Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-03-2015, 19:12   #149
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Teodor Wuornoos


Wyznanie Teo spotkało się z wściekłością, tłumioną acz gotującą się pod skórą. Z wściekłością Joan. La Sall jakoś nie bardzo wzruszyła się jego wyznaniem. Niemal miała w oczach żądzę mordu.
Może i dobrze. Teo pamiętał, że zabiła go z obojętnością w spojrzeniu, jak rakarz usypiający psa.
Teraz jednak La Sall go nienawidziła… Nie wiedział czemu. Przecież ją kochał. Przecież oznajmił, że da się za nią zabić. Czemu to budziło w niej taką furię?
Nie rozumiał tego.
Zachowanie Geralda też go zdziwiło, jego oczy błyszczały dziwnie, jego skóra zrobiła się bardzo “woskowa”. Kojarzyło się to Teodorowi z jakąś chorobą i stanem podgorączkowym, ale Waterson nie sprawiał wrażenie rozgorączkowanego. Wprost przeciwnie… kipiał nadmiarem energii, ciągle popędzał grupę, jakby nie mógł się doczekać spotkania z Emmą. Ciągle coś mamrotał pod nosem, uśmiechając się do siebie. Teodor nie wiedział czy pytać o to jego, czy samą La Sall.
Ale żadne z nich nie miało ochoty na rozmowy. Każde zamknęło się w swoim światku.
A gdy wyszli na ulicę miasta i ruszyli, niemal się wyrywał się do przodu niczym psiak przed powrotem do domu. I jego i Teodora spotkało wielkie rozczarowanie. Budynek w którym miał się spotkać z Emmą i Jean Pierre okazał się filmową makietą. Jak wszystko dookoła zresztą. Miejsce do którego wyszli z biblioteki nie było tym Silver Ring, którego Teodor się spodziewał. Powrót do bilblioteki też okazał się niemożliwy. Ta też stała się kolejną makietą.
Co tu się działo?
To pytanie zadawał sobie nie tylko Teodor… także Gerald. I co gorsza… znalazł łatwą odpowiedź.
- To twoja wina skurwielu! Jesteś kolejnym pionkiem cesarza!- wycelował znienacka broń wprost w twarz Teodora. - Miałeś nas tu doprowadzić, gdyby twojej partnerce się nie udało.
- Gerald uspokój się do cholery!-
wrzasnęła Joan La Sall stając pomiędzy nim a pisarzem.- To nie jego wina. Jesteśmy w cholernej króliczej norze. Tutaj nic nie jest takie jak być powinno. Tu nie ma prostych dróg!
-Wystawił nas. Cesarz i jego pionki. Musimy stąd spadać… a jemu nie ufać. To nie jest twój przyjaciel Joan, to tylko kolejny pionek. Pieprzona podróba.-
załamał się Waterson, jego broń drżała. Palec na spuście też. Sytuacja robiła się niebezpieczna. -Powinniśmy ruszyć tam, gdzie Emma znikła. Stamtąd szukać. To tutaj… jest… - rozpłakał się i załamał opadając w ramiona Joan, która pocieszała go cicho tuląc do siebie i posyłając jadowite spojrzenia Teodorowi. Ich wymowa była prosta.

“TO TWOJA WINA”

I miała rację. Przecież wyraźnie go ostrzegała, by nie mówił nic Geraldowi. Teraz rozumiał czemu. Nie powinien robić Watersonowi fałszywej nadziei. Zamiast polepszyć sprawę, wszystko spaprał… dokumentnie i na całej linii. I to w dodatku za pomocą kilku zdań. temu nastrojowi zaczęła towarzyszyć głośno grobowa muzyka. Grana na organach.


Rozbrzmiewała głośno i przez to łatwo było ją zlokalizować… była to niemal... przynęta. Jak ser w pułapce na myszy. Niemniej La Sall tuląc nadal szlochającego mężczyznę wydała Teodorowi jasne polecenie.
- Idź i sprawdź co to… ja mam zajęte ręce.- jej ton głos był pewien wyrzutu. - I jakbyś znalazł jakieś papierosy… to przynieś. Bóg wie jak bardzo ich teraz potrzebuję.
Wuornoos nie miał więc wyboru. Uzbrojony w obrzyna udał się w kierunku źródła organowej muzyki pozostawiając swoich towarzyszy. Tu… w tej chwili był niepotrzebny. Więcej, był niemile widziany.
Dość szybko dotarł na cmentarz… gotycki cmentarz niczym wyjęty z horroru. Gotycki cmentarz, gotycka muzyka grana na organach. Ktoś postawił organy na środku cmentarzach. Ktoś na nich grał.
Otyła sylwetka w czarnym płaszczu podbitym futrem, z cylindrem na głowie. Obok parasol.
Ta osoba ledwie mieściła się w ludzkich standardach. Twarz z dużym nosem niczym dziób… te standardy przekraczały.
Zanim Teo zdołał podjąć decyzję, czy tu zostać czy już uciekać…. czy też walczyć.
Zanim pomyślał na temat dalszych działań, ów grajek się odezwał. - Po co ten pośpiech. Obaj jesteśmy cywilizowanymi istotami.
Wstał i podpierając się parasolem ruszył w kierunku Wuornoosa...


- Na przemoc zawsze znajdzie się czas, nieprawdaż. Zresztą czy ja wyglądam na zagrożenie? Pozwoli pan, że się przedstawię.- mówił z uśmiechem na twarzy człapiąc w kierunku Teodora.- Jestem Diavolo… a przynajmniej to imię lubię najbardziej.

Sophie Grey


Sophie straciła złudzenia. Jej miasto rodzinne nie istniało. Jej przeszłość, była inna niż pamiętała.
Nie rozumiała tego, jeszcze… Nie potrafiła odgadnąć prawdy kryjącej się za słowami jej psychopatycznego prześladowcy z tamtego drugiego świata.
Jedno jednak było pewne. Silver Ring które pamiętała, nie będzie tym do którego dojedzie. Ludzie których znała… którzy byli jej przyjaciółmi, rodziną. Nie spotka ich. Mary wyraźnie powiedziała, że miasto jest zapomniane… wymarłe miasta nie były jednak nowością w USA. Pełno ich było w środkowych stanach, a i sporo można było odnaleźć w bagnistych ostępach Florydy.
Jeśli jednak miasto było wymarłe, to co się stało z rodziną Sophie? Jeśli zdjęcia były prawdziwe, to czy istniała rodzina do której mogłaby wrócić?
I czy samo Silver Ring zawierało w sobie jakieś użyteczne odpowiedzi?
Nie wiedziała. Nie miała jednak wyboru.

Samochód sprawował się dobrze na drodze, a Sophie nie miała żadnego problemu z podążaniem do celu. Droga była prosta, bez żadnych odgałęzień i skrzyżowań. Była też porzucona na pastwę przyrody i pogody… zapuszczona i zapomniana, ponoć jak samo miasto. Mary więc mówiła prawdę.
Sophie szybko dotarła do policyjnych zapór. Drewniane i lekko zbutwiałe… brudne. Ktoś jednak niedawno przebił się przez nie. Co przypomniało Sophie o tym iż Mary wspominała, że ktoś przed nią wyruszył do Silver Ring. A fotografka zapomniała wypytać o to… błąd.
Mgła… mleczny opar otulił nagle samochód Sophie. Musiała zwolnić czując ciarki wędrujące jej po plecach. Zupełnie jakby mgła pochłonęła ją… jakby Grey znów znalazła się w tamtym świecie.


Minęła znak… Dojeżdżała do miasta. Ale w tym czy w tamtym świecie? Jakie powinno być Silver Ring? Mleczny opar utrudniał rozpoznanie okolicy i nagle...


Radio włączyło się puszczając głośno piosenkę. Skrzekliwy głos Marylin Mansona wyśpiewywał

Sweet dreams are made of this
Who am I to disagree?
I travel the world
And the seven seas,
Everybody's looking for something.


Przestroga? Przypomnienie? Radio nie dało się ściszyć ni wyłączyć. Czy to oznaczało, że już nie była w realnym świecie? Mgła utrudniała rozpoznanie okolicy. Potworów Sophie nie widziała.


Some of them want to use you
Some of them want to get used by you
Some of them want to abuse you
Some of them want to be abused.

Czemu miała wrażenie, że te słowa odnoszą się właśnie do niej? Wjeżdżała do miasta, zasnutego szarą mgłą… brudną i cuchnącą spalinami.


Takie miała wrażenie, gdy już znalazła się wśród zabudowań. Mgła wydawała się jej nienaturalna, a co gorsza miała wrażenie, że przypomina bardzo całun pogrzebowy. Szary i niemal śliski w swej naturze opar. Sophie uznała, że źle wybrała… Powinna zamiast kabrioletu wziąć inny wóz. Coś co izolowało by ją od tego porzuconego w pośpiechu miasta.
Bowiem Silver Ring nie zostało zapomniane. Opuszczono je nagle, w ciągu jednego dnia a może nawet kilku godzin. Pozostawione samochody, otwarte sklepy, wózki… Ludzie znikli nagle, jakby byli tylko widmami. Miasto pozostało. Ciche i bezbronne przed gniewem natury.
A jednak nie zostało wchłonięte przez otaczające je las i bagno. Jakby żywe istoty bały się osiedlić wśród...


… duchów?! Zauważyła jakąś postać, jakąś sylwetkę. Ktoś spoglądał na nią z okna budynku, obok którego przejeżdżała. Ale znikł, gdy go zauważyła. Jak duch.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline