Wątek: Brudy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-03-2015, 13:30   #16
kanna
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
- Dzień dobry - Joanna obdarzyła starszą panią jednym ze swoich najbardziej uprzejmych uśmiechów. - Hania tyle o pani opowiadała… Jestem Joanna Drawska, jej przyjaciółka. Aśka. Nie mówiła, że przyjdę? Prosiła, żebym na nią poczekała w pokoju, jeśli to nie kłopot, oczywiście…
- Ach tak… - burknęła cicho stara kobieta, przykładając palec do ust w zamyśleniu. - Może i wspominała. Tak mi si wydaje, tak - pokiwała głową powolutku. - Wejdź dziecko, dałam jej pokój męża dawny, Adam sypia w salonie.

O ile dom państwa Huków należał do tych lepszych, nowocześnie wystrojonych i właściwie prawie, że ekstremalnie luksusowych, tak mieszkanie matki Jacka Huka nie wyróżniała się niczym od tysięcy innych w Polsce. Dwie sypialnie, salon z wyjściem na malutki balkon, by było gdzie zapalić szluga, ciasna łazienka i kuchnia ze starą kuchenką gazową.
- Jak dla mnie to już powinni wrócić , pewnie zaraz będzie, poczekaj a ja jeszcze przydzwonie - powiedziała dość uprzejmie co nie zgadzało się z tym co Asia zazwyczaj słyszała o babci Hani.
Podobno kobieta całkowicie odcinała się od reszty rodziny. Była co najmniej niepocieszona tym, że jej syn, z tak wielkim potencjałem, wpadł z jakąś niewdzięczną suką i spłodził jej dwa bachory, przez co rzucił szkołę i pracował na trzy zmiany przez tyle lat, aż w końcu się dorobił, a żona dalej niewdzięczna. Podobno razem spędzali tylko Wigilie, choć mieszkali dość blisko, kobiecina nie lubiła żony syna, a dziećmi się nie interesowała.
Pokój zmarłego dziadka Hani, pozostawał taki sam od lat. Stara wersalka, stare zdjęcia z szybką na wystawie przy szafie, fotel przykryty kocem z falbankami i stary telewizor z wypukłym tyłem. Walizka Hanki leżała otwarta przy szafce nocnej, część ubrań była powieszona w szafie, część walała się po fotelu czy stole.
- Mówili... znaczy Hania z bratem mówili, dokąd idą?- dopytała jeszcze Asia, zanim staruszka wyszła.
- Do prawnika, sprawy związane z… podobno w jego woli byli tylko oni. W sensie testamencie. Bo żony nie biorą pod uwagę w tej sytuacji - powiedziała kładąc niewiarygodnie pogardliwy akcent na określenie synowej. - Podać ci coś dziecko? Jakiejś herbaty czy kawy? Tego drugiego to piją oni ostatnio tyle, że… - machnęła ręką, kręcąc głową z rezygnacją. - Wypłukują se magnez, a sałaty nie jedzą za nic.
- Proszę nie robić sobie kłopo.. - zaczęła odruchowo Joanna, ale po sekundzie zmieniła zdanie. - Jeśli by pani robiła sobie herbatę, to ja bardzo chętnie. Martwię się o Hanię... Zmieniła się, pamiętam ją inną.
- Dobrze… - mruknęła cicho idąc do kuchni całkiem żwawo. - Poczekaj tu chwilę, stary czajnik, moment zajmie - dodała już głośniej bo i była dalej. Z kuchni nie mogła widzieć drzwi do sypialni Hani.

