Potężny landsknecht, mimo iż nie wyglądał i nie czuł teraz najlepiej, nowych towarzyszy powitał z radością.
- Witajcie, przyjaciele! - zawołał wesoło, choć ledwo stał na nogach i czuł przemożny ból po ranie. - Sam Sigmar chyba was tu przywiódł w tę godzinę, niechybnie to znak jego opatrzności. Jak tylko zasiądziemy w karczmie przy piwie, będę musiał wznieść toast, za wasze męstwo i sprawiedliwość.
Ani trochę nie czuł się źle z wybiciem najemników. To źli ludzie byli, a oni, jako osoby prawe, nie mogli się ugiąć przed ich tyranią. Wolf wciąż wierzył w swoją szczęśliwą gwiazdę, gwiazdę, która przecięła niebo przy jego narodzinach. Ludzie się przecież mogą mylić, ale bóg- nigdy. |