Wątek: Narrenturm
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-03-2015, 01:02   #19
Noraku
 
Noraku's Avatar
 
Reputacja: 1 Noraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputację
Kolejny dzień upłynął bez większych niepokojów czy wrażeń. Rano obudziły ją radośniejsze głosy dzieci, które jako pierwsze odzyskały dobry nastrój. Wyjątkiem była jedynie Stefania. Zaraz po wyjściu na świeże powietrze odetchnęła pełną piersią. Początkowo zdziwił ją brak porozrzucanych orczych ciał. Dopiero potem zdała sobie sprawę, że wojownicy musieli oprzątnąć pole przed karczmą jeszcze wczoraj w nocy. Była im wdzięczna za to. Dla niektórych z uciekinierów to mógł być widok ponad ich wątłe siły umysłowe. Gdy próbowała pozbyć się zaschniętej na rękach krwi wycierając ją w poranną rosę doszła do wniosku, że za strasznie dużo rzeczy może być wdzięczna kompletnie nieznanym sobie ludziom i nie tylko. Postanowiła, że w dalszej drodze trzeba będzie to naprawić.
Na szczęście szybko odkryli podniszczoną studnię na tyłach karczmy, dzięki czemu nie musiała męczyć się przy szorowaniu rąk i twarzy. Czuła jak lodowata woda spłukuje z niej cały wczorajszy stres i znój. Jeszcze przed wyruszeniem w dalszą drogę zmieniła opatrunek Dantego i poprawiła szycie ostatkiem nici jakie jej zostały. W trakcie podróży jeszcze kilkakrotnie sprawdzała jakość materiału oraz samopoczucie wojaka ale ten hardo nie dawał po sobie poznać bólu. Udało jej się także porozmawiać trochę z krasnoludami, a także przez cały dzień skrzętnie znikała zasięgu przenikliwego spojrzenia kozaka. Tak, ten dzień mogła zaliczyć do naprawdę udanych.
Wieczorem planowała poszukać w okolicznych chaszczach znanych sobie ziół, by trochę podreperować zapas medykamentów. Aloesu, najlepszej rośliny przeciw odciskom się nie spodziewała, ale może jemioła lub bardzo popularne jaskółcze ziele, które przydało by się także przy leczeniu ran. Przy odrobinie szczęścia przed zapadnięciem wzroku mogła by ulżyć poranionym stopom. Ryk, który dobiegł ich z lasu zaraz po rozbiciu obozu, wybił jej z głowy jakąkolwiek eskapadę. Krasnoludy oraz elf, już uzbrojone i gotowe do walki, wpatrywały się w ścianę lasu, najwyraźniej widząc coś co umykało reszcie. Oni jednak także wiedzieli co należy robić. Tygodnie przedzierania się przez ostępy odgryzły na nich swoje piętno. Wszyscy siedzieli w skupieniu nasłuchując coraz to nowszych ryków, gotowi w każdej chwili do ucieczki. W oczach swoich towarzyszek nie widziała już tego strachu co poprzedniego wieczora. Tym razem była to determinacja ludzi walczących o przetrwanie. Medyczka podeszła ostrożnie do dyskutujących wojowników.
Klara podeszła ostrożnie do stojących na przedzie wojów, jakby najmniejszy hałas miał spowodować atak bestii.
- Co się tam czai w lesie? - zapytała ostrożnie, próbując przebić wzrokiem gęstniejący mrok. - Czy to na pewno dobry pomysł, żeby tutaj nocować?
-Bezpiecznie czy też nie wyboru nie mamy, ludziska dalej nie pójdą - rzeczowo stwierdził Helvgrim - a i niechętnie bo niechętnie ale racje elfowi przyznać trzeba, że raczej dziś w nocy nie zaatakują, z jakiegoś powodu za nami idą, albo raczej za jednym z nas - powiedział patrząc znacząco na elfa - ale nie atakują, wątpie żeby był to strach, kieruje nimi jakiś dziwny, rzadko spotykany u bestii rozsądek.
-Nie ukrywałem, że jestem ścigany mości krasnoludzie - rzekł łowca poirytowanym tonem do Helvgrima - Cokolwiek nimi kieruje, wykracza poza nasze pojmowanie ich rodzaju. Są zbyt sprytni i powściągliwi jak na typowych zwierzoludzi.
