Gdy już udało im się wydostać na powierzchnię, Fulgrimsson poczuł ulgę. Mieli teraz dostęp do wody, zebrali zapasy mięsa na dalszą drogę i co najważniejsze zgubili pościg. Nawet jeśli skaveny przebiły się przez zablokowane przejście to teraz powinny zupełnie stracić trop i chęć pościgu. Wszak parszywce nie nawykły do wyłażenia na powierzchnię.
Grupa wspięła się do czegoś co orki szumnie zwały obozem, ale dzięki temu mięli mniej roboty, mogli się zatrzymać i obmyślić co z dalszą drogą. Niestety dyskusja znów rozwlekła się jak flaki patroszonego orka i Fulgrimsson miał wrażenie że już nieraz rozmawiali na te tematy i w sumie nie wiadomo co z tego wynikło. Z tego powodu Grundi nie mieszał się, a tylko nabił fajkę i w ramach ćwiczeń starał się zapisać węglem poszczególne słowa i zdania. Oczywiście nie nadążał, ale pozwoliło mu to śledzić tok rozmowy, nie wkurwiając się jednocześnie na to że towarzysze pierdolą nie na te tematy które były teraz istotne.
Szczęściem i z pewnością za wstawiennictwem przodków jeszcze w tym tygodniu udało się przejść do spraw bieżących, czyli wyboru nowego Thazora i obraniu kierunku marszu. Wtedy to Grundi zabrał głos w rozmowie. Po raz pierwszy i ostatni. Słowem swym poparł Galeba i wydawać by się mogło że jednogłośnie wszyscy się na to zgodzili. A przynajmniej Grundi nie słyszał, bądź nie dostrzegł aby ktoś jakkolwiek się temu sprzeciwił. Nie było to w sumie dziwne, gdyż kowale run cieszyli się dużym poważaniem i szacunkiem z racji wykonywanej profesji, a ten w dodatku był ich kompanem od bitki i kufla.
Lecz nim jeszcze Fulgrimsson mógł odpocząć należało zająć się kolczugą i rękawami nad którymi rozpoczął pracę na dole. Jasnym było że nie uda mu się zakończyć roboty, lecz przynajmniej pchnie ją do przodu i z odrobiną szczęścia choć trochę wypocznie przed marszem.
__________________ Our sugar is Yours, friend. |