Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-03-2015, 09:38   #245
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Gospoda "Pełna Sieć"

Burro był tak przemarznięty, że jedyne co był w stanie zrobić to pokiwać głową w bliżej nieokreślonym geście i ustawić się tyłkiem do gruby. Dopiero jak postał pełen kwadrans przy piecu, odtajał nieco. A zaraz potem nawęszył jedzonko, i szedł o zakład że nawet Strzyga i mabari nie zrobili by tego lepiej. Kolejny kwadrans zszedł więc na zamiataniu łyżką wszystkiego co mu wpadło w zasięg rąk. Gdy w końcu już podjadł i popił, rozglądnął się ciekawie po izbie. Daleki był od krytykowania przybytków innych niż jego własny, bo niziołek zawsze był pozytywnego nastawienia i szukał we wszystkim dobrych stron. Cóż z tego że gospoda niewielka, ale przecież przytulna. Eee tak, szczególnie te obrypane kufle i dzbanki nadają jej taki rustykalny charakter. Jedzenie nie dorównuje temu z Werbeny? No przecież to kwestia gustu i jakby to powiedzieć… z talerzy zmiótł wszystko do czego dosięgnął przez stół.
Kiedy zaś dopadł do worka oczy mu się zaświeciły do smakołyków.
- Dziękuję pięknie! - zakrzyknął do Ur Thoga, po czym jak już zorientował się że oprócz zapasów jest też i list od rodzinki, pogrążył się w lekturze. Przeczytał raz, potem drugi a oczy mu się szkliły. Rysunki Milly schował w kieszeni kraciastej kamizelki, choć zaraz podszedł do Vara i pokazał mu je cały dumny z córki.
- Nie mięsnego? No struclę mam. Chcesz, ukroję kawałeczek. - Popatrzył po reszcie gości z wyraźnym smutkiem. No nie poczęstować nie wypada. Zeżrą mu całą struclę bydlaki…
- Ładne, to twojej córki? Plemieniu by się spodobało. - Grzmot skomentował szczerze bazgroły malucha. W końcu u goliatów bardziej ceniło się abstrakcyjne i geometryczne wzory niż dokładne odwzorowanie sceny. W końcu każdy mógł popatrzeć na zachód słońca, a i smoka czy giganta dało się czasem zobaczyć. Czy było to szczęście czy pech, było już inną kwestią.
- Tak, Milly do wielu rzeczy ma talent. - Kucharz uśmiechnął się - Nawet Sztuczki jej już coraz lepiej wychodzą. Ech, nie ma mnie parę dni w domu a czuję się jakbym ich rok nie widział.
Burro popatrzył jeszcze na rysunek gdzie wyraźnie stał obok smoka i walczył chyba z nim i uśmiechnął się znowu, po czym schował rysunki z powrotem do kieszeni kamizelki na piersi.

Przyglądając się apetytowi niziołka, Arnulf skomentował wcześniejsze słowa goliata: - Może i racja z tym zainteresowaniem czarodzieja. Poczekamy na jego odpowiedź na wasze wieści. Dla bezpieczeństwa doradzam się jednak przygotować na rozmowę. Ignis może Ty dowiedziałeś się czegoś o naszym magu? Jakieś plotki? Słabości? - zapytał milczącego dotąd barda. Nie przepadał za półelfem, ale mógłby się wreszcie przydać.
Ignis zamyślił się szukając w głowie plotek.
- Celeste twierdzi że to stary ochlej. Może za za beczułkę czegoś mocniejszego wylezie z tej wierzy. Byle nie za to czym się truje Einarr. Mogę jeszcze pogadać z nowoprzybyłymi ale nie spodziewam się by powiedzieli coś nowego. Może ten chłopak co mu sprawunki robi coś więcej powie ten co o nim wspominał Czarny Tom pierwszego dnia jak przybyliśmy - rzekł Ignis. - Jak on miał na imie?
- Sven - sapnął ze złością porucznik. - Przecież wyjechał na początku plagi do Bryn. Kiepski z Ciebie słuchacz jak na barda - warknął. - Jak go poczęstujecie tym co pije zwiadowca to padnie trupem od samego zapachu. Cuchnie nieprzymierzając jak tygodniowa padlina w lecie.
- Rozpytam się o niego tak czy siak. Może dowiem się kiedy wraca albo gdzie się w Bryn zatrzymali to przy następnej wyprawie po zapasy odwiedzę go jak inaczej się nie da. A może z kimś gadał o starym to oszczędzi nam drogi. - Nie zwlekając więcej bard zabrał się do “roboty” Opatulił się płaszczem i wyszedł.
- Burro, słodycze. Może Morheim słodycze lubi - Oestergaard powiedział naraz z naciskiem, przypominając sobie słowa Arny. - Wstrzymaj się z tą struclą, przyda się. Jeśli dzięki Morheimowi uda się coś poradzić na klątwę, to jeszcze niejedną taką się nacieszysz.

