Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-02-2015, 17:04   #51
Warlock
Konto usunięte
 
Warlock's Avatar
 
Reputacja: 1 Warlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputację
Wklejka z doca

Mokradła, Wielki Las
6 Pflugzeit, 2526 K.I.
Na kilka godzin przed zmierzchem...


- Żyjesz? - Bazrak podniósł mężczyznę. - Ach, blisko było... kapitanie - uśmiechnął się i potarł knykcie. - Wydaje mi się, że mamy trochę wakatów. Hm... Nicolas, niestety, przywitał Morra, poza tym, jest wakat na stanowisku szypra. Stanowisku, na którym znaleźć się winien ktoś odważny, doświadczony i lojalny. A nikt nie jest odważniejszy, bardziej doświadczony i lojalny, niźli ja. czy więc obrazisz się, jeśli zaproponuję moją kandydaturę?
- Kapitanie…? - wyraźnie roztrzęsiony Rolf powiedział bardziej sam do siebie, niż do stojącego przed nim krasnoluda. Adrenalina powoli opadała, czuł jak jego nogi robią się z gumy, a ból w plecach z każdą upływającą sekundą coraz bardziej narastał. Mężczyzna spojrzał na swoje okryte juchą dłonie, a później z powrotem na oblicze spokojnie stojącego przed nim Bazraka.
~ Jak wy to kurwa robicie, że potraficie z takim spokojem podejść do walki?! ~ miał oczywiście na myśli przedstawicieli brodatej rasy, którzy słynęli ze stoickiego spokoju, nawet w obliczu śmiertelnego zagrożenia. Oczywiście nowo mianowany kapitan nie zwerbalizował swych myśli, nie chcąc okazywać słabości przed załogą.
Na pytanie krasnoluda, które bardziej brzmiało jak oferta nie do odrzucenia tylko skinął w odpowiedzi głową. Tak, ktoś taki jak Bazrak będzie idealnym kandydatem na szypra i dowiódł tego ratując mu życie.
- Oczywiście, dowiodłeś swej przydatności i lojalności w boju. Mianuję ciebie moim zastępcą, a skoro już nim jesteś to możesz przydzielić wakaty reszcie załogi - wedle swego uznania.
Rolf minął krasnoluda i podszedł do zmasakrowanego ciała kapitana. Splunął na znienawidzone zwłoki, po czym wyrwał mu z zaciśniętej dłoni zdobioną złotem szablę, a później pozbierał leżące nieopodal pistolety - jeden schował za pazuchę, a drugi wręczył krasnoludowi.
- Przyda ci się…
- Co robimy dalej kapitanie? - Zapytał Mathias. Lubił wiedzieć czego może się spodziewać w przyszłości. - Wracamy i informujemy Hocha, że Dashauer przestał być naszym kapitanem, czy może zmieniamy obszar naszych działań? Oczywiście tak tylko pomysły rzucam… - dodał. W końcu nie było wiadomo jak bardzo Rolf będzie się różnić od Dietera na najważniejszym stanowisku w załodze.
- Hoch to dla mnie teraz bardzo niepewna karta - powiedział Gunter. - Mógł nas wystawić, chociaż nie wiem jeszcze czemu. Za dużo ostatnio mieliśmy pecha, i to wtedy, gdy go nie powinniśmy mieć.
- W dupę z Hochem - warknął Bazrak. - Niech znajdzie sobie innych głąbów do czarnej roboty, gotowych, by zginąć na jakiś moczarach. Proponuję, byśmy robili to, czym żeśmy się zajmowali - piractwem - ino na własny rachunek. Poza tym, trzeba nam nowego bosmana - wskazał na martwego Nicolasa. - Musimy też pogrzebać poprzedniego. Względem zaś wakatu… są jacyś chętni?
