Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-02-2015, 21:11   #708
valtharys
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Powiadają że przezorny zawsze ubezpieczony, lecz Mercuccio chyba nie znał tego powiedzenia. Drzwi do jego komnaty były nie zamknięte. Wystarczyło lekko pchnąć i stanęły otworem przed ciekawskimi najemnikami. Komnata nowego Baroneta na pierwszy rzut oka przypominała bibliotekę: wysokie regały, na których stały przeróżne woluminy, księgi i papierzyska. Dwa wielkie biurka, na których dopalała się jeszcze świeczka i przeróżne zwoje, które zdawały się zachęcać do przeczytania. Na podłodze leżały mapy, plany i szkice. Nie były jednak opisane, i mogły tyczyć praktycznie wszystkiego. Część z nich dotyczyła jakiejś krainy, choć jakiej, tego nikt nie umiał stwierdzić. Inne natomiast przedstawiały plany tajemniczych kurhanów, katakumb czy podziemnych lochów, lecz brak jakichkolwiek podpisów czy wskazówek uniemożliwiał ich identyfikację. Wiele z tych ksiąg spisano w dziwnych językach, będących dla wszystkich jedynie zlepkiem pokrętnych symboli, liter i znaków.

Najemnicy zaczęli przeczesywać biurko w poszukiwaniu istotnych śladów lub wskazówek, dotyczących Bragthorna. Niektórzy wierzyli, że znajdą tam drugi z czterech kryształów. Los jednak nie był dla nich łaskawy, choć w zamian zostawił im coś w rodzaju notatnika pełnego skrupulatnych notatek. Jeden ze zbrojnych zaczął go głośno czytać:

W końcu po wiekach czekania odrodziłem się. Zostałem przebudzony z głębokiego snu i choć nie mogłem nic zrobić, widziałem jak świat się zmienia. Przebudzenie nastąpiło nagle. Czułem się goły. Moc, która niegdyś zatrzęsła ziemiami, została mi zabrana. Musiałem znaleźć ciało. Kogoś niewymagającego. Głupiec Mercuccio był tak łatwym celem, że aż szkoda było go nie wykorzystać. Jego pozycja, zdolności i wiedza okazały się wielce przydatne. Teraz mam ciało, choć jest ono słabe i z każdym dniem będzie ulegać stopniowej degradacji, wreszcie mogę działać.
Zapach potu....Nienawidzę go.
Czuję ten odór aż nazbyt wyraźnie, czuję się zbrukany. W dodatku taki ograniczony.
Moc. Każde zaczerpnięcie Jej powoduje zniszczenie delikatnej, śmiertelnej powłoki. Wiatry umykają mi między palcami.
Przekleństwo.
Muszę odnaleźć swoje prochy i kryształ. Narodziłem się na nowo.
Mój Pan mnie wezwał. Muszę działać.
Czas ucieka.



Kolejne strony były naprędce wertowane, lecz poza osobistymi informacji i odczuciami nie pozostawiono wiele istotnych informacji. Strona za stroną, dzień po dniu, aż w końcu pojawiło się coś wartego uwagi. Coś na tyle istotnego, że znów słowa czytane na głos przykuły uwagę zebranych:

Cholerny głupiec! Cholerny Milano Rosseti! Jego głupi wybryk prawie pokrzyżował moje plany, na szczęście wszystko potoczyło się po mojej myśli. Głupcy chcieli szukać mordercy, a nawet nie podejrzewają, że pomogli mu zdobyć Baronię. Tak łatwo było ich oszukać, tak łatwo nimi manipulować.
Tak łatwo omamić.
Myśleli, że jestem słaby i bezbronny. Mogłem tych obu kapitanów zetrzeć z powierzchni ziemi, ale teraz mam za sobą siłę nic nie przeczuwających ludzi i nic mi nie przeszkodzi otworzyć bramy. Zanim wrócą z Barak Varr minie dość czasu, bym odzyskał drugi z kluczy.
Ciekawe co by powiedzieli gdyby znali całą prawdę?
To ja ożywiłem zmarłych - tchnąłem w nich echo życia. Osłabiło mnie to, lecz było warto.
Wrota.
Przeklęta krasnoludzka rasa! Plagi i zarazy świata niech spłyną na nich, ich rodziny i kolejne pokolenia! To dzięki mnie, ten głupi, tłusty grubas postanowił wynająć zbieraninę ludzi, którzy zwą się najemnikami. Wiedziałem, że sobie poradzą, z paroma martwymi ścierwami. Dobrze mi posłużyło owo mięso armatnie. Dzięki nim, Baron zechciał dowiedzieć się co jest po drugiej stronie pradawnej bariery. Mogłem w spokoju działać. A oni.

Elfka. Taka dumna i pewna siebie. Jej rasa od wieków uważała się za lepszą od innych. Myśleli, że tylko oni są długowieczni, a potem pojawili się inni. Władcy nocy. Nieumarli, którzy spoglądają na świat przez eony i czekają. Ich wiedza i doświadczenie blaknie, przy tym co myśmy widzieli.

