Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-03-2015, 19:48   #296
Kizuna
 
Kizuna's Avatar
 
Reputacja: 1 Kizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodze
Heishiro uniósł brwi na widok swojej pani, uśmiechnął się lekko i nim karoca wytraciła całą prędkość, zeskoczył z kozła, przebiegł kilka kroków i pokłonił się przed Tsuki.

-Panienko, powóz gotowy.- oznajmił, bardzo świadom tego jak najpewniej czuje się teraz elfka.- Carl specjalnie załatwił nam środek transportu który samym wyglądem zapewni nam wjazd na tor wyścigów konnych... Chociaż z tego co zrozumiałem, dziś są tam walki na kopie.

Staruszek na koźle zaś wyszczerzył się radośnie, unosząc lekko cylinder.

-Pszepani.


Preferowałaby konia. Albo wóz bojowy. Albo cholerne sanki śnieżne na których zjeżdżała w dzieciństwie z ośnieżonych szczytów jakie znajdowały się na ziemiach jej rodu!

Mimo wszystko eflka wiedziała jak się zachować więc pozostawało jedynie zachować neutralność. Było uprzejme skinięcie głową i skierowanie się do karocy.

-Miejmy za sobą tą farsę.-


Zachowywać się jak arystokratka. Chłodna uprzejmość i brak życia, gdyby nie puls to można by ja pomylić z lalką. Ale przynajmniej Heishiro pamiętał o otworzeniu drzwi przed nią, byle tylko pamiętał o otworzeniu ich przy wychodzeniu.

Jeszcze tylko ręką upewnienie się, że miała swoje tanto i wakizashi, jej katanę miał Heishiro, a Laurie miała pieniądze na obstawianie zakładów.

Sama kapłanka uśmiechnęła się lekko, siadając obok przyjaciółki i kładąc dłoń na jej dłoni.

-Dasz radę. Wiem że dasz. Byłaś wychowywana żeby być damą, a rodowód to ty masz taki że aż mózg się marszczy.-
dziewczyna wzruszyła ramionami.- A jakby co, obok masz mnie, swoją asystentkę i służkę oraz mocarnego ochroniarza którego przywiodłaś ze sobą z targanej wojną ojczyzny...

-A jakby to nie wystarczyło, zawsze masz to.


Heishiro wyszczerzył zęby. Wakizashi tkwiło wygodnie za plecami Tsuki, gotowe do dobycia. Tonto zaś z przodu, jak mały, ozdobny sztylet noszony przez bogate damy tego kraju, lubiące udawać że potrafią się obronić.

Żadne z nich nie mogło się równać z ukrytą w jedwabnej, tradycyjnej sakwie Benihime, spoczywająca na barku samuraja.

Laurie westchnęła.

-Do tego nie chcemy dopuścić.-
rzuciła chłodno do Heishiro, by ostatecznie skupić jednak na Tsuki.- Pamiętaj, Boris Kvazarevicz uchodzi za świetną partię więc aż pod sufit ma uległych panien chichoczących przy każdym jego słowie. Podobno go to irytuje. Nie wiem. Taka plotka. Biorąc jednak pod uwagę twoje upodobania i miejsca gdzie lubi przesiadywać...

-O wspólny temat nie powinno być chyba trudno.-
siedzący naprzeciwko Heishiro wzruszył ramionami.- Chyba.

-Miecze i walka, a także rywalizacja.-


Wzruszenie ramionami. To nowe kimono było takie średnio w jej guście. Zbyt pasujące do młodych trzepiotek, które mimo bycia szlachtą próbowały się buntować przeciw tradycji i nosiły bardziej krzykliwe kreacje.

-Ale wiem co robić. Spokojnie wchodzę, zajmuję miejsce z wami jako moimi przybocznymi, spokojnie obstawiam kolejne wyścigi i nie zachowuje się jakbym miała orzech zamiast mózgu. Wierzę, że jestem w stanie tego dokonać.-

-Cóż, zostaje tylko pytanie jak ściągnąć uwagę Borisa...-
Laurie zmarszczyła brwi i zamyśliła się. Zamarła jednak, słysząc serdeczny śmiech po drugiej stronie siedzisk. Heishiro trząsł się, najwyraźniej czymś rozbawiony.

Kapłanka spojrzała na niego groźnie.

-No co... ?

-Ściągnąć uwagę Borisa?-
wykrzyknął niemal.- Każdy facet w loży pewnikiem dostanie krwotoku z nosa na widok Tsuki, więc jeśli ten cały szlachetka z północy nie jest ślepy, nie będzie problemu...

-Problemem może być fakt że inni też nie są ślepi.-
mruknęła Laurie.- Hmm... Miejmy nadzieję że ładna wyspiarka nie wywoła wysypu zalotników...

-Pomijając fakt, ze właśnie zapeszyłaś... to tak, wywołam zainteresowanie. Egzotyczna uroda i kimono, które sięga do kolan...-


Co nadal była niżej niż jej kimono zakłądane pod pancerz, chociaż wtedy nosiła spodnie dodatkowo. Tradycyjne, luźne spodnie by nie ograniczać swych ruchów. A skoro nosili je nawet mnisi to raczej pewne, że nie ograniczały.