Joanna rozejrzał się po pokoju, przejeżdżając wzrokiem po meblach i ścianach. Oczywiście, nie powinna była tego robić, ale… W sumie nie wiedziała, co ja podkusiło. Dziwne zachowanie Hanki? Prosta ciekawość? Czy może raczej niejasne poczucie, ze jest się oszukiwanym, że przyjaciółka coś przed nią ukrywa. Intuicja?
Kątem oka obserwując drzwi, zajrzała do walizki i szybko zaczęła przeglądać zawartość.
Z początku nie znalazła nic ciekawego, notatki ze studiów, zeszyty zapisane ładnym, prostym pismem Hani, gdzieniegdzie zawalone rysunkami kotów, czy trójwymiarowymi napisami.
Dopiero w mniejszej kieszeni walizki znalazła malutką, plastikową torebkę, a w niej cztery dziwaczne, żółte plastry grubości liścia. Były okrągłe i nie większe od paznokcia dużego palca, dorosłego mężczyzny.
Kierowana nie do końca zrozumiałym dla siebie odruchem wyciągnęła komórkę i szybko machnęła parę fotek tych plastrów.
Potem przysiadła na fotelu czekając na powrót staruszki.
Kobiecina wróciła z dwoma kubkami z herbatą i gdy wręczyła jedną dla Asi, ktoś wszedł do domu. Szybko sprawdziła kto to.
- No w końcu! A Adam gdzie? - dodała ciszej. - Masz gościa…
- Powinien niedługo wrócić… - odpowiedziała szybko Hania, jeszcze prędzej zdejmując brudne buty i kurtkę. Prawie, że wskoczyła do pokoju i wystraszona spojrzała na Asię, szybko jednak jej spojrzenie zelżało, gdy zobaczyło, kim jest gość. .
- O… hej.
- Hej - odpowiedziała Joanna lekko, odczekując aż staruszka wyjdzie. - Bardzo dziękuje! - zawołała jeszcze, zanim tamta zniknęła.
Spojrzała na Hankę, zezłoszczona.
- Jesteś mi winna szczerość, tak? Więc dość tych gierek. Kogo się spodziewałaś? Bo wyraźnie nie mnie, choć byłyśmy umówione.
- Co? Nikogo się nie spodziewałam… po prostu nie oczekiwałam gościa - odpowiedziała przystępując mi z nogi na nogę. Wzruszyła ramionami uśmiechając się dziwnie. - Szczerze mówiąc to… to chyba jestem bogata. Ja i Adam. Mam tu na myśli tak obrzydliwie bogata.
Joannie przemknęło przez myśl, że obrzydliwe to cieszyć się ze spadku w obecnych okolicznościach. Sczególnie, ze obu nigdy nie brakowało pieniędzy – pochodziły z zamożnych domów.
- To... ułatwi wiele spraw – powiedziała więć tylko. - Skrobankę. Gadałam z kumplem, wszystko jest przygotowane. Możemy jechać choćby dziś. Im prędzej tym lepiej, sama wiesz.
- Dzisiaj… jasne, czemu nie - pokiwała głową. - Sorry, że nie dałam znać czy coś, trochę się zasiedzieliśmy u tego prawnika. Dosyć to wszystko skomplikowane.
Joanna spojrzała - lekko zaszokowana - na przyjaciółkę. Oczywiście, skrobanka ( jak podejrzewała) to nie jest jakaś wielka sprawa, ale zawsze to interwencja w człowieka, macicę i w ogóle. A Hanka traktował całą sprawę tak, jakby jej nie dotyczyła. Przez chwilę Aśka miała nawet wrażenie, że to ona sie bardziej przejmuje niż przyjaciółka. Ale to pewnie szok.
- Usiądź - powiedziała i wcisnęła jej w ręce kubek z herbatą. - Dobrze się czujesz? Dziwnie sie zachowujesz, wiesz? Inaczej niż zwykle.
Westchnęła.
- Może po prostu powiedz mi, tak po prostu, o co chodzi, dobrze? Jak kiedyś… Gadałyśmy o wszystkim, bez ściemniania.
- Mój ojciec zostawił po sobie strasznie dużo pieniędzy, a jako, że matka jest podejrzana w sprawie o jego morderstwo, majątek ma przejść na mnie i Adama plus część miała nam zostać wydana natychmiastowo wedle jego ostatniej woli. Naprawdę dużo pieniędzy - pokiwała głową patrząc gdzieś w bok. - Dwa i pół miliona na głowę dla mnie i brata, plus pięćdziesiąt tysięcy zaliczki - wypaliła nagle przeczesując włosy. - Nie bardzo to rozumiem szczerze mówiąc, więc nie bardzo wiem co mam ci powiedzieć.
Asia pokręciła głową, powoli, oszołomiona słowami tamtej. Przez chwile milczała, a potem zaczęła mówić, coraz głośniej z każdym kolejnym słowem.
- Nie chodzi o twoja forsę, dziewczyno...ogarnij się! - złapała przyjaciółkę za ramiona i potrząsnęła. - Jesteś w ciąży, związałaś się z dupkiem, co próbuje nas zastraszać, weszłaś w jakieś szemrane towarzystwo, i jeszcze się kogoś boisz! Przecież widzę, byłaś przerażona jak usłyszałaś od babci, że ktoś tu czeka, a potem wiedziałam, jak się ucieszyłaś, że to tylko ja! Więc mi nie wciskaj głodnych kawałków o spadku po tatusiu, tylko mów, do cholery, co się dzieje!
- Jak to? - szczerze się zdziwiła, odstawiając gdzieś na bok kubek, który zaczynał parzyć ją w ręce. - Toż teraz to już wszystko ci powiedziałam. Poza tym wcale się z nim nie związałam tylko wiązałam najwyżej. Przestraszyłam się bo… nie wiem. Instynktownie. Ostatnio bywam nerwowa i emocjonalna jeśli nie zauważyłaś. Mówię ci wszystko, przysięgam - dodała z błagalnym spojrzeniem.
- No dooobra - Hania była całkiem przekonywująca i Asia prawie jej uwierzyła. Prawie. - Bierzesz coś? Cokolwiek? Dragi? Leki?
- Nie, nie w tym stanie. Zresztą wiesz, że mam słabą głowę…
- Świetnie - Joanna wstała, podnosząc do góry obie dłonie. - Skoro tak twierdzisz… szkoda mojego czasu. Mam dość tych kłamstw. Muszę iść. Kiedy będziesz gotowa na zabieg - dzwoń, podjadę z tobą. Idę, Tymon czeka. - podeszła do drzwi pokoju i poszukała wzrokiem staruszki.
- Dziękuje za herbatę. Do widzenia.
- Ale… o co ci chodzi? Przecież mówię, że nic nie biorę, na litość - zawołała za nią cicho, tak by babcia schowana w swoim pokoju nie słyszała. Staruszka zresztą nie zwracała już uwagi na Asię, ta sprawa była za nią i w końcu miała chwilę spokoju.
Hania stanęła za przyjaciółką z rozłożonymi bezradnie rękoma.
- O nic - Joanna wzruszyła ramionami, naciągając ciągle wilgotny płaszcz. - Nie chcesz, to nie mów. Przymusu nie ma. Zadzwoń, jak będziesz gotowa. Pa.
Hania już nic nie powiedziała bo zwyczajnie nie wiedziała co się dzieje. Wyglądała trochę jak postać z kreskówki na którą ktoś spuścił kowadło opatulone w dynamit.
Nie goniła jej, ani już za nią nie krzyczała, ale trochę jej zajęło zanim zamknęła za koleżanką drzwi, po cichu i normalnie, bez złości.

