Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-02-2015, 01:06   #28
Korbas
 
Korbas's Avatar
 
Reputacja: 1 Korbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłość
Drużyna wgramoliła się na szczyt klifu, by ujrzeć na horyzoncie bogato wyglądające portowe miasto, którego nazwy jeszcze nie znali. Słońce uprzykrzało się im wszystkim, dlatego bo dość krótkiej dyskusji jednogłośnie postanowili skierować swe kroki w kierunku cywilizacji… Marsz po piaszczystej pustyni, na której wylądowali, był dość ciężki i powolny, a słońce siało spustoszenie w ich organizmach, dlatego niewiele rozmawiali w drodzę:

- Myślicie, że Tom wiedział? To znaczy co się stanie? - spytała nagle Amelia. - Był taki tajemniczy, nic nie chciał mówić, a zaraz po przyjeździe nagle zniknął. Kto zostawia szóstkę zupełnie obcych osób w swoim domu? Nawet letniskowym? I dokąd poszedł - do innej chatki?
- Ponoć chciał jechać po swoją siostrę - odparł Ethan. - Zaoferował nam piwo i colę, a potem powiedział... tak, że jedzie po siostrę. Dziwne to trochę było, że od razu jej nie zabrał, ale nie zdążyłem go spytać. Teraz nawet nie wiem, czy słyszałem odjeżdżający samochód.
- Może i tak - ona nie zapamiętała tego szczegółu.
- A co do tajemniczości... Zdarzają się tacy Mistrzowie. - Wzruszył ramionami Łucznik[/b]. - System autorski, tajemnica do ostatniej chwili i takie tam. Czy on czasem nie obiecywał nam wspaniałej zabawy? - spytał po chwili.
- Zabawa jest przednia. - odparł ponuro Michał, spoglądając z nienawiścią na bezchmurne niebo. Czuł jak pod zbroją każdy cal jego ciała gotuje się w skwarze. Przyszło mu nawet do głowy znowu się rozebrać, ale ostatecznie zrezygnował z tego pomysłu.

***

Były to ciężkie chwile dla młodego studenta w skórze krasnoluda. Czasem zapadał się w nieco bardziej grząski piach, a wtedy, gdy z wysiłkiem podrywał swe ciało, łapał w płuca to gorące powietrze i wtedy ledwo mógł ustać na nogach. Pot obficie zalewał mu oczy, a długa broda i żelazny pancerz tylko pogarszały sprawę.
Skalisty obszar, na który trafili jakiś czas później, przyniósł nieco chłodniejszy wiaterek i lita skała najwyraźniej nie nagrzewała się tak bardzo jak piach, dlatego Mike mógł chwilkę odetchnąć, czasem przystając na kilka sekund w cieniu wystających podłużnych skał. Lecz sielanka długo nie trwała, gdyż spod jednego z takich właśnie głazów wyłonił się z piachu wyrośnięty skorpion, a nieco za nim jeszcze dwa takie osobniki.
Umysł chłopaka eksplodował. Z konsternacją przyglądał się potworom, które mimo jego wcześniejszych zapewnień pojawiły się na zawołanie, jakby to siła wyższa rzuciła te diabelskie pomioty ku jego drużynie. Powoli odstawił kociołek i resztę rzeczy należących do Amelii i cofnął się o krok, jakby z zamiarem ucieczki. To wszystko było takie prawdziwe… Co się stanie, jeśli zaatakuje i zginie…? Obudzi się, czy może na wieki uśnie? Ostatecznie ten świat bardzo go fascynował i w głębi duszy nie chciał jeszcze się z nim rozstawać. Nie miał jednak ani siły, ani możliwości ucieczki, taka była prawda. Spojrzał w lewo, gdy kątem oka zobaczył ruch i chwilę obserwował jak Łucznik, w którego wcielił się chłopak imieniem Ethan, napina swój łuk i posyła strzałę w kierunku poruszających się z zatrważającą prędkością skorpionów, lecz oderwał wzrok od szybującego pocisku, nim ten zdołał sięgnąć celu i zerknął na prawo, na Pół-elfkę i ich drugiego ludzkiego towarzysza.

Boję się, wiesz? - w głowie krasnoluda, niczym lodowaty podmuch, odezwał się cichutki kobiecy głosik, odbijający się we wnętrzu jego czaszki, a każde kolejne echo napawało krasnoluda coraz większym gniewem. Boję się… „Ja TEŻ się boję, do cholery!” – ryknął w myślach jego tubalny głos, pełen zażenowania, wstydu i gniewu. – „WSZYSCY się boją, więc ruszże się i spróbuj przezwyciężyć cholerny strach!”
Skorpion stojący najbliżej zatrzymał się, gdy strzała Ethana trafiła, co dało czas krasnoludowi na zebranie się w sobie. Wyrwał zza pleców topór i tarczę, ciasno zawinął rzemień wokół dłoni, po czym grzmotnął płazem broni w świecący mithril, uniesiony nad głowę.

