- Wal się Rowens! Ostrzegałem cię jak będę traktował właśnie takie na przykład numery! - warknął przez wyszczerzone z wściekłości zęby Ross. Spodziewał się, że mimo wszystko jakoś blondzia pójdzie po rozum do głowy ale jednak wybrała swój los sama i najwyraźniej odbiło jej do reszty. O ile wcześniej był jeszcze skłonny jakoś bawić się w jej aresztowania czy co to nagły esperski atak na resztę rozbitków z Ajalosa pozbawił go resztku skrupułów.
Gdy tylko poczuł, że niewidzialna moc puszcza i opadł na czworaka na podłogę zerwał się ku konsoli promu. - Chyba zapomniała z kim pogrywa... - rzucił wściekle i odpalił powiększenie w jednego z ekranów. - Ha! Mamy ją na GPS. Mamy kontakt! Nie schowa się nam. - odwrócił się do reszty załogi. - Jak ma tę woją tarczę włączoną to nasze karabiny mogą jej niewiele zrobić. Ale sprzęt "Skcorpiona" już tak. - uśmiechnął się wrdenie. - Proponuje by Mr. Jones dosiadł swojego rumaka, i na maskowaniu rozwalił ją rakietą czy dwiema. Bedę podawał bierzący namiar. Wystarczy przebić jej skafander i atmosfera zrobi swoje. Ale by mieć pewność niech dwóch ludzi go ubezpiecza z karabinami. Na wypadek jakiś nagłych siupów. Sugerowałbym zachować dystans i załatwić sprawę z daleka. I nie rozdzielać się by nas nie wyłapała pojedynczo. - plan Ross'a był dość prosty. Zamierzał skorzystać z szalejacej wokół burzy i ograniczającej widoczności i rozwalić Ineth za pomocą skorpionowej rakiety. Coś co miało wystarczającą siłę uderzenia by odczuły to kosmiczne jednostki pownno z nadmiarem przebić te jej chujoską tarczę. Do tego rakieta była obszarówką więc wystarczyło mieć przybliżony namiar a nie dość konkretny jak przy reszcie ich uzbrojenia. A wystarczyło przebić jej jeden raz skafander by siarkowodór z atmosfery zrobił resztę.
Na wypadek gdyby próbowała coś zrobić albo teren jej sprzyjał mogło sie przydać dwóch ludzi z osłony z karabinami. Liczył, że nie da rady zbyt długo utrzymać takiej tarczy energetycznej na tyle mocnej by dać im odpór. A same karabinki powinny sobie poradzić ze skafandrem. Ogólnie więc byłaby to taktyka osłony pojazdu przez piechotę. Póki by trzymali odległość i się razem osłaniali nie rozdzielajac się byłoby kombo jakie zmuszonej do utrzymywania ciągłej tarczy esperce byłoby ciężko przebić.
Ale podobał mu sie też pomysł Fridy z ogniwami. To był dobry myk. - A jakby się gdzieś skitrała czy co, myślę, że parę rzuconych tu czy tam tak radośnie jarzących się energią ogniwek wywabi ją nam pod lufy. - skońćzył przedstawiać swoją wizję definitywnego pozbycia się sabotażystki i zdrajczyni. - A załatwić ją trzeba. Może nam się dorwać do czegoś na promie albo pustego Thundera. A jak nie to nie mam ochoty oglądać się co chwila za ramię podczas naprawy nadajnika. A jak się skitra gdzieś w ruiny albo jeszcze jakieś butle z tlenem znajdzie to trzeba będzie sie znów z nią użerać od nowa. Więć teraz mamy szansę ją załatwić ale trzeba to załatwić szybko zanim gdzieś się skitra, zwieje albo coś nam zmaluje. - jak to miał w zwyczaju uzasadnił swoją wypowedź. Patrzył głównie na Izaaca bo w tej chwili on był tu szefem. Ross liczył, ze jak zareagują natychmiast mają szansę załatwić sprawę za jednym czy dwoma poaciągnięciami spustu bez zbytniego ryzyka i straty czasu z ich strony. Ale trzeba było się spieszyć. |