Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-02-2015, 05:46   #705
Zombianna
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
24. Kaldezeit. 2522 KI, gdzieś na trakcie...



Ze wszystkich pór roku zima zawsze stanowiła najgorszy okres dla wszelkiego rodzaju wycieczek. Nieważne czy podróżowało się powozem, barką, czy na własnych nogach - chłód dopadał każdego, nie patrząc na status społeczny, bogactwo i zajmowane stanowisko. Chłop, szlachcic i cesarz...lodowaty, zawodzący wicher - niekwestionowany pan i władca, obejmujący we władanie ziemię podczas długich, mroźnych miesięcy - wdzierał się pod ubrania każdego, kąsając wyziębione ciała wędrowców tysiącami drobnych igieł.
Szczęśliwie aura dopiero ulegała zmianie, więc warunki, choć już ciężkie, nie stanowiły przysłowiowej przeszkody nie do pokonania.

O powozie banda najemnych mogła co najwyżej pomarzyć. Dreptali pieszo, przedzierając się mozolnie przez lodowatą breję sypiącą się nieustannie z zachmurzonego nieba. Również nocleg na trakcie pozostawiał wiele do życzenia, lecz nikt nie narzekał, mieli poważniejsze zmartwienia...



Stojąca przy ognisku, opatulona szczelnie płaszczem fanatyczka miała swoje własne niepokoje, przy których najgorszy z siarczystych mrozów malał do ważkiego problemu krosty na dupie - uciążliwej i irytującej, ale z pewnością o wiele mniej zabójczej niż to, co czekało na nich w baronii. Mimo, że jej warta dawno minęła, wciąż pozostawała na nogach, wpatrując się intensywnie w płomienie, jakby skrywały one niepojęte dla ludzkiego umysłu tajemnice. Któż mógł wiedzieć na co natkną się w komnatach Mercuccia, czy w ogóle zostaną do niego dopuszczeni bez walki? A może cały zamek poszedł już dawno z dymem, zmieciony z powierzchni ziemi mocą plugawych czarów? Co jeśli zamiast gwaru i ludzkiego tłumu zastaną ochrypły skrzek snujących się apatycznie ożywieńców?
W głowie kołatało się ostrzeżenie, usłyszane od łowcy magów:
“Uważaj na ciernie”
Czy cholerny fircyk wiedział o wszystkim? Jaką miała pewność, że nie przyczynił się do odrodzenia starożytnego padalca?
Nekromancja, jakże Laura jej nienawidziła! Myśl o chodzących zwłokach wzbudzała w niej odrazę i wściekłość. Ostatnie uczucie obejmowało resztę kompani, ją samą i kurwiego syna, przez którego wpadli w całe to bagno. Mercuccio, Blackthorne... imiona nie były istotne - liczyła się jedynie konieczność usunięcia owego pasożyta z tego nie najlepszego ze światów. Skutecznie, bez litości i bez względu na cenę.

Kiedyś kobieta cieszyłaby się mogąc oddać życie w obronie wiary, lecz sytuacja uległa diametralnej zmianie. Z początku odrzucała jasne znaki i fakty, składając je na karb przemęczenia - prawda w końcu dotarła do pokręconego umysłu, uprzednio wybijając sobie drogę w zbudowanym z negatywnych emocji i braku akceptacji murze.
- Bądź przeklęty - wyszeptała, a wiatr porwał ciche słowa nim na dobre zdążyły opuścić spierzchnięte wargi. To kim była i czym się stała bladło w porównaniu do tego, co miała przynieść przyszłość.
Zaprzeczenie, gniew, rezygnacja. Niepokój - ten chyba najgorszy. Laura nienawidziła owego stanu i zazwyczaj wypierała swoje lęki agresją. Niestety tym razem sztuczka nie zadziałała.
Wzdrygnęła się, a skostniałe palce prawej dłoni mimowolnie musnęły miejsce, w którym znajdował się wytatuowany skorpion. Wciąż potrzebowała Amira, ale jak na złość srebrnooki ślepiec przepadł jak kamień w wodę. Przez krótką chwilę żywiła nadzieję, że jakimś cudem zawitał on do khazadzkiego miasta, tylko dlatego wzięła udział w tym pożalcie się bogowie przesłuchaniu przyjaciela kapłańskiego syna. Zdobyte informacje jedynie potwierdziły smutną prawdę - Amir zniknął i nic nie wskazywało na to, że odnajdzie się przez najbliższy czas.

