Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-02-2015, 13:45   #41
Zormar
 
Zormar's Avatar
 
Reputacja: 1 Zormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputację
Tura 9 - dodatek

Drewniana miseczka głucho uderzyła o ścianę z drewnianych bali.
- Dlaczego?! - krzyknął do siebie Kerok po tym jak w gniewie cisnął naczyniem. - Dlaczego tak się dzieje?! - pomstował dalej nad sytuacją, która zaistniała po tym jak odeszli Ulliari. ~ Dlaczego?! Tyle im poświęciłem! Tyle zrobiłem dla tych niedorajdów! To JA, a nie nikt inny wszczął to powstanie. To JA zwróciłem Bractwo przeciwko sobie nawzajem, nie ci głupcy! A prorok? Toż to był głupiec! Zapatrzony w siebie, chorobliwie ambitny, zazdrosny głupek! A co się teraz przez niego dzieje? Rebelia! Nie tak nie może być... Tak...~ zdyszany opadł na swój tron zdobiony resztkami rogów. Poroża jeleni, tych z najlepszych łowów, okalały niegdyś to miejsce, lecz ten czas minął. Ich świetność przemijała. Kerok też to wiedział i zaczął sobie zdawać, że zaczyna zmierzać w ich stronę. Ostatnimi czasy zaczął spostrzegać, że targający nim jeszcze niedawno zapał i energia zaczynały go opuszczać. Nieuchronnie zaczynał zbliżać się do tego, co czeka wszystkich. Starość. ~Tyle na to czekałem. Tyle zrobiłem, by Kerok wreszcie mógł rządzić niepodzielnie, a wystarczyła chwila, by tym miastem znów targał konflikt. Gdyby to był jeszcze konflikt zewnętrzny, lecz nie, oczywiście spór musi trwać między Kenku~ westchnął. Trudne czasy w których przyszło mu żyć odcisnęły na nim swoje piętno. Siły, które pozwoliły mu przetrwać tą zawieruchę zaczynały go opuszczać. Ciężar walki o cel, który z czasem sobie wyznaczył, zaczął go powoli przytłaczać. ~ Skoro za panowania Bractwa nie było dobrze, a już na początku mojego panowania jest tak źle, cóż więc przyniesie przyszłość? Kolejne pogorszenie? Dlaczego tak jest? ~
- Dlaczego?! - tym razem w stronę ściany poleciał drewniany talerz z orzechami.
~ Nie! Zrobię coś z tym! ~ zawahał się. ~ Na pewno...~ Opadł zmęczony na swój tron i złapał się za dziób, patrząc na orzechy, które rozsypały się pod ścianą.

***

Kerok był tym wszystkim już szczerze zmęczony. Najpierw żmudna walka o jakąkolwiek władzę w Bractwie. Potem utrzymanie się przy niej i wreszcie podzielenie Bractwa na walczące frakcje. Następnie wojna, a teraz odbudowa i ogólne niezadowolenie. Nikt nie dostrzegał tego co zrobił dla tego miasta. Nikt tego nie doceniał. Keroka zaczęły zalewać żal, gorycz i gniew. Chciał dla nich dobrze, lecz skoro oni nie chcą tego samego, to trzeba to zrobić inaczej. W tym też celu postanowił zwołać ogólne zebranie Kenku na placu.

Następnego dnia większość Kenku zebrała się na placu, nastroje były wiadome, czyli złe. Żołnierze szczelnie otaczali niewielkie, prowizoryczne podwyższenie gdzie pojawił się Kerok. Najpierw przyglądał się niezadowolonemu tłumowi, po czym wreszcie zakrakał:
- Jesteście niezadowoleni, to jasne, lecz spójrzcie na siebie, głupie dzioby! Myślicie tylko o sobie samych, a nie o sobie jako o wszystkich razem! Macie za nic dobro tego miasta i tego ludu! Ważne jest dla was tylko to, by się nażreć i mieć święty spokój! Nie zapominajcie, że nie na tym to wszystko polega. Wywalczyliście sobie wolność, lecz to nie powód, by się lenić i narzekać, że jest źle! Z takim podejściem nigdy nie zaznacie szczęścia, jeśli się nie zmienicie i nie zaczniecie od zaraz pracować na to lepsze jutro! Narzekacie, że wasze domy są zimne, to je ogrzejcie głuptaki! Narzekacie, że nie macie co jeść, no to zdobądźcie je na Kektaka! - spojrzał na kapłanów. - Burzycie się za to co się stało z prorokiem, lecz trzeba się z tym pogodzić! Nie cofnie się tego co się stało, lecz może tak miało być? Przecież gdyby Kektak miał nam to za złe, to chyba by nas ukarał, czyż nie?! Zacznijcie patrzeć dalej niż czubek waszego dzioba! – znów zwrócił się do ogółu. -Macie naszym niedawnym sojusznikom za złe to co się stało, lecz zapominacie o tym, że to dzięki nim jesteście teraz wolni od tyrani Bractwa, ptasie móżdżki! Dostaliście wolność to nie marnujcie jej na marudzenie, że jest źle i niedobrze, tylko zacznijcie pracować i to zmieńcie, głupcy! Nikt nigdy nie krakał, że życie będzie łatwe, miłe i przyjemne! Na to trzeba sobie zapracować własnym rozumem i własnymi szponami! Poświęciliście wiele, lecz nie tylko wy! Od dawna patrzyłem jak Kenku byli dławieni! Dlatego właśnie zrobiłem to co zrobiłem, trując Bractwo! Dla was miernoty! Lecz gdy patrzę na to co się dzieje, to zaczynam mieć wątpliwości, że postąpiłem zgodnie z wolą Kektaka! Jeśli jest wam tak, źle to zawsze możemy wrócić do sytuacji jak za rządów Bractwa! Chcecie tego?! Jeśli nie chcecie dążyć do dobrobytu wspólnie i razem, tylko martwić się tylko o to by mieć co wsadzić do dzioba, to skończę się z wami cackać i uszczęśliwię was siłą, skoro sami tego nie chcecie! – skończył swoje przemówienie, pełne gniewu i żalu względem ludu.
Przemowie towarzyszyły przede wszystkim gwizdy i głośne krakania. Szczególnie z miejsca, w którym zgrupowani byli kapłani. Kilkoro co śmielszych Kenku zamierzało wykrzyczeć kilka niemiłych słów Kerokowi, ale wszyscy ucichli, gdy na podest wszedł najstarszy z kapłanów. Straż nie ważyła się go zatrzymać.
- Bluźnisz, Keroku! - zakasłał z trudem. - Bluźnisz, powiadam, przeciw woli bożej i ludowi Kenku-Aku. Twe rządy niczego dobrego nie przyniosły miastu Kektaka! Pierwej sam byłeś w szeregach znienawidzonego przez nas Bractwa, a teraz ogłaszasz się zbawicielem i wielkodusznym mężem stanu! Tak jak oni zabijałeś i wykorzystywałeś pobożny lud Kektaka. Razem z nimi wypijałeś ostatnie soki życia z Kenku-Aku! Spójrz, gdzie jesteśmy dzięki tobie i tobie podobnym - pośród zgliszczy pięknego niegdyś miasta! Kenku są zziębnięci i głodni, brak im podstawowych materiałów do życia. A ty będziesz nam prawił o powinnościach wobec władzy, gdy dzieci nasze głodują i umierają pośród mrozu?! Daj nam jeść, daj nam pić i daj nam schronienie, a udowodnisz, żeś godzien władzy. Ale nie możesz tego zrobić, wiesz dlaczego? Bo sprzeciwiłeś się woli wybrańca bożego, naszego wielkiego Proroka. Zabiłeś go, zlecając morderstwo barbarzyńcom z północy, ludowi nam nieznanemu, który nie przyniósł żadnego ratunku, tylko wojnę i zniszczenie! Na sam koniec okradli nas z naszego dobytku, a ty pozwalałeś im na to! Nie, Keroku, Kektak cię w końcu ukaże za zbrodnie przeciw naszemu ludowi. Kenku-Aku odrodzi się tylko wtedy, gdy pozbędziemy się ostatniego członka Bractwa. Czyli ciebie! Wzywam cię stąd, Keroku, jeśli masz jeszcze jakiś honor, zrezygnuj ze swej funkcji, opuść Kenku-Aku, możesz nawet udać się do swoich zbrodniczych przyjaciół z północy. Ale od nas wara!
Rozległy się gromkie oklaski wśród kapłanów. Reszta Kenku stała i z niepokojem wpatrywała się w Keroka.
- To bardzo ciekawe co kraczesz. Jakoś nigdy tego nie słyszałem względem Bractwa. Jakoś nie sprzeciwialiście się temu, by was obdarowywać podczas czasów, gdy rządziło Bractwo. Jakoś sami z siebie nie dążyliście zbyt ochoczo do walki z Bractwem dopóki nie wywołałem zamieszania z użyciem trucizny! Nakazujesz mi bym odszedł. W tej chwili przypomina mi się chwila, gdy dawny Kerok też się poddał, a to doprowadziło do powstania Bractwa - odkraknął, po czym westchnął z rezygnacją. Zrozumiał, że to już nic nie da. Jego czas dobiegał końca. Zarówno jako Keroka, jak i Kenku wśród swojego ludu, który chciał wznieść na wyżyny. - Jestem już tym wszystkim znużony i zmęczony. Tyle dla was zrobiłem, a tak mi się odpłacacie. Skoro nie ma innego wyjścia to dobrze. Odejdę... - zakrakał z goryczą. W oczach pojawił się obłęd, gdy dobył noża. -w chwale Kektaka! – zakrakał donośnie, po czym szybkim ruchem rozorał sobie gardło. Ciepła posoka poleciała na najstarszego kapłana. Zdołał jeszcze tylko wskazać na swego rozmówcę, a potem jego ciało osunęło się na ziemię. Wiedział, że nie dadzą mu w spokoju odejść na wygnanie. Nie ryzykowaliby. Nawet żołnierze, którymi dysponował nie daliby rady całemu miastu, wiedział o tym, a w końcu i pogodził się. Jego czas się skończył. Czy zatem rozpoczynała się wreszcie ta upragniona przez niego era dobrobytu, czy też nadchodził kolejny mroczny czas, ledwie chwilę po poprzednim?
 
Zormar jest offline