---------------

Joanna była wkurzona. Żal jej było Hani, i tym bardziej nie mogła zrozumieć, czemu tamta nie pozwala sobie pomóc. A może to ona przesadzała? I doszukiwała się nie wiadomo czego tam, gdzie w grę wchodziła tylko żałobna i szok? Ale intuicja rzadko ja zawodziła… Hanka cos ukrywała i Joanna miała nadzieję, że wystarczająco potrzasnęła przyjaciółka, żeby tamta w samotności przemyślała sprawę i zaczęła jej ufać.

Przeszła kilka kroków i weszła do najbliższej kafejki. Zamówiła kawę a potem wyciągnęła smartfona. Obejrzała dokładnie zdjęcia plastrów znalezionych w torbie Hanki, a potem puściła wyszukiwanie obrazem.
Niestety bywało i tak, że niemal wszechmocny i zapewne wszechobecny Internet nie mógł pomóc, chociaż zdecydowanie się starał. Wypluwał na ekran przeróżne plastry, takie zalepiające niezbyt przyjemną ranę, takie reklamowane na dłoni niezwykle uśmiechniętej pani, czekające tylko, by przyłożyć je do nieprzyjemnej rany. Plastry na oczach kotach, na pyszczku kundelka i plastry narkotyzujące na język. Plastry antynikotynowe, plastry przeciwciążowe. Co tylko chcesz, oprócz tego co naprawdę chcesz.
- Dawid by wiedział, jak nic - mruknęła sama do siebie, budząc zdziwienie podsypiającej barmanki. Upiła łyk kawy. Nie była jeszcze gotowa na bezpośrednią konfrontację z Hanką, choć to wydawało się najprostszą opcją.

Wrzuciła zdjęcie do maila i posłała do Tymona. “Zgadnij, co to” napisała.
“Wygląda niegodziwie. Co to niby?” odpisał dość szybko.
“No właśnie nie wiem, Hanka to miała. Nieważne” - odpisała. - “Widzimy się wieczorem?”
Czekając na odpowiedź Tymona posłała fotkę - hurtem - do większości znajomych z listy, włączając braci i ojca. Szczególnie on był rokujący.
W co ta Hanka się wrąbała ?
Zapowiadał się długi dzień.
Jak na tak dużą ilość osób zapisanych w kontaktach, zasób wiedzy był zadziwiająco mały. Większość odpowiedzi była w stylu “hm?” “co to?” czy “co?”.

