Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-03-2015, 18:50   #67
Icarius
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Meglin zaregował niemal natychmiast

-Odciągnijcie go do tyłu, bez niego nie przejdziemy przez pułapki.- powiedział do pozostałych nie chcąc wydawać komend komuś konkretnemu. Nie był od dowodzenia ale akurat niziołek wydawał się ważnym członkiem grupy. A nikt nie miał tu przytłaczającego autorytetu.

Ale nikt Maeglina nie słuchał w obecnej sytuacji. Bo i też nie bardzo było gdzie odsunąć walczącego z trucizną Radovira. Buarto odsłonił ukryte pod przepaską oko, zamykając przy tym zdrowe. Okryte bielmem oko, było zapewne znamieniem magusa, bowiem rozbłysło białym blaskiem wywołując falę uderzeniową powalającą na ziemię wszystkich towarzyszy gnoma, ale… i odrzucając węże o kilka metrów do tyłu. Radowir na razie wił się z bólu czując ja trawiący jego ciało i wywołujący gorączkę.

A węże choć odsunięte od drużyny nie zamierzały zaprzestać walki. Nie mogły dosięgnąć przeciwników bezpośrednio. Ale wyglądało na to że mogły z dystansu. Jeden z nich splunął ognistą magmą trafiając w łatwy cel, jakim był niziołek. Płonąca plwocina poważnie go poparzyła pogarszając i tak już ciężki stan niziołka. Huamvari doskoczyła do rannego i wykonując jakiś gest dłonią i znak na jego czole paznokciem nieco poprawiła jego stan. Nieco… uleczony naprędce.

Drugi z węży również plunął ognistą plwociną, ale jej celem była Huamvari właśnie. Trafił ale raniąc ją nie tak poważnie, jak niziołka. Co było ulgą dla Maeglina Blacka. Zważywszy na to jak rozwijała się sytuacja… jej przetrwanie było kluczowe dla reszty grupy. Tokado zaś nie czekał na to aż wrogowie przypełzną do niego i sam rzucił do ataku najbliższego węża. Uznał bowiem, że nie ma co ignorować drobiazgu, a i pewniej łatwiej go zlikwidować.
Uderzył kataną szybko i błyskawicznie na węże, jednego roznosząc na miejscu cięciem, drugiego… chybiając fatalnie.

A sam Maeglin wypowiedział magiczne słowa i zużył jeden ze swoich ofensywnych czarów. Odskakując jak najdalej do tyłu od zagrożenia. Patrzył czy i do niego nie zbliża się jakieś paskudztwo… Trzy magiczne pociski wystrzeliły z jego palców i ugodziły w węża który ugryzł niziołka.
Wąż jednak zniósł dzielnie to uderzenie. Niewątpliwie został nimi ranny, ale te obrażenia tylko go rozjuszyły. Buarto dobył miecza i uaktywnił ogniwo przekręciwszy rączkę. Po ostrzu przebiegły błyskawice. Tak przygotowany ruszył na węże, wybierając większego z nich na swego przeciwnika. Niestety... wąż zdołał zaatakować pierwszy i to bardzo celnie, wbijając paszczę w nogę gnoma i sącząc w jego żyły jad.

Radowir dobył jedną z fiolek ukrytych w jego pasie i drżąc wypił ją. Zaś kapłanka Ju-ju przeszła do ofensywy, wzywając potęgę duchów. Jej syki podobne do wężowych sprawiły, że z ziemi wystrzeliły w górę lodowe włócznie… raniąc jednego średniego węża, a zabijając dwa małe. Włócznie te sprawiły, że wijący się dotąd wprost na drużynę wąż zaczął się wycofywać zapewne źle czując się wśród lodowych dzid wystających ziemi.
Tokado zaś odciął łeb kolejnemu małemu wężowi i zwrócił swe spojrzenie, temu wijącemu się wśród lodowych włóczni.

