Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-03-2015, 17:57   #27
Googolplex
 
Googolplex's Avatar
 
Reputacja: 1 Googolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputację
Shana i Einar

Odwiedzając gildię Einar wcale nie spodziewał się miłego powitania. Branża w której się udzielał bynajmniej nie należała do przyjemnych i miłych. Tu każdy myślał jedynie o swoim interesie, a podkładanie nogi pozostałym uczestnikom tego wyścigu szczurów było uznawane za akt sprytu i zaradności. Niestety brakowało tu tego samego wyrachowania i subtelności, co w gildiach kupieckich, czy na dworach szlacheckich. No bo poco marnować pieniądze na trucizny, skoro sztylet w brzuchu działał równie skutecznie?

Na całe szczęście Einar nie miał wiele do zaryzykowania. W końcu sklep i tak już stracił, a na całe szczęście za jego głowę nikt jeszcze nie wyznaczył żadnej nagrody.Praca pasera miała to do siebie, że liczyła się ze znacznie mniejszym ryzykiem, niż fucha włamywacza czy nawet naciągacza. Dlatego wcale nie przejął się opryskliwym tonem Roszpunki i groźnymi spojrzeniami reszty zebranych.

- Mnie też bardzo miło Cię widzieć Roszpunka! – rzucił raźno, po czym gestem dłoni wskazał na swoją towarzyszkę. – To jest Shana. Jest wyjątkowo przydatną towarzyszką, jeśli chcesz wiedzieć – powiedział, po czym zwrócił się do elfki. – Shana, przedstawiam Ci Roszpunkę, wspaniałego karczmarza i człowieka interesu w jednej osobie – sposób w jaki wypowiedział ostatnie zdanie, nie miał w sobie krzty rozbawienia czy ironii. Riccetti zbyt dobrze wiedział, że w interesach z członkami gildii, za przeróżne podteksty lub żarty lądowało się w rynsztoku z kilkoma nowymi siniakami i opuchliznami.

- Szef jest u siebie? Mam do niego interes – dodał po chwili.
-A żebyś dzieciaku wiedział, że jest- Rzucił krasnolud dość opryskliwie - Pytał się nawet czy aby sobie kobiety nie znalazłeś i nie wyniosłeś się, zapominając, że nie wszyscy uważają, że byłeś...tym złym,a raczej sądzili, że jesteś oszukany, a nie oszust!

Tymczasem dziewczyna z wielka uwagą oglądała czubek głowy krasnoluda. A wychylała się przy tym i przekrzywiała bo i obiekt badawczy nie ułatwiał oględzin.
Krasnolud spojrzał na Shanę
-Chcesz zarobić trochę złota, mała?- Zapytał po kilku chwilach, gdy skończył lustrować salę - Mogłabyś piwo roznosić...Wino, jedzenie po stolikach, dobrze zapłacę i ochronę dostaniesz bo miasto potrafi być bardzoi nieprzyjemnym miejscem...w takich dzielnicach jak ta.
Elfka tylko głupio popatrzyła na krasnala.
- A po co? Sami nie mogą sobie wziąć?
- Zawsze starałem się robić wszystko jak należy i nie podpadać ulubionym dostawcą. Sam nie wiem skąd się ta zła opinia o mnie wyrobiła – Einar wzruszył ramionami. – I nie myślisz chyba, że odszedłbym bez pożegnania.

Następnie Riccetti rzucił wzrokiem na elfkę, po czym znów wrócił do Krasnala.
-Wychowała się w dziczy i nie zna tutejszych zwyczajów – wyjaśnił, najwyraźniej niezbyt zdziwiony jej słowami. Po chwili dyskretnie sięgnął do sakiewki i wyciągnął z niej dwie złote monety i położył je na blacie. –Muszę pogadać z szefem, a on zapewne nie byłby zbyt zachwycony gdybym przyprowadził ze sobą jeszcze jednego gościa. Mógłbyś mieć na nią oko i przypilnować by nie wpakowała się w jakieś tarapaty? Za to na pożegnanie dostaniesz jeszcze dwie… - ponownie przyjrzał się elfce i zmienił zdanie– …cztery monety.

-Dobre- Powiedział zgarniając złoto - To niech siada….jak masz na imię?-Zwrócił się do Shany
- Lashana.- Odparła po prostu i zaczęła mu się przyglądać zupełnie jakby liczyła włosy w jego rzednącej miejscami brodzie.
- Dobra jest. Jadłaś coś, piłaś? Bo mizernie wyglądasz -Stwierdził także przyglądając się badawczo.
- Ta grzywa to żeby zwabić partnerkę? - Całkowicie zignorowała pytanie, no ale czemu tu się dziwić, krasnoludów zbyt wielu w życiu nie widziała i niezmiernie ciekawiły ją ich zwyczaje. Zwłaszcza ich bujne brody, przecież to takie niepraktyczne ale może ozdobne?

Dziewczyna zauważyła, że krasnolud miał grobową minę i nagle wyszczerzył się w uśmiechu- Ta, można tak powiedzieć- Westchnął- Dobra młoda, tak to działa. Ja mam na głowie tych tutaj ludzi, którzy chcą zjeść i się napić. Generalnie jak chcesz pomóc to możesz pomóc, a jak nie to siadaj i nie ruszaj się. Jakbyś czegoś potrzebowała to mówić
- Chcę! Upolować coś? - Shana zawsze lubiła pomagać, i w ogóle z natury była dobrą duszą.
- Ta...w zasadzie można i tak- Zgodził się z elfką krasnolud i wskazał kciukiem drzwi Tam jest kuchnia. Będzie leżeć na nim kawał szynki. Weź ten kawał szynki, nadziej na jaki metalowy drąg i piecz nad ogniem, dasz radę?- Zapytał jej.
Shana ochoczo pokiwała głową i nie zwlekając pobiegła do kuchni.

Kuchnia przypominała raczej pobojowisko. Wszędzie walały się sztylety, noże, nawet jakaś halabarda stałą oparta o ścianę. Wykruszone pojemniki z giliny zawierały przyprawy, ale więszkość była po prostu zbrylona. No i faktycznie, na stole leżała kupa mięsa, raczej średniej świeżości. No i istotnie o ścianę stały oparte pręty i można było na nie nadziać mięso i nad szerokim kominkiem ruszt.

Z typową dla swej rasy zręcznością unikała walających się gratów. Podeszła do miesiwa i obwąchała je. Uznając, że jeszcze nadaje się do zjedzenia, rozejrzała się za odpowiednim rusztem. Nędzny płomyk nie zadowolił przywykłej do otwartego ognia dziewczyny.
Wrzuciła więcej drewna prawie zduszając ogień, ale i na to miała radę. Ogień jak wiedziała był żywy i musiał… oddychać!

Po chwili okna były już otwarte a do kuchni wlewał się zapach ulicy.
Już miała nabić mięso na pręt kiedy wpadła na znacznie lepszy pomysł. Po co jedną porcję jak można wszystko na raz wrzucić na ruszt. Zwłaszcza jak tu taki ładny kijek, w sam raz do tego. Chwilę męczyła się nim usunęła z kijka zbędne żelastwo, czymś takim można sobie jeszcze niechcący krzywdę zrobić.

Minęło kilka chwil a nad rusztem płonął dziarsko dzielny, wysoki płomień w którym mięsiwo nabierało odpowiedniego koloru i aromatu.
Dołożyła jeszcze kilka razy do ognia by nie zmalał zanadto. Zawsze fascynowały ją wzory które dym tak pięknie kreślił na sklepieniu. Mogła godzinami leżeć i obserwować te czarne pejzaże. A tu dodatkową zaletą było, że sklepienie miało niezwykle biały kolor. Poprosiła duchy ognia by zwróciły jej uwagę kiedy mięso będzie już gotowe ale na wszelki wypadek sama też uważała, z tymi duchami nigdy nie wiadomo, czasami bywają kapryśne.

Tym razem zaś ich kaprys był wielki. Shana czuła, że mięsko pali się lepiej od drewna. Drewno zaś paliło się bardziej jak zwykle. Kuchnia była dość spora, a mimo to pod jej sufitem gromadził się dym i co nie było raczej dziwne, widać było spaleniznę w okół komina. Kapryśne duchy nie służyły dzisiaj szczególnie, ale wszystko pod kontrolą!
Zadowolona z siebie doglądała mięsa. Próbowała kiedyś takiego dobrego z chrupiącą skórką i miała nadzieję, że duchy ognia pomogą jej uzyskać dokładnie ten sam efekt.
Czas mijał spokojnie, dzielne płomienie spisały się znakomicie przypiekając mięsiwo. Udało jej się nawet zrobić chrupiącą skórkę! Cała szczęśliwa pochwyciła kij z nadzianym mięsem i pobiegła do drzwi by pochwalić się Roszpunce.

- Już jest, już zrobione! - Zawołała od drzwi, wypuszczając kłąb czarnego dymu z kuchni. Sama wyglądała przy tym niczym demon z czeluści piekielnych, osmalona skóra i tak samo sukienka, w dłoniach pal z nadzianym na niego przypalonym nieszczęśnikiem, a na obliczu złowieszczy uśmiech zwiastujący rychłą zagładę.
Krasnolud uśmiechnął się najpierw, po czym popadł w śmiech i westchnął. Ewidentnie był rozbawiony
- Doskonale! Postaw na tym stole, niech przestygnie! - Pokiwał głową - Teraz drugie zadanie! - Rzekł wesoło - Jako, że pieczeń jest idealnie dopieczona, tylko trochę dymu się narobiło, ale to nic, weź idź no po wodę do studni, jest na zewnątrz, zaraz koło karczmy! Tu masz wiadro - podał wiadro zza kontuaru.

Dziewczyna niewiele myśląc, zamiast lecieć po wodę, wyszeptała modlitwę w języku lasu. Po chwili tuż nad wiadrem skondensowała się kula czystej wody i chlusnęła do środka. Shana wyszczerzyła się w uśmiechu.
Krasnolud zaśmiał się wesoło widząc co robi
- Wiesz, jak się znasz na zwierzętach jeszcze, to byłoby idealnie bo mam chorego psiaka! - Powiedział biorąc wiadro i niosąc na zaplecze.

Elfka podrapała się po głowie. Nie była pewna czy powinna iść za krasnoludem. No ale nie zawołał jej przecież, czyli chciał by poczekała. Tak przynajmniej wydedukowała, więc czekała.
- No dobre - Rzekł Krasnolud po powrocie - Co tam powiesz na temat tych zwierząt? Potrafisz się nimi opiekować? - Powiedział powoli - Bo mam psa...i chyba coś z nim nie tak, bo niby zdrowy, ale jakiś bez życia, a młody jest, więc…
Kiwnęła głową na potwierdzenie, choć sama nie była pewna czego właściwie krasnolud od niej oczekuje. To zwykle stado zajmowało się chorym i albo wracał do zdrowia albo ginął. Cóż, przeważnie ginął. Nie mniej jeśli mogła by czymś pomóc.
- Chyba… - To jedyne co mogła powiedzieć krasnoludowi.
- Popraw mnie, ale chyba oznacza to, że jesteś jakoś uzdolniona? No bo z tego co mówią, to wszystkie elfy potrafią zrozumieć zwierzę są...te...mentalnie uempatycznione czy jakoś tak...nie wiem czy to jest na zasadzie zrozumienia co mówią czy czują czy co, ale podobno tak jest...no, te które nie żyją na co dzień w mieście przynajmniej- Powiedział ostrożnie.
Dziewczyna zrobiła głupią minę, nie zrozumiała praktycznie ani słowa z tego co mówił brodacz. Oczywiście tylko dlatego, że w mieście posługiwali się jakimś dziwnym dialektem z mnóstwem zbędnych słów.
- Może zobaczę? - Zapytała niepewnie. Cóż w końcu mogło się złego stać? Najwyżej nie będzie w stanie pomóc.

Skinął głową i zaprowadził najpierw na zaplecze, gdzie już się wietrzyło, a później na plac, gdzie była buda i młody psiak, leżący w tej budzie. Obok były dwie miski, jedna z wodą, druga z mięsem. Psiak tylko spojrzał leniwie na elfkę i krasnoluda i położył łeb na łapie
- Widzisz? I on tak cały czas.
Nawet nie starała się zbytnio, od razu pomyślała tylko o jednym. Przecież jego naturą było żyć w grupie, a tu całkiem sam z dala od swoich…
- A co ma robić jak nie ma z nim nikogo? - Zapytała całkiem serio brodacza.
-W sensie, że taki samotny jest? - Zapytał ostrożnie - I to o to chodzi?
- Nooo… a nie widać? - Szczerze zdumiała się elfka, dla niej było to oczywiste, nawet mimo tego, że miejskie zwierze mogło inaczej reagować niż te które były jej bliskie.
- Dziwne….dziękuję, że żeś spojrzała, może to i problem…- Wyglądał na przekonanego-[ Dobra, pora wracać do środka…- Stwierdził krasnolud po czym Shana i krasnolud weszli do środka do baru.
 
Googolplex jest offline