Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-02-2015, 22:16   #27
Azrael1022
 
Azrael1022's Avatar
 
Reputacja: 1 Azrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputację
//pisane z Pipboy79

Huk wystrzału odbił się wielokrotnie echem od ścian okolicznych budynków. Lance mógł oszacować skąd strzelano, niestety z powodu gwaru rozmów, warkotu silników odjeżdżających samochodów oraz zabudowy zniekształcającej akustykę, nie rozpoznał z jakiej broni oddano strzał. Zanim jeszcze przebrzmiał huk, wyszkolenie żołnierza dało o sobie znać – pamięć mięśniowa zadziałała bez zarzutu, wysyłając odpowiednie impulsy i zmuszając ciało do działania. Wykonał to, co tysiąckrotnie już robił na ćwiczeniach – przypadł do najbliższej osłony, aby nie można było go trafić. Prawdą było powiedzenie popularne wśród wszystkich chyba szkoleniowców wojskowych na świecie: „im więcej potu na treningu, tym mniej krwi w boju”. Po błyskawicznej ocenie sytuacji Vernon wychylił się na ułamek sekundy, aby zlustrować okolicę, a następnie skorzystał z komunikatora i przekazał informacje partnerowi: - Mark, tu Lance. Snajper w pobliskim domu towarowym do którego prowadzi droga przez park. Teren niezabezpieczony. Odbiór – nie było czasu na dywagacje, na żadne „domyślam się, że” czy „wydaje mi się”. Komunikat musiał być krótki i dosadny, dający właściwy pogląd na wydarzenia, które właśnie miały miejsce. I musiał być przekazany pewnie. W wojsku nie ma miejsca na „chyba mi się udało”, czy inne „spróbuję, może wyjdzie”. Takie podejście do sprawy, podczas gdy kule świszczą nad głową a kumple z oddziału zaczynają padać, powoduje natychmiastową stratę zaufania i wprowadza zamęt.
Lance wychylił się i przykuśtykał za murek otaczający hotel. Nie miał zamiaru bawić się w Rambo i ze zranioną nogą, bez wsparcia ani rozpoznania wykonywać szarżę na wrogiego strzelca, który ulicę miał jak na dłoni. Mógł też mieć wsparcie w parku, choć jak dotąd nikt nie otworzył ognia.
- Tam jest! - kontraktor krzyknął do Marines, wskazując na odległy o jakieś 180 yardów, pogrążony w ciemności budynek.

Blisko Lance’a było tylko kilku agentów ochrony. Większość skupiała się w głębi w samym hotelu i podjeździe skąd teraz ewakuowano resztę dyplomatycznego personelu. Dwóch garniaków przypadło za murkiem tuż obok zranionego kontraktora. - Gdzie jest?! Widziałeś go?! - krzyknął jeden podczas gdy drugi penetrował wzrokiem ciemność po drugiej stronie ulicy. - Tu piątka, jesteśmy przy wjazdowej jedynce! Potrzebne wsparcie. Mamy świadka! - chwilę słuchał po czym dodał do swojego kolegi. - Już jadą! Zaraz tu będą! - rzucił puszczając słuchawkę w uchu i dalej próbując coś zlokalizować w ciemności przed sobą. Sądząc po plakietkach i języku byli to Amerykanie.

Od strony zaparkowanych przy ulicy oderwało się jednak dwóch innych garniaków i ruszyło przez ulicę w bojowych pozach, przecinając ciemność parku wąskimi promieniami latarek taktycznych.

W tym czasie przez bramę pędem przejeżdżały kolejne eleganckie, dyplomatyczne limuzyny. Ich zwinność zdradzała nadmiar koni mechanicznych spędzonych w jeden tabun pod maską a kierowane wprawną ręką profesjonalnych kierowców, mimo sporej masy z agresywną gracją brały zakręt przy wtórze pisku opon po czym odjeżdżały w stronę budynków swoich ambasad. Zgodnie z procedurami ochrony żołnierze, agenci i komandosi skupiali się w pierwszej kolejności na zapewnieniu bezpieczeństwa ochranianym celom. W tym wypadku odbywało się to głównie przez wywiezienie ich z niebezpiecznej strefy. Wszystko inne było podporządkowane temu priorytetowi. Przy samym hotelu rozległ się szereg niezbyt głośnych huków i wkrótce z trawników wokół niego zaczął się unosić co raz gęstszy, czerwony dym. Najwyraźniej ochrona próbowała utrudnić wgląd i ewentualny ostrzał pakującycm sie do limuzyn dyplomatom.

- Mark, jak paczka? Bezpieczna? - Vernon zapytał przez komunikator partnera.
W tej chwili życie Newporta i Nicole było priorytetem.
- Uważajcie, park niezabezpieczony! Może tu ktoś jeszcze być! - poinformował
garniturowców, którzy osłaniając się odważnie zagłębili się w zalany mrokiem, i porośnięty krzakami teren. Nie byli ranni, więc poruszali się dużo sprawniej niż Lance. - I zgaście te cholerne latarki, widać was jak na dłoni... - Styx poradził pakującym się do parku ochroniarzom. Jeżeli w parku czaił się chociaż jeden rebeliant/bandyta z kałachem to ktoś zginie.
Obecnie osób ścigających snajpera nie było wielu, ale wsparcie miało nadejść lada chwila. Kontraktor schronił się w ciemności, za jakimś równo przyciętym krzakiem, podniósł karabin do ramienia i obserwował budynek, od czasu do czasu omiatając wzrokiem sytuację w parku. Starając się przewiercić wzrokiem ciemność wypatrywał wrogiego strzelca. Miał nadzieję najpierw zobaczyć jego ruch, a nie błysk płomienia z lufy, bo wtedy na ostrzał byłoby za późno.

Od oddania śmiertelnego strzału do White’a nie minęło więcej jak pół minuty, a już zewsząd ściągały posiłki. Słychać było rozkazy po chińsku, rosyjsku i angielsku. Wszyscy obserwowali wskazany przez Lance'a budynek, a niektórzy śaldem chinoli biegli przez park.
W końcu kontraktor dostał komunikat na który czekał - paczka była bezpieczna - jak tylko zrobiło się gorąco wsiadła z Marines do pojazdu z kuloodpornymi szybami i pognali do ambasady. Póki co życiu Newporta nic nie zagrażało. A skoro piechociarze pomogli kontraktorom, to warto było się odwdzięczyć, szczególnie że były to chłopaki z byłej jednostki Lance’a, wobec której nie mógł pozostać całkiem obojętny. Kiedy tylko czarny furgon z piskiem opon zatrzymał się przy pozycji Vernona a z wewnątrz dobiegł głos - Styx, wsiadaj! - nie wahał się ani chwili. Sekundę później już siedział wewnątrz a pojazd ruszył z piskiem opon i wpadł do parku, tratując rabatki, łamiąc krzewy i orząc ziemię szerokimi oponami. Błyskawicznie zbliżali się do budynku, w którym najprawdopodobniej krył się strzelec.
 
Azrael1022 jest offline