Telefon zadzwonił, ale numer był nieznany, choć niezastrzeżony.
Odebrała, bez chwil zastanowienia. Miała mnóstwo znajomych, a oni jeszcze więcej swoich - nie sposób było wszystkich dorzucać do kontaktów. I tak już miała rozmaitych Jaśków, opisanych jako "znajomy Karola" lub “znajomy Zośki“. Najśmieszniejsze, że nie kojarzyła ani Karola, ani Zośki.
- Halo?
Odpowiedziało jej głośne chrząknięcie, odrzucające ją od telefonu.
- Ojej, przepraszam - wycharczał zmęczony, znużony głos. - Marek Kamiński proszę pani. Pani Joanna Drawska?
- Tak, słucham. - odpowiedziała, szukając intensywnie w pamięci Marków, z którymi była na “pan“. - Nie potrzebuję konta ani nowego telefonu, jeśli o to chodzi. – dodała szybko.
- Właściwie to jestem z policji - pospieszył z wytłumaczeniem. - Próbowałem się z panią skontaktować, ale najwyraźniej pani matka zapomniała przekazać wiadomości, albo nie była pani w domu. Tak czy siak mam pani osobisty numer już i, i… i chciałbym prosić o spotkanie. Mianowicie prowadzę sprawę zapewne pani dość bliską, chodzi o śmierć pana Jacka Huka.
No tak. Kartka. Policjant.
- Cóż, nic nie wiem o tej sprawie. Rozumiem, że macie swoje procedury, ale zapewniam pana, że to będzie strata czasu.
- Nie przypuszczam by coś pani wiedziała dokładnie o śmierci pana Jacka, ale są pewne okoliczności, które wymuszają na mnie wybadanie tła rodziny, w tym córki pana Huka i jej najbliższego otoczenia. Odniosłem wrażenie, że jest pani bliską dla pani Hani osobą, tak przynajmniej słyszałem. Nie zająłbym zbyt wiele czasu, parę pytań - powiedział grzecznym, choć dalej równie zmęczonym tonem.
- Oczywiście - w sumie nie spodziewała się innej odpowiedzi. - Gdzie mam podjechać?
- Nie po dżentelmeńsku byłoby zmuszać panią do fatygowania się. Jeśli pasuje pani adres, na który jest pani zameldowana, dom rodziców, to mogę tam się zjawić w pół godziny - zaproponował uprzejmie.
Zastanowiła się przez moment i uznała, że to nie jest dobry pomysł. Nie miała siły na kolejne pytania i nagabywania rodzicielki.
- Wolałabym nie… mama uczy się roli, goście ja rozpraszają - skłamała gładko. - Jestem teraz w kawiarni, niedaleko. - podała adres. - Poczekam na pana.
- Też dobrze. Będę wkrótce. Do zobaczenia - powiedział rozłączając się.