Elf westchnął w duchu, tłumaczył to chyba ze trzeci raz, jak ludzie mogli być aż tak tępi? Przecież magii zdołali się nauczyć od elfów, a to trudniejsze niż zapamiętanie paru słów młodego łowcy…
-Nie bocz sie Elfie - powiedział Wolfgrimm - Nikt tu nie mówi żeś ukrywał, że jesteś ścigany, ciężko by zresztą było ukryć grupę zwierzoludzi prowadzonych przez Minotaura - zaśmiał sie dla rozluźnienia atmosfery - dosyć żeś im jednak musiał zajść za skórę że cie tak zapalczywie tropią.
-Zaiste, bardzo zaszedłem im za skórę - odpowiedział młody łowca, lekko się rozchmurzając - Ale nie mów do mnie per elfie, skoro się przedstawiałem.
- Droczycie się jak kumoszki na targu. - Mruknął Jaromir, który od dłuższej chwili nie zabierał głosu. - Nasze szczęście, że pomioty nie atakują, a jedyne co można zrobić to mieć baczenie kiedy skończy im się cierpliwość. Chyba, że E... Elastir? - Dodał z pytającym wyrazem twarzy. - Wyjawi nam co też takiego zmalował, że zwierzoludzie go ścigają i tropu zgubić nie mogą, bo albo wyjątkowo słabo się maskuje, albo coś wabi te stwory.
Elf westchnął po raz kolejny. Ludzie i krasnoludy naprawdę nie należeli do domyślnych istot…
- Tak Elastir, choć źle umiejscawiasz akcent, ale bez znajomości eltharin trudno wymówić imię kogoś z mego ludu w poprawny sposób. Wydawało mi się że już to tłumaczyłem mości Jaromirze, choć może nie dość zrozumiale. Także wyłożę to przejrzyściej. - odezwał się spokojnie, choć nie mógł sobie darować tej małej kpiny - Jestem łowcą, polowałem. Konkretnie rzecz ujmując, na zwierzoludzi właśnie. I udawało mi się to polowanie, przetrzebiłem watahę do której należeli ci ścigający mnie. Niestety okazało się że wybicie ich do nogi, przerasta moje indywidualne siły. - skrzywił się, widocznie porażka bardzo mocno gryzła jego dumę - Musiałem salwować się ucieczką, a grupa która wyruszyła w pościg za mną, jest niestety znacznie inteligentniejsza i bardziej zdeterminowana niż coś, co można nazwać przeciętnym zwierzoczłekiem. Jeśli wejdą w zasięg twojego wzroku przekonasz się też, że są znacznie lepiej uzbrojeni. Niech ich zaraza…
- Skoro tak mówisz… - Kozak spojrzał z ukosa na zarozumiałego elfa i przestał się interesować rozmową.
Klara wodziła wzorkiem od jednego do drugiego. Nerwową atmosferę można było wręcz kroić nożem. Widywała to wielokrotnie. Wiele z akuszerek, które poznała nazywała to “negatywnym wpływem obcego męskiego zapachu”. Sama sądziła, że problem leżał znacznie głębiej niż zwykła fizyczna reakcja i zakrawał na typowe męską ułomność głowy, ale nigdy nie przyznała się do tych teorii. W końcu ukrywałą się wyłącznie w takim towarzystwie. Teraz jednak bardziej obchodziła ją przyszłość całej grupy.
- Mości panowie, nie ma co się kłocić - dodała cichym głosem, oglądając się za ramię. - Myślę również, że nie powinniście o tym zbyt głośno dyskutować. Te niewiasty przeżyły już dość koszmarnych nocy. Jeżeli jesteście pewni, że tej nocy nie zaatakują to pozwólmy im myśleć, że są bezpieczne, a jutro będą miały znacznie więcej sił do marszu.
Elf skinął lekko głową na słowa młodzika, mniej więcej taki miał zamysł od samego początku. Nie chciał siać paniki, wiedząc jak strachliwe są ludzkie kobiety.
Jaromir przebywał ledwo niecały jeden dzień w towarzystwie brodaczy, długoucha i rozkrzyczanych bab, a pomału zaczynało go to towarzystwo przysparzać o tęsknotę za samotną podróżą. Pozostało tylko zacisnąć zęby, poprawić tobół na ramieniu i skupić się na celu, to i niewygody prędzej czy później pójdą w niepamięć.