Maeglin chciał ugodzić węża ognistą strzałą. Jednak gdy zobaczył, że plują jakimś rodzajem magmy zrezygnował. Postanowił zużyć kolejny czar i na cel wybrał węża który był bardziej ranny. Kolejne trzy magiczne pociski pognały by ugodzić bestię. Uderzyły one w węża, ale nie zdołały go zabić. Gnom zamachnął się iskrzącym od błyskawic mieczem trafiając bestię, lecz potwór był zbyt zwinny, by dało mu się tak łatwo obciąć łeb.Wąż zaś zaatakował Buarto, lecz chybił celu.

Niziołek zaś sięgnął po kolejną fiolkę opróżniając ją duszkiem, lecz nie bardzo było wiadomo jaki efekt to dało. Tokado dopadł wijącego się za lodowymi włóczniami węża i zaatakował szerokim zamachem katany. Ostrze rozorało głęboko ciało bestii, ale nie zdołało go uśmiercić. Te większe węże, były zdecydowanie cięższym przeciwnikiem od swych mniejszych pobratymców.
Maeglin chwycił za łuk i przemieścił się tak by mieć czysty strzał. Na cel wybrał węża walczącego z gnomem. Nie było ryzyka trafienia w towarzysza, który był mniejszy od węża. Nałożył płonącą strzałę, by upewnić się czy węże plujące magmą są odporne na takie trafienia. Nawet jeśli to i tak zostanie zraniony od samej strzały, pomyślał półelf. Jeśli natomiast nie, tym łatwiej będzie go zabić.

Pocisk trafił w wijącego się gada, dużo poniżej pyska. Tego typu strzały były bowiem nieco niewygodne w użyciu. Niemniej pocisk trafił wybuchając ogniem i… choć zranił bestię, to płomienie nie robiły na gadzie żadnego wrażenia.
Gnom okazał się jednak nieco szybszy niż wąż Jego iskrzące piorunami ostrze szybko wbiło się w podstawę czaszki potwora od strony podbrzusza. Resztę dokończył celny rzut niziołka wbijający sztylet w oko bestii.Tokado zaś kolejnym szerokim zamachem pozbawił drugiego węża łba. Huamvari zaś ruszyła ku gnomowi, który ciężko oddychał po walce z bestią i ze wściekłym spojrzeniem rzekł do Tokado.
- Co do licha było ?! To ma być według ciebie bezpieczna i łatwa robótka?
- To w końcu kryjówka handlarzy narkotyków.- wyjaśnił Haroshiwa , który był w nico lepszym stanie niż gnom.
- Gówno prawda.- mruknął Buarto wypijając posłusznie miksturę kobiety i nakładając opaskę na okryte bielmem oko.- Tępe osiłki… to obstawa handlarzy narkotyków. Naćpani zabójcy, to… typowa obstawa. A nie cholerne węże z piekielnego planu ognia.
Huamvari skinęła głową zgadzając się z gnomem.
- To prawda...to nie były istoty żyjące w naturze.
- Większe ryzyko może oznaczać większy zysk.- uśmiechną się wesoło Radovir.
- Pierdolenie głupot…- żachnął się gnom.- Większe ryzyko, to zawsze większe ryzyko. Nic więcej. Włażenie szczurołakom do nory to też większe ryzyko i zysk tylko w postaci większych pcheł.
-Narkotyki czy nie w posiadłości musi kryć się coś cennego. Ktoś zadał sobie nie lada trud by ją zabezpieczyć. Więc może to choć nie musi oznaczać większy zysk. Tak czy inaczej wątpię byście chcieli się teraz wycofać. Ja na pewno nie chce. Bądźmy czujniejsi. -wtrącił Maeglin.
-Szlag…-burknął Buarto wyraźnie niezadowolony ze słów półelfa. Ale nie negował ich słuszności.

Dotarli to tylnych drzwi posiadłości. Ich sforsowanie przypadło w udziale niziołkowi, choć wpierw Buarto i Maeglin spojrzeli na nie szukając pułapek. Gnom okiem z bielmem, a półelf wykryciem magii.
Nie było magii, nie było magicznych pułapek…
Była za to długa i ostra szpila ukryta w zamku przyszykowana na takich włamywaczy jak Radovir. Tym razem Karadic nie dał się zaskoczyć i wykrywszy szpilę zablokował ją wytrychem unikając ukłucia. Na szpili widać było jasnozielony jad.
- To się zaczyna układać w niepokojący wzorzec.- skomentowała Huamvari, podczas gdy Radovir sforsował zamek w drzwiach i weszli do środka.
-Prawda, damy sobie jednak radę.-powiedział do kapłanki Maeglin.


Dość zaniedbana kuchnia była często używana. Dowód na to że ktoś tu mieszka i spożywa posiłki… mimo, że oficjalnie posiadłość miała być opuszczona. Pobieżne przeszukanie szafek pozwoliło stwierdzić dużą ilość suszonego mięsa, sporo kaszy, trochę herbaty, kawy i dwie butelki taniego wina.Oraz… kłębiącego się piecyku małego ognistetgo węża, którego “rodzinę” wybili w ogrodzie. Bestia zamknięta w piecyku, robiła za podgrzewanie kafli. Uroczo chore.

- Dobra… powinniśmy się pospieszyć, by jak najszybciej przeszukać posiadłość i rozdzielić się. Co wy na to?- zaproponował Tokado.
-W żadnym razie. Uważam, że powinniśmy trzymać się razem. Ktoś tu jeszcze jest- półelf wskazał na paleniska i prowiant.- Szybkie przeszukanie zgoda nawet z cichym zwiadem z przodu- popatrzył na przyjaciela doceniając jego umiejętności- Jednak już na dziedzińcu ktoś mógł zginąć. Z reguły im dalej tym gorzej, trzymajmy się razem a powinniśmy stąd wyjść i z zarobkiem i wszyscy. - choć pewien tego nie był już tak mocno jak kilka godzin wcześniej.

-Nie powinno nie być nikogo…- Huamvari spojrzała z wyniosłością na Tokado.
-I nie ma nikogo. Tego jestem pewien. Za węże… i inne nie zwierzątka nie odpowiadam. Ale ludzi i nieludzi być nie powinno.- odparł w odpowiedzi Haroshiwa. -Ruszajmy więc razem.

I ruszyli… Wąskim korytarzem szli z pokojów dla służby do pokojów dla “jaśnie państwa”. Szarą tapetę zastąpiły szybko panele drewnianej boazerii z wypalonymi w drewnie wężowymi motywami pomiędzy którymi ktoś umieścił słowa… i jak się okazało, pułapkę.
-Kłopoty…-niziołek wskazał na kilka dziwnych znaków formujących koło na podłodze. W nich Maeglin rozpoznał
-Element ziemi, uderzy kwasem.- powiedział półelf gdy przyjrzał się znalezisku bliżej.- Mamy dwie możliwości. Rozproszyć ten czar- spojrzał wymownie na Huamvari- o ile mamy takie zaklęcie? Jeśli nie pozostaje zwyczajne rozbrojenie. To nie jest glif strażniczy połączony z alarmem. Jeśli coś nie wypali, zaboli, ale nie ściągnie nam na karki kolejnych kłopotów.
- Nie byłbym taki pewien, ów wybuch może być głośny.- ocenił gnom.
- Nie ma tu nikogo, kogo mógłby zawiadomić.- przypomniał Tokado, ale zarówno Huamvari jak i Buarto spojrzeli na niego ze sceptycyzmem w spojrzeniu.
- Szkoda że nie ma z nami czarnorękiego.- stwierdził nioziołek, wywołując grymas niechęci na obliczu Knappelsthicka. Nie było tajemnicą że czarnoręcy i bielmoocy magusi nie darzyli się sympatią.
- Możemy też przyzwać stwora który za nas zdetonuje pułapkę.- rzekł gnom w końcu. A wiedźma stwierdziła.
-Ale czy stać nas na takie marnotrawstwo zaklęć?
Meaglin był niechętny marnowaniu zaklęć. Choć nie chciał stracić żadnego z towarzyszy. W końcu zapytał bezpośrednio niziołka bo o jego skórę tu szło.
-Spróbujesz to rozbroić?
-Eeemm… Chyba spróbuję.- zamyślił się Radovir, a gnom z Huamvari przezornie zaczęli się od niego oddalać.Maeglin położył mu rękę na ramieniu i oddał otuchy entuzjastycznym.
-Dasz radę.- choć sam moment później podążył za towarzyszami.
Niziołek się grzebał. Co wywołało grymasy zniecierpliwienia, zwłaszcza u wiedźmy. Tracili czas na skomplikowaną magiczną pułapkę, której tu przecież być nie powinno. Niemniej nie mogli nic na to poradzić. Pośpiech był w tym przypadku bardzo złym doradcą.