-... ale od tego jest Heishiro, by jawnie dawać odpowiedź zalotnikom. Przede wszystkim odrzucać od razu tych, którzy powinni urodzić się z innym zestawem organów rozrodczych i pracować w specjalnych domach dla kobiet. Takie coś raczej jasno oznajmi moją opinię o tego typu osobach. Podobnie jak ma Boris Kvazarevicz z jego trzepiotkam.-

-Cóż...-
Laurie uśmiechnęła się lekko.- Tylko ty nie zmień się w jedną pod tym jego spojrzeniem... Cholera, jak to opisała tamta informatorka. Coś o mięknących nogach i wzroku świadczącym o duszy pełnej... Dobra, nie ważne. Ale koleś potrafiłby rozbierać dziewczynę wzrokiem nawet przez ścianę.

-Cóż...-
Heishiro uśmiechnął się pod nosem.- Mógłbym rzec że chętnie bym go poznał, gdyby nie fakt że panienka Tsuki musi, chcąc czy nie, poznać go na tyle żeby... Żeby...

-Żeby zasugerować mu w odpowiednim momencie że jego partnerzy handlowi żerują na nim.-
odparła znudzona Laurie.- Cholera, czasami mam wrażenie że w twoim przypadku mózg to taka linka która sprawia że uszy nie odpadają ci od głowy...

-Em... Co?

Dziewczyna przewróciła oczami.

-I pamiętaj, Tsuki, nie wyciągaj tego tematu na siłę. Masz czas. No i jakby co, zawsze możesz kiwać głową i patrzeć na rosłych facetów zwalajacych się z koni za pomocą tępych kopii...

Nim jednak Laurie dokończyła myśl, kareta skręciła gwałtownie, minęła próg drewnianej bramy i wjechała na mały, wewnętrzny dziedziniec pod torem do wyścigów konnych, przerobionym tymczasowo na arenę. Karoca stanęła.

Drzwiczki uchyliły się a w progu pojawiła się dumna, pomarszczona twarz.

-Jesteśmy na miejscu, pszepani.

Heishiro wyszedł pierwszy, rozejrzał się a następnie zaoferował Tsuki dłoń przy schodzeniu ze schodków.

Cóż, trzeba się postarać.

Skorzystała z pomocy Heishiro, Laurie też skorzystała, ale już w drodze do samej areny samuraj trzymał się dwa korki za nimi.

W końcu to "pani" prowadziła. Chyba, że miałaby kilku przybocznych, wtedy dopuszczalnym byłoby puszczenie paru przodem. Ale z jednym, ustawiało się go za sobą.

Nie mówiąc o fakcie, że Heishiro był tutaj bardziej nie dla jej ochrony, ale by chronić innych przed nią. Potrafiła nad sobą panować, co nie zmieniało faktu, że nie miała cierpliwości rzemieślnika.

-Laurie, nie odchodź, ale postaraj się dostrzec gdzie dokładniej robi się zakłady. Czy to tak w towarzystwie czy może ktoś specyficzny wyznaczony do tego.-

Przynajmniej ona sama miała opanowaną kamienną twarz do perfekcji, spojrzenie typu "Ty marny robaku, jak śmiesz pełzać w mojej obecności!" i jej lewa dłoń nigdy nie oddalała się specyficznie od jej boku, wszystkie gesty wykonywała prawą.

Lewą dobyłaby tanto w razie zajścia takiej potrzeby.

Szczęśliwie, nie było takiej potrzeby.

Szczęśliwie dla szambelana który pokłonił się przed nadchodzącą elfką w dość lizusowski sposób. Szczęśliwie dla dwóch strażników którzy na gest kłaniającego się mężczyzny otworzyli wrota, zza których dobiegał tenten kopyt i końskie rżenie...

Laurie, idąca tuż obok Tsuki, zamarła odkrywszy że tuż za skrzydłami drzwi, nie odgrodzone żadnym płotem, trwały już pewnie od dłuższej chwili walki rycerskie, o których sama elfka słyszała tyle pokpiewających uwag ze strony podróżników w rodzinnych stronach, którym udało się dotrzeć do kontynentu i wrócić.

Faktycznie, spychali się z siodeł drągami.




Trudno jednak było odmówić im przepychu w jakim to czynili.

Stojący w zacienionym progu sługa pokłonił się nisko.

-Szanowni goście...-
zaczął, i uniósł brwi gdy Laurie podetknęła mu pod nos obarczony złotą pieczęcią pergamin.

-Loża szlachecka. Górny rząd. Prowadź.-
zarządziła wzniośle na co ubrany schludnie służący pokiwał szybko głową.

-Tak, tak, oczywiście...


Idąc za nieszczęśnikiem po schodach, Laurie rzuciła na przyjaciółkę okiem.

-Co sądzisz... ?


Przejeżdżający akurat po torze rycerz w czarnej zbroi strącił właśnie konkurenta z siodła, trafiając go kopią w przyłbicę hełmu. Drzewiec trzasnął, najpewniej tak samo jak nos pechowego jeźdźca.

-Zbroje specjalnie obciążone, które na polu walki nie miałyby miejsca bo osoba nosząca je byłaby nieruchoma praktycznie. Zwycięża ten, który potrafi mocniej uderzyć i jest cięższy.-


Tego typu turnieje nie były zbyt... wymagające. Bierzesz kij, kierujesz w tą stronę i niech będzie wola przodków, bogów czy cokolwiek ktoś by wyznawał.

-Pomijam fakt, że uderzenia w głowę są tanią zagrywką. Działającą, ale chwytają się jej tylko desperaci. Nie mówiąc o fakcie, że 3 na 4 śmierci na takich turniejach zdarzają się z powodu ciosów w głowę, hełm jest jakby nie patrzeć lżejszy od napierśnika.-


Laurie skinęła głową.

