Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-03-2015, 22:32   #138
snake.p
 
Reputacja: 1 snake.p jest godny podziwusnake.p jest godny podziwusnake.p jest godny podziwusnake.p jest godny podziwusnake.p jest godny podziwusnake.p jest godny podziwusnake.p jest godny podziwusnake.p jest godny podziwusnake.p jest godny podziwusnake.p jest godny podziwusnake.p jest godny podziwu
Mimo potężnej postury, Waightstill był w gruncie rzeczy dobrodusznym człowiekiem. Od wypadków z Roswithą, a zwłaszcza od chwili, gdy ojciec Lothar rzucił w płomienie małą Eleonorę, Waightstill zaciął się w sobie. W jego oczach była to zbrodnia, krzywda wyrządzona bezbronnej istocie. W istocie, ostatnie wypadki zachwiały porządkiem świata, takim, jakim go widział Waightstill. Przestał się odzywać, a ostatnie przygotowania do wyprawy upłyneły mu jak w malignie. Z Frydą żegnał się jak przez sen. Śmierć Olafa nie zrobiła na nim już większego wrażenia. Zresztą, zaczął przypominać lunatyka, widza objazdowego teatru albo i samą kukiełkę, poruszaną zręcznymi dłoniami sztukmistrza. Szedł jak automat, postępując za towarzyszami... gdy ze zdumieniem stwierdził, że jest z powrotem w chacie Ingwara, którą przecież rano opuszczał?! Czyżbyśmy jeszcze nie wyruszyli? - przemknęło mu przez głowę - Śniłem? Ocknął się na widok poruszenia w obejściu. Dym?! Skąd tu tyle dymu, u licha?! - zakołatały kolejno myśli, po czym zakrztusił się. Spostrzegł wybitą dziurę w pokryciu i, przysłonięte gęstniejącym dymem, krzątające się wokół postacie, których nie mógł jednak w pierwszej chwili rozróżnić. W jednej chwili odzyskał energię i czym prędzej rzucił się w kierunku jaśniejącego otworu, po drodze zrzucając z ramion plecak, który nagle zaczął mu ciążyć. Wiedział, że jego barki i krzepa ułatwią ratowanie innych, a i może zdołają ocalić dobytek. Jestem! - krzyknął do reszty.
 
snake.p jest offline