Niziołek wyjął niewielki pędzelek i inkaust po czym ostrożnie i starannie poprawiał glif dodając do niego nowe linie. Radovirowi ręka drżała… Jeden błąd i mógł zginąć. Owszem Huamavari podleczyła jego rany, ale była kapłanką ju-ju nie medykiem. Minuty się dłużyły niczym godziny, ale w końcu radosny szept.
-Gotowe.

Ruszyli dalej korytarzem, zbliżając się do drzwi, których ten glif strzegł. Otworzenie zamka Karadicowi zajęło krótko. Tym razem nie było w nim mechanicznej pułapki. Otworzyli więc drzwi i weszli do… dostatnio urządzonej biblioteki i pokoju konferencyjnego w jednym. Ta komnata nie wyglądała na nieużywaną i zdewastowaną. Wprost przeciwnie… puchaty dywan wyścielał podłogę, blat dębowego stołu lśnił blaskiem. Srebrne świeczniki na nim również były wypolerowane. A w kominku znajdowały się świeże polana.
Biblioteczka była z białego dębu. Cenne drewno rzeźbione było w dość kunsztowne wężowe motywy. Również obrazy wiszące na ścianach dotyczyły głównie herosów walczących z hydrami i ogromnymi wężami. Monotematyczność tego miejsca uderzała wręcz po oczach.

-Strasznie dużo zachodu jak na kilka książek.- podrapał się za uchem Buarto.
- Wygląda jak komnata dla spiskowców. Niedobrze… chyba wdepnęliśmy w politykę.- stwierdził Radovir.
- Ale to tylko głupi właściciel apteki.- burknął Haroshiwa.- Nie dopisujcie sobie tego, czego nie ma. Równie dobrze mógł przygotować to miejsce na spotkanie z klientami. Wszak ze swoimi znajomościami nie sprzedaje pewnie prochów na ulicy. Na ile wyceniasz to miejsce?
- Obrazy to… reprodukcje niewarte uwagi. Świeczniki są warte tak z jedną piątą swej wagi. To na pewno nie czyste srebro, raczej żelazo z domieszką srebra. Meble są dużo warte, ale ciężkie i raczej ich nie zwędzimy.
- Książki?- zapytała gnoma Huamvari.
- Wyglądają staro i są w różnym stanie. Ale akurat na literaturze się nie znam. Nie wiem ile są warte.- wyjaśnił Buarto.
-Może są jakieś skrytki albo przejścia.- Radovirze, drogi Tokado rozejrzycie się, zasugerował Maeglin..- Ja sprawdzę czy jest tu coś magicznego. Jeśli ktoś potrafi wykrywać tajemne przejścia czarami- spojrzał na pozostałą dwójkę- to właściwy moment. Bo póki co nasze łupy nie wyglądają za dobrze a cała sprawa jest bardzo dziwna. Nikt nie szykuje tylu zabezpieczeń dla jednego pokoju w którym nic nie ma. Musi tu coś być, znajdźmy to.- motywował towarzyszy.
Niektóre księgi wydawały się magiczne, w spojrzeniu półelfa, a grupie nie trzeba było dwa razy powtarzać. Obmacywanie ścian na razie jednak nie przynosiło skutku. Czyżby naprawdę nie było tu nic wartego uwagi, poza książkami?Meaglin zawołał na chwilę Radovira gdy podchodził do kolejnych magicznych ksiąg.
-Ja wskazuje tytuły, ty sprawdzaj czy nie ma pułapki.- Maeglin chował do plecaka cenne egzemplarze.
-Pierwszy łup moi drodzy niektóre są magiczne. -starał się podnieść na duchu grupę a jednocześnie uczciwie powiedział o znalezisku. Następnie zamierzał obmacać kominek i zajrzeć pod dywan. Do Huamvari powiedział natomiast
-Łap szybko książki po kolei, otwieraj potrząsaj może w którejś coś chowają lub jej wyjęcie uruchomi tajne przejście. Na twoje oko cenne tytuły chowaj. Gdy z Radovirem zakończy zbieranie książek a sam zajmie się kominkiem i dywanem- powiedział i zwrócił się do niziołka.
-Rzuć okiem na te regały i kominek. Może tu coś znajdziemy.

