Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-03-2015, 12:04   #15
Agape
 
Agape's Avatar
 
Reputacja: 1 Agape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłość
Trudne sprawy

Duch pustyni nie mając zamiaru rozstawać się ze swoim okryciem, zignorował oryginalny wieszak, wkraczając od razu na puszysty dywan, jedyną rzecz w gabinecie, która mimo pasującego do otoczenia koloru nadawała pomieszczeniu nieco ciepła. Bez zbędnych ceregieli usiadł na zimnym twardym krześle i jak zwykle odpowiedział tą samą formułką na próbę poczęstowania wodą.
-Nie. Dziękuję. Nie pijam wody. Nie miał pojęcia dlaczego prosiakowaty za każdym razem oferuje mu ten przeźroczysty płyn, zupełnie jakby odmawiał przyjęcia do wiadomości jego odmiennej fizjologi, a raczej jej braku. Niespecjalnie też go to obchodziło, ot kolejny rytuał. Obserwując perlący się na różowej skórze pot, długouchy spokojnie czekał, aż przełożony zechce wyjaśnić mu w jakiej sprawie chciał się z nim widzieć.
- Zafar, Zafar,Zafar...wiesz że jesteś dobrym pracownikiem… -ryjek szefa poruszył się lekko, gdy oddychał szybciej - jak zawsze gdy się stresował. - Zawsze pierwszy w pracy, nigdy nie spóźniony… przypomnij mi na czym polega ta...chrum...sztuczka? - ciche chrumknięcie było oznaką, że ordynatora wyraźnie coś martwi. Zresztą stara zagrywka wszystkich szefów, czyli powolne krążenie dookoła właściwego tematu by nie przerazić rozmówcy, wskazywała na coś poważniejszego.
-Nigdy o tym z Panem nie rozmawiałem.- odparł spokojnie zółtooki wiedząc, że prędzej czy później ordynator będzie musiał przejść do konkretów. Nic tak nie przyspieszało tego procesu jak odrobina niezręcznej ciszy.
Faktycznie taka na chwilę zapadła, gdy prosiak jeździł grubym palcem za kołnierzem swej marynarki. Dopiero po kilku cichych chrumknięciach zabrał ponownie głos, przechodząc do meritium.
- Ze szpitala znikają rzeczy...różne. Leki, strzykawki, czasem nawet...chrum… organy na...chrum...przeszczepy. -ostatnie słowa wypowiedział w wielkim stresie, o czym świadczył ciężki oddech. - Próbowałem już coś ustalić...ale twoje zdolności do pojawiania się i znikania w szpitalu...rozumiesz...chrum... stwarzają...ymmm….podejrzenia… - stwierdził, dość zmieszany. Widać nie chciał rzucać oskarżeń wprost w Zafare.
A więc o to chodziło, ktoś okradał szpital, teraz duch pustyni w pełni rozumiał niepokój przełożonego.
-Zapewniam że nie mam z tym nic wspólnego. - odpowiedział jak zwykle spokojnie, nie był złodziejem, więc czemu miałby się denerwować, albo obrażać z powodu podejrzeń? Tylko od Rayana zależało czy zechce mu uwierzyć czy nie. Niemniej w głowie Zafary zrodziło się pewne podejrzenie, jedynie teoretyczna możliwość, którą musiał wykluczyć.
-Jak mówiłem z nikim nie rozmawiałem o mojej „sztuczce”. Na razie przestanę z niej korzystać, jeśli kradzieże ustaną, zaproszę śledczych by zbadali moje mieszkanie. Gdyby ktoś ją odkrył i wykorzystywał, musiałby w nim bywać pod moją nieobecność. Oczywiście nie będę już mógł tak szybko reagować na nagłe wezwania.
Długouchy jak zwykle był bardzo konkretny, ledwie pięć zdań wystarczyło by odniósł się do sprawy, zaproponował rozwiązanie i wyraził ubolewanie nad tym iż nie będzie mógł wykonywać swojej pracy tak skutecznie jak do tej pory. Pozostało jeszcze tylko jedno nim limit słów jakich skłonny był użyć w jednej wypowiedzi zupełnie się wyczerpał.
-Dziękuję że mnie pan poinformował.
- Bardzo dziękuje...chrum… za takie podejście. -odparł Ordynator, znowu ocierając czoło. - Czy mógłbym jakoś zobaczyć, że na pewno sztuczki się pozbywasz. Będę też zmuszony...chrum...wysłać dziś kogoś by przeszukał twoje mieszkanie. Względy...bezpieczeństwa. Chrum. -stwierdził świniak, ale zaczął trochę się uspokajać.
-To będzie nieco kłopotliwe, ale jeżeli bardzo panu zależy... Zafara poprawił pozycję na krześle. Jeśli prosiakowaty chciał zobaczyć na własne oczy jak likwiduje portal, musiał być bardziej stanowczy.
Na razie nie było żadnych dowodów na to, że jego skrót do pracy miał cokolwiek wspólnego z kradzieżami, równie dobrze rzeczy i organy mogły znikać także i po tym jak przestanie z niego korzystać, dlatego miał nadzieję że ordynator wstrzyma się z przeszukaniem. Chodziło głównie o Soni, sam bowiem praktycznie nie posiadał rzeczy osobistych i śledztwo w jego pokoju było mu najzupełniej obojętne. Przyjął jednak do wiadomości że nie zdoła uniknąć tej wizyty.
-Mój adres pan ma. Proszę o kogoś kto zna się na rzeczy, mieszkam tam, a nie zauważyłem niczego podejrzanego. Cały czas zachowywał się jakby przeszukanie miało ujawnić bądź wykluczyć udział jakichś nieznanych sprawców, nie zaś oczyścić jego osobę z podejrzeń.
- Tak osoba która się tym zajmie jest...chrum… profesjonalistą. Proszę się więc nie martwić nic nie zniszczy, oraz na pewno dostarczy mi odpowiedni raport jeżeli wszystko będzie w porządku. - uspokoił Zafare ordynator. - Powiedz czy ktoś wie jak dostajesz się do szpitala...chrum… to może być pomocne. - z ust Rayana padło kolejne pytanie.
-Nic mi o tym nie wiadomo.- padła szczera odpowiedź, Zafara nie zwykł kłamać i choć mogło wydawać się to dziwne nawet Soni nie wspomniał w jaki sposób udaje się do pracy. Nie dlatego że chciał to przed nią ukryć, po prostu jakoś nigdy nie rozmawiali na ten temat. Owszem dziewczyna nie jeden raz widziała jak jej współlokator idzie do swojego pokoju twierdząc że wybiera się do szpitala i znika... to wszystko. Nie była głupia, być może domyśliła się o co chodzi, a być może niczego nie wiedziała, naprawdę nie miał pojęcia.
-Czy to wszystko?- zapytał delikatnie dając do zrozumienia że jego zdaniem pora zakończyć spotkanie.
- Chrum...chrum...tak. - Rayan pokiwał energicznie głową. - Muszę jednak prosić...chrum...byś dziś opuścił szpital normalną drogą. Będę tego...chrum...pilnował. -dodał, wskazując na monitor w którym miał widok na szpitalne kamery.
Zafara wstając z krzesła skinął szefowi głową na pożegnanie i opuścił biały gabinet bez słowa. Conent nie musiał go prosić by tym razem wyszedł z budynku przez główne wyjście tak jak wszyscy inni, w końcu duch pustyni sam zaproponował że zrezygnuje ze swojego rozwiązania, a to był jedyny sposób by uśmierzyć wszystkie wątpliwości w tej kwestii. Już na korytarzu zacisnął lewą dłoń w pięść i na sekundę przymknął oczy. Owalny obramowany świecącą delikatnie na niebiesko obwódką portal, schowany na ścianie za szafką w szatni, bezgłośnie przestał istnieć. Pierwszy raz odkąd zaczął pracę w szpitalu, chirurg bez wykształcenia opuszczając ten przybytek minął recepcjonistkę i pchnął drzwi wychodząc na deszcz. Nie zawsze wracał do domu portalem, kiedy pogoda była słoneczna zwykł robić sobie długi spacer, z tym że jego trasa biegła z szatni najprostszą drogą na ulicę. Kiedy można przechodzić przez ściany meandrowanie korytarzami wydaje się pozbawione sensu. Tym razem przeszedł niespiesznie całą trasę tylko po to żeby rozbiegane świńskie oczka mogły śledzić go na monitorze. Nie cierpiał deszczu, właściwie gdyby się nad tym zastanowić, nie lubił wody jako takiej, ale ta lejąca się z nieba była zdecydowanie najgorszym jej rodzajem. Kiedy tylko pierwsze krople dotknęły kaptura zdematerializował się. Teraz bez przeszkód drobinki cieczy mogły rozbryzgiwać się na chodniku. Od razu zaczął się rozglądać za odpowiednim miejscem, wybierając ostatecznie spodnią stronę rampy dla inwalidów prowadzącej do przyszpitalnej apteki, pod którą chował się bezpański kot tak jak czerwonowłosy nieznoszący deszczu. Tam właśnie nie zrażony tym, że podczas procesu większość jego niematerialnego ciała znajdowała się pod powierzchnią gruntu, na powrót umieścił błękitny owal. Być może popełnił błąd wcześniej ustawiając go bezpośrednio w szpitalu, być może nie powinien był pozostawiać przejścia otwartego, niedawna rozmowa pozwoliła mu to dostrzec i naprawić. Po chwili pojawił się jak zwykle w swoim pokoju, z tym że tym razem zamknął za sobą jarzącą się na pomarańczowo bramę za szafą. Tak, takie środki ostrożności powinny w zupełności wystarczyć, hipotetyczna możliwość użycia jego „sztuczki” przez złodziei by dostać się na oddział przestała istnieć.