Na domiar złego w okolicy nadal kręcił się cholerny nożownik - ktoś prawie, bądź równie pokręcony co ona sama. Wredny, złośliwy Wrzód, którego na początku chciała rozsmarować równą warstwą po murze...i ten jego uśmieszek spod wąsa, na widok którego ręka sama wędrowała w stronę korbacza.
Nie znosiła dziada, działał jej na nerwy i irytował samą swoją obecnością. Gwałtownik, szumowina i łotr bez sumienia, dla którego ożenienie komuś kosy nie stanowiło materiałów na koszmary. Z pewnością niejednemu naiwnemu idiocie poszerzył w ten sposób uśmiech - od ucha do ucha. Niechętnie, ale przyznawała jedno - nie pierdolił się w tańcu i gdy trzeba było, działał. Nie roztrząsał każdego problemu pod kątem bezpieczeństwa własnej rzyci. Nie stronił też od walki.
W końcu krew musiała płynąć, nieważne czyja.

Ciche westchnienie wyrwało się z piersi Laury, wzrok powędrował ku górze. Wiszące nisko, nabrzmiałe chmury już spory czas temu przestały wyrzucać z siebie mokre, zimne, białe ścierwo, potocznie nazywanie śniegiem. Wicher zaś rozgonił je na tyle, że spomiędzy ich pękatych brzuszysk wyjrzały gwiazdy, jednak nawet ich widok nie rozproszył czarnych myśli. W głowie kobiety trwała w najlepsze szaleńcza gonitwa. Wiedziała, że tej nocy nie dane jej będzie udać się do Krainy Morra, a świt był równie odległy, co znajdująca się setki mil na północ Norska.
I gdy tak stała, spoglądając ku górze, do jej głowy zapukało rozwiązanie. Z początku nieśmiała idea skrobała gdzieś z tyłu czaszki, by kilka uderzeń serca później rozpanoszyć się, niczym niechciany gość.
Zdecydowanie należała do gatunku szalonych, zakrawających wręcz o wariactwo, lecz co ostatnimi czasy nim nie było?




To jednak wariactwo - przemknęło Laurze przez myśl tuż przed tym, gdy podkradła się do śpiącego nożownika. Zrzucone w pośpiechu ubranie zostało za jej plecami, zmięte niedbale i przyciśnięte do ziemi ciężarem broni. Stąpając ostrożnie znalazła się tuż obok celu, lecz nim zdążyła cokolwiek zrobić, mężczyzna otworzył oczy. W ciemności dostrzegła dwa lśniące punkty, uważnie śledzące każdy jej ruch. Prócz oszołomienia ujrzała w nich również całe morze niepokoju. Na zaspanej twarzy wymalowano ogromne zdziwienie i niepewność. Gomez zamarł w bezruchu, jakby zastanawiając się, czy chwycić broń, krzyknąć, a może pozwolić wydarzeniom toczyć się własnym torem?
Przynajmniej nie wpakował mi ostrza w brzuch - kobieta odetchnęła z wyraźną ulgą. Miast mleć ozorem przyłożyła palec do warg, nakazując milczenie. W jej przypadku rzucenie frazą “to tylko ja” mogło wywołać reakcje dalece inną od zamierzonej. Nikt, kto zdążył ją poznać, nie uspokoiłby się słysząc podobne słowa. Rozłożyła ręce w pokojowym geście, a poły płaszcza rozsunęły się, ukazując że prócz ciemnozielonej materii na plecach nie ma przy, ani na sobie, kompletnie nic. Pokryte gęsią skórką piersi unosiły się i opadały rytmicznie, poruszane płytkim oddechem. Fanatyczka pochyliła się nad Gomezem i usadowiwszy się wygodnie na jego biodrach, wysunęła tułów do przodu.
-Nic nie mów - wyszeptała przyciągając mężczyznę siebie i wpiła się w rozchylone usta, nim zdążył odpowiedzieć.
Przemówił więc w inny sposób: złapał Laurę w pasie i jednym, płynnym ruchem obrócił na plecy, przyciskając do ziemi całym swoim ciężarem. Pokrytą zarostem twarz wykrzywił uśmiech drapieżnika.
Kolejną rzecz musiała mu przyznać - szybko otrząsnął się z szoku.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena

Ostatnio edytowane przez Zombianna : 27-02-2015 o 06:11.
Zombianna jest offline