Wrong side of Heaven
Part 1
Strife stał pośrodku pobojowiska, zalanego martwymi żolnierzami tej czy drugiej strony, wraki czołgów nadal płonęły, słyszalne były pojedyńcze ostrzały, a nawet zdarzała się kula świsnąć mu tuż obok głowy. On jednak stał niewzruszony, czekał na coś. W opuszczonych dłoniach spocyzwały jego ukochane bronie o nazwie “Serafiny’. Kątem oka dojrzał jakiś ruch w oknie… snajper. Ten zaś mógł dojrzeć jak Strife patrzy mu prosto w lunetę. Miał juz pociągnąc za spust lecz, okno w którym był buchnęło nagle płomieniami. Rpg… takie są uroki bitew. W ułamek sekundy całe życie, dobre, złe chwile, wszystko co osiągnięto, o czym marzono… zdycha ui już niegdy nie wróci. Został zesłany na ten padół by chronić ludzkość przed pomiotami piekieł, ale oni sami całkiem skutecznie się wyniszczają.
-
Huuh… - Mruknął widząc zjawisko. Zwykle nie zajmowało to tyle czasu by w takim miejscu jeszcze ich nie było.
-
Ksiądz na pewno dobrze info sprawdził? - Rzucił przytykając palec do ucha. -
Rzygam tymi mordujacymi się debilami. - Przewrócił oczami.
-
Walki bojówek się nasilają, Skanery entropiczne wskazują duży ruch w tym regionie. Lada chwila powini tam być. - Usłyszał w słuchawce dobrzeznany mu głos Ojca Fabio. Odziany w czerń młodzian obrócił sie dookoła.
-
Chujnia z gejnią proszę Księdza. - Rząchnął się.
-
Nie bluźnij Strife. - Pouczył go, by nagle dorzucić. -
Jest! Na wschód od ciebie! -
-
Gdzie jest kurwa wschód? - Odpowiedizał mu rozgladająć się w około. -
JEST KURWANT! - Wrzasnął widząc jak zamajaczył jakiś krztałt w powietrzu. Była to dziwna czerwona mgiełka która po krótkiej chwili zawirowała i wbiła się z impetem w jedno z martwych ciał. Truchło zaczeło się rzucać po glebie a gdy zastygło w bez ruchu, następnie się podnosić jak na sznurkach ukazując swe oblicze.
Poranione ciało ściskające w rękach m16, z osmalonym obliczem i buchającym piekielnym ogniem z oczu i ust. Gdy zauważyło Strife’a istota przemówiła piekielnym ssykiem.
-
Al’GOTH KANAKT THUR STRIFE!! -
-
Sam jesteś pedał. - Odburknął od razu mierząc w niego z broni w prawicy. Pociągnięcie za spust spowodowało eksplozję łba pokraki, zaraz po tym reszta ciała zamieniła się w proch.
-
Tyle? - Wzruszył ramionami. -
Musiałem zapierdalać tyle drogi żeby spotkać jed… - jego marudzenie przerwały mu odgłosy przyszykowanych do wytrzału dziesiątek karabinów. Wszystkie ciała wokoło Strife’a powstały i chciały go zastrzelić. Tacy niemili.
-
Dobra wy jebane bronzy, tańczymy. - Od razy wyskoczył wysoko w górę, omijając salwę pocisków. Wykonał dwa obroty w powietrzu podczas których Serafiny wystrzeliły eliminując cztery kolejne maszkary. Pomioty piekielne nie zaprzestawały ostrzału, jednak żadna z kul nie dosięgała celu. Łowca Demonów lawirował miedzy nimi, samemu nie przestając strzelać. W Serafinach coś cyknęło, by zaraz zaczęły pruc ogniem maszynowym.
-
PIU PIU BANG BANG BRAKKA BRAKKA BRAKKA!! - Wrzeszczał Strife każdy komiksowy odgłos broni jaki kiedykolwiek widział. Po krótkiej chwili było już ostatnich pięciu. Bronie ponownie cyknęły, tym razem posyłając niszczycielskie stożki pocisków które rozsmarowywały potwory na ścianach.
-
DOUBLE KILL!! TRIPLE KILL!!! QUAAAADRA KILLL!!! - Wrzeszczał na całe gardło, kątem oka zobaczył że ostatni zaczyna uciekać.
-
DAWAJ MOJĄ PENTĘ KURWÓWKU NIEMYTY! - Nadal krzyczał idąc za nim rozpieprzał wszystko co stawało mu na drodze.
-
Przecież oni nigdy nie uciekali. - Rzekł podejrzliwie Ojciec Fabio oglądając wszystko z perspektywy Strife’a dzięki umieszczonej w masce kamerce. -
Strife on specjalnie cie gdzieś ciągnie! -
-
Dupa cycki, szmatławiec się mnie boi. SURR AT DWAJEŚCIA BWAHWAHWAHWA! - Zarechotał debilnie nadal podążając za pomiotem. Stanęło przed nim wejście do jakiejś piwnicy…. ciemne wejście do piwnicy.
-
Pfff… normalnie wbijam. - Parsknął idąc w stronę zejścia. Trząsł się jak galareta mierząc z broni w różne kąty. Znalazł w końcu maszkarę, i bez ceregieli posłał ją z powrotem do diabła strzałami kolejno w nogi, następnie przydepnął go i strzelił w łeb.
-
Pentakill… - Wycedził przez zaciśnięte w głupim uśmieszku zęby. -
Dobra zwijam się stont-t-t… Diament sam się nie zrobi. - Strzelił karkiem, a Serafiny rozpłynęły się w powietrzu. Postawił jedynie krok w stronę wyjścia, a na drodze stała….
Kobieta ubrana jedynie w kilka bandaży zasłaniające jej “strategiczne” miejsca. Włosy odcienia jasnego różu, i kawałek jakiejś maski na głowie. Ręce miałą po łokcie ubrudzone w krwi… świeżej krwii.
-
Łatwo cię znaleźć… - Przemówiła smutnym i delikatnym głosem. Strife odruchowo chciał z powrotem przywołać Serafiny, lecz nagle poczuł uścisk dłoni na kończynach i szyi. W jednej chwili został przyciśnięty do sufitu, przez jakąś niewidoczną siłę.
-
Dalej używasz tego dziwnego kryptonimu? Twe prawdziwe… piękne imię… bardziej ci pasuje - Kobieta zakręciła się delikatnie dookoła, subtelnie jakby do melodii którą słyszała tylko ona.
-
Khhh… kuhwooo… - Wykrztusił ledwo, by zaraz po tym polecieć na szybkie spotkanie z podłogą. Tam jeszcze raz został obrócony i ciśnięty plecami o glebę. Dziewczyna postąpiła powoli w jego stronę, potem padła na czworaka lubieżnie pełznąć w stronę Łowcy.
-
Nie podoba mi się sposób w jaki na mnie patrzysz… nie pociągam cię? - mówiła aż w końcu wpełzła na niego i usiadła na jego kroczu. -
Nadal nie pojmujesz, do czego zmierzam. Nadal słuchasz tego głupiego powołania. Potraktowano cię w ten sposób, lecz ty nadal robisz to samo. - Zdjęła jego maskę dłonią, która w ułamek sekundy rozpadła się na kawałki.
-
STRIFE! Co się dzieje? Odkąd weszłeś do piwnicy nic nie widzę! - Brzeczał głos księdza w słuchawce.
-
To Legion… jest tutaj. - Palec kobiety przytkał usta Strife’a. -
Musimy porozmawiać. - Rzekła spokojnie, po czym odwróciła głowę w stronę osoby czytającej ten tekst.
-
Ciąg dalszy… nastąpi… - Przechyliła delikatnie głowę w demonicznym uśmiechu.