topór. Albo wszystko na raz.

Żadne z nich nie miało pustynnych doświadczeń i nikt nie rozglądał się zbytnio, toteż trójka potworów zaskoczył ich zupełnie. Amelia z przerażeniem patrzyła na gigantyczne pajęczaki, pędzące na nich po gorącym piasku. Umysł miała sparaliżowany strachem, ale nawykłe do walki ciało samo spięło mięśnie, a miecze nie wiadomo jak znalazły się w dłoniach półelfki. Mimo to dopóki powietrza nie rozdarł krasnoludzki wrzask nie była w stanie się ruszyć.
- Wariat! - przemknęło jej przez myśl widząc Michała, samotnie szarżującego na trzy potwory. - Co chcesz udowodnić?! - pomyślała jeszcze, po czym ku swemu zdumieni odkryła, że jest już w połowie drogi między drużyną a skorpionami, a z czaszki jednego sterczy drżąca strzała. Obok niej, nie wiedzieć kiedy, znalazł się Kane i oboje ustawili się po bokach krasnoluda, osłaniając go i siekąc zapamiętale kolejne kończyny wroga.

Amelii wydawało się, że prawdziwa walka nie będzie jak w filmach, że będzie to bezmyślna rąbanina, jak drewno toporkiem, lecz nowe ciało ponownie ją zaskoczyło. Miecz w lewej ręce tańczył jak igła, a giętkie ciało z łatwością unikało ledwie rejestrowanych przez wzrok ciosów. Dziewczynie zaparło dech gdy kolec jadowi minął ją o włos dzięki pięknemu zwodowi właśnie. Nie miała jednak czasu zastanawiać się nad tym, że uniknęła śmierci o włos; nie miała czasu w ogóle myśleć, gdyż rozpaczliwy krzyk Kane’a zwrócił jej uwagę. Jego miecz został pochwycony w kleszcze skorpiona a dureń nie puszczał broni! Albo to te głupie rękawice! Chłopak szarpał się; Michał rzucił się na ratunek. Amelia jak w zwolnionym tempie widziała dwa zabójcze żądła zbliżające się do towarzyszy. Krzyk uwiązł jej w gardle; na szczęście jeden kolec ześlizgnął się po pancerzu krasnoluda. Ale drugi…

Pierwsza krew…

Puls dudnił Amelii-Lorelai w uszach. Raz za razem uderzała mieczami - tym razem już obydwoma, nie oszczędzając też chorej ręki - aż skorpion wypuścił Kane’a, a potem dotąd aż ten i poprzedni legły martwe. Ostatnim zajęli się Damien, Ava i Ethan - dopiero teraz Amelia świadomie zarejestrowała latające w czasie walki kamyki, sztylet i deszcz strzał. Wcześniej nie miała czasu by skupiać się na całokształcie walki.

Trzy skorpiony leżały martwe, a żółta ciecz wyciekała z nich szybko. Dobrze, że to nie kwas…, przemknęło jej znów przez myśl. Michał rzucił w jej stronę pocieszające słowa, ale nie potrafiła zdobyć się na uśmiech. Zresztą chłopak już zajmował się rannym Kanem. Ethan i Damien kręcili się wokół ostatniego potwora; nastąpiło ogólne rozprężenie. Amelia odetchnęła ciężko czując, jak trzęsą się jej ręce. Prawa pulsowała bólem. W gardle zbierał histeryczny płacz.
- Pójdę sprawdzić, czy za tymi głazami nie kryją się kolejne - rzekła chrapliwym głosem do towarzyszy i szybko, choć czujnie, ruszyła w stronę głazów. Elfi wzrok umożliwił jej zerknięcie do jaskini, choć nie miała zamiaru tam wchodzić; jaja skorpionów jej nie interesowały. Nie miała siły ani ochoty nich niszczyć. Sprawdziła najbliższy teren i zatrzymała się, tyłem do towarzyszy. Jęcząc, gwałtownie łapała ustami gorące powietrze, a po policzkach spływały jej łzy. W końcu z trudem wyregulowała oddech i wytarła twarz.

