Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-03-2015, 11:50   #118
Lomir
 
Lomir's Avatar
 
Reputacja: 1 Lomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputację
-Nie jesteśmy tutaj sami!
To mech! Lekki mech!
Musieli namierzyć nasze lądowanie i sygnaturę SCORPIONA!
Jesteśmy pod ostrzałem! Polarianie mają przewagę liczebną!
- te słowa obijały się po czaszce inżyniera i wżerały się głęboko w jego mózg. Mieli, mówiąc krótko, przejebane.
Isaac nigdy wcześniej nie walczył z rybolami na lądzie. Nawet nie wyobrażał sobie jak wyglądają ich pancerze, cóż, myślał, że przypominają bardziej kulę na rybki, albo akwarium. W całej tej zawierusze Clarke zupełnie zapomniał o Ineth, która wyparowała z powierzchni Perły

SALT 01 było przez nich opanowane, przybyli już za późno. Teraz muszą się wycofać, ale gorsze było to, że Polarianie mogli ruszyć z nimi, a i tak najpewniej wiedzieli, gdzie wylądowali.

-Wycofujemy się, nie mamy szans. Tony, Jones jazda, jazda, jazda! Postaram się was osłonić. - powiedział technik, ustawiając Lucy na linii pomiędzy rybiakami, dając tym samym prowizoryczną osłonę. Jego mech stawiał powolne kroki w tył, cały czas obserwując pole bitwy przed nimi.

-Frida, Chan, Ross, szykujcie się. Mamy tutaj ryboludzi…- powiedział Isaac włączając przekaz video -...za nami. Wycofujemy się, postaramy się ich zgubić, ale chyba wiedzą gdzie wylądowaliśmy!-

Silna wiązka z lasera uderzyła tuż obok SCORPIONA zamieniając na chwilę kawałek solnej skały w solną zupę, gotującą się i parującą. Kolejny strzał uderzył w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą znajdował się Izaak w swoim pancerzu wzbijając na kilka metrów w górę kawałki solnego błota i przesłaniając widoczność na krótką chwilę.
Systemy ostrzegawcze SCORPIONA zawyły, a maszyną zatrzęsło, kiedy kolejna smuga uderzyła w ludzkiego mecha. Na szczęście trafienie było niegroźne i skończyło się jedynie na wstrząsach, ale potwierdzało tylko, że przeciwnik wstrzelił się już w jego pozycję, dostosował tryb ognia do poruszania celu. Ktokolwiek pilotował wrogą maszynę, robił to dość dobrze. Mogli mieć za chwilę problemy.
Piechota poruszała się niezgrabnie, na razie strzelała na ślepo, dając osłonę ogniową wolnej i cięższej jednostce.

- Isaac, odpalę Thundera - zaproponował Tony, usiłując znaleźć jak najlepsze miejsce, jakąś skałkę, za którą mógłby się schować przed wzrokiem Polarian. - Może uda się ich zniszczyć...

Szanse były niewielkie, ale zabawa w chowanego z Polarianami mogła się skończyć w jeden tylko sposób.

-Dobry pomysł, da nam to odrobinę przewagi, przynajmniej w powietrzu. - powiedział do komunikatora wbudowanego w SCORPIONa technik. Po chwili dodał, patrząc przez wizjer maszyny na szalejącą burzę solną -Tony, wiesz, że to nie będzie łatwe? - wypowiedź technika została przerwana przez sygnały ostrzegawcze SCORPIONa, syngalizujące trafienie
-Osz kurwa, wstrzeliwują się!- krzyknął Isaac. -Zmiana planów panowie, podwiozę was!- powiedziawszy te słowa, spróbował złapać Tony’ego i Jones’a, usadowić ich na pancerzu swojego mecha, w taki sposób, aby ciągle ich zasłaniać od ostrzału. Gdy operacja się udała, Clarke mocniej schwycił joysticki, którymi sterował Lucy i pchnął je z całej siły do przodu, zmusząjąc kupę żelastwa do biegu. Gdy uznał, że udało mu się oddalić na tyle daleko, aby znów poczuć się bezpieczniej, Isaac uruchomił systemy maskowania i zwolnił do tempa marszu.*

