Wątek: Strefa Zimy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-02-2015, 21:17   #23
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację


Godzina 22:17 czasu lokalnego
Niedziela, 17 styczeń 2049
Około 40 kilometrów na południowy wschód od Norylska


W życiu najemnika prędzej czy później przychodziła chwila, kiedy to karabin stanowił najlepszą odpowiedź. Najlepszą? Jedyną, być może. Niezależnie gdzie, niezależnie z kim. Gdyby dało się załatwić sprawę dyplomatycznie, większość nie wysyłałaby do tego ludzi z bronią. Refleks, siła i zdecydowanie. Bez tych cech życie w tym zawodzie stawało się niebezpiecznie krótkie.
Witalij padł. Mróz osłabił jego odruchy, spowolnił i pozbawił czucia, ale tym razem ciągle był górą i padnięcie było świadomą decyzją, a nie skutkiem oberwania serią. Wystrzelone zaś przez niego pociski trafiły w pierś dowódcy, który ledwo zdążył dokończyć swoją komendę, a już leciał ku ziemi, wpadając w zmrożony śnieg. Zaskoczenie, brak skrupułów. Kto widział wojnę, gdzie jedni do drugich strzelają wcześniej o tym informując? Nawet bajki nie zbliżały się do tego poziomu.

Ukrainiec przenosił już celownik w bok, a stojący przed nim Kane przyjął na siebie ogień celujących w nich żołnierzy. Tarcza rozbłysła kilka razy, wywołując nieprzyjemny efekt dla każdego patrzącego na to przez noktowizor, a wielka spluwa wypuściła półcalowy pocisk, zmiatając strzelca ze skutera. Stalowe kości z mikrohydrauliką pozwoliły ręce utrzymać broń i ponowić strzał, już przez błyskawicznie tworzącą się zasłonę dymną. Kule prawie wyczerpały baterię tarczy, ale Bojko zauważył tylko dwa czy trzy pociski szorujące przez śnieg w bezpiecznej od niego odległości.
Fox i Shade zaczęli strzelać chwilę później. Odległość dla pistoletu maszynowego zwiadowczyni była duża, ale kobieta była doświadczonym strzelcem. Dla Ravera natomiast te sto metrów to było nic. Kierowca jednego ze skuterów spadł na ziemię, podobnie jak jego pasażer. Drugi pojazd próbował zawrócić, ale dopadły go kule.

Strzelanina na dole przebierała na sile. Konwój jeszcze się bronił, chociaż sylwetki napastników szturmowały go już z obu stron, skracając dystans niemal do zera. To była kwestia sekund. Nie zorientowali się w tym co działo się na wzgórzu, a w każdym razie nie kierowali w jego stronę. W przeciwieństwie do wciąż będących w miarę blisko pozostałych dwóch skuterów. Te zakręciły, ale ich załogi wcale nie zamierzały ginąć. Wszyscy czterej rzucili się na ziemię, przyciśnięci też ogniem Roya, chowając się za swoimi maszynami i dopiero z tych pozycji odpowiadając chaotycznym ogniem.
- Dwóch ze skutera leży bez ruchu. - Zameldowała Shade kiedy zasłona dymna oddzieliła ją od reszty towarzyszy. - Realizujemy pierwotny plan i wycofujemy się za wzgórze?
- Tak, i to jak najszybciej - odpowiedział Witalij. - Czyli żadnych kółek, jak pierwotnie było w planie, tylko prosto do tyłu.
Zanim dym odseparował go całkiem od załóg pozostałych skuterów, Bojko posłał im jeszcze krótką serię, po czym wstał i ruszył na nartach w górę stoku, upewniając się naocznie, że wszyscy są cali i robią to samo.
Do decyzji Witalija Roy częstował pochowanych przeciwników krótkimi, kontrolowanymi seriami. Bardziej na przetrzymanie niż eliminację za wszelką cenę. Po komunikacie bez wahania posłał im jednak czterdziestomilimetrowy prezent z podlufowego granatnika, żeby nie przeszkadzali w odwrocie. Mimo to nie zaniechał ostrożności i początkowy odcinek przejechał po indiańsku uwieszony z boku maszyny.