Lothbrok wtrącił parę słów między jednym kęsem pieczeni a drugim, ściszył głos, uważając przy tym by zbyt wielu postronnych go nie usłyszało.
- Karczmarz - wskazał głową Czarnego Toma, który uwijał się za prowizoryczną ladą - powiedział mi kiedyś, że magusa interesuje identyfikacja, zwłaszcza jeśli rzecz jest rzadka albo w jakiś sposób ciekawa. Ma też sługę, cholera wie co to za czart - opisał pokrótce wygląd gadziny - wredny skurwysynek, ponoć potrafi wróżyć i panować nad umysłami, czasem też staje się niewidzialny. A… byłbym zapomniał stal się go ponoć nie ima. Tyle się dowiedziałem do tej pory.

- Jedna strucla wiosny nie czyni - niziołek sentencjonalnie powiedział w zamyśleniu, krojąc żoniny wyrób i stawiając przed Varem na stole, a resztę na środku. - Jeśli to prawda, że z magusa łasuch na słodycze to jesteśmy w domu.
Kucharz uśmiechnął się lekko i zerknął na kapłana oraz nowo poznanych osobników.
- Nie pooglądałem dokładnie co jest w zapasach, ale założę się że jeszcze coś słodkiego się znajdzie, a ja też od siebie coś dołożę. W końcu już od dawna noszę ze sobą zdobyczną wanilię, jak nic da się zmajstrować ciastka na masełku. Mąki chyba nie widziałem - zasępił się nieco i popatrzył tym razem na karczmarza - ale może u kolegi po fachu da się coś wytargować.
Łypnął znowu okiem na Lothbroka.
- Hemm hmm, my mamy złe doświadczenia z takimi dziadami. Czemuż to magiem nie może być siwy staruszek witający przybyłych dobrym słowem, uśmiechem i herbatką z malinowym sokiem, ale zawsze musi to być wariat lubiący obdzierać ludzi ze skóry w poszukiwaniu wiedzy tajemnej, jak Albus. Ciastek dla niego mogę naszykować, ale skoro on taki to nie wiem czy to coś pomoże. No ale z drugiej strony zaszkodzić też nie powinno. Co do identyfikacji, to nazbieraliśmy trochę przedmiotów które mogły by go zainteresować. Ten sługa… - zaniepokoił się Burro - to nie wygląda czasem na takiego czarniawego elfa, co pod ziemią żyje?- Burro, czas nas goni. Spróbujmy rozmówić się z Morheimem jak najszybciej, może już nie czekając na pieczenie ciasteczek. Kawałkiem ciasta pewnie nie pogardzi - Tibor mimo wszystko wskazał struclę.
- Obawiam się, że ze słodyczy magus bardziej wino, miód albo mocną nalewkę woli niż struclę - wtrącił Arnulf. - I nie… nie jest czarnym elfem, raczej czymś w rodzaju demona? Impa? Nie znam się na tych gadzinach.
- Dziś chcesz z nim rozmawiać, czy jutro? Bo jak jutro to zdążymy i z ciastkami. - Niziołek zafrasował się trochę. - Sprawdzę dokładnie zaraz, może Carie spakowała mi naleweczki jakiejś…
Łypnął jeszcze okiem na Grzmota, próbując nie gapić się zbyt natarczywie i przysunął mu bliżej kawałek strucli.
- No jedz… ten tego na zdrowie. Eee, dobrze się czujesz? - Cholera może to od tej koniny Grzmot zaczął pączkować, już nie na żarty zaniepokoił się niziołek.
- Jeszcze dziś. I faktycznie, Var, wszystko z tobą w porządku? - Tibor oderwał się od spisu i podszedł do goliata. Fereng miał się całkiem dobrze po tej całej koninie, no ale pies to wszak mięsożerca. - Wy tak macie… w swoim plemieniu?
- Hmm? Tak, dobrze, wrecz wysmienicie teraz jak juz zjedliśmy cos, co nie jest konina i usiedlismy w ciepelku. Nie, cetki i listki zwykle nam nie rosną. W ogóle, zwykle wlosy na głowie rosną tylko kobieta. - Odparł goliat. - Z tymi magicznymi to masz racje, trochę tego jest. - Pokiwał głową.
- Emm wybacz przyjacielu - niziołek nachylił się do Vara. - Bo ja nie zwyczajny i choć trochę dziwów widziałem, ale… no… nie martwi cię to trochę skoro, no, zwykle nie rosną? Wiesz, ja tam wcześniej goliatów wielu nie widziałem i myślałem że to tak zwyczajnie, jak dajmy na to nasze niziołkowe kudłate stopy. Ot taka przypadłość niezwykle, swoją drogą, dodająca urody. Ale może to coś groźnego? Może byś się położył, albo mikstury łyknął, czy coś?
- No, a jak się położę, to co nam z tego przyjdzie? Dalsza zwłoka. Jak mnie mróz nie zabił, to myślę że i ten, noooo. - Zawiesił na chwilę głos barbarzyńca. - To i zielone włosy i zmiana losu też mnie tak łatwo nie położą. - Zakończył nieco zasępiony.
- Zabrałeś coś z Doliny? - Oestergaard również podszedł bliżej. Od odejścia z doliny i on nie czuł się najlepiej, ale złożył to na karb zmęczenia i nieprzyjaznych warunków podróży. - Var, sprawdzę czy jakaś magia się nie przypałętała - ostrzegł, po czym przywołał modlitwę wykrywającą magiczne moce.
- W sumie wziąłem. - Grzmot wyciągnął zawinięty w chustkę duży pukiel siwych włosów i pokazał je Tiborowi.
- Może to kostrzewowa magia? - zasugerowała Mara. - Za karę, że to wziąłeś zmienisz się teraz w zagajnik - roześmiała się niepewnie.
- Żadne z was… - Tibor w skupieniu przyglądał się każdemu z towarzyszy, nie pomijając również zwierząt. - ...żadne z was nie wydaje się nosić śladów magii, poza dobytkiem, rzecz jasna - powiedział wreszcie.
Mara rozluźniła się wyraźnie; czyżby obawiała się, że fakt, iż przyczyniła się do śmierci Shando ściągnie na nią pośmiertny gniew Kostrzewy?