Krasnolud, taki wierny swoim zasadom. Honor, rodzina. Czymże to ma być. Słabością, którą wykorzystaliśmy. Kazrik, biedny głupiec. Zapewne oddzielili już jego głowę od tułowia, a kryształ posiadł jego moc. Siły witalne, syna kapłana, będą moje. Dom jego okryty w hańbie.

Wolf, myślący że wie wszystko, i zna odpowiedź na każde pytanie. Tak wiele stracił, a jeszcze więcej utracić może. Nie wolno go jednak lekceważyć. Przeciwnik, którego po śmierci, przywołam do życia. Zbytnio krzyżował moje plany. Tak nie wiele brakowało. Głupiec Zir nie wykorzystał swojej szansy. Idiota. Dostał go na tacy. A tak nie wiele brakowało.

Gomez. Porywczy głupiec. Liczyłem, że to z jego ręki padnie Pazziano, ale co się odwlecze to nie uciecze. Jego twarz jest dziwnie znajoma. Czy to możliwe? Ciekawe. Zaiste interesujące. Ciekawe czy wie, kto jest jego ojcem? Syn Altdorskiej dziwki. Ciekawe czy wie, że nie żyje. Ciekawe co by powiedział, gdyby wiedział komu obciągała.

Laura. Ciekawy przypadek. Fanatyczka, która chyba zamieniła mózg na jakiś oręż. Wymachuje tą kulą jak oszalała. Gniewna, porywcza i taka zapatrzona w swoją rację. Ten jest winny, tamten jest winny. Spalić heretyka. Sprawiedliwość musi być. Ha! Sprawiedliwe było by, gdyby ten synalek przeora ją przeorał odpowiednio. Może wtedy była by z niej uległa suka, a nie plującą jadem żmiją. Nieprzydatna wcale. Cud, że Thazzok jej nie pochwycił w swoje szpony. Może wtedy była by użytecznym narzędziem do mojej zemsty. Los jej został przesądzony.

Lotar. Paniczyk i podrzędny szlachcic. Ciekawe co nim powodowało, że wyruszył w świat. Na pewno nie odwaga. Czuję jego strach nawet teraz. Słabowity głupiec. Błądzi po omacku, nie dostrzegając tak wyraźnych znaków. Myślałem że odwiedzie grupę od dalszej wędrówki. Tak bardzo mnie zawiódł. Ciekawe co by rzekł, gdyby poznał całą prawdę o Gustavie. I czemu chciał się go pozbyć. Kolejny ślepiec błądzący w ciemnościach.

Karl. Mierny konował, który nosi Sigmara w sercu. Myśli, że wiara go ocali. Myśli, że wie czym jest zło. Kolejny zaślepiony dureń, nie dostrzegający faktów. Myśliciel. Za słaby jak dla mnie. Zbyt nieważny by się nim przejmować. Miernota, jak inni, którzy mi służyli przed wiekami. Dobry materiał na Ghoula.

Głupcy, myślący, że wiedzą wszystko. A to oni wypuścili Irasa, którego tam wcześniej wysłałem. To dzięki niemu mogłem zatruć Kazrika. To dzięki niemu zdobyłem pozostałe dwa kryształy Arghana. Robili od początku wszystko, by ułatwić mi odzyskanie kluczy.
Ciekawe jaka będzie ich mina, gdy udadzą się po pierwszy z nich i zastaną pustkę. Wieża z kości runęła. Moc wieży padła. Głupcy. Tak blisko brakuje bym mógł w końcu odzyskać pełnię swoich sił. Ten głupiec Serpent prawie mnie zniszczył, odsyłając moją moc w kryształ.
Prawie robi wielką różnicę...
Już wkrótce odzyskam pełnię mocy. Muszę się spieszyć. Ciało ulega zniszczeniu. To takie frustrujące. Jakże pragnę znów móc chwytać moc w dłonie. Jakże pragnę znów powalić mych wrogów na kolana. Już niebawem. Już niebawem.
Wkrótce...

***

Jutro będzie pełnia. Czuję jak moja moc się zwiększa. Gdy otworzę wrota, dopełnię rytuału. Wszystko wróci na swoje miejsce. Ciało Mercuccia jest już zniszczone.
Rozpada się.
Czuję jego kres. Moc wyczerpała fizyczną powłokę. Muszę się spieszyć. Czas mnie nagli, a zew Mistrza jest coraz silniejszy. Wkrótce wyruszę w podróż.
Muszę być gotów.



