Wątek: Strefa Zimy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-02-2015, 16:33   #25
Bounty
 
Bounty's Avatar
 
Reputacja: 1 Bounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputację
- Gdzieś chyba w tych stronach był kiedyś pewien kołchoz pasterzy reniferów - zaczął Witalij, gdy kolejną godzinę przemierzali monotonny krajobraz. - Znajomy mi opowiadał tą historię. Kołchoz zamieszkiwali Ewenkowie, niegdyś tutejszy rdzenny lud, obecnie już prawie wymarły. A wszystko od wódki. Ewenkowie mianowicie piją jak Rosjanie, ale genetycznie są Azjatami, więc mają kilkukrotnie słabszą tolerancję na alkohol. Cały naród wykończyło coś, co nazywają tu Białą Gorączką. Biała Gorączka to syberyjski alkoholowy ciąg, zazwyczaj kończący się śmiercią. Mają tu nawet taki dowcip:
Głos pyta pasterza, jakie ma życzenie. Chce skrzynkę wódki i dostaje. Potem drugą i jeszcze jedną, bo takie ma trzecie życzenie.
- To ty pewnie jesteś złota rybka - bełkocze pasterz.
- Nie, człowieku. Ja jestem Biała Gorączka.
Taki ichni czarny humor.
Wracając do kołchozu, po upadku ZSRR zostało w nim 17 pasterzy, w tym dwie kobiety, dwóch chłopców i 3500 reniferów.
Pierwszy pasterz wpadł po pijaku do lodowatej rzeki.
Drugi w delirium tremens sam nie wiedząc po co ruszył na oślep w dzicz, bez kurtki i czapki. Szedł dwie doby nim zamarzł sto kilometrów dalej.
Trzeciemu po tygodniowej libacji ktoś rozbił ciężkim przedmiotem czaszkę.
Obwiniono o to czwartego, z którym tamten miał na pieńku, ale jak się okazało błędnie. Niesłusznie oskarżony pił ze zgryzoty a w końcu się zastrzelił.
Potem wyszło na jaw, że tego trzeciego zabił jego brat. Ten uciekł do tajgi, ale wytropili go i zabili.
Szósty zastrzelił się sam, bo wykańczała go jakaś choroba, której nie chciał leczyć, bo pił.
Siódmy też samobój po pijaku.
Ósma zapiła się na śmierć jedna z kobiet. Akurat śmigłowiec przywiózł zaopatrzenie, w tym głównie wódkę i cały kołchoz pił do wyczerpania zapasów.
Dziewiąty spłonął żywcem w swoim namiocie, nie obudził się, bo był zbyt pijany.
Dziesiąty umarł zwyczajnie, z przepicia.
Jedenastego zastrzelił po pijaku kolega z dawnych lat, który właśnie wyszedł z więzienia.
Dwunasty, który kiedyś zastrzelił swoją pierwszą żonę i jej kochanka, odsiedział swoje i wyszedł, zapił się piątego dnia świętowania swoich urodzin.
Następnego dnia powiesił się jego młodszy syn.
Jego starszy syn zastrzelił się z tego samego karabinu, z którego ojciec kiedyś zabił jego matkę.
Piętnasty też się zastrzelił, na imprezie sylwestrowej, która przeciągnęła się do czwartego stycznia.
Potem strzelało do siebie w tundrze małżeństwo, ale tylko się poranili i wykończyły ich dopiero niedźwiedzie.
Osiemnasty...nie, dobrze liczę. Minęło kilka lat i w wiosce osiedliło się kilka nowych osób, dorosły dzieci. Więc osiemnasty zastrzelił się przez zawód miłosny. Jego oświadczyny odrzuciła wdowa po drwalu, którego zabiło ścięte przez jego samego, po pijaku, drzewo.
Dziewiętnasty zastrzelił się ot tak, dwudziesty zapił.
Dwudziesty pierwszy, ostatni pasterz w kołchozie pojechał do sąsiedniej wioski. Z trzema kolegami pili w samochodzie a że wieźli karnistry z benzyną i palili szlugi to wybuchli. Cztery trupy. Jak było naprawdę nie wiadomo, ale milicjanci badający wrak byli pijani, więc aktach wpisali wypadek.
Trzech braci ostatniego pasterza zapiło się na śmierć na stypie.
Tak wymarli ostatni Ewenkowie - podsumował Witalij. - Wódka bywa groźniejsza niż broń.