Bezsensowne marnowanie wody - upomniał ją w głowie praktyczny głos; ani chybi Lorelai. Ona nie płakałaby ze strachu, za to wyczyściła miecze ze skorpioniej posoki. Amelia westchnęła płaczliwie. Dłonie trzymające miecze drżały już tylko trochę. Odwróciła się i podążyła w stronę swojej “drużyny” by zająć się tym, czym zająć się powinna.
 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 27-02-2015 o 15:21.
Sayane jest offline  
Stary 27-02-2015, 18:52   #30
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Już po paru minutach marszu przez piaski Ethan doszedł do wniosku, że woli noc, niż dzień, i że przedkłada bagna niż pustynię.
Bo co było ciekawego w ciągnących się kilometrami piaskach? No, chyba że dla geologa, lub innego zbieracza kamieni.
Los jednak postarał się, by spacerek w stronę miasta urozmaicić. Urozmaicenie stanowiły trzy przerośnięte skorpiony, które zachowywały się tak, jakby się chciały zemścić za śmierć swych baaaardzo dalekich krewnych, przerobionych nie tak znowu dawno na śniadanie.

Nieważne jednak, czy szło o rodową zemstę, czy też stwory były tylko i wyłącznie głodne, stanowiły niewątpliwe zagrożenie dla tych, co się włóczyli po piaszczystych pustkowiach.

Ethan od wieków wyznawał zasadę "Najpierw strzelaj...", stanowiącą trawestację popularnego powiedzenia rodem z psedo westernów. I tym razem z atakiem wręcz planował poczekać do ostatniej chwili, chcąc najpierw nieco osłabić przeciwników, częstując ich paroma strzałami.

Strzała trafiła w centralną część głowotułowia, a zaskoczony nagłym bólem stwór zatrzymał się nagle.
A potem się zakotłowało, jako że krasnolud postanowił zaatakować wszystkie stwory naraz. Albo posłużyć jako ruchomy cel...
Ethan wpakował kolejną strzałę w drugiego skorpiona, a potem, jako ze zgromadziło się tam dosyć walczących osób, zwrócił swą uwagę na ostatniego skorpiona, z którym ze zmiennym szczęściem zmagał się Damien.
Upierzony i opatrzony grotem kawałek drewna wbił się w okolice ogona, pozbawiając tym samym skorpiona części uzbrojenia.
Nie tylko on najwyraźniej interesował się tym stworem, bo wnet na skorpiona spadła ulewa strzał, po której przerośnięty stawonóg upodobnił się do poduszki na szpilki.

Jako że strzały nie rosły na drzewach, a w przeciwieństwie do mieczy i toporów były zazwyczaj towarem jednorazowego użytku, Ethan wymienił łuk na miecz i tarczę i ruszył w stronę skorpiona.
Po co ma się dłużej męczyć, pomyślał, dobiegając do potwora i wbijając miecz w miejsce, gdzie głowa łączyła się z pancerzem.
Wyszarpnął miecz, ale drugi cios już nie był potrzebny.

Odzyskawszy dwie z trzech wystrzelonych strzał i oczyściwszy ostrze miecza ze skorpioniej krwi Ethan ruszył w obchód okolicy, chcąc sprawdzić, ilu nieszczęśników stało się ofiarami skorpionów. Bestie były dość duże i bez wątpienia coś musiały jeść.
Nic jednak nie znalazł.
- Całkiem jakby ktoś tu posprzątał - powiedział. - Żadnych czaszek, żadnych kości. Nic.

- Jak sądzicie... Warto by zabrać gruczoły jadowe tych potworów? - spytał. - Zatrute strzały. Albo na handel, kto wie. Chociaż... jeśli tu przywożą skazańców, to lepiej by było nie chwalić się utrupieniem skorpionów - dodał.
 
Kerm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:06.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172