-Desperaci oraz ci którzy chcą się popisać. Zerwanie komuś hełmu z głowy uznawane jest za pokaz ogromnych umiejętności i... i...-
uniosła brwi gdy sługa otworzył przed nimi zdobione drzwi na szczycie schodów, zalewając klatkę schodową ciepłym światłem zachodzącego powoli słońca.

Dni stawały się coraz krótsze, szczęśliwie jednak noc wciąż nie dawała rady pochłonąć sobą większej części doby.

Sama loża zaś...

Fotele, liczne. Sofy, stoliki zastawione kieliszkami i butelkami, a ponad nimi wszystkimi iście cyrkowy namiot osłaniający bogatych widzów przed deszczem i wiatrem, pozwalając im tym samym na swobodne rozmowy i przepuszczanie za równo złota na zakładach, co wina przez kiszki.

Laurie odchrząknęła.

-Powiedziano nam że zajmiemy miejsce pośród odpowiednio... dystyngowanych gości.-
zasugerowała, i cholera, gdy tak się rządziła brzmiała naprawdę seksownie.- Von Krach, Stimmer, Kvazarevicz...

Sługa posłusznie skinął głową.

-Oczywiście. Niestety fotel pana Von Kracha jest dziś pusty, pan Stimmer poczuł się gorzej a pan Kvazarevicz...

-Tak... ?-
kapłanka uniosła brew, kiedy Tsuki czuła na swoich plecach spojrzenia wszystkich facetów obok których miejsc przeszli.

Sługa odetchnął.

-Pan Kvazarevicz zaś właśnie skończył swoją walk
ę.

Kątem oka, elfka dostrzegła okrytą pancerzem postać wspinającą się po schodach na górę. Cóż, jeśli dobrą oznaką miał być fakt że ktoś umie dobrać sobie pancerz praktyczny, zamiast wiadra z falbanką na czubku w charaterze hełmu, to Boris miał już plus.




Tsuki i jej świcie przypadło miejsce o kilka sof od fotela z dwoma ubranymi w białe koszuli mężczyznami o krzaczastych wąsach w charakterze służby, i możliwe, przybocznych.

Żaden problem. Poza tym, zbyt blisko do tropionej zwierzyny też nie należało podchodzić.

Ale uniosła dłoń tak by obfity rękaw jej kimona zasłaniał jej usta, gdy nachyliła się lekko w stronę Laurie, szeptem mówiąc jedno słowo. Taki odpowiednik złożenia dłoni by zasłonić usta, ale bardziej elegancki, a częsty pośród dam w jej stronach. A trzepiotki używały go by ukrywać rumieńce, nieszczególnie udanie, ale jednak.

-Zakłady.-

Chyba raczej proste do zrozumienia o co jej chodziło.

I zajęła swoje miejsce, zakładając jedną nogę na drugą. Cóż, ci co popatrzą dostrzegą ładny widok, ale to tyle. Dalszą drogę mogła przebyć jedynie Laurie, ale to nie tutaj, nie teraz.

-No kogo?- zapytała jeszcze tylko szeptem a następnie oddaliła się, by po podejściu do kolejnego szambelana, tak dla odmiany obarczonego ogromną księgą oraz sakwą przy boku, spojrzeć na Tsuki.

Elfka w tym czasie miała czas przyjrzeć się zawodnikom szykującym się do kolejnych potyczek. Na pierwszym torze ziemię rył kopytami czarny wierzchowiec na którego grzbiecie usadzono szerokiego w barach rycerza w zbroi przypominającej metalowe bloki. Dobrze że nieszczęsne zwierze wyglądało jak zbitek mięśni, bo inaczej pewnie zarwałoby się pod swoim jeźdźcem.

Naprzeciwko zaś czekał szczupły chłopak w srebrnej zbroi, lekkiej i dość podobnej do tej którą w czasie służby nosiła Laurie. Lekka, mocna, grawerowana na piersi w herb z dwoma stojącymi rumakami. Hełm chłopaka zaś przypominał srebrne, poplątanie kłącze opinające całe jego twarz z setką prześwitów. Było to o wiele lepszym rozwiązaniem niż wąska szpara w hełmie, przez którą oglądał świat jego przeciwnik.

Nawet tarcza rycerza była nietypowa, bo lekka, wypolerowana na błysk i wypukła na zewnątrz w przeciwieństwie standardowych, płaskich sercówek jakie nosili potykający się jeźdźcy.

Laurie czekała, mając w ręku jedną z wyspiarskich monet z litego złota, wartą kilkaset Skuldyjskich lintarów.

Wymagane ryzyko żeby nie stracić autentyzmu. Wszelkie straty rekompensowane przez zakon.

-Zgrabniejszy. Jedzie pod słońce, hełm nie pozwoli na oślepienie go, ale ten odblask może oślepić osiłka. Nie mówiąc o fakcie, że może być szybszy i po jego tarczy kopia łatwiej się ześlizgnie jeśli zablokuje.-

A prawdziwy powód, dla którego go wybrała, był dużo prostszy. On po prostu stawiał na większą grację w walce niż inni, tak samo Tsuki zawsze stawiała na szybkość i pewność cięć, nie czystą siłę fizyczna.

Jego styl był jej bliższy, a nawet jeśli przegra, cóż, nie miała piekielnego szczęścia do zakładów. Nie wyznawała też żadnego bóstwa by mieć boską przychylność. Z kolei przodkowie działali na innych zasadach czyli nie interweniowali bez wezwania.