- Rakietami ich! - Rzucił kanonier, słysząc o komitecie powitalnym. Rzucił się do skrzyni z ładunkami i zaczął szukać zdalnych detonatorów, skoro wiedzieli że nadchodzą, wiedzieli gdzie są, to była też duża szansa na to, że zaraz tu będą. Wypadało przynajmniej trochę zaminować podejście. Trzeba było tylko dobrać odpowiednie zapalniki do ładunków i szybko wszystko przygotować. Kto by pomyślał że na prostej misji zwiadowczej więcej narozrabiać będzie miał szansę na powierzchni niż w kosmosie z dość zabójczym arsenałem AJOLOSA. - Spróbuję ustawić ładunku ze zdalnym detonatorem, dam znać jak się uda, będziecie musieli ich pokierować na odpowiednią ścieżkę najlepiej. - Byłoby miło gdyby wodoluby się w to wpakowały, oszczędziłyby mu roboty.

Jones nie czekając na dodatkową zachętę po prostu zamierzał spierdalać. Nie uśmiechało mu się to, warunki jednak były tak chujowe, że nie umiał by zapewne odstrzelić sobie fiuta.
-Zmywamy się stąd. Walka w takich warunkach...to samobójstwo..

Wycofywali się w pośpiechu. Jones i West trzymali się kurczowo śliskiego kadłuba SCORPIONA, a Clark'e starał się utrzymać maszynę na nogach unikając jednocześnie ognia Polarian. Może i pancerz mecha wytrzymałby trafienie z laserów wroga, ale ludzie na jego powłoce to już raczej nie.
Oddalili się dość szybko, mając najwyraźniej przewagę w prędkości. Tylko kilka wiązek laserowych przecięło przestrzeń za nimi, ledwie widoczne w szalejącej burzy śnieżnej.

Chan wyskoczył na zewnątrz od razu obrywając solnym błotem niesionym przez szalejącą wichurę. Przedarł się do miejsca, gdzie najpewniej zaatakują Polarianie i zaczął rozstawiać ładunki. Pilotujący SCORPIONA Clark'e zauważył kanoniera w ostatniej chwili i tylko dlatego, że ten miał zapalony reflektor na swoim kombinezonie. Mech o mało nie stratował Chana, który przy takim szaleństwie żywiołów nie był wstanie ani go usłyszeć, ani poczuć drżenia ziemi jakie wzbudzała biegnąca maszyna. Zauważyć nie mógł tym bardziej. Na szczęście systemy nawigacyjne mecha działały bez zarzutu i Isaac wyhamował, jak należy. Mr. Jones zsunął się z pancerza na rozmokłą, zmarzniętą ziemię.Tony zeskoczył zaraz za nim

-Chyba zyskaliśmy trochę przewagi - powiedział Isaac - Rybole nie są takie zwinne na lądzie. Mamy chwilę. Tony, - zwrócił się do pilota - Jones przyda nam się tu, na lądzie, niech Chan z tobą idzie do THUNDERa. To znaczy, ja was podrzucę. Ross, widzisz coś? Polarianie się do nas zbliżają? Wiedzą gdzie jesteśmy? Pełny raport sytuacjyjny. - wydał rozkaz - Jeśli nie wiedzą, to musimy się jakoś ukryć i ruszyć na zwiad, nie możemy się z nimi równać w otwartej walce, no chyba, że THUNDER da radę zdjąć ich mecha, a Lucy poradzi sobie z piechotą. - powiedział p.o. kapitana. Van Belzen, Chan - udało wam się coś przygotować? Jakimi zasobami dysponujemy? -*

Jones czekał na dalsze rozkazy. Karabin znalazł się w jego dłoniach. Skaner namierzał odległość jaką miał do nic wróg. Czas nie sprzyjał im zbytnio.
-Issac, nic nie widać w taką pogodę. Chuj w dupę tym rybom. Spierdalajmy stąd. Niech Tony spróbuje ogarnąć Thundera. My musimy się stąd zwijać. Jakbyś nie zauważył, Ty może jesteś w grubym mechu, ale wiatr pizga niemiłosiernie. W taką pogodę to nie da się walczyć - fuknął zły zwiadowca.