Także znaleziska na biurkach były równie ciekawe. Choć niestety większość dokumentów,zwojów, czy manuskryptów była poza zasięgiem wiedzy najemników. Jednak przy ostatnim ze zwojów było tłumaczenie w języku staroświatowym. Słowa spisane były jakby naprędce, lecz mimo krzywego pisma dało się je odczytać:

Do miasta w Pył obróconego udać się trzeba. Szalony Książę ukaże ci prawdę i wskaże drogę do Czarnej wieży. Tam odnajdziesz księgę Wielkiego. Tam spoczywa jeden z pierwszych jego Lordów. Przez piaski i upał upiorny podążaj, by w nocy chłodu zaznać. Wsłuchaj się w wiatr, w szelest liści zwiędłych. Wyszepczą one jedno słowo. Imię mrocznego mistrza, ze starożytnych i zapomnianych czasów.

Czas uciekał, i najemnicy zauważyli, że słońce powoli chyli się ku zachodowi. Musieli działać szybko i sprawnie. Tak więc wszyscy przygotowali się do wyruszenia w podróż i podążyli do znajomej im kopalni. Droga nie była tak łatwa jak ostatnim razem. Tym przyszło im przedzierać się przez głębokie hałdy śniegu, zalegające grubą warstwą na trakcie. Konie na szczęście potrafiły sobie dać sobie z nimi radę. Do obozowiska prowadziła kamienna ścieżka, wijąca się tuż obok górskiego zbocza, lecz droga ta była znana Wolfowi i tym, którzy już byli w tym miejscu. Obozowisko, które niegdyś było totalnie opuszczone, tym razem zostało zniszczone. Coś je podpaliło, wraz ze sprzętem. Wokół panowała złowroga cisza, przerywana szyderczym świstem wiatru. Dodatkowo księżyc zaczął pojawiać się na niebie, świecąc dziwnie, a gdy spoglądało się dłużej na otaczająca go poświatę dziwny dreszcz przebiegał po ciele obserwatora. Dziś była pełnia, a Ukochany Mannana był większy i jaśniejszy, niż w normalne wieczory. Patrząc na niego zdawało by się, że unosi się on powoli i leniwie, jakby spoglądając groźnie na świat z góry. Mgła, która go otaczała początkowo, zdawała się rozpierzchać na boki, byle tylko nie przeszkadzać w mistycznej wędrówce.


Droga dla większości była znana i gdyby nie pochodnie, które miał przy sobie Lotar, wszyscy stąpali by po omacku. W środku bowiem panowały ciemności, chłód i dziwny zapach. Ci, którzy postanowili udać się na dół podążali w stronę dużej komory, by dotrzeć do rozwidlenia dróg. Każda z odnóg prowadziła do bardzo dużych rozmiarów groty , od której odchodziło pięć kolejnych ścieżek. Wybrany przez nich tunel nie pozwalał na maszerowanie dwójkami. Wszędzie panowała grobowa cisza i tylko od czasu do czasu, zimny, wręcz lodowaty wiatr wył przemierzając korytarze. Jednak w przeciwieństwie do pierwszej wizyty, nikogo nie zaatakował duch. Podążając dalej najemnicy dotarli do krasnoludzkiej windy i dzięki niej dostali się na dół. Winda była drewnianą platformą, mogącą pomieścić 6, może 7 osób. Obsługiwało się ją ręcznie - dwie osoby znajdujące się na podeście, musiały kręcić dwoma naprzeciwlegle postawionymi kołowrotkami w celu opuszczenia się na dół. Kręcąc kołowrotkiem wprawiano w ruch liny, a one opuszczały na dół całą konstrukcję.

Ci, którzy postanowili zjechać w dół, zdołali tego bezproblemowo dokonać. Długi, wąski tunel, którym trzeba było podążać gęsiego, prowadził aż do bardzo dużej i wysokiej komnaty. Kamienne słupy podtrzymywały strop, by sufit nie zawalił się górnikom na głowę. Wszystko to wyglądało na starą, dobrą krasnoludzką robotę. Wiekowe, żelazne wrota składające się z dwóch skrzydeł zdawały się sięgać prawie do sufitu jaskini...i zostały sforsowane.
Potężne drzwi, których nie sposób było ruszyć, których nie naruszył upływ czasu, stały otworem. Dziwne symbole i runy jarzyły się czerwonym światłem, dając dodatkowe oświetlenie w komnacie.Były one usytuowane bardzo wysoko i przechodziły przez całą szerokość wrót, tworząc jakąś inskrypcję lub ciąg czegoś. Tylko Galvin umiał rozczytać część tych znaków, choć znał ich treść. Wryła mu się ona w pamięć. Na lewym skrzydle, gdzieś od połowy jego wysokości, gdzie niegdyś wyrzeźbiona była dziwna istota, teraz biła pustka. Wszystko zostało starte w proch, który elfka dostrzegła pod wrotami. Ze środka biło przeraźliwie jasne światło, nie pozwalające dostrzec co jest za nimi. Jedyną możliwością było przejście przez nie.
Trzeba było podjąć decyzję.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)

Ostatnio edytowane przez valtharys : 27-02-2015 o 21:12. Powód: Przed odpisaniem proszę wejść na doca!!!!
valtharys jest offline