Jedyne co zrobiła to uniosła lekko lewą dłoń i skierowała dwa palce w lewo, w stronę z której wyruszy świecidełko. Cóż, nie najgorsze przezwisko jakie mogła wymyślić.
Prawa ręka spoczywała zaś na jej kolanach. Brak kieszeni jak w płaszczu oznaczał smutną rzeczywistość braku możliwości schowania dłoni do owych kieszeni.

-Słusznie.-
mruknął Heishiro.- Ja na tej samej zasadzie postawiłbym na tego dużego ale...

-Panna Tsuki Uzumaki stawia na Sir Palavena.-
oznajmiła spokojnym, pewnym głosem Laurie i cóż, w loży słychać było ją na tyle wyraźnie by kilka głów odwróciło się z zainteresowaniem w jej stronę, a jednocześnie nikt nie uznał że się wydziera.

Za swoimi plecami Tsuki niemal poczuła ruch, kątem oka, bez obracania głowy, dostrzegła rąbek podbitego czerwonym aksamitem płaszcza, kiedy ktoś, najpewniej Kvazarevicz, zajął miejsce wcześniej wskazane przez służącego jako to należące do zagranicznego arystokraty.

Pośród szlachty, większe poruszenie wzbudziła wielka, szczerozłota moneta postawiona przez Tsuki. Sama elfka czuła jednak z tyłu głowy czyjeś intensywne spojrzenie.

Na tor natomiast, wyszedł obrany na pstrokato paź z chorągwią, którą zamachał kilkakrotnie przy akompaniamencie kilku trąbek. Przy ostatnim wymachu, zakończonym muśnięciem czubka drzewca o błoto, jeźdźcy spięli konie i chyba nikt nie zwrócił uwagi na chłopaczka, który w przekomiczny sposób czmychnął na bok.

Ta walka skończyła się po pierwszym starciu.

Sir Palaven faktycznie był szybki, zwinny i miał lepsze pole widzenia. Właśnie to też, sprawiło że na swojej wypoczętej klaczy ruszył przed siebie niczym srebrna smuga, ustawiając koniec swojej kopii idealnie naprzeciwko zbliżającej się piersi swojego przeciwnika.

Lord Luthor Brune, jak później przedstawiony został rycerz w czarnej zbroi, opierał się chyba tylko i wyłącznie na własnej sile fizycznej. Tarczę trzymał mocno, kopię sztywno i generalnie liczył chyba na to że przeciwnik sam się na nią nadzieje.

Kopia Świecidełka roztrzaskała mu się na piersi w sposób imponujący. Najpierw, eksplodowała głowica, potem górna część drzewca a następnie w powietrze wzleciał żelazny pierścień umieszczony w połowie kopii.

Nie nie wyglądało na trafienie, ale na próbę fizycznego zepchnięcia przeciwnika z konia.

Udaną.

Prawdziwe emocje pośród widzów wzbudził jednak nie Sir Paleven, ale właśnie Lord Brune, który spadając z konia zamachnął się kopią, trafiając drzewcem w bok szyi opuszczającego tarczę przeciwnika.

Odległy chrzęst dotarł nawet do uszu Tsuki siedzącej na swoim miejscu loży. Chrzęst, szybko zagłuszony gniewnym okrzykiem wszystkich widzów zrywających się ze swoich miejsc.

Heishiro spojrzał niepewnie na swoją panią.

-Em... Ten duży chyba jednak nie ma ze mną za dużo wspólnego.

Nie umiał przegrywać, to pewne.

W tym czasie czterech strażników opadło już Lorda Luthora, który wyrywając się próbował dobyć miecza, klnąc na wszystkich dookoła z leżącym na środku toru Palavenem włącznie.

Do lśniącego rycerza pędem podbiegł jego giermek, kilku służących i felczer w skórzanym fartuchu. Laurie, blada, spojrzała z dołu na Tsuki, jakby pytając co powinna zrobić.

Znowu machnięcie ręką. Tym razem całą dłonią, w stronę leżącego rycerza. Sir... Palaven? Tak, chyba tak. Cóż, Lord Luthor będzie miał kłopoty po tym co zrobił.

Przynajmniej jakiejś zasady w tych zawodach.

-Heishiro... ja o siebie zadbam, idź przypilnować by dobry Lord Brune nie stronił od wywiązania się z poniesienia konsekwencji za swój czyn... jestem pewna, że nie potrzeba mu rąk w każdym razie.-

Nawet tutaj, grając szlachciankę... którą, swoją drogą, była! To nadal miała swoje podejście do takich osób.

Laurie skinęła głową, odebrała wygraną swojej pani ze zesztywniałej ręki przerażonego szambelana i bez szczególnych wstępów przeskoczyła nad drewnianą barierką, by następnie przeskakując po kilka miejsc na trybunach wpaść na tor i uklęknąć przy rannym rycerzu, unosząc nad nim dłonie.

Heishiro zaś nie musiał nawet wymijać ludzi. Wszyscy po prostu schodzili mu z drogi gdy ciężkim krokiem ruszył w stronę zdobnych schodów, jednym spojrzeniem wymusił otworzenie przed nim ceremonialnej bramy przez którą zwykle wchodzili członkowie Rady Kupieckiej rządzącej Skuld a następnie przeszedł po rozmiękłej ziemi ku ryczącemu w szale, wymachującemu mieczem lordowi.

Strażnikom nie płacili dość by dali się pociąć furiatowi.

Tsuki natomiast poczuła delikatny powiew powietrza za swoimi plecami, lekkie kroki a gdy podniosła wzrok żeby sprawdzić kto zasłania jej słońce swoją wysoką postacią zobaczyła... cóż. Jego.

Boris faktycznie pasował do opisów sprzedanych jej przez Laurie w karecie.




Czarnowłosy, przystojny, pozornie zaniedbany ale bardziej polegało to na celowym uniknięciu wymuskania twarzy do granic możliwości.

Ta...

Kvazarovicz spojrzał Tsuki w oczy, uśmiechnął się delikatnie i pokłonił szarmancko, unikając jednak transkulturowego nietaktu jakim byłaby próba pocałowania elfki w dłoń.

-Panna Tsuki... jak mniemam.-
powiedział głosem od którego faktycznie dziewki mogły tracić czucie w nogach.- Wybacz mi proszę moją impertynencję, ale pozwoliłem sobie wykorzystać nieobecność panienki... mocarnego obrońcy.-

Słowo "mocarny" nie było wykorzystane jako kpina, a raczej uprzejmość ze strony kogoś, kto w pełni potrafił ocenić możliwości bojowe Heishiro i porównać je do swoich.

W tej samej chwili, stojący przed Luthorem lennik Tsuki wykonał brutalne, szybkie cięcie które przeszyło karwasz lorda i pod ostrym kątem wbiło mu się w ramię, rozcinając najpewniej wszystkie ścięgna pomiędzy łokciem a nadgarstkiem oszalałego bogacza.

Twarz Boris nie drgnęła nawet gdy po całym torze poniósł się straszliwy, bolesny wrzask który spłoszył kilka koni.

-Hrabio Kvazarovicz.-


Cóż, nie zachowywała się jak dama mdlejąca na widok pierwszej lepszej osoby. Jeśli hrabię można określić "pierwszą lepszą osobą".

-Nie ma czego wybaczać.-

I znowu gest wykonany dłonią, na miejsce obok niej.

-Ale skoro już przybyłeś, byłoby nieuprzejmie z mojej strony nie poświęcić ci czasu, prawda, hrabio?-


Sama zaś przyglądała się jak Heishiro potraktował furianta na arenie. Czy była złą osobą, że ten widok napawał ją szczerą radością? Niecodziennie można dopiec szlachcie, która stawia się ponad swój poziom, bo w głowie tego goryla nie działo się zbyt wiele. Na pewno nie jeśli bez zastanowienia tak zaatakował Świecidełko po przegranej.

Szlachcic uśmiechnął się i skinął głową.

-Muszę przyznać że jest panienka... bardzo intrygującą osobą.-
przyznał Boris, odrzucając płowe płaszcza na bok, tak by mógł spokojnie usiąść na fotelu bez gniecenia stroju. Generalnie, wiatr był chyba zbyt słaby żeby uzyskać tak imponujące rozdęcie peleryny.- Mało która z przychodzących tu osób potrafi celnie wytypować osobę tylko obserwując jej zachowanie, ruchy...

Spokojnie sięgnął po dwa puste kieliszki, pchnięciem kciuka wysunął korek z butelki wina i napełnił oba naczynia do połowy, w pierwszej kolejności podając jedno Tsuki nim sam zainteresował się własnym.

-Czy wolno mi spytać, dlaczego wybrała pani Sir Palavena?- zagadnął uprzejmie, wygodnie zakładając nogę na nogę i rozsiadając się w fotelu.- Przyznam, że jestem tego bardzo ciekawy.

-Hrabia... Furiat, czy jak mu tam, to stereotyp rycerza. Wielki, umięśniony i pokryty metalem. Czyli, mówiąc prosto, wielki, głupi i w zbroi, która bardziej przeszkadza niż chroni. Za to Sir Palaven jechał w lekkiej i błyszczącej zbroi, która odbijała światło padające na niego wprost w oczy Hrabiego Furiata.-

Wino było... a w sumie średnie, preferowała piwo orzechowe albo sake. Lub zimne mleko, ale tutaj raczej nie znajdzie się Yuki-Onna w służbie, która potrafiłby schłodzić świeże mleko, jak w domu.

-W dodatku jego tarcza była zaokrąglona. Kupia mięsa jak Hrabia Furiat nie mógłby trafić celnie bez dużej ilości szczęścia więc w jego uderzenie musiałoby się ześlizgnąć, sama tarcza też była dobrze wypolerowana. Ogólnie... oślep i bądź jak najmniejszym celem dla przeciwnika.-


Chwila zastanowienia i ostatecznie padła najprawdziwsza odpowiedź. Lub przynajmniej taka najbliższa prawdzie z dotychczasowych.

-Dodatkowo sama preferuję finezję ponad brutalną siłę w walce.-

-Tak jak i ja...-
odparł spokojnie hrabia.- Czasami. Jednak to ty, panienko, miałaś rację, a nie ja. A wiesz dlaczego?

Uśmiechnął się lekko, obserwując kątem oka jak Heishiro spokojnie uchyla się przed wyprowadzonymi lewą ręką ciosami i upokarza lorda na oczach wiwatującej tłuszczy.

W tym samym czasie Laurie pomogła przełożyć Sir Palavena na nosze i wraz z felczerem ruszyła w stronę bocznych drzwi areny, przeznaczonych pewnikiem tylko dla jeźdźców.