-Dlatego też nie każe wam ich atakować. - powiedział zirytowany technik -Ale też nie mamy dokąd “się zwijać”. AJOLOSa już nie ma, pamiętasz? A lądownikiem daleko nie polecimy, a w ogóle to mamy ograniczone zasoby energetyczne. Myślę, że musimy się skonfrontować z Polarianami, ale na naszych zasadach i nie w otwartej walce. To coś dla ciebie. Musimy odbić tą stację, żebyśmy mieli cień szansy na wysłanie sygnału. - przerwał na chwilę - No więc jaka sytuacja? -

- Nie trzeba ich atakować - powiedział Tony. - Nie tych, przynajmniej. Spróbujmy ich ominąć. W końcu interesuje nas kopalnia, a je walka z Polarianami. Pewnie natknęliśmy się na nich, gdy szli sprawdzić, kto wylądował na planecie. Trzeba zabrać z lądownika co się da i uciekać. A ja spróbuję, Thunderem, ostudzić ich zapały.
- Nie wiemy - mówił dalej - ilu ich tam siedzi, w SALT 01. Po co komu nie wiadomo jak liczne oddziały podczas terraformingu? Najlepiej by było odesłać lądownik daleko stąd. Może by pomyśleli, że uciekliśmy.

- Wstrzymać wodze, zaminowałem ścieżkę, jak mi dacie sygnał że są na tym terenie, albo prześlecie odczyty ich sygnatur z lądownika, to się ich wysadzi. Potem dobije rakietami i laserami mecha. Piechotę powinno przynajmniej oszołomić. Ładunki są zdalnie sterowane, więc możecie od biedy i wy to zrobić jeśli chcesz żebym koniecznie właśnie teraz zapieprzał też do THUNDERA. Przebić się przez nich i tak trzeba jeśli mamy się dostać do nadajnika. Lądownik się może jeszcze przydać, więc dobrze by było, jakby przetrwał w całości, ale fakt, trzeba go wypakować. - Wyrzucił z siebie kanonier. - Ryby na lądzie moga być mniej zwrotne, ale pewnie równie opancerzone co w kosmosie. Jeśli dasz radę celować w tym gównie, to szarpnij się na stawy. Bez nich mech będzie łatwym celem. Powinien. - Poprawił się po sekundzie. Ładunki były rozstawione w newralgicznych punktach, zostało czekać i odpalać, lub spieprzać do myśliwca. To ostatnie nie było aż takie głupie, West był niezły w swoje klocki, więc oceniał że ma przynajmniej 25% szans na przeżycie, jeśli wsiądzie z nim do maszyny i zacznie z niej młócić sprzętem przeznaczonym do walki kosmicznej, po pancerzach naziemnych. Przy lądowniku z ładunkami wcale dużo lepiej nie było. Może wiatr próbował rozerwać mu skafander a packi soli doprowadzić do epilepsji, ale zaczynało mu się robić ciepło.*


- Mam namiar na cel. Mogę wam przesłać obraz radarowy. Myślę, że możnaby spróbować walnąć rakietką wedle wskazań radaru. Tego ich mecha widzę całkiem dobrze. Trzeba ich zatrzymać zanim dojdą do promu. Prom to nasze ostatnie, bezpieczne schronienie. Alternatywą jest przeparkowanie go choć trochę. Ale to nam nie zlikwiduje problemu ich oddziału szturmowego. Więc proponuję tak zrobić jeśli nie uda się ich zatrzymać. - włączył się do dyskusji Ross. Patrząc na obraz za główną pancerną szybą lądownika wcale nie zadrościł chłopakom na zewnątrz. Nawet Izaac’owi w jego pancerzu wspomaganym gdzie miał chyba najznośćniejsze warunki bytowe z całek trójki. Aura i pogoda nie sprzyjała spacerom. Szyby lądownika były już pokryte jakąś na wpółzmrożoną, sciekajacą po nich breją. Zdaniem Morgana wyglądało to już optycznie wystarczająco odpychająco i zniechęcało do zapoznawania się z resztą planety. A do tego wskaźniki promu pokazywały jeszcze wiatr i generalnie śnieżno - solną burzę. Cieszył się więc, że jego fucha nie zmusza go do opuszczenia wnętrza pojazdu.