Niewielu ludzi miało chęć do jazdy w takich warunkach pogodowych, więc może i korków nie było, ale gazować nikt tutaj nie miał zamiaru. Jednak mimo to, policjant wyrobił się w niezłym czasie, mimo śmiesznie nie pasującego do niego samochodu - starego peugota 206 ze zniszczonym lakierem i wieloma śladami rdzy. Odziany w kremowy, znoszony i w wielu miejscach podarty płaszcz Marek Kamiński wbiegł do kawiarenki zasłaniając się podniesionym kołnierzem od deszczu.
Otrząsnął przetłuszczone, przydługie włosy i poluzował nieco niegustowny krawat. Miał głębokie, szeroko osadzone, smutne oczy i nieogoloną, żałosną twarz. Wyglądał trochę na samobójcę, albo przynajmniej na kogoś z depresją. Był też okrutnie blady i wyraźnie niewyspany.
Poszukał wzrokiem Joanny i podszedł grzecznie pytając czy można się przysiąść i za pozwoleniem to zrobił.
- Tak… młodszy aspirant Marek Kamiński, proszę - powiedział podając Asi legitymację wyciągnięta zza pazuchy. - Mogę prosić kawę? Czarną, dużą, proszę - mruknął do kelnerki, która podeszłą do jednego z niewielu tego dnia klientów.
Joanna zlustrowała mężczyznę szybkim spojrzeniem. Potem obejrzała dokumnet.
- Kiepsko pan wygląda - stwierdziła. - Dużo macie pracy, nie? Proszę pytać, szybciej zaczniemy, szybciej skończymy.
- Połączone sprawy, parę morderstw powiązanych ze sobą i w ogóle… - mruknął zdejmując płaszcz. Nosił czarny, od dawna nieprasowany garnitur i czerwoną koszulę. Ubrany był na wesele, na którym zabroniono ubierać się gustownie. - Zakładam, że pani Huk od dawna nie widziałaś? Nie widziała pani to znaczy - poprawił się. - Mówię o matce pani Hani. Nie w trakcie ostatniego miesiąca, półtora?
- Nie - odpowiedziała bez namysłu. I dodała: - Zawsze myślałam, że policjanci powinni wzbudzać strach, albo zaufanie, albo coś takiego...
- Przede wszystkim musimy dobrze wykonywać naszą pracę, a myślę, że mamy spore szanse na rozwiązanie tej sprawy - powiedział uprzejmie odbierając od kelnerki kubek z wrzącą kawą. - A przechodząc do poważnych pytań… jeśli chodzi o Hannę Huk, co może mi o niej pani powiedzieć na tle… rozwiązłości seksualnej, kontaktów z narkotykami i ludźmi, powiedzmy, ze świata przestępczego w mniejszym lub większym stopniu? - spytał chowając twarz za szybko opróżnianym kubkiem.
Joanna też podniosła swój kubek z prawie zimną kawą. Piła przez chwilę, zastanawiając się, jak odpowiedzieć na pytanie.
- Dlaczego pan pyta o Hankę?
Uśmiechnął się w blat stołu, potrzebując chwili by skierować wzrok na Joannę.
- Wolałbym żebym to ja zadawał pytania, ale dobrze, powiem pani. Pan Jacek zostawił po sobie dziwnie ogromną fortunę, a w jego ciele znaleziono wiele dziwnych rzeczy. Zaś mamy świadków, którzy przedstawiają Huków jako… ćpunów - powiedział rozkładając ręce. - Chcemy wiedzieć kto je dostarczył. Plus parę innych okoliczności, a wręcz wiele, wiele innych okoliczności, które zmuszają nas do zbadania pani Hani i pana Adama. W szczególności pani Hani. A więc? - spytał raz jeszcze przekrzywiając głowę.
- No.. Hanka zdecydowanie nie była.. nie jest, jak pan to określił “rozwiązła seksualnie”. Normalna dziewczyna. Kiedyś byłyśmy bliżej, potem się rozjechało, teraz znów się zbliżyłyśmy, przez tą tragedię.. Hania to mocno przeżywa, wiadomo. Nie pije, i nic nie bierze. - znów się zastanowiła. - Względy.. zdrowotne. - dodała szybko.
Policjant patrzył na nią dłuższą chwilę, ale jego wzrok nie wyrażał już ani odrobiny zmęczenia. Zabrakło też choćby cienia uprzejmego uśmiechu. Zamiast tego przejechał raz jeszcze ręką po mokrych włosach zwieszając głowę.
- Proszę panią o szczerość, dobrze? Jeśli… jeśli coś pani wie, domyśla się, albo podejrzewa - podniósł przenikliwy wzrok na dziewczynę - radzę tego nie ukrywać. Dla dobra przyjaciółki, dobrze? - dopytał spoglądając ciężkim, wręcz przytłaczającym wzrokiem.
Uciekła spojrzeniem. Przez chwile wpatrywała się na powieszoną nad barem grafikę, myśląc intensywnie.
Potem znów spojrzała na policjanta. Należała mu się szczerość, facet wykonywał niewdzięczną pracę. Nie chciała mu tak kłamać tak prosto w oczy, a prawdy powiedzieć nie mogła. Nie mogła obrabiać Hanki za jej plecami, takich świństw się nie robi. Wybrała trzecią drogę.
- Ja pogadam z Hanką. - powiedziała. - To są jej prywatne sprawy i nie mogę tak.. z każdym.. no wie pan.. Nie o to mi chodziło, nie chciałam pana obrazić. Przepraszam. To po prostu jej prywatne sprawy. Namówię ją, żeby wam sama powiedziała, jeśli jest coś, co ja niepokoi.
Uniósł brwi patrząc na nią i niedowierzając.
- Mam rozumieć, że do tej pory w ogóle nie rozmawiałyście? Że w ogóle się pani nie zwierzała? Powiedziała nam, że jest pani jej najbliższą osobą i nic? Poza tym pytaliśmy już panią Huk o to co ją niepokoi, ale teraz pytam panią, nieprawdaż? Poza tym jest duże i mam tu na myśli naprawdę duże prawdopodobieństwo, że to w co zamieszana jest, albo może być pani Huk znacząco wykracza poza jej prywatność. Pracuję w tym zawodzie tyle co pani żyje i proszę mi wierzyć, że ukrywanie najmniejszego detalu, szczegółu z jakiekolwiek, głupiego powodu może mieć okropne konsekwencje. Tak było w przypadku tej śmierci i może tak być znowu. Pani Hania wyraźnie pokłada w tobie zaufanie i rozumiem, że nie chcesz… jej zdradzać - ciągnął dalej prostując się na krześle, ale wciąż patrząc na dziewczynę z góry. - Ale skoro tak ci ufa, pomóż nam, pomóc jej. Widziałaś w jakim jest stanie… sama nie da rady. Nawet nam powiedzieć tego co musimy wiedzieć.