- Tak właśnie zrobimy - odezwał się Rolf, wciąż przyglądając się z uwagą zdobytej szabli - złocona rękojeść, a także pokryte runami ostrze krasnoludzkiej roboty idealnie pasowało do jego nowej roli. - Wrócimy na statek i może uda się nam w drodze powrotnej pozbierać zaginioną załogę przed wyruszeniem dalej. Szybko pochowamy Nicolasa, ale najlepiej na plaży, bo wolałbym mieć nasz statek na oku. Później wrócimy do Altdorfu, zwerbujemy trochę tych Sylvańczyków - o ile się do czegoś nadają, i następnego dnia o świcie zwijamy się.
- Do Altdorfu - Bazrak pokręcił głową. - Jak dla mnie za blisko Szczurów. Może lepszy byłby Taalgad i ogółem rzecz biorąc, Talabheim? Potem można popłynąć w górę rzeki, do Kisleva… co o tym sądzisz, kapitanie?
- Gdziekolwiek dobrze, byle jak najdalej od zasięgu Szczurów, ale chciałbym jeszcze odwiedzić Altdorf, bo wiem gdzie ten stary pierdziel chowa swoje łupy. Poza tym… pozostaje jeszcze kwestia pewnego upierdliwego niziołka, którą powinniśmy wyrównać.
- Pies mu mordę lizał - powiedział Gunter. - Dajmy mu spokój... na jakiś czas. Poczekamy, aż przestanie się oglądać za siebie, i wtedy go dopadniemy - zaproponował. - Większe zaskoczenie, większa przyjemność.
- Zgadzam się z Gunterem - Bolgan pokiwał kudłatym łbem. - Hoch jest szefem organizacji, a organizacje mają to do siebie, że szybko upadają. Za jakieś trzy-cztery lata straci wpływy i będziemy mogli spokojnie wpłynąć do Altdorfu i przeparadować jego ulicami.
- Dobrze, w takim razie daję wam wybór - powiedział Rolf nie chcąc się niepotrzebnie narażać własnej załodze, która niespełna kilka minut temu uratowała mu życie, zdetronizowała poprzedniego kapitana i mianowała go na to stanowisko. - Ryzykujemy i zbieramy łupy Dashauera, a przy okazji zaniesiemy jego głowę władzom miasta i może uda się nam wycisnąć z tego trochę złota, a później płyniemy do Marieburga i za złoto kapitana kupimy sobie jakąś nieco lepszą jednostkę pływającą, może… bryg? No, albo znikamy już teraz i próbujemy swojego szczęścia na słodkich wodach Talabheim.
- Nierządnica nie powinna oglądać Altdorfu, a głowa Dashauera nie jest warta ryzyka - stwierdził Gunter. - Poza tym trudno będzie udowodnić, że on to on. I kto zaryzykuje swoim łbem, by zgarnąć nagrodę? Proponowałbym wślizgnąć się do Altdorfu, zgarnąć skarby Dashauera i zniknąć. Pozbyć się później statku i zacząć nowe życie.
- Hm… Gunter może mieć rację, choć ja nadal optuję za ruszeniem do Talabheim - Bazrak splunął. - Pieniędzy Dietera nikt raczej nie zabierze, zdążymy jeszcze po nie wrócić.
- Czemu Talabheim? - Spytał Gunter. - No i musimy szybko wrócić na Nierządnicę. Zanim nam statek zniknie.
- Bo Taalgad jest w miarę blisko, a poza tym to dość duży port. A Talabek jest długą rzeką, zaczyna się w Górach Krańca Świata, w Kislevie. Daleko od wpływów Szczurów, sam rozumiesz.
- Skoro tak mówisz… - Gunter wzruszył ramionami.
- Poza tym Talabheim to spore miasto i łatwo jest tam znaleźć kryjówkę - wtrącił się Rolf. - Przy okazji łatwo się nadziać na jakąś zagubioną jednostkę kupiecką i pomóc im nieco w odnalezieniu drogi do domu - uśmiechnął się porozumiewawczo.
- Oh, cały krater jest wielki, a Talabheim jest tylko jego małą częścią - rzekł Bazrak. - Choć do Talabheim łatwo wejść nie jest, przepustki, sprawdzają, czy nie widnieje się na listach gończych. Trzeba by się wkraść tunelami pod kraterem. Ale Taalgad… poza murami krateru, miejsce w sam raz dla takich jak my. Łatwo tam sprzedać skradziony towar, sami rozumiecie. A poza tym… po Talabeku pływa dużo statków kupieckich… - skinął Rolfowi.

Wstał i rzekł: - Decyzję zostawiam tobie, kapitanie.

- Dobrze więc, udamy się w stronę Taalgad. Po drodze zawiniemy jeszcze do jakieś wioski i uzupełnimy zapasy - odparł kapitan. - Zbierz ludzi, niech każdy coś niesie. Nie uda się nam ze wszystkim zabrać, więc będziemy potrzebować każdą parę rąk.

Szlachetka przyglądał się prowadzonej dyskusji. Wyglądał na odrobinę pominiętego, czemu się zupełnie nie dziwił. Kogo interesowałoby zdanie osoby jego pokroju? W końcu jednak zaczął.
- Veldar Hoch to człowiek mściwy i jeśli dowie się o tym co tutaj się wydarzyło, będzie ścigał niedobitki nawet i na końcu świata. Jeśli chcecie zaznać spokoju, musielibyście pozbyć się i jego – stwierdził lekko śmiejąc się ze swoich słów.
- Jeżeli macie rację i Hoch wysłał załogę Nierządnicy po to by się jej pozbyć, to chciał się pozbyć również i mnie poprzez zadanie jakie otrzymałem. Nie ukrywam, że z chęcią wyjaśniłbym co tutaj się stało, a jeśli okazałaby się to prawdą to Veldar zasługuje na sztylet między żebra, który osobiście mu wbiję przy odpowiedniej okazji – jego twarz odrobinę spoważniała, a uśmieszek zniknął.
- Ahhh… I jeszcze jedno. Jestem chyba jedyną osobą która potrafi tutaj pisać i czytać. Nie umiem za to gotować. Niestety jakiś kretyn przydzielił mnie do kuchni i chociaż sam planowałem się na nim zemścić, to jak widać życie mnie ubiegło. Mogę prowadzić dziennik pokładowy – stwierdził patrząc na zwłoki Dietera.
- Nie - Frieda odpowiedziała na słowa szlachcica - nie jesteś jedyną osobą znającą pismo. Dziennik sobie prowadź, ale do pism i kontaktów biznesowych potrzebujecie kogoś, kto zna kręgi w których obracał się Dashauer. Mnie.
- Zawrzeć się! - Warknął Bazrak i opluł sobie brodę. Przetarł paszczę rękawem. - Primo, pytam raz jeszcze - ktoś, kto nadaje się na bosmana, ma zamiar nim zostać, hm? Secundo, jak chcesz, kochasiu, wyprowadzić się z kuchni, to bądź tak miły i znajdź zastępcę umiejącego gotować. Bez urazy, ale ja muszę coś jeść, bo jak jestem głodny, to puszczam smrodliwe wiatry.. Tak więc, na ten moment dziennik pokładowy prowadzi Frieda, chodź nie powiem, baba na pokładzie, to zły omen, oj, niedobry, każdy kapłan Mannana ci to powie… ale do rzeczy. Tetrio, czyli ucieczka. Veldar ma kontakty… ale w cholernym Altdorfie, tym smrodliwym, ludzkim gnojowisku, zwanym Stolicą Imperium. Wybaczcie, już się nie unoszę… powiem tak, jestem pewien, że na Talabeku nas nie znajdzie, pewne to jak kiełbasa Sigmara.
- Przy mnie się nie nażresz, więc będziesz miał gazy aż nie przybijemy do portu - odrzekł z pełną powagą Walbrecht. - Zresztą, w jakimkolwiek mieście można zwerbować porządnego kucharza. I tak chcecie nawiać więc nie widzę problemu. Zanim wypłynęliśmy każdy kupił coś do żarcia w obawie o moje umiejętności gotowania. I słusznie, bo tak jak i ty, tak i ja nie potrafię gotować. Mogę objąć stanowisko bosmana, a potem oddeleguj do kuchni kogoś innego. Równie dobrze mogę opuścić ten pierdolony statek w pierwszym porcie do jakiego zawitamy. Moje zadanie dotyczyło Dietera, a ten jest martwy. Póki śmierć nas nie rozłączy… czy coś.
- Mogę nająć nowego kuka - zgodził się Bazrak - ale powiedz mi, czemu mam mianować cię bosmanem, czy też martwić, że opuścisz nas w najbliższym porcie. Myślisz, że mnie to dotknie? Nie jesteś nawet żeglarzem! Dlaczego mam cię trzymać na okręcie? To Hoch cię tu wysłał, a on nie jest mi już przyjacielem. No, co mi na to odpowiesz, złotousty?
- Przez lata zajmowałem się powierzoną mi częścią majątku mego rodu. Ktoś musi rozdzielać zadania załodze. Potrafię dowodzić ludźmi. Poza tym nie widzę innego chętnego na to stanowisko. Jeśli uważasz mnie za zbędnego to wysadź mnie w najbliższym porcie. Masz spore deficyty w załodze które musisz uzupełnić. Obu będzie nam to na rękę.
- Nie chciałbym się wtrącić w rozmowy oficerów, ale proponowałbym się już zbierać - wtrącił się Mathias, który korzystając z zajęcia innych wymianą zdań, dokładnie przeszukał ciało byłego kapitana. Przywłaszczył sobie nawet jego kurtę. - Jak trzeba, to mogę być i sternikiem i bosmanem, dopóki na to drugie stanowisko nie zostanie wyznaczony ktoś lepszy. Ale to zróbmy już w drodze. Nie wiadomo czy tych paskudztw nie ma tu więcej i czy te gangi się naprawdę nie spotykają w pobliżu. No i mamy ciało do pochowania i jedno do utopienia. Jak ktoś tu się zjawi to przynajmniej będzie musiał się natrudzić by dojść do tego co tutaj się dokładnie stało.
- Jeśli uważasz, że dasz sobie radę, to od dziś możesz się tytułować bosmanem - krasnolud rzekł do Mathiasa. - Zaś co do ciebie, fircyku, zarządzanie ludźmi nie znaczy tyle, co dowodzenie. A marynarzem nadal nie jesteś. Jeśli poczułeś się urażony, że na stanowisku osadziłem kompana, doświadczonego człowieka, to się obraź, jeśli chcesz wysiąść, to wysiądź, ale dopóki jesteś na pokładzie, dopóty będziesz słuchał przełożonych. Zrozumiane?

Bolgan odwrócił się.

- Ruszamy leniwe śledzie! - krzyknął. - Wracamy na statek! I niech ktoś, do stu tysięcy kartaczy, weźmie to, co zostało z Nicolasa…


 

Ostatnio edytowane przez Warlock : 14-04-2016 o 00:10.
Warlock jest offline