Zastanawiał się jak te warunki wpływają na ich sytuację i jak wykorzystać je na swoja korzyść. Szaruga szarpała i motała w optoeletronice bazującej na świetle widzialnym. A więc na tym samym widmie co oczy człowieka. W efekcie nie widac było nic poza najbliższą okolicą. Nawet przy filtrach optoelektronicznych oferowanych przez skafandry czy urządzenia pokładowe. Ale to oznaczało, że na sprzet Polarsów działa to podobnie. Na radiotechnikę wpływało to jednak znacznie słabiej. przynajmniej na odległości na jakich mieli do przejętej fabryki czy oddziału wroga. Wszelakie skupiska twardych odbijających fale radiowe obiektów skalnych czy metalowych dawały ładne echo na radarze. Jeśli obiekt się poruszyał było to widoczne na nim a do tego można było niejako przy okazji zmierzyć jego predkość i kierunek. Do pewnego stopnia także wielkość. Na tym opierał się plan Ross’a. Zamierzał użyć systemów promu jak radaru artyleryjskiego i podac namiar chłopakom na zewnątrz. Wówczas jego zdaniem przynajmniej Izaak ze swojej “Lucy” mógłby posłać Płetwiakom rakietkę czy dwie, zwłaszcza w tego ich mecha. Nawet jeśli nie miał ich we własnych skanach. Zaś Ross na ekranie mógłby widziec efekt ostrzału i ewentualnie skorygować ogień.

Do tego żywił nadzieję, że jeśli naziemna technika Polarsów jest podobna technologicznie do tej kosmicznej to mieli ciut przewagi w czułości własnych skanów nad Polarowymi. Więc miał nadzieję, że przy kombo jego umiejętności i zabawek w połączeniu z Izaaciem i Lucy pozwolą na otwarcie celnego ognia spoza zasięgu widoczności wrogiego oddziału. Zaś burza ze swoimi blokujacymi skany własciwościami pozwoliłaby skryć pole walki przed wścibskim okiem z orbity. Ale ta naprawdę przy info jakie mieli o przeciwniku większość jego założeń była teoretyczna i poparta jedynie własnymi obserwacjmi i praktyką z walką z Polarianami.

Ross spojrzał na odczyty z lądownika i szybko zorientował się, że wróg nie kontynuował pościgu. Jednostki przeciwnika zawróciły pod SALT-01 tworząc najwyraźniej kordon ochronny wokół czegoś.

Informacja, którą przekazał Ross była częściowo pozytywna. Polarianie nie mieli ochoty ich ścigać, więc mieli chwilę spokoju, ale też czegoś pilnowali, czegoś co było na SALT 01.
-Dobra, dzięki Ross. Słuchajcie, mamy chwilę spokoju, rybole nie chcą nas dziś gonić, ale też mają coś ciekawego na SALT 01 i nie chcą tego oddać. Jones, weź Chana i spróbujcie zrobić zwiad. Wybadajcie co i jak, spróbujcie wykorzystać solną śnieżycę na waszą korzyść. Sprawdźcie jak wygląda teren w okół stacji, układ sił ryboludzi, gdzie są zgrupowani. Czy można jakoś wziąć ich z zaskoczenia, albo jakimś cudem ominąć. Jesteś specjalistą od zwiadu, więc wiesz co masz zrobić. Pamiętaj, że to tylko zwiad, nie atakuj. Ja z Lucy zabiorę Westa do THUNDERa, niech przeparkuje swój statek tutaj, żebyśmy mieli go pod ręką. Frida i Ross zostaną na statku i monitorują ruch Polarian. Wszystko jasne?

-I znowu z Rossem, eh. Przyjęłam. -przez komunikator głos van Belzen brzmiał jeszcze bardziej burkliwie, niż zazwyczaj - Kabaryna zostaje na miejscu, czy ją też przeparkować? Na razie solna kasza działa na naszą korzyść, ale chuj raczy wiedzieć ile to potrwa. Ten gówniany lądownik to nie AJOLOS, o porządnych systemach maskujących możemy sobie co najwyżej pomarzyć. Szkoda by było, gdyby i jego rybole rozpieprzyli.

- Masz romans przymusowy, ciesz się. - Rzucił do nawigatorki i zapakował do torby kilka ładunków i granatów. Na zwiadzie teoretycznie były mało przydatne, ale zdawało mu się że mogą się przydać. - Macie tu rozłożenie ładunków, gdybyście musieli je odpalić jak mnie nie będzie. - Dodał zostawiając aktywatory detonatorów już zamontowanych i rozłożonych. - Może potrzebują czegokolwiek, co było w Salt-01 albo używają tamtejszych systemów do napędzania teraformera? Cholera ich wie, cokolwiek tam mają, wydaje im się na tym zależeć. Byle nie zaczęli rozpieprzać naszego nadajnika. Bo będziemy w większej dupie niż jesteśmy. - Chociaż musiał sam przyznać, że ciężko mu było sobie takową wyobrazić.

