Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-03-2015, 23:06   #2
Draugdin
Wiedźmin Właściwy
 
Draugdin's Avatar
 
Reputacja: 1 Draugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputację
Draugdin syn Dorghara był Dunedainem. Jak przystało na jego rasę był wysokim postawnym mężczyzną o czarnych krótkich włosach i zielonych oczach. Zarostu starał się nie nosić. Był osobą zdyscyplinowaną i bardzo stanowczą. Wysoko cenił sobie honor i tradycję. Był raczej małomówny. Wolał by w jego imieniu przemawiały jego czyny. Utrzymywał sprawność fizyczną ludzi znacznie młodszych od niego co udowadniał w wielu walkach, które dane mu było stoczyć. W północnych krainach niewielu było w stanie mu sprostać w walce na miecze. Miał 66 lat, ale nie było tego po nim widać jak na przedstawiciela jego rasy przystało. Ubierał się na czarno. Dodatkowo nosił płaszcz z kapturem. Dobrze władał mieczem, który zawsze nosił przy sobie oraz całkiem nieźle strzelał z łuku choć gdy nie musiał nie robił tego. Jako strażnik w ciągu swojego życia przemierzył większość północnych terenów Śródziemia. Ścieżki zadań, które wykonywał zawiodły go od Szarej Przystani przez Hobbiton i Rivendell, do niemalże podnóży Samotnej Góry. U Elronda gościł kiedy tylko nadarzała się okazja i zawsze był tam mile podejmowany gościną.

Takie to czasy nastały, że niewielu przecież z nich czyli Strażników już pozostało tak więc i obowiązków było stosunkowo dużo. Nigdy jednak nie narzekał na nadmiar pracy i nigdy nie wyparł się też swojego dziedzictwa. Był człowiekiem czynu. Tak więc nigdy nie odmawiał pomocy i chwytał się każdej możliwej okazji, żeby pomóc czy to elfom, ludziom lub niziołkom. Najlepiej czuł się na terenach Eriadoru czyli po tej stronie Gór Mglistych. Szczycił się tym, że należał do Strażników Północy - tak ich nazywano.

Nienawidził orków i innych plugawych ras i gdzie tylko mógł stawiał im czynny opór. Był wytrawnym weteranem wielu potyczek. Mimo, że czasy były jakby spokojniejsze jednak natknąć się na orki można było i to nie szukając ich zbytnio intensywnie. Największym jego sukcesem było rozbicie bandy orków pod dowództwem potężnego orka Goratha w roku 2902. Zdarzyło się to w rejonie Zimnych Gór. Banda z dnia na dzień stawał się bardziej agresywna i bezpardonowa w swoich atakach i nękaniu pobliskich siedzib ludzkich. Draugdin przybył tam na wezwanie pomocy od zaprzyjaźnionego dowódcy małego oddziału straży obywatelskiej człowieka o imieniu Valmegil. Zdolności taktyczne oraz kunszt bojowy strażnika doprowadziły do rozbicia bandy orków w ciągu kliku pomniejszych potyczek. W finałowej bitwie u podnóży Góry Gram, w której to bitwie Draugdin po ekstremalnie trudnym pojedynku własnoręcznie zabił przywódcę orków. Tego dnia jego miecz świecił wyjątkowo intensywnie. Po śmierci swojego przywódcy jak i większości członków bandy reszta orków uciekła w popłochu i na dobrych kilka lat w tym rejonie zapanował względny spokój.

Jak większość Strażników Północy szczególną opieką otaczał Shire i przyległe do tej krainy tereny. Bywał tam częstym gościem i był rozpoznawany oraz postrzegany przez część hobbitów jako przyjaciel. Przyzwyczaił się i bardzo lubił klimat tej krainy. Taka oaza spokoju pośrodku oceanu ostrych raf i innych niebezpieczeństw. Przebywał w okolicach lub też nawet w samym Shire kiedy tylko i jak tylko długo pozwalały mu jego obowiązki. No i przecież tu można było kupić najlepsze ziele fajkowe bodajże na całym kontynencie. Nie wspominając już o znakomitym piwie serwowanym na pinty w gospodzie Pod Rozbrykanym Kucykiem.

Wiosną 2920 roku Trzeciej Ery zdarzyło się, że gościł w Rivendell. Przebywał tam tym razem na konkretne zaproszenie Elronda, którego zwiadowcy donieśli mu, że szczęśliwym trafem przebywał akurat w okolicy. Tym razem władca elfów potrzebował pilnej pomocy, a nie było w okolicy osoby bardziej zaufanej niż Draugdin. Prośba Elronda była pozornie banalna, choć Strażnik znając go od wielu lat wiedział, że byle błahostką nie zawracał by mu nawet głowy. Chodziło o dostarczenie zapieczętowanego listu do Bree oraz o pozostawienie go pod opieka barmana gospody Pod Rozbrykanym Kucykiem. Stamtąd ktoś odbierze go dalej. Draugdin ochoczo zgodził się przyjąć zlecenie tym bardziej, że w Shire nie był już od dobrych 10 miesięcy. Nie zadawał więcej pytań co do zawartości listu ani co do docelowego adresata chociaż znając już trochę Elronda podejrzewał, że mógł być nim nawet jeden z Czarodziei.
Po dziesięciu dniach gościny u elfów ruszył w kierunku Bree. Dotarł tam po kilkunastu dniach podróży wyjątkowo spokojnej lub wręcz nawet nudnej. Dlatego też z radością zareagował gdy na horyzoncie ujrzał przedmieścia Bree. Zatrzymał się oczywiście w gospodzie Pod Rozbrykanym Kucykiem, gdzie po dyskretnym przekazaniu przesyłki pośrednikowi w kłębach fajkowego ziela delektował się ciepłem ognia w kominku, kuflem przedniego piwa i siedziskiem pod tyłkiem, które się nie ruszało i nie ocierało pośladków. Sycił się uczuciem błogości, na które mógł sobie pozwolić bardzo rzadko w dzisiejszych niespokojnych czasach. Jednak owo uczucie nie przytłumiało jego zmysłów obserwacji oraz czujności, które po latach były już jego drugą naturą. To było silniejsze od niego.

Tego dnia jak zazwyczaj spędzał czas Pod Rozbrykanym Kucykiem siedząc w cieniu za kominkiem. To miejsce, atmosfera, ciepło kominka oraz obłoki dymu fajkowego ziela sprzyjało odpoczynkowi i medytacji. Zauważył, że dziś było w gospodzie wyjątkowo dużo klientów i to bardzo różnorodnych, bo zarówno elfy, ludzie jak i krasnoludy. Niziołków nie liczył. Przecież to ich kraina. Błogość odpoczynku przerwało wtargnięcie strażnika bramy głównej niosącego na plecach jak się okazało rannego człowieka.

Bystre oczy Dunedaina nie mogły się mylić. Strażnikiem Północy poderwał się na nogi, zerwał naciągnięty na głowę w celu większej prywatności kaptur i trzech susach był już przy Halu pomagając mu układać rannego. Rannym był również Strażnik Północy.
- Hasta to ty. Myślałem, że nie żyjesz. - Odezwał się Draugdin. Jednocześnie przypomniał sobie, że ostatni raz słyszał o nim pogłoski jakoby Hasta razem z Halbrastem zaginęli w nieznanych okolicznościach i wszelki słuch o nich zaginął. Uznano ich za zaginionych i mało kto wierzył, że pozostali przy życiu. Hasta zaś towarzyszem jego rodzonego brata.
- Co Halbrastem. - Zadał pytanie szybciej niż pomyślał. Zreflektował się szybko i uważnie obejrzał ranę i sterczącą z niej strzałę. Wyglądała na orczą, Nie pamiętał jednak zbyt wielu przypadków aby prymitywnie brutalne orki świadomie używały zatrutych strzał. Tak czy inaczej nie było czasu na marnowanie go.
Razem z Halem ułożyli go na jednym ze stołów.
- Potrzebuję garniec ciepłej, ale nie gorącej przegotowanej wody. - Zwrócił się do Barlimana Butterbura.Po czy zaczął się przymierzać do oczyszczenia rany i wyjęcia strzały. Po głowie kołatała mu się myśl, że jeśli ta strzała jest naprawdę zatruta to być może na ratunek jest już za późno. Był jednak to winien towarzyszowi własnego brata, a być może uda mu się czegokolwiek dowiedzieć.
 
__________________
There can be only One Draugdin!

We're fools to make war on our brothers in arms.

Ostatnio edytowane przez Draugdin : 08-03-2015 o 16:39.
Draugdin jest offline