Dziewczyna przygryzła palec, mocując się sama ze sobą. „Okropne konsekwencje” brzmiało jak tekst z marnego filmu. Facet znowu przeszedł na ty, jakby oczekując, ze zaakceptuje ten stan, lub nawet sama powie ‘Ach, proszę skończyć z tą panią, jestem Aśka”. Niedoczekane.
- Oczywiście rozmawiałyśmy.. - powiedziała w końcu. - Ale nie mogę jej robić świństw, musi pan to rozumieć! Szczególnie za jej plecami. Pogadam z nią, powiem, że widziałam się z panem i że spotkam znowu. Może ona woli sama z wami rozmawiać? Nie wiem. Ona na prawdę ma wystarczająco ciężko, ojciec nie żyje, matka ześwirowała.. nie mogę jej jeszcze ja dokopać.
Odetchnęła głęboko.
- Spotkam się z panem wieczorem. Najpierw pogadam z Hanką.
Patrzył na nią kiwając minimalnie głową.
- Rozumiem, że jest pani… rozdarta. Zakładam, że gdybym mógł pokazać pani szerszą perspektywę tej sprawy, byłaby pani bardziej niż skłonna do pomocy - westchnął ciężko wpatrując się z mroczną kawę. - Pan Jacek nie był pierwszy i z pewnością nie ostatni. Matka pani Hani już jakiś czas temu wypadła poza obszar podejrzeń. Może jej to pani powiedzieć, jeśli uzna pani, że trzeba. Jeśli nie chce pani nic powiedzieć mi, to błagam, niech chociaż pani nie mówi nic nikomu innemu - dodał wstając i grzebiąc w kieszeni szukając zmielonych banknotów.
Znowu uciekła wzrokiem, przypominając sobie setkę smsów, które rozesłała.
- To .. w sumie .. nie jest już tajemnicą. Choć Hanka nie wie.. no, też nie byłam wobec niej do końca w porządku. - znów westchnęła, sięgając po komórkę. - Oczywiście.. pewnie nie możecie nie powiedzieć jej, że to ja powiedziałam, ale choć proszę dać mi czas do wieczora, żebym ją uprzedziła, dobrze? - spojrzała na faceta błagalnie. Ojciec zawsze wymiękał, kiedy tak na niego patrzyła.
Uśmiechnął się z góry w taki sposób, że nagle wydał się wiele, wiele razy starszy od Joanny.
- Jestem prowadzącym śledczym tej sprawy, ale nie nadzorującym. Jeśli chce pani działać na własną rękę, proszę bardzo, to wolny kraj, ale następnym razem raczej nie spotka pani kogoś kto nie chce łamać niewinnej dziewczyny by dostać parę odpowiedzi.
Musiała się bardzo pilnować, żeby nie prychnąć śmiechem. “Łamać niewinnej dziewczyny”, no błagam… Ciekawe, skąd takie pomysły? Był już dość stary, pewnie jeszcze w poprzednim systemie służył.. w milicji. Lub ZOMO. Nie, aż TAK stary nie był, może miał kolegów w ORMO lub gdzieś.
- No tak - powiedziała więc tylko, otwierając zdjęcia w komórce. - Jeśli to plastry antykoncepcyjne, to wyjdę na idiotkę, ale trudno.
Pokazała mu zdjęcia.
Spojrzał na telefon i jego wzrok zatrzymał się na zdjęciu dłużej niż powinien. Pozwolił sobie wziąć komórkę do ręki i dopiero po dłuższej chwili spojrzał na Joannę.
- Do kogo to należy? Należało?
- Co to jest? - zapytała szybko. - Nikt nie wie… znalazłam to w torbie Hani. Nie mówiłam jej.
- Tak jak pani powiedziała - nikt nie wie - mruknął oddając jej komórkę. - Skoro tak, to już na poważnie - chrząknął spoglądając uważnie na Joannę. - Zauważyła pani u Hani utraty pamięci? Wymioty, jakieś sprawy związane z jedzeniem, okresem? Wypadają jej włosy?
Znowu się zmieszała. Aborcja była ciągle nielegalna w tym kraju… przecież mu nie powie, w końcu mogły by jechać do Czech, legalnie, ale to kawał drogi..
- No… chudnie, gorzej się czuje. Jest rozbita, ale to normalne w takiej sytuacji. Jest w szoku.
- Halucynacje? Wzmożona - poszukał słowa. - Żądza? Poza tym, ma pani jakieś pojęcie skąd to wzięła? - dopytał, a wyraźnie pytań miał tyle, że sam nie wiedział, które wybrać.
- Nic nie wiem o halucynacjach… co pan znowu z tymi “żądzami”? - spojrzała na niego podejrzliwie. Może jakiś zboczeniec? Bycie policjantem nie chroni od dewiacji.
Westchnął ciężko spoglądając na zewnątrz.
- Dobrze… dobrze. W takim razie skoro naprawdę chce pani pomóc przyjaciółce, proszę dowiedzieć się możliwie najwięcej o tym i od kogo to ma. Jeśli uda się pani zdobyć te informacje i przekazać mi… - spojrzał na nią uśmiechając się niewesoło. - Będę wdzięczny. Wierzę, że możemy uchronić panią Hannę i wiele innych osób przed losem, który spotkał pana Jacka, jeśli nam pani pomoże. Będę dostępny pod telefonem, z którego do pani dzwoniłem cały czas.
- Ale co to jest? - nalegała.
Wzruszył ramionami i z bólem przyznał.
- Coś… jakiś narkotyk, ale o… - pokręcił głową wzdychając ciężko. - Pamiętaj: zaniki pamięci, halucynacje, jeśli ktoś to bierze, to tak jakby poddawał się praniu mózgu. Tak przynajmniej uważamy. Do zobaczenia, muszę już lecieć - powiedział podnosząc kołnierz płaszcza do góry i zaciągając go na głowę. Wybiegł z kawiarni i chwilę siłował się z odpaleniem starego samochodu.
Joanna popatrzyła jak mężczyzna wychodzi. Była zmartwiona i bała się o Hankę.
Wyjęła telefon, dodała faceta do kontaktów.
Marek Kamiński. Policjant od rozwiązłości.