- UAAAAAAA, HAH! – jakby sam grom uderzył w piasek, krasnolud wydał bojowy okrzyk, śmiało szarżując na przeciwnika, a strach zostawiając za swoimi plecami. Wymachiwał tarczą i syczał na skorpiony, skupiając ich uwagę na sobie. Zwalił się na pierwszego, a ten zaskoczony, nagrodził szarżę krasnoluda dwoma ciosami w jego kierunku, które jednak zdawały się być Michałowi ślamazarne, w efekcie czego odbił je z łatwością.
Już po kilku chwilach zmagania się z ciężkim cielskiem skorpiona, na pomoc przyszli mu towarzysze, pozbywając się dwu z czterech jego lewych odnóży, co spowodowało zachwianie się potwora. Z ran ciekła tajemnicza żółta ciecz, a dodatkowo monstrum cofnęło się o krok, gdy jakaś siła zasypała mu jego jedyne oko piachem. Nie było jednak czasu dobić rannego, gdyż drugi skorpion zaszarżował na Amelię. Krasnolud nie widział dokładnie co się stało, ale Kane zamachnąwszy się na potwora, został przez niego zablokowany, a jego miecz utkwił w szczypcach bestii. Należało działać szybko, bo szkarada już machała ostrym ogonem. Mike bez namysłu zebrał w sobie wszystkie siły i tarczą wbił się w wielkie cielsko na odsiecz towarzyszowi, ale stopa ześlizgnęła mu się z grudy piaszczystej ziemi i Krasnolud odbił się od skorpionowego pancerza, co dało szanse temu drugiemu na zadanie rany ludzkiemu wojownikowi.

Groza ponownie zmroziła serce Michała, gdy coś ostrego prześlizgnęło się po płycie pancerza chroniącej jego plecy. Z poczuciem niesłychanego szczęścia i powracającego lęku o własne życie, krępy osobnik gwałtownie i z wściekłością zamachnął się od dołu toporem, poważnie raniąc paszczę i oko przeciwnika. Na pierś Krasnoluda wylała się żółta posoka, podobna do tej wcześniejszej, a sam skorpion gwałtownie zadygotał i cofnął się nieco, wydając nieludzkie kwiki i piszczenia. Chłopak usłyszał podziękowania Kane’a, ale nie było czasu odpowiadać, bo na śmierć czekało jeszcze jedno monstrum
- HIAAA! – ryknął Adrason i z całej siły wbił topór w cielsko okaleczonego skorpiona, dokładnie tam, gdzie ranili go wcześniej kompani Khazada. Ostrze topora z ohydnym mlaśnięciem zagłębiło się w trzy-czwarte swej wielkości, a potwór zakwilił żałośnie, czując zbliżającą się zagładę, a swego żywota dokonał po ciosie Amelii, która ponownie znalazła się u jego boku. Krasnolud zbadał niebezpieczeństwo wokół, w porę, by zobaczyć magiczną sztuczkę jedynej w drużynie elfki, która niemal samodzielnie wykończyła ostatniego przeciwnika.

- Przeżyliśmy, dziewczyno… - zwrócił się cicho do Amelii, używając języka polskiego i posyłając jej szczery uśmiech. Padł ciężko na kolana i opuścił ociekający żółtym płynem topór. Kilka chwil później ujrzał, że Kane również upada, a jedna z jego rąk bezwładnie wisi wzdłuż ciała.
- Pomogę Ci, przyjacielu! – zaofiarował się, przyczłapując do cierpiącego towarzysza. Wziął od niego małą buteleczkę, którą wyjął ze swej torby i otworzył ją dla niego, a gdy zażył specyfik – również z powrotem zakorkował . Potem zaś z niepokojem obserwował, jak leżąc na plecach Kane powoli dochodzi do siebie. Na koniec potyczki, obryzgany krwią potworów Krasnolud pomógł jeszcze z grubsza opatrzyć ramię wojownika, po czym usiadł na gorącym piachu, nadal ciężko dysząc i mrucząc szeptem niezrozumiałe dla nikogo słowa…
 
__________________
Wyłącz się!
Ctrl+W

Ostatnio edytowane przez Korbas : 27-02-2015 o 01:09.
Korbas jest offline