Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-03-2015, 23:03   #31
Zombianna
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Trzy kwadranse na napisanie artykułu to nie tak dużo, jednak Constance miała przygotowaną przynajmniej część tekstu, spreparowanego w drodze powrotnej z hotelu. Część o morderstwie White’a była skończona, wystarczyło poprawić drobne błędy stylistyczne, dorzucić czarno-białą fotkę uśmiechniętego dyplomaty na chwilę przed śmiercią i gotowe. Niestety nie tylko wydarzenia z Serena Hotel musiała opisać.
Stukała więc gorączkowo w klawisze ułożonego na kolanach laptopa, produkując kolejne linijki w tempie ekspresowym i słuchała sprawozdania Harringtona. Miała u niego wielki dług i któregoś dnia mężczyzna upomni się o jego spłatę, nieważne jak przyjaźnie i nonszalancko zachowywał się w tym momencie. Morneau nienawidziła mieć długów, być od kogoś zależną. Wolała sytuacje w których to ona dzierży w ręku wszystkie karty - sytuacje analogiczne wzbudzały w niej gniew i niepewność. Element losowy zawsze wprowadzał w plany cząstkę chaosu, mogącą w kluczowym momencie zniszczyć cały wykonywany skrupulatnie plan, a biorąc pod uwagę gdzie się znajdowali...kulka w łeb i czarny worek przestawały jawić się jako mglista mrzonka - odległa i rozmyta. Kobieta prawie poczuła na skórze śliski dotyk plastikowego całunu. Wzdrygnęła się, odganiając niechciane myśli.

Na wszystko przyjdzie czas, w tej chwili liczyło się przede wszystkim dotrzymanie terminu. Bóle i zawroty głowy, od których chciało się wymiotować, nie pomagały. Zaciskając zęby kobieta opisywała wczorajszą akcję z samolotem i wypełnioną materiałami wybuchowymi transportówką i powiązała wszystkie wczorajsze zamachy ze Zjednoczeniem. Słyszała o nich. Zjednoczenie Islamskie było organizacją terrorystyczną. Międzynarodową jak Al Quaida. Tam gdzie są silni, potrafią wywoływać zamieszki, powstania i wojny domowe.
-Swoje korzenie i główną bazę ma na terenie Bliskiego Wschodu, tam też jest najsilniejsza - mruczała pod nosem. Obraz powoli zaczynał się jej dwoić przed oczami i rozmazywać, ale olewała to. Odchoruje...kiedyś tam - Za główny cel strategiczny uznaje przekabacenie niewiernych na jedyną słuszną wiarę, ale chyba zdają sobie sprawę, ze “to trochę zajmie” bo skupiają się na stworzeniu państwa islamskiego na Bliskim Wschodzie i pn. Afryce - w krajach typowo muzułmańskich. Nawiązują tradycją to imperiów arabskich, perskich i tureckich które sięgały terenem na podobnym obszarze. Najbardziej popularni są w Krajach Islamskich, gdzie i tak toczyły się od dłuższego czasu wojny...w Libanie, Syrii i przede wszystkim Afganistanie. Jeśli są gdzieś słabsi stosują typowe terrorystyczne metody głównie zamachy i bomby. Pod względem taktyki nie różnią się wówczas od mafijnych, czy terrorystycznych organizacji. Za cel obierają głównie Zachodnich Białasów z Jankesami i ich armią na czele, ale także Brytoli i własnych krajan o umiarkowanych poglądach, ewentualnie nawołujących do pokojowej egzystencji. Cechą dość rzadką jest to, że raczej porywają dla okupu, co w innych organizacjach jest głównym,albo dużym źródłem dochodu. Zjednoczenie preferuje uciąć głowę jeńcowi i puścić to w internecie. Czasem jednak trzyma ich dość długo nawet po 2 - 3 lata jako swego czasu kartę przetargową.

Zakończyła artykuł podsumowując usłyszane przez radio tubylcze nastroje, wśród których panowały niepewność i strach. Na koniec dorzuciła zdjęcia z wnętrza samolotu: rzut okiem na obryzgane krwią, zniszczone wnętrze kokpitu i osmalony, postrzelany profil całej maszyny. Po chwili wahania dodał na początku artykułu panoramę lotniska z usypanym na zrudziałym asfalcie kopczykiem karabinowych łusek, majaczącym ponuro na pierwszym planie.