Zapłaciła i włożyła swój przeciwdeszczowy płaszcz. Goretex, 300 mm słupa wody. A może 3000? Na razie dawał radę, ale jeśli deszcz nie ustanie...

------------------

Chwilę potem ponownie pukała do drzwi domu babci Hani. Domofonem nie musiała się martwić, stare drzwi do klatki często się nie zatrzaskiwały. Jednak już drzwi do mieszkania pani Huk były mocno zabezpieczone. Hani zajęło dłuższą chwilę by je otworzyć.
- Och… wróciłaś - mruknęła przestępując z nogi na nogę. - Mamy… mamy już jechać? - spytała przygryzając wargę.
- Rozmawiałam z policjantem, Marek Kamiński. Podobno go znasz. Pytał mnie o różne rzeczy, głównie w twoim kontekście : narkotyki, złe towarzystwo, złe samopoczucie i złe prowadzenie się. Chcę, żebyś ze mną do niego poszła i odpowiedziała na jego pytania. To cholernie poważna sprawa, cholernie. Rozumiesz? I jeszcze jedno: robiłaś sobie usg?
Hania uniosła jedną brew patrząc na koleżankę dziwacznie.
- Eeem… chyba rozumiem, ale też nie do końca. Czemu miał pytać o te rzeczy? I robiłam sobie usg… tak mi się wydaje, nie wiem, ostatnio nie miałam zbyt wiele czasu. Chyba tak - pokiwała głową, patrząc gdzieś w ziemię
- USG to nie jest mycie zębów - syknęła Joanna. - Takie rzeczy się pamięta… Gdzie byłaś w przychodni?
- No nie byłam no jejku! Sama se robiłam testy - odpowiedziała podnosząc lekko głos. Szybko powróciła do porządku spoglądając czy babcia nic nie słyszała.
Asia przewróciła oczami, ale zaraz irytacja ustąpiła miejsca trosce.
- Różne rzeczy ci ostatnio umykają, co? Haniu, na pewno nic nie bierzesz?
- Idziemy, trzeba zrobić usg, tu niedaleko jest niezły gabinet. Nie można robić zabiegu w ciemno. Zbieraj się.
- Pewnie kolejki… nie wiem, zmęczona jestem. Miałyśmy przecież jechać żeby… no wiesz - dodał zniżając ton głosu.
- Wiem, ale najpierw trzeba sprawdzić, czy jest co.
Objęła przyjaciółkę.
- Haniu, martwię się, jesteś jakaś dziwna.. Dziś wieczorem będę znów rozmawiać z policjantem. To poważna sprawa, Twój tata nie żyje, przecież to nie wina twojej mamy. Te wszystkie pieniądze... Dawid, to szemrane towarzystwo. Chcę mu o tym powiedzieć. Czy ty wolisz?
Wstała. Stanowcza i znów jak zawsze pewną siebie.
- Zastanów się, teraz zrobimy to usg, potem.. sama wiesz. Chodź.
- Zaraz, co? - uśmiechnęła się nie rozumiejąc. - Jak to czy jest co? Mówiłam ci, że robiłam testy. Zresztą to policja mi mówiła, że to pewnie moja matka. Jesteś pewna, że w ogóle z policjantem rozmawiałaś? - spojrzała na nią podejrzliwie z ukosa. - Brałaś coś?
- Bardzo śmieszne, bardzo. Policjant powiedział, że to nie – podkreśliła słowo - twoja matka. Nie podejrzewają jej już. A testy mogą dawać mylne pozytywny wynik, a poza tym - kumpel mówił, że tamci chcą usg, zanim się zabiorą do rzeczy. To są poważni lekarze, nie jacyś szarlatani.
No przecież nie powie Hance, że po tych rewelacjach policjanta i plastrach narkotykowych w jej torbie sama ma już wątpliwości co do tej ciąży.
- Wymagają usg i tyle. Inaczej odsyłają.
- No dobra, ale potem od razu jedziemy tam, tak? - upewniła się chwytając kurtkę i parasol.
- Tak. I myśl, czy wolisz iść ze mną do tego policjanta, czy mam sama z nim rozmawiać.
Założyła płaszcz, kiedy coś jeszcze przyszło jej do głowy.
- A masz te testy?
- No coś ty! - zdziwiła się. - Toż ze trzy tygodnie temu je robiłam. Wiesz jak się je robi? Nie ma mowy bym je nosiła ze sobą przez ten czas.
- Wiem, jak się je robi. Idziemy.