Godzina 5:45 czasu lokalnego
Poniedziałek, 18 styczeń 2049
Około 4 kilometrów na południe od Norylska


Oderwanie się od strzelaniny okazało się proste. Podpięli sanie z egzoszkieletem Zoltana i już pędzili w stronę przeciwną do kończącej się już wymiany ognia z obrońcami konwoju. Załoga skuterów leżała plackiem, zagrzebana w śniegu, ani myśląc ryzykować. Napotkani najemnicy nie byli nawet ich celem. Adrenalina rozgrzała krew i dodała wigoru, wyparowując z krwiobiegu powoli, kiedy szerokim łukiem omijali przeciwników. Nikt nie ucierpiał oprócz baterii w tarczy O'Hary. Pierwszy kontakt, ważny jak pierwsze złapanie piłki przez bramkarza. I co równie ważne, nikt ich nie ścigał. Mimo to wytężali siły, zwiększając dystans tak dużo, ile dali rady bez krótkiego postoju na zebranie sił.

Potem powróciła monotonia i przenikliwe zimno. Teren przez długi czas nie zmieniał się zbytnio, stając się odrobinę bardziej pagórkowaty. Konieczność zacierania śladów i baczenia na tyły spowolniła ich na kilka godzin, aż do momentu, kiedy wzgórza zaczęły się spłaszczać, tworząc coraz dogodniejszą do szybkiej jazdy równinę. Zaczął padać lekki śnieżek, ułatwiający zgubić potencjalny pościg - chociaż ten po prawdzie był już mało prawdopodobny. Tamci musieli zająć się zdobytymi pojazdami, ale tym razem najemnicy nie zbliżyli się do drogi. Rozgrzali się też w większości na tyle przynajmniej, aby ich stan się nie pogarszał. Jedynie Roy z każdą mijającą godziną miał się coraz gorzej, wyziębiony i zmęczony. Ostatecznie prawie przestał czuć swoje kończyny.

Zrobili kilka postojów, wymaganych nie tylko przez ludzi, ale i maszyny. W tak ekstremalnych warunkach nowoczesne baterie wyczerpywały się o wiele szybciej im mocniej były użytkowane. Musieli doładowywać oba skutery, na szczęście wyposażono je w taką możliwość, nawet bez podłączenia do stałego prądu. Mimo tego mieli bardzo dobry czas i wyraźnie przyspieszyli, sunąc po śniegu i mijając kolejne to niewielkie wzgórza, na które podjazdy nie stanowiły już takiego wyzwania. Ostatecznie zmęczenie jazdą stało się odczuwalne dla wszystkich.
Zanim wybrali miejsce na postój, kilkanaście minut przed godziną szóstą rano, Shade zatrzymała całą grupę, tym razem w pełni czujna.

Pięćdziesiąt metrów z przodu, przez szczyty wzniesień, ciągnęła się dwumetrowej wysokości siatka zakończona drutem kolczastym. Ktoś zadał sobie wiele trudu, aby ograniczyć dojście do Norylska. Obserwując okolicę przez lornetkę, dostrzegła także bramę i stojący za nią dwupiętrowy budynek, którego dwie wyższe kondygnacje przypominały wieżę strażniczą. Z niewielkiego komina dymiło, w środku jednak było ciemno, przynajmniej z tej odległości. Stróżówka znajdowała się na jednym ze wzgórz, dobre sto pięćdziesiąt metrów od pozycji zwiadowczyni. Człowiek obserwujący stamtąd teren miał doskonałą widoczność na całą długość ogrodzenia. Bez pudła mogli zgadywać, że podobne punkty obserwacyjno-kontrolne rozmieszczone są na całej długości tego ogrodzenia, wijącego się dookoła miasta.

Z ich obecnego punktu widzenia Norylsk był niczym twierdza.
Na domiar złego, od strony miasta usłyszeli zbliżający się, charakterystyczny dźwięk wirników. Zbliżał się helikopter. Czarne wciąż niebo jeszcze przez jakiś czas miało nie ujawnić jego sylwetki, ale skoro go usłyszeli, musiał lecieć dość wysoko.


 

Ostatnio edytowane przez Sekal : 01-03-2015 o 21:51.
Sekal jest offline