Boris odetchnął.

-Ty wybrałaś zwycięzcę. Wyszkolenie, sprzęt, kalkulacja, przygotowanie. Sir Palaven od lat walczy głównie w turniajach i właśnie w nich jest najlepszy. Lord Brune zaś, nigdy jeszcze nie walczył w turnieju, ale przez lata toczył wojny podjazdowe w imieniu każdego kto odpowiednio dużo zapłacił. Skrwawionym złotem kupił swój tytuł, i właśnie to sprawiło że zaryzykowałem postawienie na niego... I poniekąd miałem rację. Wybrałem mordercę. Ty zaś panienko, wybrałaś zwycięzcę...


Upił łyk słodkiego trunku i zerknął na Tsuki.

-To spory talent, wybierać w ten sposób... A może jest to powszechna umiejętność w twojej odległej ojczyźnie. Nie spotkałem wielu wyspiarzy którzy w tych stronach mieliby dość czasu i cierpliwości by bawić się w trywialne zabawy dla znudzonych arystokratów...

Czy on aby sam na początku nie dźgał kopią innych rycerzy? Dystans do siebie czy hipokryzja?

Przewrót oczyma, jego komentarz definitywnie zasługiwał na przewrót oczyma.

-Nie spędzam całego czasu na takich zajęciach. Jedynie od czasu do czasu, minimum jakie się ode mnie wymaga by było to w dobrym guście. Preferuję samodoskonalenie, jak moi przodkowie, ponad turienie. Zwłaszcza, że najbliższe memu sercu są pojedynki, które nie zaczynają się i kończą w jedną chwilę.-

O, tutaj mówiła zdecydowaną prawdę, nawet jeśli odrobinę pokrętnie ją sformułowała.

-Ale ostatecznie postawiłam na styl, nie siłę.-

-Mówisz jak prawdziwa wojowniczka. Tego nie się oszukać... Udawać.-
Boris pokiwał z uznaniem głową gdy kolejnym unikiem a następnie kopnięciem w kolano wściekłego lorda, Heishiro zakończył sprawę, powalając mężczyznę na ziemię i ciężkim stąpnięciem podbitego chodaka łamiąc jego miecz na pół.- Spotkałem wielu urodzonych żołnierzy w swoim życiu. Wielu stanęło przeciwko mnie. Czasami żałuje że z niewieloma mogłem pomówić tak jak z tobą, panienko... Jak ktoś z dalekiego zachodu postrzega naszą kulturę? Nasz mały, pełen pychy "pępek cywilizacji"?

-Cóż...-

I dopiero tutaj Tsuki pozwoliła sobie spojrzeć na hrabiego, kątem oka i lekko przekrzywioną głową, ale zawsze coś.

-Będąc szczerą, nigdy nie chciałabym się zamienić miejscem narodzin. Zaczynając od samego faktu, że tytuł rycerski jest tutaj traktowany jak coś co można kupić, i faktycznie można, poprzez fakt, że taki koncept jak honor w tych stronach to dosłownie obce słowo, a kończąc na pozwalaniu na to by odprawiano takie cyrki jak ten incydent w ambasadzie esomijczyków, do tego co się teraz wyprawia na rynkach.-

Parsknięcie śmiechem, niezbyt wesołym.

-Szczury od razu opuszczają pokład, nie ma honoru pośród tych dla których wartości niematerialne straciły swój walor materialny.-


On zaś patrzył cały czas... i uśmiechał się.

-Nie mówisz tylko jako szlachcianka z dalekiego kraju która przybyła tutaj i odkryła że nie wszędzie honor jest tak ceniony jak w twoich rodzinnych stronach...- odstawił kieliszek, również lekko przekrzywiając głowę. W jego uśmiechu było coś dziwnego, jakby zachęta, żeby zachęcać go do ukazania zębów.- Jestem z północy, z zimnych, pięknych ziem wschodniego Wislewu z których niestety musiałem wyjechać dla dobra mojego rodu... Podróżując, nabrałem poglądów bardzo podobnych do tych, których ty nabrałaś po prostu obserwując ludzi kontynentu. A więc, Tsuki... pozwól że pozwolę sobie na tą poufałość, gdyż jestem aż za dobrze świadom że pomimo dziewczęcego lica, możesz być starsza ode mnie. Nazywając cię panienką, czułem się, jakbym cię obrażał.

Przekrzywił lekko głowę.

-Od jak wielu lat dzierżysz miecz?

Benihime, grzeczne ukryta w pokrowcu, stała za oparciem fotela Tsuki.

-Wbrew pozorom, jestem młoda nawet jak na członka mojej rasy. 37 lat. A trening zaczęłam... mając pięć lat.-


Ponad trzydzieści lat treningu, od maleńkiej. Oczywiście nie zaczęła od latania z mieczem, to by była głupota i przepis na wiele uciętych kończyn.

-Nie od razu byłam uczona jak władać mieczem, ale ćwierćwiecza ćwiczeń i walk ostrzami mam za sobą.-


Może nie tyle co najstarsi rycerze czy najemnicy, ale liczyła się też jakość i intensywność walk. Bo wątpiła by chociaż połowa rycerzątek, małych dzieci udających prawdziwych rycerzy, brała udział w wojnach. No bo ostatecznie, jeśli miało się więcej synów i tylko jeden dziedziczył wszystko, reszta musiała sama się starać. A posłanie takiego do wojska gdzie dostanie przytulną posadkę to zawsze dodatkowe przechwałki dla rodziny.