Deszcz uderzył w nie ze zdwojona siłą, jak tylko opuściły klatkę. Choć wydało się, że nie może już padać mocniej, to mogło. Parasolka Hani szybko poszła w strzępy, szarpana podmuchami wiatru. Płaszcz Joanny ciągle nie przeciekał, ale każdy skrawek skóry nie osłonięty płaszczem miała kompletnie mokry.

Do prywatnego gabinetu nie było daleko. Kumpel kumpla był uprzedzony, zaprosił je do miłej i suchej poczekalni, pełnej plansz poglądowych z przekrojami macicy, stadiami rozwoju zarodka i płodu. Joanna poczuła się nieswojo, przecież z tego czegoś w brzuchu Hanki ma się zrobić taki mały człowieczek… Przełknęła ślinę.

- Zapraszam, zapraszam – kumpel kumpla był miły, elegancki i profesjonalny w każdym calu. – Która z pan będzie dziś moja pacjentką? – zapytał, ściskając dłoń każdej z nich. Pachniał dobra wodą kolońską. Mogła by się założyć, ze golił się przed ich wejściem.
- Moja.. przyjaciółka – Joanna wskazała Hanię.
Ta – jakby nieobecna – wodziła wzrokiem po łysych główkach niemowlaków na poprzyklejanych do ścian plakatach.
- Zapraszam – lekarz ujął Hanie pod ramię i delikatnie pociągnął w stronę gabinetu.
- Czy ja też bym mogła zobaczyć? – zapytała Joanna, tknięta nagłym impulsem. – To właściwie będzie nasze wspólne dziecko, choć Hania je nosi, ale razem wybrałyśmy dawcę.. wie pan, my jesteśmy razem.
- Rozumiem - profesjonalny uśmiech kumpla kumpla nie zmniejszyła się nawet o milimetr.
- Zapraszam.

---------------

Piętnaście minut potem stały znów na szalejącym deszczu. Aśka czerwona na twarzy, miotana na raz wściekłością i obawą, Hania dziwnie nieobecna.
- Jestem taka wkurzona, taka wkurzona – warknęła na Hankę. Nie założyła kaptura, włosy zwisały jej wokół twarzy w mokrych strąkach. – Rozumiem, że te osiem testów kłamało, tak? Czy raczej ty mi kłamałaś? Czy raczej nie wiesz, co się z tobą dzieje?! Ja nie wiem, Hanka, nie rozumiem… policjant mówił o prochach,. One zmieniają świadomość… tobie też zmieniły? Wytłumacz mi! – złapała koleżankę za ramiona i potrzasnęła.
Nic, żadnej odpowiedzi.
- Dobrze wracamy. – złapała Hanke za ramię i pociągnęła do tej samej kafejki, gdzie wcześniej siedziała z policjantem.
Zamówiła jakieś tosty i herbatę i wyciągnęła telefon. Woda spływała z nich, tworząc małe kałużę na podłodze. Barmanka patrzyła na nie z niechęcią.
- Dzwonie do tego policjanta. Jak go znam, to będzie tu za 20 minut. Decyduj Haniu: ty mu wszystko wytłumaczysz, czy ja mam to zrobić. O Dawidzie, tym całym towarzystwie i prochach w twojej torbie. Decyduj. Ty czy ja.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline