Odnosząc się wprost do pytania postawionego w I poście, sądzę, że bierze się to z powodu "nahalności muzyki". Sformułowanie to ma oznaczać, że ludzie niechętni mocnej muzie czują się przez nią atakowani, osaaczani - mają pewne poczucie zagrożenia z jej strony. Jest to nowy, niebezpieczny bo ekspansywny prąd kluturowy... Dla nich. A książki mają to do siebie, że są rodzajem "mediów" o bardzo biernej naturze... Jak po książkę nie sięgniesz, sama Cię nie ugryzie (o ile nie jesteś Horym Portierem). Muzyka natomiast płynie z radia, telewizji, jest na koncertach, hucznych zabawach, dyskotekach... Książki nie imprezują, nie hałasują w telewizji a w radiu rzadko kiedy się je czyta (a jeśli nawet [jak w RMF] to po kilka minut dziennie).
Tak przynajmniej mi się to wszystko jawi... |