- Spoko. Postaram się was nie zgubić. Tych Płetwiaków też. Jakby co będe się darł więc się postarajcie nie wyłazić poza zasięg. A przez tą burzę daleki on nie jest. - usmiechnął się skaner ale po chwili dodał już poważniej. Ostatnio tyle się działo i w takim tempie, że nie miał keidy odsapnąć. Najpierw ta chryja z wizją Rowens, potem te jej rzucanie nimi o ściany i jej ucieczka. Gorączkowy pościg przez śnieżno - solną zamieć siarkowodoru prawie po ciemku a teraz jeszcze kontrakcja Polarsów no. No jakby im nudno było…

- Ale nie sądze by grzebali przy samym nadajniku. Im est nie potrzebny. Mają swoje na własnych okrętach. Tak jak my… Mieliśmy… - zaciął się trochę gdy znów mu się przypomniało o utracie ich korwetki. Potrząsnął głową zakrytą hełmem skafandra i ciągnął swoje wnioski dalej. - W każdym razie myślę, że coś tam knują ale nie z naszym nadajnikiem. Byli tu przed nami bo lądowane tak blisko raczej nawet tym badziewiem bym wykrył. Są więc już tu od niewiadomo kiedy. Mogli się więc przygotować na jakieś kontrakcje z naszej strony. - zamilkła na chwilę znowu i usiłował się podrapać po policzku co mu pomagało się skupić ale palce w rękawicy natknęły na plastik hełmu. Trochę zirytowany machnąl więc ręką jakby odganiał muchę.

- Raczej nie ma ich tam zbyt dużo tak myślę… Nie żołnierzy… Bo jakby mieli rezerwę to by kontynuowali pościg i szukali nas dalej… A woleli nie oddalać się od kompleksu czyli jest to dla nich ważne… - mówił w skupieniu ale w końcu wzruszył ramionami i rozłożył ręce. - No ale w sumie to zgaduję. Równie dobrze ich procedury mogą kazać im wracać po urwaniu kontaktu z wrogiem. - przyznał się z rozbrajającą szczerością. Już próbował zgadywać i przewidywać te polarsowe zabawy i taktyki tyle razy w tym systemie… i tyle razy się pomylił… że zaczynał podchodzić do własnych teorii z wielką swobodą. No ale sumienie nie pozwalało mu trzymać ich dla siebie przed resztą załogi.

- Ale wiecie co? - spytał jakby w ostatniej chwili na coś wpadł. - Oni musieli się tu jakoś znaleźć. Więc co prawda mogą trzymać swoją windę na pięterku na orbicie… Ale może mają ja gdzieś przyziemnioną w okolicy kompleksu. Wiem, że mamy głównie rozpoznać co tam wyrabiają… Ale może jakby była okazja i tak odciąć ich chwilowo od zaopatrzenia czy ewakuacji? - miał na myśli głównie pokładowy sprzęt Scorpiona. Jeśli Polarsi używali czegoś na podobę ich windy, zwanej dla sztuki i tradycji wojskowego kamuflażu “promem orbitalnym” to chyba taka jedna celna rakietka w kadłub mogłaby sporo im nabruździć. Majac na wsparciu jednostkę w stylu “Zółwia” nad sobą pewnie nie była to niepowetowana strata no ale skoro byli na wojnie i mieli kąsać to dlaczego mieli im choć taki mały kawałek odpuścić? Poza tym był nadal wściekły, że Rowens nie dała im okazji choć spróbować się odgryźć na orbicie a chętnie skorzystałby z okazji by zniszczyć jakąkolwiek, choćby mała jednostkę Polarsów. Szkoda, że odpowiednio silnych min nie mieli. Wówczas można by im zostawić smroda i odpalić zdalnie albo czasowo a tak to trzeba było Scorpionem w razie czego zadzialać.

- Aha, Izaac, i tym razem włącz maskowanie. Bo na skanach świecisz jak choinka. No to powodzenia chłopaki! - zwrócił się na koniec do tej części załogi która miała oddalić się od promu.
 
Lomir jest offline