-Wróciłem. Będziemy mieli gości, przeszukają nasze mieszkanie. - poinformował dziewczynę-cyborga bez zbędnych wstępów, wkraczając do przedpokoju.
Ta lekko wytrzeszczyła oczy na tą wiadomość. Zdążyła się już przebrać w domowy luźniejszy strój, zapisując coś w notesie, zapewne wydatki. - Ale..ale jak to? Coś zrobiłeś? Nie mów mi że twoja rasa rytualnie pożera martwe ciała i je tu sprowadzałeś! - krzyknęła trochę koloryzując i wskazując go oskarżycielsko palcem.
-Wiesz że nie jadam.- zaczął od niedbałego odparcia makabrycznego zarzutu. -Nic nie zrobiłem. Ze szpitala znikają rzeczy i organy, ja też potrafię znikać, dlatego ordynator postanowił mnie sprawdzić.- wyjaśnił wzruszając ramionami jakby na nalot służb na mieszkanie nie był niczym nadzwyczajnym.
- Dlatego zawsze mówię, że za bardzo się wyróżniasz! -dziewczyna złapała się pod boki. - Dobrze, że mówisz, przynajmniej bieliznę uprzątnę. Ale nie martw się, zrobimy zakupy, jeszcze trochę nad tobą popracujemy i już nie będą się tak ciebie czepiać. -zapewniła go niania. - Aczkolwiek znikające organy to dość makabryczna wizja.. - mruknęła jeszcze odnośnie całego zajścia.
Zafara nie do końca zgadzał się z dziewczyną, wcale nie uważał że się wyróżnia, a już na pewno nie ubraniem. Po mieście kręciło się zadziwiająco wielu zamaskowanych lub zakapturzonych osobników, do tego stopnia, że duch pustyni był raczej skłonny uznać, że jego płaszcz to wręcz kamuflaż. I czepiać też jakoś nikt się go nie czepiał, a jeśli już, to po raz kolejny, nie z powodu ubioru, a zdolności na które odzież nie miała żadnego wpływu. Nie wyartykułował jednak swoich myśli głośno, przedszkolanka i tak nie zmieniłaby zdania, a on nie miał ochoty jej przekonywać.
- Wiadomo kiedy przyjdą? -zapytała, chwytając kosz z brudną bielizną i ciągnąć go do swego pokoju, tak samo jak odkurzacz.
Długouchy pokręcił głową przecząco. -Tylko tyle że będą dzisiaj.- odpowiedział przejmując odkurzacz. Nie bardzo rozumiał po co Soni chowa go w swoim pokoju razem z bielizną, “goście” i tak pewnie zajrzą wszędzie. Nie pomyślał że zamierzała właśnie teraz zabrać się za sprzątanie. Ciekawe.
- To miłe z twojej strony… odkurz pokoje a ja tu ogarnę. -stwierdziła uśmiechając się promiennie i zaczęła wrzucać brudne ubrania do przytarganego kosza. Jak na przedszkolankę miała brzydki nawyk bałaganienia. Jej współlokator wręcz przeciwnie, bałaganu nie robił wcale, bo też i nie bardzo miał jak. Dematerializacja miała wiele zalet i jedną poważną wadę, w tej postaci nie mógł przenosić żadnych przedmiotów, toteż żeby nie musieć kłopotać się o swój majątek ograniczył go do tego co zdołał upchnąć we własnym ATSie. Brudne ubrania również nie były problemem, dla kogoś kto się nie pocił, nie gubił sierści i kilka razy dziennie wraz z nimi zmieniał stan skupienia. Żadna pralka ani żadna kąpiel nie usuwała zanieczyszczeń tak dobrze. On nawet ciastkiem nakruszyć nie mógł, nie wspominając o brudnych talerzach. Nic dziwnego zatem, że prawie nigdy nie sprzątał, jedynie odkurzaniem mimo protestów dziewczyny zajmował się regularnie, ale tylko dlatego że lubił to robić. Lubił patrzeć jak urządzenie wciąga kurz, a jeszcze lepiej inne małe rzeczy, które wydając rozmaite dźwięki zmierzają rurą do worka. Właśnie dlatego Soni zwykle nie pozwalała mu sprzątać w swoim pokoju, za duże było ryzyko że powciąga cukierki przeznaczone dla dzieci rozsypane na biurku, albo zassie skarpety. Tym razem było jednak inaczej, Zafarze nie trzeba było dwa razy powtarzać, od razu wdusił przycisk i silnik pogromcy wszelkich drobiazgów jakim był w jego rękach odkurzacz zaczął pracować. Po dłuższej chwili było po wszystkim, całe mieszkanie zostało odkurzone i nawet obyło się bez większych ofiar, tylko spinki do włosów i zapasowa bateria do jakiegoś cybernetycznego urządzenia poległy w bitwie o czystość. Soni też uwinęła się błyskawicznie, odkładając na miejsce, układając i pucując co tylko mogła. Zdążyli.
 

Ostatnio edytowane przez Agape : 08-05-2015 o 20:59.
Agape jest offline