***

Ogrodzenie wokół miasta zaskoczyło jednak Witalija. Aż takiej ochrony się nie spodziewał. Najemnicy mieli jednak głowę na karku i od razu zaczęli sypać jak z rękawa pomysłami.
Ukryli się też sprawnie przed wścibskimi oczami z przelatującego w oddali śmigłowca.

Witalij, co mogło budzić pewne zdziwienie, do tej pory milczał jak grób, leżąc zagrzebany w śniegu. Teraz podniósł się, otrzepując.
- Roy ma pełną rację, druzja - powiedział. - Tu nie ma dobrego miejsca, ale dwa kilometry wcześniej jedno takie widziałem. Gdy po lewej mieliśmy taką wysoką skarpę, wrzynała się w nią wąska, kręta dolinka. Dobre miejsce, osłonięte od wiatru, niewidoczne ani z płaskowyżu ani z doliny. Zostawimy tam i zamaskujemy sanie, skutery i wszystko co zbędne. Wykopiemy coś pomiędzy ziemianką a iglo, by ci którzy nie pójdą na zwiad do miasta mogli się ogrzać i odpocząć.
Bojko zaznaczył wszystkim miejsce na mapie i spojrzał w kierunku ogrodzenia.
- Przekupstwa bym nie próbował - rzekł. - Z krótkiej pogawędki z atakującymi konwój wiemy, że było to rosyjskie wojsko z trzydziestej czwartej dywizji. Skoro Ruscy przechwytują zaopatrzenie Norylska to kto kontroluje miasto? Nawet jeśli jacyś inni Ruscy to za łapówkę mogliby przepuścić jakichś lokalnych pasterzy reniferów, ale nie naszą ekipę pod wezwaniem. Za takie coś grozi rozstrzelanie. Najprędzej wezmą dziengi, po czym nas wydadzą. Musimy przejść ogrodzenie niezauważeni. Jeśli otacza miasto w podobnej odległości jak tu, to ma ze trzydzieści kilometrów długości. Nie może być wszędzie równie dobrze strzeżone, musi mieć słabe punkty. Ja, Fox i Shade mamy pancerze maskujące, zresztą jeśli podczołgamy się po śniegu, daleko od posterunku to wystarczą te maskujące kurtki. Mam nożyce do drutu, wytniemy sobie małe przejście tuż przy ziemi, zasłonimy śniegiem, nikt nie zauważy. Wezmę też wykrywacz min. Pójdziemy bez długiej broni, weźmiemy cywilne ciuchy, w które się gdzieś dalej przebierzemy i ruszymy na zwiad do miasta. Kto chce pozwiedzać ze mną Norylsk - ten Paryż Północy?
- Mam maskowanie i zgłaszam się na ochotnika, ale broń długą wolałbym zachować - Fox jak zwykle z ogromną rezerwą odnosił się do perspektywy zdania się jedynie na małe pukawki. - Można ją upchnąć pod ubraniem, zwłaszcza tymi kurtkami, a w ostateczności snajperkę mogę też rozłożyć na części. Nie wiem jak Wy, ale ja wolałbym nie być jak bez gaci, gdy dojdzie co do czego, zwłaszcza że najpierw w ogóle musimy dostać się do miasta i nie jest pewne, że nikt nas nie zauważy. Z każdej z tych wież mogą nas potencjalnie wystrzelać jak kaczki. Poza tym, każdy patrol zapewne również będzie miał broń długą - Felix zrobił pauzę, po czym dodał jeszcze:
- Pracodawca wspominał o kryjówce w mieście... Moglibyśmy spróbować się skontaktować z którymś z agentów. Według mapy jeden z nich ma nawet dom na południu miasta.