Dopiero skończywszy pisaninę poczuła się spokojniej. Według zegarka miała jeszcze osiem minut do zamknięcia numeru...bywało gorzej.
-Z tym “na ostatnią chwilę” to już głupi nawyk się robi - parsknęła, zamykając laptopa i odkładając go na stolik. - Jeszcze trochę i Stary obetnie mi premię...a wtedy nie wiem z czego popłacę rachunki. Wyląduję na bruku i będę jak rumuńska panda żebrać w Central Parku.

-Anglia to piękny kraj...i mało słoneczny. Mam całkiem niezły dom pod Londynem, spodobałby ci się - Harrington zaśmiał się szczerze. Przez ostatnie pół godziny nie rozpraszał uwagi piszącej, pozwalając jej w spokoju zając się pracą. Rozumiał, że termin rzecz święta, a przeszkadzanie pracującemu człowiekowi jedynie wydłuża czas pracy i otwiera wszelkiego rodzaju noże w jego kieszeniach. W salonie zostali tylko on i Constance, Ramiz wraz z siostrą zniknęli gdzieś w odmętach domu, a brzdęk garnków i natarczywy klekot klawiatury jasno wskazywały, że oboje zajęli się własnymi sprawami.
-Może się położysz? Kiepsko wyglądasz - mężczyzna spytał cicho, obserwując uważnie kiwającą się na kanapie, bladą zjawę.

-Jest w porządku - odpowiedziała, próbując się uśmiechnąć. Nawet się jej ta sztuczka udała.-A jak ty się trzymasz?

- Nie pierwsza i nie ostatnia noc bez snu - Anglik mrugnął porozumiewawczo, przemieszczając cztery litery z fotela na kanapę. Bez zbędnych ceregieli podał kobiecie telefon i odpalił opcje video.
Filmik pokazywały jak krążył dronem nad samolotem, robił fotki i zbliżenia, a tu nagle w pole widzenia wleciała mu furgonetka. Na pełnym gazie przebiła się przez kordon i kilka sekund później eksplodowała. Potem obraz się urywał.
-James trochę oberwał, ale elektronika działa. Trzeba tylko dokupić kilka drobiazgów i bedzie jak nowy - powiedział szybko, widząc jak przez twarz Morneau przebiega pełen bólu grymas - Znalazłem go po tym jak już się do was dostałem. Gliniarze, ci którzy przeżyli, od razu odcięli teren. Potem nazjeżdżało się karetek, straży i służb wszelakich. Trochę się natłumaczyłem, ale w końcu udało mi się was odebrać i zabrać do domu. Byliście jak śnięci, lekarze wspominali coś o prawdopodobnym wstrząśnieniu mózgu, więc jakbyście się nie obudzili do południa, miałem was podrzucić do szpitala.

-Robert...dziękuję - brunetka przechyliła się w bok i pocałowała pokryty dwudniowym zarostem policzek, po czym oparła obolałą głowę o ramię towarzysza- Za wszystko. Normalnie nie wysadzają mnie w powietrze przy każdym zleceniu.

- Ratowanie dam z opresji to moje hobby, a z częścią o wybuchach - powiedzmy, że wierzę na słowo. Ehh, Conie... chcesz, żeby ci pomóc w naprawie drona, co? - udawał, że nagła bliskość nie robi na nim wrażenia. Przeczyły temu kąciki ust, które skrzywiły się ku górze i tak pozostały.

***


Zapożyczona z wraku teczka, ku wielkiemu niepocieszeniu Constance, nie zawierała nic skandalicznego. Przejrzenie całości zabrało jej godzinę, ale im dłużej wpatrywała się w ciągli cyfr i wykresy lotów, tym mocniej utwierdzała się w przekonaniu, że papiery są czyste. W międzyczasie odebrała telefon od Daniela i nie odrywając oczu od pokrwawionych kartek zamieniła z nim kilka zdań. Był dziwnie spięty. Pytał się jak jej idzie, jak sobie radzi. W jego głosie dało się wyczuć napięcie i częściową ulgę, gdy zapewniała, że po akcji z transporterem żyje i jest w jednym kawałku. Przekazał też, że Stary jest zachwycony i stawia ją za wzór, przynajmniej na razie. Łaska Starego na pstrym koniu jeździła - ale to wiedział każdy z NYT...i chyba nie tylko z niej.
Prócz gratulacji i tematów związanych z pracą usilnie unikał dyskusji, jakby bojąc się, że Constance wyciągnie z niego coś, czego nie chciał powiedzieć. Szybko zakończył rozmowę, życząc jej powodzenia.
Morneau jeszcze przez dłuższa chwilę wpatrywała się w wygaszony ekran telefonu, próbując pojąć o co może chodzić. Raczej nie o rodzinę - gdyby cokolwiek działo się z jej bratem, powiedziałby od razu, nieważne czy informacje byłyby dobre, czy złe…
Z zamyślenia wyrwał ją głos Anglika. Powiedział coś, czego sens nie dotarł do umysłu dziennikarki.
- Możesz powtórzyć?-poprosiła.
-Coś w domu nie gra? - powtórzył pytanie, przyglądając się jej uważnie.
Kobieta pokręciła przecząco głową. Ostatnim na co miała ochotę, było rozprawianie z innym facetem o aktualnych związkach. Zamiast tego odchrząknęła i wróciła do dokumentów.- Nie mam się do czego przyczepić. Lecieli z bazy w Turcji gdzie mieli ok 12 h postój a wcześniej z bazy na Wschodnim Wybrzeżu, w pobliżu NY. Mniej więcej wszystko wygląda poprawnie co do czasu, lotu i miejsca. Check lista również wygląda na ok, bo wszystko jest odhaczone ptaszkami, że było cacy w trakcie startu. - mówiła zmęczonym tonem, przerzucając kolejne zakrwawione kartki. Siedzący obok Anglik oderwał wzrok od ekranu telefonu i zaczął uważnie słuchać - Co do ładunku wygląda na to, że załadowano go przed wylotem z USA. Dokumentów rozładunku nie ma, ale to logiczne. Przecież zamiast normalnie wylądować rozpieprzyli im brykę, rozstrzelali i podpalili na dokładkę. Poza tym jak niby załoga miała uzupełnić papierki, skoro została zabita? Ładunek...ładunek..o, mam!. Jako ładunek jest wpisany Stryker i 4 humvee z jednostki Sił Szybkiego Reagowania. Mapy też w porządku, dokładne muszę przyznać. Jeeest też...co to, cholera jest? A, już wiem. Jest książka ze spisem lotnisk, ich sygnałami wywoławczymi, sygnaturami radiolatarnii. Taki lotniczy odpowiednik atlasu samochodowego, wraz ze spisem stacji benzynowych i mechaników - dorzuciła wyjaśniającym tonem.

-Co z tym robimy?

-Na razie nic - Morneau wstała, przytrzymując się oparcia. Przy zmianie pozycji zawroty głowy przybrały na sile. Potrzebowała kilku dobrych sekund, by móc odejść od podpory. Chwiejnym krokiem ruszyła do swojego pokoju.
- Mamy wrak od zewnątrz, z góry i od wewnątrz...brakuje tylko zdjęć w świetle dnia. - rzuciła przez ramię.

-Na pewno nie chcesz jechać do lekarza? - Robert nie ruszył się z miejsca, ale widząc minę kobiety westchnął i dodał niechętnie - No to lotnisko. Ruszamy za kwadrans.

Kwadrans...tyle powinna wystarczyć. Zamknąwszy za sobą drzwi do pokoju, Morneau wyciągnęła telefon, wybrała odpowiedni numer i przyłożyła ustrojstwo do ucha.
- Hej Rumiko, co ta…

-Kiedy masz zamiar wrócić do cywilizacji? - wysoki damski głos przerwał jej, nim zdążyła dokończyć zdanie, a pełne oburzenia słowa przeplatały się z odgłosami strzałów lasera. Widocznie Japonka znowu grała w którąś ze swoim ulubionych kosmicznych nawalanek - Pakistan to straszny kraj, jak ty tam wytrzymujesz? Ciągle tylko strzelają, mordują i wybuchają dziwne rzeczy...samoloty przykładowo. Jesteś cała?

-Taka praca- Morneau usiadła ciężko na łóżku, nudności zmalały do znośnego poziomu - Nic mi nie jest. Było gorąco, o mały włos nie wyleciałam w powietrze, jeszcze mi dzwoni we łbie, ale jest ok. Przeżyję...ku rozpaczy co poniektórych. Mów lepiej co tam w cywilizowanym świecie słychać.

-Masz farta, wiesz? Wiesz. Dobra, nie będę sie bawiła w twoją matkę, bo ogarniam że tego nie lubisz. Poza tym i tak wyłożysz lachę na wszelkie próby dotarcia do tej rozsądniejszej części ciebie...chrzanić to. Słuchaj! - w ron Azjatki wdarło się podekscytowanie - Pamiętasz tą blond szmatę, którą ostatnio u mnie awansowali?

-Gallow? Jak mogłabym nie kojarzyć? Przecież przez cały ostatni tydzień przed moim wylotem jeździłaś po niej jak po burej suce. Umarła

-Nieee...nie ma tak dobrze, ale porównywalnie. Wyleciała! Podobno miała na którymś z porno-portali całą galerię nagich fotek w dość...wyuzdanych pozach i każda z innym facetem. Zarząd się trochę zgorszył i wywalił ja na zbitą blond mordę. Zgadnij kto wskoczył na wolny stołek?

-Moje gratulacje, Rumi! - nawet nie widząc rozmówczyni, dziennikarka miała stuprocentową pewność że ta właśnie szczerzy się szyderczo, a jej twarz promienieje złośliwą uciechą. Constance również się uśmiechnęła, tyle że z satysfakcją. Trochę to chłopakom zajęło, ale jak widać, wykonali zlecenie bezbłędnie. Miała słabość do Rumiko, która jako jedna z niewielu osób rozumowała w podobny sposób, więc czemu miała jej nie pomóc w potrzebie?

-A dziękować, dziękować. Teraz zamiast dwóch torebek od Channel, będę kupować po cztery w miesiącu...nie o torebkach jednak chciałam pogadać. - krótka przerwa na złapanie oddechu i skośnooka kontynuowała -Dalej się bujasz z tym całym Hill’em? Bo ostatnio widziałam go na mieście z jakąś cizią. Na przyjaciół z pracy nie wyglądali. Co prawda z nim nie gadałam, bo lazł drugą stroną ulicy, a ja siedziałam w restauracji z klientem...ale na moje oko kręcą ze sobą, albo są blisko etapu zabawy w doktora.

Przez chwilę zapanowała cisza, przerywana tylko kolejnymi odgłosami kosmicznych wystrzałów. Constance zamarła z ręką przy rozporku, rozpięta do połowy koszula zsunęła się płynnie z jej ramion, kończąc podróż na wysokości łopatek. Przestała się uśmiechać, zaciskając ze złości szczeki. Od zawsze należała do bardzo zaborczych dzieci. Nienawidziła, gdy ktoś próbował kłaść ręce na jej zabawkach. Co z tego, że były obecnie nieużyteczne? W przyszłości znów mogła ich potrzebować.
-Już wiem, czemu ostatnio taki zdystansowany był…-warknęła, pozbywając się spodni.

- Jak go jeszcze go czegoś potrzebujesz, to naściemniaj mu, zagraj na uczuciach i wyrzutach sumienia. Bądź kochającą skruszoną niewiastą, powiedz że za nim tęsknisz. Popłacz się, wspomnij jakiś ckliwy moment z waszej przeszłości...zresztą co ja cie będę uczyć. - Rumiko parsknęła - Na jakiś czas wystarczy, a jak wrócisz znajdziesz nowego jelenia do załatwiania spraw drobnych.Przynajmniej ja bym tak zrobiła.

- Widzisz? I za to właśnie cię kocham. Dzięki za info. Ogarnę miejscowe sprawy i zajmę się problemem.

-Wiem laska, ja ciebie też. Powodzenia. Jesteśmy w kontakcie.


***


Przebrana i nafaszerowana środkami przeciwbólowymi Constance dała się zapakować do samochodu. tym razem zajęła przedni fotel pasażera, Ramiz wylądował z tyłu. Prowadził Rob, jako jedyny nadający się do tej czynności członek zespołu. Kierowali się w stronę lotniska, mijając kolejne posterunki. Radio podawało najnowsze wieści. Wśród newsów dnia znalazła się wzmianka o pierwszych patrolach Kontyngentu, które ruszyły w miasto nieść spokój, prawo i sprawiedliwość.
-Ciekawe ile demokracji na minutę mogą wystrzelić? -Harrington błysnął dowcipem, reszta parsknęła. Nikt nie poczuł się urażony.

Lotnisko nadal było zamknięte dla lotów. Nie dało się też podjechać bliżej, niż pod parking główny gdzie wczoraj parkowali. Od wraku dzielił ich kilometrowy spacer piechotą. Próćz zwęglonych zwłok Globemastera, wielką betonową płytę okupowała cała armia żołnierzy. Spacer w słońcu wydawał się męczarnią i zajął im dwa razy więcej czasu niż powinien.
-Więc jak to leciało z tą ilością demokracji na minutę? - Morneau posłała Robowi złośliwy uśmiech akurat w momencie, w którym minął ich opancerzony hummer z gniazdem karabinu zamontowanym na dachu. Angol wywrócił oczami.
- Rób zdjęcia i spadamy. Wyglądasz jakbyś miała zaraz tu paść trupem.

Kobieta zaśmiała się, sięgając drżącymi dłońmi po aparat. Kilka głębokich oddechów i spust migawki rozpoczął suchy ostrzał. Nagle przerwała i spojrzała Harringtonowi prosto w oczy
-A może już jestem martwa?
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline