Nerwowa reakcja mieszkańców była do przewidzenia, chociaż pojawienie się dwóch obcych we wsi nie powinno wzbudzić aż takich emocji. Wojna wojną, ale ani na zwierzoludzi nie wyglądali, ani na maruderów z jakiejś armii. No i było ich tylko dwóch. - Nerwowi jacyś... - skwitował, gdy podniósł się rwetes. - Ciekawe czemu? - Zawiesił pytanie w próżni spoglądając na zbliżających się kmieci. - Sigmar z wami, gospodarze! - Przywitał się, dostrzegając kometę na szyi jednego z nich, ignorując przy tym gotowe do użycia cepy i widły. Gdy przedstawili miejscowym naprędce wymyślony przez Mortensena pretekst, czyli tropienie niedźwiedzia-ludojada, ci umyślili sobie prowadzić ich do dworu. Pozostawienie broni przed przyjęciem przez hrabiego było w sumie racjonalnym podejściem do obcych, tym niemniej z oczywistych przyczyn nie wzbudziło w nim entuzjazmu.
Po drodze Gunther próbował zasięgnąć języka, a Søren nie zamierzał mu w tym przeszkadzać. Broń pozostawił gdzie kazali - przecież nie będą walczyć z całym Ludenhoff, a przy tym ufał całkiem zgrabnej historyjce o polowaniu zleconym przez włodarzy Behemsdorfu. W końcu właśnie stamtąd przyszli, co prawda mieli inny cel, ale nikt nie będzie w stanie tego tak szybko potwierdzić, no i w końcu Mortensen BYŁ myśliwym, Gunther również nie odbiegał od wizerunku takowego, ich ekwipunek podobnie.
Musieli zagrać role do końca - hrabia popyta ich i puści, bo żadnego interesu w tym nie ma, żeby z Behemsdorfem zadzierać. Zwierzyny żadnej nie mają przy sobie, więc o kłusownictwo ich oskarżyć nie mogą. Hrabia, bo to pewnie on wraz ze swoim sługą był w kopalni, nie widział ich w żadnym momencie, więc o atak na niego i towarzyszących mu mutantów podejrzewać nie mógł. Wystarczy zachować zimną krew, ważyć słowa i wyglądać na bogu ducha winnego łowczego. - Prowadźcie, bowiem śpieszno nam szukać śladów niedźwiedzia, którego tropimy. Zgubiliśmy go w czasie przeprawy przez góry - bestia jest sprytna, ale i tak ją dopadniemy. - Rzekł.
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... |