- Grupa zwiadowcza sprawdzi najpierw ten dom i kryjówkę - zgodził się Witalij. - Ale z całym naszym kramem - wskazał na skutery i sanie - do miasta i tak nie wjedziemy. Długa broń - ok, jeśli zdołacie ukryć ją pod ubraniem. Mój plan jest taki. Na razie robimy tu mały postój. Shade i Fox ruszą w prawo i w lewo, wzdłuż ogrodzenia, starając się wypatrzeć najlepszy punkt do przejścia. Gdy takowe znajdą, grupa zwiadowcza przechodzi a reszta czeka w pobliżu w odwodzie. Zoltan w swoim pancerzu. Gdyby nas nakryli i musielibyśmy zwiewać, przyjdziecie nam z odsieczą. Jeśli przejdziemy niezauważeni, reszta ruszy założyć bazę. Co wy na to, druzja?
- Myślę że rozdzielanie się teraz na dłużej nie jest dobrym pomysłem - powiedziała Shade. - Uważam, że najpierw trzeba sprawdzić posterunki i możliwość przejścia całej grupy. Gdy będziemy mieli jakieś konkretne informacje będziemy się zastanawiać nad dalszym planem.
- Sprawdzić możesz - odparł Bojko. - Ale nie widzę możliwości wjechania do miasta przez bramę. Nawet jeśli wyeliminujemy załogę posterunku nim zdąży zaalarmować dowództwo to szybko ktoś to odkryje i w mieście zacznie się polowanie na szpiegów. Moglibyśmy oczywiście przekraść się przez siatkę wszyscy, ale Zoltan musiałby raczej zostawić swój pancerz. Gdyby rozpętała się jakaś porządna śnieżyca...wtedy co innego. Ale nie możemy czekać nie wiadomo ile na załamanie pogody.
- I tak musimy się przedostać do miasta wszyscy, z całym sprzętem. Im prędzej to zrobimy tym mniejsze prawdopodobieństwo, ze nas odkryją. Jeśli temperatura spadnie, albo zacznie wiać lodowaty wiatr nie mamy szans przeżycia w obozie na zewnątrz. - Shade wyraźnie miała sporo wątpliwości co do pomysłu Witalija i nie zamierzała pomijać ich milczeniem.
- W jaki sposób masz zamiar przemknąć pod nosem tym z posterunków, a także uniknąć zwracania uwagi w mieście, gdy będziemy taszczyć ze sobą parę skuterów i parę dużych sań? - spytał Fox. - Co innego, jeśli bylibyśmy ustawieni u kogo trzeba, ale idąc w ciemno… - nie dokończył, wzruszając ramionami, co jednak widzieli tylko ci patrzący w stronę najemnika.
- Na razie nic nie wiemy. - Valerie zgodziła się z nim. - Dlatego chcę zrobić zwiad. Najlepiej sama, po cichu i bez śladów.
- Dobra, Val, idź na razie sama - skinął głową Witalij. - Przyjrzyj się temu posterunkowi. Żeby nie tracić czasu ja przejadę się na zachód wzdłuż ogrodzenia a Fox niech ruszy na wschód i zrobi użytek z lunety. Może wypatrzymy jakiś słaby punkt. Reszta niech zakamufluje się tutaj. Ale Felix ma rację. Nie damy rady wjechać do miasta z całą tą karawaną. To - wskazał na obładowane bagażami i sprzętem sanie - nie wygląda na dostawę pizzy.

Bojko uznał dyskusję za zakończoną. Oprócz nożyc do cięcia drutu wręczył
Shade jeszcze składany wykrywacz min. Obydwa przedmioty, jak cały sprzęt i broń Ukraińca, były pomalowane na biało.
- Uważaj na siebie, Val - poklepał zwiadowczynię po ramieniu.

Sam ruszył na nartach pod górkę, na zachód. Trzymając się w bezpiecznej odległości od ogrodzenia starał się przez zoom w wizji hełmu wypatrzeć miejsce, które umożliwiłoby skryte podejście. Strażnice mogły stać sobie na wzgórzach, ale
teren był pofałdowany i nawet mały wąwozik lub parów urządzałby najemników.
 

Ostatnio edytowane przez Bounty : 28-02-2015 o 17:21.
Bounty jest offline