Księgi nie okazały się jednak cenne… ani jedna z nich. Magia każdej księgi jaką znalazł Maeglin wynikała z pułapki w niej umieszczonej. A to wężowej pieczęci w sepii, a to dzięki wybuchowym runom. W tych księgach nie było magii, nie dotyczyły nawet magii. Większość stanowiły tomy religijne, lub religijno filozoficzne lub archeologiczne dotyczące kultów. Jednym słowem to co Buarto określił mianem… “śmiecie.” Nie wydawało się też, żeby ten pokój w ogóle krył coś cennego, czy też skrywał ukryte przejście. To miejsce robiło się coraz bardziej dziwne. Po co tyle zachodu by ochronić jedną komnatę pełną książek? Po co tyle zachodu, by nikt nie zwracał uwagi na ten budynek? Za tym coś musiało się kryć, tylko co? Gdy oględziny każdej rzeczy okazały się bez użyteczne. Żadne przejście nie znalezione Maeglin zapytał Tokado.

-Są to jeszcze jakieś pomieszczenia? Piwnica albo coś co uznałeś za niegodne naszej penetracji? Tu- machnął ręką po pomieszczeniu- nic nie ma. Ewentualnie nie potrafimy tego znaleźć co w sumie na jedno wychodzi.
- To duży dom… tu musi coś być.- stwierdził Tokado z pewnością w głosie. Oby dodał za niego Black w myślach.
- Niemniej mamy coraz mniej czasu.- burknęła Huamvari.- Nie pisałam się na jatkę z tutejszym cieciem i stróżami porządku.
-Co racja to racja… potrzebujemy czujki, by w razie czego moglibyśmy uciec stąd.- stwierdził po zastanowieniu gnom.- Chyba wypada na mnie.
-Cóż groźnego może być w jednym cieciu.- stwierdził ironicznie Haroshiwa.
-No nie wiem. Cóż groźnego było w ogrodzie. Omal żeśmy tam nie zginęli.- warknęła butnie Huamvari.
- Niemniej te księgi muszą być cenne… skoro zostały tak zabezpieczone.- stwierdził z nadzieją Radovir.
- Nie są cenne… a raczej obciążające. Nie zostały zabezpieczone przed kradzieżą… tylko przed znalezieniem tutaj. Sporo z tych pułapek miało je przy okazji znalezienia zniszczyć. To gorący ziemniak… niewarte wyjmowania z ognia.- ocenił Buarto.
-Buarto ma rację, niech stanie jako czujka. Czy mogę bezpiecznie zabrać te książki zająłbyś się nimi później Radovirze jeśli starczy czasu? Warto je przestudniować może znaleźlibyśmy haka na gospodarza, bycie kultystą jest raczej niepopularne. Tymczasem Tokado prowadź nas dalej, szkoda czasu.
- Książki wziąć można, ale do szantażu raczej nie posłużą… bo jak udowodnisz, że są jego?- spytał retorycznie niziołek.- Panie sędzio ukradłem je z domu... tego właśnie jegomościa? Jeśli jednak chcesz się dowiedzieć jakim to bełkotem metaficznym się podnieca, to… czemu nie, pewnie się przydadzą.
-Poznanie szatażowanego i jego sekretu to pierwszy krok do dobrego szantażu. Potem wystarczy zdobyć dowody. Czasami można blefować, że je się ma. Pewnie możliwości jest sporo. Co teraz piwnica?- powiedział Meaglin trochę na czuja. W końcu nigdy nikogo nie szantażował.
- Tak, tak… takich szantażystów jak ty pełno jest w tutejszej zatoce, zaopatrzonych w kotwice z oplatającym ich nogi łańcuchem.- stwierdził sceptycznym tonem Buarto.- Szantażować to można męża zdradzającego żonę, a nie cholernych kultystów węża. Zresztą rób co chcesz. Ja się zamierzam przyczaić po tej robótce… bez względu na jej ostateczny wynik.
Po czym gnom oddzielił się od reszty grupy, która udała się na dalsze przeszukiwania parteru w poszukiwaniu piwnicy.

Mijali puste i zdewastowane pokoje, aż dotarli do piwnicy zaopatrzonej w solidny zamek i… glif na wrotach. Kolejny glif strażniczy.

-Diabli nadali tyle pułapek.- zaklął Haroshiwa.- Żeby chociaż broniły czegoś wartościowego.
Maeglin nie był specjalnie zdziwiony. Skomentował to tylko krótkim
-Dasz radę i nieśpiesz się.- skierowanym do Radovira.

Huamvari nie była jednak aż tak entuzjastycznie nastawiona i przezornie odsunęła się dalej. Natomiast Haroshiwa krzesząc w sobie entuzjazm lub jego pozory rzekł do niziołka.
-Za tymi drzwiami są skarbami. Jeszcze odrobinę wysiłku i nam się uda.
Niemniej wziął przykład z kobiety i odsunął się na bezpieczną odległość. Okazało się to mądrą decyzją, bo tym razem glif eksplodował kwasem raniąc boleśnie niziołka. Poparzony Radovar upadł na podłogę wijąc się z bólu i po chwili stracił przytomność.
- Przynajmniej rozminował…- stwierdziła cynicznie Huamvari, po czym zabrała się za magiczne uzdrawianie umierającego Karadica mówiąc.- Tylko niech wam nie przyjdzie do głowy, lekkomyślne narażanie życia. Moja pomoc ma swoje ograniczenia.
Zaś Tokado zabrał się za forsowanie zamka w zastępstwie za Radovira.
-Tylko uważaj w zamku też może być pułapka.-powiedział Maeglin. Zwrócił się również do Huamvari
-Mogę jakoś pomóc? Przytrzymać, zawinąć bandażem?
-Jeśli masz pod ręką jakieś eliksiry lecznicze. - odparła Huamvari.
- To możesz w niego wlać.- spojrzała na Maeglina kpiącym tonem dodając.
-Czy ja wyglądam na pielęgniarkę? Mogę przelać trochę uzdrawiającej magii, ale tylko tyle… kości składajcie sobie sami.
W tym czasie Tokado sforsował zamek do piwnicy.
-Mam balsam leczniczy- Maeglin posmarował najgorsze rany niziołka.
-No pewnie to nie to samo co twoja magia, jednak coś tam pomoże. Rób swoje- zrobił miejsce Huamvari- dobrze by było żeby przynajmniej chodził o własnych siłach.
Podszedł do Tokado -No i proszę udało się.
On skinął głową i sięgnął po klamkę… nacisnął. Drzwi się otwarły i odsłoniły schody prowadzące w ciemność. Przy schodach, była niewielka misa z czymś śmierdzącym olejem. Haroshiwa sięgnął po zapalniczką i zapalił płyn. Płomień z misy rozświetlił blaskiem wejście, po czym podążył rynną w dół rozświetlając schody zbudowane po łuku, przez co nie było widać dokąd one prowadzą. Radovir odzyskał przytomność i część jego ran zostało zaleczonych… ale i tak był w kiepskim stanie.
-Idź na końcu obok Huamvari- zwrócił się do niziołka Maeglin
-Działaj tylko w ostateczności dość już zrobiłeś przyjacielu.
Po czym spojrzał na Tokado.
-Profesjonalista przodem. Młodzież tuż za tobą.- półelf miał bardzo złe przeczucia.
 
Icarius jest offline