Kapłan
spojrzał również na siebie. Ku swemu zdumieniu dojrzał na swoim ciele niewyraźne resztki pulsującej mocy, chaotycznej i - z tego co zdołał wyczuć - niebezpiecznej. Byłyby to pozostałości magii okrucieńców? Przyglądał się długo, próbując zorientować się co do rodzaju zagrożenia. Kojarzyło mu się z magią, na jaką natknęli się w Dolinie Żywej Wody, lecz aura była zbyt ulotna i nie wykoncypował nic poza przekonaniem, że im szybciej się uwolni od “tego czegoś”, tym lepiej dla niego.

- Ej no co wy? Nie straszcie uczciwych nieludzi. Serio myślicie że to coś z Doliny? Ze może to dlatego że na rytuał Kostrzewy patrzyliśmy? - Kucharz dobył zza pazuchy zdobyczne lusterko i przeglądnął się niepewnie. Wolałby nie zakwitnąć na wiosnę jak łączka na Słonecznych Wzgórzach. Porządnym niziołkom przecież tak nie uchodzi, a on musiał dbać o reputację.
- No ale przecież do była dobra magia. Nie jakieś przekleństwo czy klątwa. Nieee, to nie może być to. Chyba że to robota tej wszawej pantery, albo okrucieńców. No bo przecież nie Pana Góry, prawda?
- O jakiej Dolinie mówicie? Tam zginęła wasza towarzyszka?
- Arnulf wtrącił zdziwiony osobliwą rozmową.
- Nie, to raczej nic z tych rzeczy, poza tym, wcale się gorzej nie czuję, nawet jakoś tak lepiej ostatnio, a jak ją opuszczaliśmy, to zdaje się że mignęła mi przed oczami na chwilę. - Odparł na pytania Burra i sugestie Mary. - Zła na mnie czy na nas raczej nie była. O jakiej dolinie? O Dolinie. Dolinie, która spłynęła krwią, nienawiścią, pożądaniem i nadzieją. To takie wspaniale przeklęte miejsce, ale nie ma tam nieumarłych ani ich za wiele nie było nawet na początku plagi. - Goliat spojrzał przenikliwie na człowieka ze swojego miejsca przy palenisku. Chwilę wiercił go wzrokiem, po czym nagle zmienił temat. - Macie tu przeręble albo niezamarznięty kawałek jeziora? - Miał nadzieję że przeskok był na tyle duży, żeby mężczyzna porzucił dopytywanie o Dolinę Żywej Wody.

Wojownik uśmiechnął się szeroko do goliata: - Szczególne to musi być miejsce, skoro nie ma tam ożywieńców w dzisiejszych czasach. Widzę, że niespecjalnie chcesz o tym mówić, szanuję to. - Dał mu do zrozumienia, że pojął nagłą zmianę tematu: - Co do przerębli to kilka się znajdzie, ale zimą łowiska ubożeją.
 
Sayane jest offline