I co z tego, że pełnił funkcję równie docenianą co majtki na tyłku dziwki, skoro zawsze można było powiedzieć, że miało się syna oficera.

Który nie mógłby wywalczyć sobie drogi na wolność z worka po ryżu, ale jednak!

-Pociecha w tym, że mam tyle doświadczenia, a wciąż nie doszłam nawet do dziesiątej mojego żywota.-


Boris zaśmiał się cicho, patrząc spokojnie na Aleks.

-Taka młoda... Biorąc jednak pod uwagę twoje słowa, Tsuki, oraz moją szczątkową wiedzę na temat twojej ojczyzny, pozwolę sobie na śmiały wniosek iż mamy coś wspólnego.-
lekko przechylil się w stronę elfki, uważnie obserwując jej twarz.- Ile z twojej obecności tutaj ma cokolwiek wspólnego z wolną wolą?

Jak na kogoś opisanego jako "porywczego szlachcica", Kvazarevicz miał cholernie analityczny umysł. I przenikliwe spojrzenie.

-Miejscowi.-


Jakże inspirująca odpowiedź!

-A dokładniej, miejscowi, którzy wparowali na Jadeitowe Wyspy ze swoimi butami i zgarnęli prawię połowę ziem nim zostali opanowani i teraz sami muszą się bronić bo nie byli gotowi na tak długą okupację.-


Sprostowanie, żeby nie było nieporozumień.

-Ja miałam pecha, że ziemie mojego rodu należały do tych, po których przeszła zaraza z kontynentu i jestem ostatnią z klanu. I tak, zamierzam wrócić, gdy będę silniejsza i zbiorę silną grupę. W końcu... nie wypada zostawiać gości na długo samemu, to byłoby nieuprzejme z mojej strony.-

-Dwójka wygnańców.-
powiedział, jakby sam do siebie.- Jeden z głupoty, jeden ze złego losu... Chciałem powiedzieć że współczuję ci, Tsuki. Utraty klanu. Teraz jednak powiem tylko że współczuję tym, którzy cię go pozbawili, bo ziemia twoich przodków nasiąknie głęboko ich krwią.

Usta zwilżył winem.

-Zwłaszcza, że masz czas. W zaistniałej sytuacji to ogromny atut, elficka długowieczność. Wyglądasz co prawda na osobę równie niecierpliwą co ja, ale gdybyś jednak chciała, możesz czekać dekady, zbierając siły i usypiając czujność wroga.-
uśmiechnął się.- Przerażone zaskoczenie to jedna z najpiękniejszych ekspresji jakie można zobaczyć na twarzy wroga przed rozpłataniem jej na dwoje.

Był chyba pierwszą osobą która uwierzyła Tsuki na słowo że odzyska ojczyznę. Nawet Laurie wymagała czegoś więcej niż jednej, wspólnej nocy by zdobyć wiarę w możliwości elfki.

Boris zaś ciągle się uśmiechał.

-Kojarzysz może wiarę w przodków, jedną z religii praktykowanych na Jadeitowych Wyspach?-


Lekki uśmiech na ustach elfki jako jawny pokaz jej dobrego humoru. No bo czemu nie, ona miło wspominała tą moc jaką otrzymała ostatnim razem.

-Jestem swego rodzaju kapłanką. Jednak nie używam modłów, a miecza. A moje ofiary to nie pochwały i złoto, a krew. W moim klanie, przelewając krew przeciwników i składając ją przodkom, zyskujemy siłę. Przykładowo, moja Benihime, przekuta z miecza mojego dziadka, dzięki błogosławieństwu tego samego dziadka, pozwala mi zabrać siły życiowe ranionych osób. Kiedy zaatakowano wyspy, nie użyto elitarnych oddziałów, a masę mięsa armatniego uzbrojonego w miecze i muszkiety, których wtedy nie znaliśmy jeszcze. Kiedy wrócę, złożę ofiarę przodkom. Wielką i wspaniałą ofiarę, która rozsławi nasze imię w zaświatach. Ale póki co...-

I machnęła ręką na arenę.

-Będą wznowione zawody teraz czy z powodu śmierci jaśnie ciemnego furiata będzie przełożenie? Bo to pierwszy turniej tego typu na którym jestem i nie wiem jak tutaj rozwiążą.-

Boris ocknął się dopiero po kilku sekundach, z pewnego rodzaju fascynacją przyglądając się rozpromienioną twarz Tsuki i ogień płonący głęboko w jej oczach.

-Walki zaraz zostaną wznowione. Zgon walczącego mało kiedy sprawia żeby widownia straciła zainteresowanie. Po prawdzie, zwykle wzmacnia to tylko jej apetyt.-
dłonią rozmasował policzek. Wydawało się że chciał coś powiedzieć, ale po ponownym spojrzeniu na Tsuki, powstrzymał się. Nie wyglądał jakby często coś powstrzymywało go od wypowiedzenia swoich myśli.

Lekko poruszył szczęką na boki.

-Powiedz mi, naprawdę interesują cię te infantylne zabawy w walkę pomiędzy dumnymi głupcami w niepraktycznych zbrojach?

Heishiro zaś zaczął powoli wspinać się po schodach z powrotem do loży. O dziwo, Lord Luthor przeżył, na co wskazywało jego pełznięcie w krwawym błocie i kasłanie własną posoką.

Był twardy. Ale głupi. Po spotkaniu z Heishiro zaś, miał małe szanse na pełny powrót do zdrowia, na który i tak pewnie nie będzie miał czasu. Z ziemi, niedelikatnie podniosło go czterech strażników.

-Niezbyt. Gdyby wszyscy zawodnicy używali finezji tak jak Sir Palaven, wtedy byłoby to ciekawe widowisko. Ale skoro już przełożeni wcisnęli mi zaproszenie i karocę z woźnicą to nie wypadało po prostu tego zmarnować. Zwłaszcza, że to wiesz, przełożeni.-

Przewrót oczyma był wymowny, ale ostatecznie nie mogła nic poradzić. Miała zadanie i musiała je wykonać by mieć dobre statystyki.

Skoro mogła pokonać wielkiego demona... to w sumie nie miało nic do rzeczy z subtelnością, minimalną chociażby, jakiej trzeba było użyć tutaj. Tyle dobrego, że Hrabia Boris przynajmniej nie należał do paniczyków.

-Tak samo niezbyt mnie interesują polowania czy inne tego typu rozrywki. Preferuję zabawy z moich stron. Klanowe polowania na Oni, demony znaczy się, uczty oraz pojedynki gdzie liczą się umiejętności.-

Na tym pierwszym była, niestety, tylko raz. Upolowali cztery Kappy i małą grupkę Kitsune. Kapp się pozbyli, lisicę z dwójkę jej małych przeprosili i wypuścili.

Były jakieś zasady i nie ważne, że polowanie, kultura obowiązywała.

-Cóż, ryzykując gniew twego obrońcy, pozwolę sobie w takim razie zaproponować rozrywkę inną niż te nieszczęsne pojedynki.-
Kvazarevicz wstał, poprawił płaszcz i spojrzał na Tsuki, wyciągając w jej stronę dłoń.- Pytaniem jest, czy wolisz patrzeć gdy wojownicy godni tego miana ścierają się na ubitej ziemi, czy też samej chwycić za miecz, z tym że w zamkniętych murach.

Heishiro zwolnił, widząc obrót sytuacji. Laurie zaś zdyszana pojawiła się na schodach i już gotowa była pobiec do elfki, gdyby nie czekający na odpowiedź Boris.

Mężczyzna uśmiechnął się pod nosem.

-I jeśli trafnie wyczytuję twą pogardę do otrzymanego odgórnie środka transportu, zawsze mogę zaproponować mój powóz.


Uśmiech elfki był jasny oraz, jeśli znajdowałbyś się na jego końcu, powodujący dreszcze.

-Ależ Hrabio... sugerujesz by tak delikatna dama jak ja chwyciła za miecz i ruszyła do śmiertelnego tańca z przeciwnikami, czerpiąc przyjemność ze skrzyżowania ostrzy i skrwawienia rąk?-


Tutaj zostawało jedynie złapać za rękę i skorzystać z pomocy przy wstaniu.

-Z przyjemnością. Oczywiście, znajdzie się miejsce dla mojej świty? Nie chciałabym pozbawić ich przyjemności obejrzenia czegoś co nie jest odgrywane przez aktorów w teatrze.-


Cóż... może nie będzie aż tak źle?

-O ile twój przyboczny będzie musiał zadowolić się miejscem na dachu lub na koźle, o tyle twoja zdolna asystentka może dołączyć do nas w środku. Są cztery miejsca, a ty masz szczęście mieć obrońcę zajmującego więcej niż jedno.- Kvazarevicz wystawił łokieć, oferując wsparcie, ale zrobił to w tak nienachalny sposób że nie byłoby problemu w wypadku odmowy ze strony Tsuki.- Jak mniemam, nie wysłałaś jej do Sir Palavrena tylko po to by dodała mu otuchy uśmiechem?

Kiedy ruszyli spokojnym krokiem, za plecami dwójki, prócz Heishiro i Laurie ustawili się jeszcze dwaj wąsaci przyboczni Borisa, najpewniej jego rodacy. Był typem który w bliskim otoczeniu nie zdzierżyłby raczej obcokrajowców.

To był ciężki wybór, nigdy temu nie zaprzeczy, ale postanowiła dać hrabiemu ten honor i skorzystała z jego oferty. Nie była to wielka sprawa dla niej, ale jednocześnie nie ma co niepotrzebnie rozdawać okazji tego typu.

-Laurie była i jest głęboko wierzącą osobą i zdolna kapłanką. Jej usługi tak samo są przydatne, zwłaszcza jej zaklęcia leczące. A to, że są osoby, które nie były w stanie docenić jej zdolności, to już jedynie mój własny zysk.-


Ech, jakiś postęp robiła, ale na prawdziwy temat jeszcze zdecydowanie nie pora.

-Chętnie posłucham więcej o innych twoich zyskach, Tsuki... I może o twojej ojczyźnie w drodze do bractwa szermierczego. Nazwą proszę się nie martwić, nawet jeśli ktoś ośmieli się mieć jakieś obiekcje... Cóż, rzekłbym że ja to załatwię, ale mam dziwne wrażenie że osobiście poradziłabyś sobie lepiej niż ze mną.


Na zewnątrz zaś, czekał już jego powóz.




-Wislewska robota.-
rzekł, podchodząc doń i otwierając przed Tsuki drzwi.- Cenię sobie praktyczność środka transportu.

Dobrze że nie widział tamtej złoconej karety...
 
__________________
Oczyść niewiernych
Spal heretyka
Zabij mutanta
Kizuna jest offline