06-03-2015, 20:39
|
#56 |
| Na wieść o pobliskiej bandzie zielonoskórych, Bazrakowi pozostało ino zakląć plugawie i kopnąć pobliski, spróchniały pień, który to skruszył się z przyprawiającym o mdłości mlaśnięciem. Robaki czym prędzej zniknęły z oczu krasnoluda, pozostawiając po sobie jedynie nieprzyjemne wspomnienie. Natura brodacza nakazywała mu ruszyć za orkami, nie był jednak bezrozumnym nerwusem.
- Obejdźmy obozowisko zieleńców. - rzekł do Rolfa. - Tylko sobie biedy napytamy. Nie mamy tam czego szukać, prócz guza może. Te tchórzliwe świnie, ci parobcy w gównie umazani, co to uciekli przed trollowym problemem nie warci są miana członka naszej załogi i winniśmy zostawić ich własnemu losowi.
Przyjrzał się rannemu.
- Na dezercję i tchórzostwo jest tylko jedno remedium, jeden tylko skuteczny lek. - warknął, zdecydowawszy wyładować swój gniew na nieszczęsnym marynarzu, zwijającym się w paroksyzmach bólu u jego stóp. - Śmierć.
Zamachnął się młotem i wycelował prosto w umazany błotem czerep marynarza, pozwalając opaść bijakowi, wielkiemu jak bochen chleba naszego powszedniego. |
| |