3 Marktag

UJADANIE PSÓW! Nigdy nie spodziewała się, że ucieszy ją ten dźwięk. Za maleńkości nabawiła się urazu do psów sąsiada, które prawie zagryzły ją na śmierć, chociaż w zgodnej opinii jej ojca i właściciela pies nie był nawet agresywny. Dla niej dwa czarne harty przypominały bestię piekielnego Chaosu. Tak więc zwykle reagowała niesamowitą paniką na wszelkie psie odgłosy. Tym razem panikę zastąpiła niemalże euforia, gdy okazało się, że dosłownie za rogiem znajduje się karczma. Nie ruiny karczmy, nie spalony kikut budynku ale prawdziwa, zabudowana karczma. Z świeżym chlebem, mięsiwem ciepłą strawą, a kto wie może nawet i łóżkiem. ŁÓŻKIEM! Nie sądziła, że tak prosty mebel mógł tak cieszyć, nawet jeżeli wydawał się jedynie niemożliwym marzeniem. Tak jak wszyscy ruszyła raźniej gdy do jej nozdrzy dotarł zapach wędzonki z przyprawami. Otrzepała się z białego szronu i niemal biegła, jakby niesiona na skrzydłach. Cieszyła się jak dziecko gdy wchodziła na teren zabudowań, a żołądek po raz pierwszy od ucieczki zaczął głośno dopominać się swego.

Gospodarze okazali się ludźmi o złotych sercach i duszach, miast inni tego parszywego świata o jedynie złotych trzosach, które dodatkowo powinny zawsze brzęczeć w swojej pękatości. Zupy, pajdy chleba ze smalcem oraz omastą starczyło dla każdego a i dzieciaki dostały porcje jak starsi, coby nie były pokrzywdzone. Wkrótce tak się złożyło, że została sama razem z wojownikami przy stole. Reszta kobiet wolała nacieszyć się słońcem po kilku dniach nieustającego deszczu. Jadły więc swoje porcje na zewnątrz. Mężczyźni nie rozmawiali dużo. Właściwie to ciszę przerywało jedynie mlaskanie, siorbanie i klekot drewnianych łyżek wybierających zupę albo sięgających po kolejne porcje cebularza. Przywykła co prawda do innych manier przy stole ale nawet gdyby chciał zwrócić im uwagę to była zbyt zajęta jedzeniem by spożytkować usta do czegoś innego. Mało ją też obchodziło, że przy takim tempie jedzenia najprawdopodobniej dostanie skrętu kiszek i to szybko. Najważniejsze było to uczucie rozpływającego się w ustach i syczącego podgardle luksusu. Jako jednak, że milczące towarzystwo niezbyt jej odpowiadało, wkrótce wzięła resztkę zupy również zmierzając na podwórze. Parę stolików obok zapowiadała się niezła draka. Jej towarzysze nie zdradzali oznak zainteresowania napastowanym młodzieńcem ale doświadczenie karczemne podpowiadało jej, że awantura zwykle zaczyna się szybko i gwałtownie. Spojrzała jeszcze smutno na odchodnym na młodzieńca. Szkoda go było, bo lico miał całkiem gładkie.
 
__________________
you will never walk alone
Noraku jest offline